środa, 14 czerwca 2017

#6 Pochylmy się nad... Wj 16

Tylko nie zawróć do „Egiptu”!



Historia wyjścia Izraelitów z niewoli egipskiej i wędrówka do Ziemi Obiecanej jest powszechnie znana. Wiele już na ten temat napisano i ukazały się liczne ekranizacje exodusu. Seria „Pochylmy się nad...” zachęca wprawdzie do przyjrzenia się mniej znanym tekstom Biblii, ale także proponuje odczytanie na nowo, często w zupełnie innym świetle, fragmentów znanych i szeroko komentowanych. Tym razem spróbujemy pochylić się nad 16 rozdziałem Księgi Wyjścia. Zatem do dzieła!

Oto Izraelici dotarli w swej wędrówce na pustynię Sin. Są w trakcie 15 dnia drugiego miesiąca licząc od wyjścia z Egiptu. Niewola daleko za nimi, a tymczasem oni zaczynają... szemrać przeciw swoim przywódcom – Mojżeszowi i Aaronowi: „Obyśmy pomarli z ręki Pana w ziemi egipskiej, gdzieśmy zasiadali przed garnkami mięsa i jadali chleb do sytości! Wyprowadziliście nas na tę pustynię, aby głodem umorzyć całą tę rzeszę” (Wj 16,3). Pan Bóg odpowiedział na biadolenie ludu i obiecał zesłać przepiórki (gatunek ptaków) oraz słynną mannę z nieba, aby wszyscy najedli się do syta. Bóg spełnił co przyrzekł, a Izraelici dostawali jedzonko przez czterdzieści lat podróży ku Ziemi Obiecanej. Daj palec, to wezmą całą rękę – mówi znane przysłowie. W przypadku Izraelitów również poniekąd się sprawdziło. Oto nieco dalej w Biblii, konkretnie w Lb 21,5 czytamy: „I zaczęli (oczywiście Izraelici) mówić przeciw Bogu i Mojżeszowi: Czemu wyprowadziliście nas z Egiptu, byśmy tu na pustyni pomarli? Nie ma chleba ani wody, a uprzykrzył się nam już ten pokarm mizerny”. Widzimy, że po jakimś czasie lud uznał Bożą hojność za niewystarczającą i znowu marzył się im Egipt, tam najedliby się do syta. Ach, co to były za czasy, nie trzeba było wędrować, nie doskwierał żar pustyni, było co jeść...

No tak, poczciwy lud bardzo szybko zapomniał jednak, że przede wszystkim były to czasy, kiedy trzeba było niewolniczo pracować pod czujnym okiem (i biczem) egipskich dozorców, trzeba było dzień po dniu znosić udręki i jawną wrogość ze strony Egipcjan, trzeba było nawet obawiać się o życie nowo narodzonych chłopców (por. Wj 1, szczególnie wiersz 22).

Do czego zmierzam pisząc o tym wszystkim? Otóż myślę sobie, że takie szemranie może dopaść wielu nawróconych wyznawców Chrystusa, których Bóg kiedyś tam wyprowadził z niewoli jakiegoś nałogu, grzechu, niemoralnego przywiązania itp. W chwili, gdy po latach bezowocnych zmagań i ciągłych upadków przyszło wyzwolenie, takiej osobie towarzyszyło uczucie euforii i przepełniająca serce radość. Analogicznie po 400 latach niewoli Izraelici dzięki Bożej łasce opuścili Egipt i śpiewali Panu pieśń dziękczynną (Wj 15,1-21).

Być może jednak po pewnym czasie przychodzą chwile próby, którym mogą towarzyszyć silne pokusy, aby powrócić do tej swojej niewoli, do nałogu. Może się wydawać, że wzrastanie duchowe, postępowanie na raz obranej drodze nie ma większego sensu; może lepiej zawrócić, bo wtedy było „łatwiej”, „przyjemniej”, „fajniej”. W niejednej głowie mogą zrodzić się wątpliwości, kierowane nawet otwarcie przykładowo pod adresem księży, jak niegdyś Izraelici wylewali swoje żale i biadolenia w twarz Mojżesza i Aarona: „Dlaczego namówiliście mnie do porzucenia alkoholu, narkotyków, hazardu, pornografii...? Gdy się nachlałem, naćpałem, nagrałem, naoglądałem było mi tak fajnie, tak przyjemnie, tak się taplałem w tym swoim bagienku; miałem chwile przyjemności, a teraz co – tylko ciemność duchowa, wątpliwości, udręki?” No właśnie, czy tylko?

Biedny nawrócony szybko zapomniał jednak, że tamto pójście na łatwiznę, uleganie swoim popędom i żądzom przynosiło tylko krótkie chwile złudnej przyjemności, prowadząc niechybnie do jeszcze większej rozpaczy, a nawet myśli i prób samobójczych. Tymczasem postępowanie na drodze do świętości jest trudną, ale pewną drogą ku prawdziwej Ziemi Obiecanej – ku Niebu. Owszem, nie brak na tej drodze pustyni, ciemnych dolin i złych ludzi, którzy chcą „najechać” na nas, „podbić” nasze serca i zawrócić nas do dawnego „Egiptu”. O wiele, wiele więcej jest jednak autentycznej radości i pokoju serca wynikającej z faktu, że Ziemia Obiecana (Niebo) już blisko, że na pewno z Bożą pomocą tam dojdziemy, ale pod żadnym pozorem NIE WOLNO nam zawrócić, choć nieraz pustynie wydają się nie mieć końca. Diabeł (ktoś w rodzaju biblijnego faraona) tylko czeka, aby ponownie schwytać nawróconego w sidła niewoli i pogrążyć w jeszcze większych nałogach (stosując analogię biblijną znaczy to - zaciągnąć do jeszcze cięższych prac przymusowych), z których wyjście stałoby się czymś prawie niewykonalnym.

Nawróceni i wszyscy chrześcijanie mamy jednak o wiele lepszy Pokarm na czas wędrowania ku Niebu niż mieli Izraelici. To już nie przepiórki i manna, ale prawdziwy Bóg obecny realnie w każdej małej Hostii, Którego możemy przyjmować podczas każdej Mszy Św. i nie tylko. Może ktoś uznać ten mały kawałek chleba za „pokarm mizerny” (analogia do manny), przedkładając nad niego złudne przyjemności życia w grzechu (analogia do jedzenia w niewoli egipskiej), rezygnując tym samym z życia w łasce i możliwości przystępowania do Komunii Św. A to błąd! Paskudny, wredny, najgorszy wybór!!! Przecież sam Pan Jezus powiedział: „Kto spożywa ten chleb (Jego przenajświętsze Ciało i przenajdroższą Krew), będzie żył na wieki” (J 6,58).

Trzymaj się zatem kurczowo Chrystusa. Jeśli wyzwolił cię On z jakiegoś nałogu, dziękuj, bądź radosny i nie ulegaj szatańskim prowokacjom. Nie „szemraj” przeciw Bogu. Nałóg stwarza tylko pozory przyjemności, która tak naprawdę jest fikcją. Tylko Jezus doprowadzi cię do wiecznego celu i obdarzy niekończącym się szczęściem. Już na krzyżu wysłużył ci klucz do twojego pokoju w niebie. Tylko nie zawróć do „Egiptu”. Po co pchać się z powrotem do niewoli?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz