środa, 28 czerwca 2017

#7 Boży paradoks Łk 13,22-30

Ciasne drzwi a ciasne horyzonty wiary



Pan Jezus zmierzał ze Swoimi uczniami do Jerozolimy. Raz zdarzyło się, że ktoś zapytał Go: „Czy tylko nieliczni będą zbawieni?” (Łk 13,23). Myślę, że bardzo wielu z nas, żyjących współcześnie i poważnie podchodzących do spraw wiary, chętnie posłuchałoby jasnej i klarownej odpowiedzi Jezusa: "Zbawionych będzie bardzo wielu, a może nawet wszyscy (wariant oczywiście najlepszy) lub zbawi się bardzo niewielu" (wariant pesymistyczny...). Jezus udziela jednak innej odpowiedzi: „Usiłujcie wejść przez ciasne drzwi; gdyż wielu, powiadam wam, będzie chciało wejść, a nie zdołają” (Łk 13,24).

Chrystus mówi dalej, że nadejdzie chwila, gdy owe drzwi zostaną zamknięte, a wtedy ci, którzy jeszcze nie weszli, będą krzyczeć i nalegać, by Pan otworzył drzwi; będą się powoływać na rzekomo bliskie relacje z Jezusem za ich życia, bo „przecież jadaliśmy i piliśmy z Tobą, i na ulicach naszych nauczałeś” (Łk 13,26). W odpowiedzi na to wszystko usłyszą gorzkie słowa: „Powiadam wam, nie wiem skąd jesteście” (Łk 13,27). Analizowany fragment Ewangelii św. Łukasza kończy się słowami Mistrza: „Tak oto są ostatni, którzy będą pierwszymi, i są pierwsi, którzy będą ostatnimi” (Łk 13,30).

Po lekturze fragmentu trzynastego rozdziału pisma Łukaszowego rodzą się przynajmniej dwa pytania: Dlaczego Pan Jezus nie udzielił konkretnej odpowiedzi na postawione Mu pytanie dotyczące liczby zbawionych i dlaczego drzwi do nieba są ciasne?

Przede wszystkim trzeba jasno powiedzieć, że Chrystus uczy nas zdrowego podejścia do kwestii zbawienia – nie matematycznego, ale pełnego wiary, nadziei i miłości. Zachęca do takiego podejścia, które okaże się zbawienne dla nas. Pomyślmy, czym mogłyby skutkować ewentualne słowa Pana: "Wszyscy będą zbawieni". Wówczas szczególnie ludzie o szerokim sumieniu, niełatwo przypisujący sobie grzech, mogliby pomyśleć: „Skoro tak, to w sumie nie ważne jak będę żyć; lepiej sobie jeszcze trochę poswawolę; i tak sobie pójdę do nieba, bo przecież przed śmiercią na pewno zdążę się nawrócić”. A co z reakcją na przeciwną odpowiedź Pana: „Tylko garstka wejdzie do nieba”? Wtedy z kolei ludzie o usposobieniu skrupulanckim, którzy swoje drobne zaniedbanie lub słabość potrafią ocenić jako grzech wołający o pomstę do nieba, mogliby popaść w czarną rozpacz: „Skoro tylko nieliczni się zbawią, po co się starać; może Pan Jezus już mnie w ogóle nie kocha, bo jestem tak grzesznym człowiekiem i nie ma dla mnie ratunku...”. Widzimy zatem – z jednej strony ludziom groziłaby zuchwałość (w przypadku drzwi otwartych szeroko), z drugiej kompletna rozpacz i zniechęcenie (drzwi niemal całkowicie zamknięte).

Jezus w zamian za to posługuje się metaforą ciasnych drzwi, czyli ani nie otwartych na oścież, ani nie całkiem zamkniętych – one są po prostu ciasne, ale zupełnie każdy może przez nie przejść. Dlaczego zatem te drzwi są ciasne? Najczęściej słyszy się, że powodem tego są liczne przykazania, które trzeba spełniać; Boże wymagania, którym trudno jest sprostać; może wiele dzieł i czynów, którymi trzeba zasługiwać na zbawienie. W ten sposób pośrednio uznaje się Boga za Tego, który przymyka drzwi, aby trudno było człowiekowi wejść. Czy tak jest na pewno? Czy może jednak kryje się tutaj jakiś kolejny Boży paradoks?

Pewnego razu, chyba na Mszy św., nasunęło mi się nieco inne spojrzenie na owe ciasne drzwi. Może to nie Bóg, ale człowiek czyni je sobie ciasnymi. Jezus otworzył je na krzyżu dla wszystkich, ale to my poprzez nasze różne lęki, obawy, słabości, upadki, przymykamy je sobie. Męka Jezusa i Jego Zmartwychwstanie okazały się kluczem otwierającym owe drzwi. Jezus stoi i zaprasza, ale wielu z zakłopotaniem odpowiada: „Nie, nie, Panie, może jeszcze nie teraz; jeszcze trochę poużywam życia, jeszcze może zgarnę trochę kasiory, a potem pomyślę o otwarciu drzwi i wejściu do Ciebie; przecież dom, samochód, rozrywka – nie chcę tego zostawiać...” (warto w tym kontekście sięgnąć dla przypomnienia po wpis #3 Miejmy w sobie trochę z Buszmena (Mk 10,17-31)).

Pewien ksiądz wspominał, że gdy zapytał dzieci czy chcą iść do nieba, chyba wszystkie podniosły ręce, że tak, chcą. Gdy jednak zapytał, kto chciałby iść teraz do nieba, chyba tylko nieliczni byli zdecydowani na tak. Czy w przypadku nas, dorosłych, nie wygląda to podobnie, a nawet gorzej? Bardzo wielu ludzi Bóg właściwie w ogóle nie obchodzi, nie zależy im czy drzwi są jeszcze otwarte, czy już zamknięte. A przychodzi dzień dla każdego człowieka, gdy Pan Bóg zamyka drzwi – to moment śmierci. Ci, którzy weszli za życia wygrali, a ci którzy ociągali się z wejściem – płaczą i kołaczą, aby Pan jeszcze raz otworzył drzwi, a wtedy podobno weszliby. Podobno... Ale jest już za późno. Do tych ludzi odnoszą się może przede wszystkim słowa Jezusa z Ewangelii wg św. Mateusza: „Jakże ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do życia, a mało jest takich, którzy ją znajdują” (Mt 7,14).

Szukajmy zatem tej bramy i próbujmy ją przekroczyć, a wtedy Pan Bóg na pewno dopomoże nam szczęśliwie przez nią przejść. Choćby nawet komuś wydawało się, że jego grzechy i słabości dyskwalifikują go, że te drzwi są zbyt ciasne, trzeba próbować z Bożą pomocą przejść, tzn. nieustannie się nawracać. Wtedy może się okazać, że ci za życia ostatni (grzesznicy) będą pierwszymi, a ci którzy uważali, że już sobie drzwi otworzyli na oścież przez swoją rzekomą doskonałość (pierwsi), mogą stać się ostatnimi, znajdującymi się finalnie na zewnątrz. Pomyślmy o tym... (warto w tym miejscu przypomnieć sobie treść poprzedniego wpisu z tej serii #6 "Zły święty" i dobry łotr (Łk 23,39-43)).

Małe zadanie: Otwierając drzwi i wchodząc dziś do domu (np. po powrocie z pracy), pomyślę o bramie nieba. Czy proszę Jezusa, żeby pomógł mi kiedyś szczęśliwie przez nią przejść?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz