Ufamy bardziej Bogu Osobowemu czy przedmiotowi?
Czwarty rozdział Pierwszej Księgi Samuela przenosi nas na miejsce bitwy, która rozegrała się mniej więcej w połowie XI w. przed Chr. Naprzeciwko siebie stanęły wojska izraelskie i filistyńskie. Pierwsze starcie zakończyło się sukcesem Filistynów, co zaskoczyło Izraelitów, ale nie czytelników poprzednich rozdziałów 1 Sm. Wiemy przecież, że Bóg przez usta pewnego męża Bożego, a później młodego wówczas Samuela wydał wyrok na kapłana Helego, jego synów i cały jego dom. Mieli doświadczyć klęsk za to, że Chofni i Pinchas (synowie Helego) popełniali straszliwe nadużycia i występki w sprawowaniu swoich kapłańskich czynności i to jeszcze bez zdecydowanej reakcji lub ostrzeżenia ze strony ojca. Opłakane skutki nadużyć kapłanów miały zatem dotknąć również cały naród.
I stało się. Jak wspomnieliśmy, Izraelici przegrali. Starsi Izraela doszli do wniosku, że trzeba sprowadzić na miejsce walki Arkę Przymierza, z którą Izraelici wiązali wiele wspomnień udanych przedsięwzięć, jak choćby w przypadku słynnego zburzenia murów Jerycha (Joz 6). Gdy przywieziono Arkę na drugie starcie Ludu Wybranego z Filistynami pod Afek, wojownicy izraelscy „podnieśli głos w radosnym uniesieniu, aż ziemia drżała” (1 Sm 4, 5). Filistyni odczuwali zgoła odmienne emocje, bo wiedzieli, że może ich spotkać sromotna porażka. Pomimo strachu, motywowali się do boju, zaczęli walczyć i można powiedzieć językiem sportowym – było już 2 – 0 dla Filistynów i losy wojny zostały przesądzone. Arka Przymierza dostała się do niewoli, synowie Helego polegli, on sam zmarł na skutek nieszczęśliwego upadku po usłyszeniu straszliwych wieści, w trakcie porodu zmarła żona Pinchasa... Słowo Boga się spełniło – Heli, jego ród, a nawet cały Izrael zostali ukarani.
Ja jednak chciałbym w kontekście tych wydarzeń zwrócić uwagę szczególnie na Arkę Przymierza i... jej pozorną nieskuteczność na polu bitwy. Przecież miała przynieść szczęście, miała po raz kolejny prowadzić Naród Wybrany do zwycięstwa, a tu taka klapa... O co chodzi? Wiemy już oczywiście o Bożym wyroku, ale po lekturze tej perykopy 1 Sm nasunęło mi się małe porównanie.
Wyobraźmy sobie, że Arka symbolizuje różnorodne przedmioty kultu, dewocjonalia naszych czasów. Współczesny człowiek może ulec pokusie traktowania ich jako coś w rodzaju talizmanu. Mogą rodzić się myśli typu: odmówię sobie pacierz, to dostanę to i to. Modlitwa staje się rodzajem transakcji – ja Bogu odklepię Zdrowaśki, On spełni moje zachcianki. Często człowiek może wiązać moc sprawczą bardziej z przedmiotem niż samym Bogiem. Rzecz jasna dewocjonalia same w sobie są czymś genialnym i niezastąpionym, ale chodzi o odpowiedni stosunek do nich. Księża niejednokrotnie zwracają uwagę przykładowo na odpowiedni stosunek do wody święconej, która sama w sobie nie może uzdrowić, ale to wiara człowieka ją stosującego otwiera drogę Bożej łasce, będącej właśnie czynnikiem sprawczym cudu. Nie woda leczy, ale Bóg. Inny przykład: ile wody święconej musi spaść na przedmiot, żeby był poświęcony – kropla, dwie, a może trzeba zanurzyć go w cysternie?
W analizowanym fragmencie Izraelici prawdopodobnie szczerze pragnęli przybycia Arki, aby pomogła im zwyciężyć; nie zdawali sobie chyba jednak do końca sprawy z licznych wykroczeń kapłanów i nie tylko. W tym przypadku to może nieco mniej istotne. Człowiek XXI w. może jednak ulegać pokusie ukrywania swojego grzesznego życia pod płaszczykiem religijnej, obłudnej poprawności: tu pacierzyk, tam mały pościk (przy okazji dobra dieta...), a gdzie indziej pieniążki na dobry cel. A to wszystko jednak przynosi nieoczekiwanie jakieś małe skutki lub wydaje się bezowocne. „Arka” nie przynosi spodziewanych efektów; Bóg nie lubi udawania, ale nagradza szczere pragnienie dobra i dążenie do zażyłej relacji z Nim, a nie z samymi przedmiotami. Jeśli pokładasz ufność w Bogu, a nie przedmiocie, nie grozi ci Afek XXI w.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz