sobota, 20 maja 2017

#1 Boży paradoks J 3,1-21

Niewinny na krzyż, winni do nieba



W całym Piśmie Świętym jest jedno zdanie, które wielu uważa za streszczenie treści wszystkich 73 ksiąg, które składają się na Biblię. Może domyślacie się już o jaki werset chodzi? To 16 wiersz 3 rozdziału Ewangelii wg św. Jana, bardzo znany – „Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne”. Niektórzy znajdują jeszcze krótsze streszczenie Biblii, składające się z zaledwie trzech wyrazów – „Bóg jest miłością” (1 J 4,8). Doskonałą korelację między tymi dwoma zdaniami wyjaśnia sam Apostoł św. Jan, już w kolejnym wersecie swojego listu: „W tym objawiła się miłość Boga ku nam, że zesłał Syna swego Jednorodzonego na świat, abyśmy życie mieli dzięki Niemu” (1 J 4,9).

Możemy śmiało powiedzieć, że właściwie całe dzieje ludzkości opisane na kartach Pisma Świętego w jakiś Bogu wiadomy sposób sprowadzają się i mieszczą w tej prawdzie nad prawdami, że Bóg nie oszczędził nawet własnego Syna, chcąc ratować każdego człowieka, który przez grzech zasługiwał na śmierć. Nie łudźmy się, każdy z nas jest grzeszny i zasługiwałby na wieczne potępienie, gdyby nie szalona miłość Boga ku nam, który zrobił zupełnie wszystko, żebyśmy mogli żyć na wieki; zrobił tak wiele, że w naszych małych ludzkich głowach się to wszystko do końca nie mieści.

Nie będziemy tu analizować szczegółowo 21 początkowych wersetów trzeciego rozdziału Janowej Ewangelii, bo jest to tekst nadzwyczaj bogaty w treści, którego analiza zmieściłaby się zapewne w książce, a nie krótkim wpisie. My skupimy się przede wszystkim na 16. wersie. Warto jednak pokrótce nakreślić okoliczności, w jakich Jezus wypowiedział te znamienne słowa, które prawdopodobnie są największym Bożym paradoksem, toteż jest to odpowiedni wybór na potrzeby pierwszego właściwego wpisu z tej serii.

Oto pod osłoną nocy przychodzi do Mistrza z Nazaretu niejaki Nikodem, faryzeusz, dostojnik żydowski. Wyraził on wobec Jezusa pewność, co do Jego Boskiego pochodzenia, wnioskując szczególnie z licznych cudów Chrystusa. Następnie toczy się rozmowa na trudne tematy dotyczące np. powtórnych narodzinach z wody i Ducha (aluzja do sakramentu chrztu). W końcu Zbawiciel dotyka tematu Jego męczeńskiej śmierci: „A jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne” (J 3,14-15). Wspominając o wężu, Pan nawiązuje do zdarzenia opisanego w Księdze Liczb (patrz Lb 21,4-9). Właśnie po tym odwołaniu następuje słynny wiersz 16. o odwiecznej miłości Boga. Dalej Jezus wyjaśnia cel Swojej misji, którym nie było potępienie świata, ale Jego zbawienie. Ludzie zasługiwali na potępienie, a Bóg wysłał Syna, aby ten dokonał ich odkupienia na drodze okrutnej męki i śmierci krzyżowej – po ludzku to Boży paradoks, a po Bożemu – po prostu czysta Miłość.

Ktoś powie: „No, dobra, to jeszcze jakoś rozumiem – człowiek nabroił, a Bóg w Swej Miłości niezmiernej wyciągnął do niego zbawczą rękę, ale... dlaczego dał sobie ją przybić na krzyżu; innymi słowy – czy nie było innego sposobu na zbawienie tego zagubionego człowieka? Przecież jest Bogiem wszechmocnym”. Najlepszej odpowiedzi, jaką do tej pory znalazłem na tego typu często pojawiające się dylematy, udzielił ks. prof. dr hab. Mariusz Rosik w wykładzie nr VIII z cyklu Telewizyjny Uniwersytet Biblijny (źródło: http://biblista.pl/ukryte/telewizyjny-uniwersytet-biblijny/5631-wyklad-viii-26-i-2013-r-dlaczego-syn-czlowieczy-musial-cierpiec-i-umrzec.html).
Otóż Pan Bóg jest jednocześnie miłosierny i sprawiedliwy. Ksiądz profesor podał przykład naszego rozumienia tych Bożych przymiotów. Otóż jeśli na przykład jakichś chłopiec coś przeskrobie, rodzice załóżmy zamkną go w pokoju na trzy dni, bez internetu i kolegów. Okazuje się jednak, że urwis dobrze się sprawował, dlatego w geście miłosierdzia rodzice skrócili jego szlaban do dwóch dni. Wygląda więc na to, że owi rodzice byli tak trochę miłosierni (nie anulowali kary syna całkowicie) i tak trochę sprawiedliwi (skrócili mu karę, na którą sobie w pełni zasłużył). Bóg jest jednak w 100% miłosierny i w 100% sprawiedliwy. Co to zatem znaczy? Pan nie mógł zatem darować ludziom tego co zrobili, bo złe czyny pociągają za sobą nieodwołalne kary; nic nie idzie w próżnię. Tego wymaga sprawiedliwość. Gdzie zatem objawiło się czyste miłosierdzie? Odpowiedź jest prosta – to Jezus wziął na siebie WSZYSTKIE kary, na jakie ludzie wszystkich epok zasłużyli (także ty i ja); nam pozostaje tylko oddawać grzechy w sakramencie pokuty, za które Jezus już umarł na krzyżu i brama do nieba stoi przed nami otworem. Człowiek sam o własnych siłach nie był w stanie wypłacić się Bogu, dopiero Jezus tego dokonał.

To trochę tak, jakbyś miała/miał powiedzmy 5 milionów złotych długu. Ty załóżmy zarabiasz 2,5 tysiąca na miesiąc, a zegar tyka i dług trzeba spłacić. Gdy ty rozpaczasz, nagle przychodzi Jezus i płaci za Ciebie te pieniądze sprawiając, że ty masz teraz czyste konto. Fajnie, nie? A Jezus dokonał na krzyżu czegoś nieskoczenie większego niż największe pieniądze ziemi. Inny przykład: ja, ty popełniliśmy jakieś przestępstwo i oto teraz stoimy w oczekiwaniu na słuszną egzekucję. Tuż przed strzałem w naszą stronę nadchodzi Jezus i staje przed nami na linii lotu kuli. W ten sposób to On zostaje trafiony, a my unikamy śmierci.

Czy Bóg zatem mógł zbawić człowieka np. jednym małym aktem woli? Tak, mógł, ale wtedy zaprzeczyłby swojej sprawiedliwości. Jezus mógł też po prostu zejść z krzyża i zapewne wielu w ten sposób uwierzyłoby w niego. On jednak chciał, żebyśmy Go przyjęli swoim czystym aktem woli, na drodze czystej wiary; Jezus chciał też, aby jako człowiek, doświadczył wszystkiego co ludzkie, także cierpienia. Nikt przeto nie może Mu zarzucić, że jest jakimś tam Bogiem dalekim i nieznającym ludzkich bolączek; przeciwnie – On to wszystko przeszedł i uświęcił, stając się takim jak każdy z nas.

Na przestrzeni dziejów wielu było ludzi, tych znanych i może całkiem anonimowych, którzy własnym życiem dali dowód Bożej miłości aż do końca. Chyba jednym z najbardziej znanych przykładów jest św. o. Maksymilian Maria Kolbe, który dobrowolnie wybrał śmierć w zamian za niejakiego Franciszka Gajowniczka, aby ten mógł wrócić do rodziny. Nie wiem jak Wam, ale mnie nawet trudno wyobrazić siebie na miejscu św. o. Kolbe. A co dopiero Bóg, który wydał swojego jedynego Syna za ludzi, którzy dobrowolnie zasłużyli sobie na potępienie? Tak, Bóg doprawdy jest miłością.

Trochę się rozpisałem, ale trudno jest streścić bezmiar Bożego miłosierdzia. Na koniec dzisiejszych rozważań chciałbym, aby każdy dokonał małej parafrazy J 3,16. Jeśli, strzelam, masz na imię Andrzej, to brzmiałoby to mniej więcej tak: Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby Andrzej, który w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Może uśmiechasz się pod nosem, ale to jest prawda. Pod imię „Andrzej” niech każdy wstawi swoje własne. Wcale nie przesadzam. Już kilka razy od księży i nie tylko słyszałem, że gdyby każdy z nas był tylko jedną jedyną osobą na całym świecie, to Jezus i tak nie zawahałby się umrzeć za mnie, za ciebie na krzyżu. Może, czytając J 3,16 nie zdajemy sobie tak naprawdę sprawy z tego, że to Ewangeliczne „każdy” nie jest jakieś puste, bliżej nieokreślone, jedynie poetyckie, ale jak najbardziej realne; każdy to zupełnie wszyscy, ale także ty i ja.

I jeszcze jedna propozycja – spróbuj sobie odbyć nabożeństwo Drogi Krzyżowej w sposób, który ja nieco z przymrużeniem oka, nazywam egoistyczno-zbawiennym. Rozważ każdą stację tak, jakby Jezus brał krzyż na ramiona, upadał, był przybijany do krzyża, TYLKO za ciebie i dla ciebie. Postaw się też na miejscu faryzeuszy, Piłata, siepaczy, bo to w ich niegodziwych czynach odbijają się także twoje grzechy. Przede wszystkim jednak posłuchaj, że Jezus podnosząc się z trzeciego upadku mógł na przykład powiedzieć tak: „Muszę powstać dla Andrzeja (uczepiłem się tego imienia), bo inaczej on zginie na wieki. Andrzeju drogi, robię to dla ciebie, bo cię kocham aż do końca i nic mnie nie powstrzyma, choć niosę na sobie skutki twoich grzechów, które popełnisz 2 tys. lat później”. Doprawdy, Bóg jest miłością.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz