sobota, 9 czerwca 2018

#13 Boży paradoks Mt 20,1-16

Gol tuż przed końcowym gwizdkiem




Wielkimi krokami zbliżają się mistrzostwa świata w piłce nożnej Rosja 2018. Będąc fanem tej dyscypliny sportu poświęciłem futbolowi jeden z wpisów na moim drugim blogu, patrząc na niego okiem historyka. Kiedyś jednak zrodził się w moim sercu pomysł na to, jak treści piłkarskie wykorzystać dla lepszego zrozumienia jednej z najbardziej paradoksalnych przypowieści Pana Jezusa. Jeśli jesteście ciekawi co mam na myśli zapraszam do dalszej lektury tego tekstu. Odsyłam też do poprzedniego wpisu z serii „Boże paradoksy” szczególnie jeśli jeszcze ktoś nie czytał.

fot. Pixabay.com

Na początku 20 rozdziału Ewangelii wg św. Mateusza znajduje się przypowieść o robotnikach w winnicy. Zachęcam teraz (jak zawsze zresztą w przypadku wszystkich cytatów z Biblii we wpisach) do przeczytania tych 16 wersów nakreślonych przez Ewangelistę. Jak wspomniałem treści zawarte w tej biblijnej perykopie to wręcz wymarzony materiał dla poszukiwaczy Bożych paradoksów, do których i my się zaliczamy :) Zobaczmy, co robi właściciel winnicy – zarówno tym pracownikom, którzy pracowali w pocie czoła cały dzień jak i tym, którzy przyszli prawie na koniec dnia pracy, wypłacił dokładnie tyle samo – denara. Czy to jest tak po ludzku patrząc tekst pedagogiczny? Oczywiście, że nie! Jak można nazwać materiałem wychowawczym coś, co pokazuje, że nie ważne, o której godzinie przyjdziesz, i tak dostaniesz tyle samo, jakbyś przyszedł rano. A zatem po co harować, jak można przyjść na koniec i dostać pełną wypłatę? To jest właśnie skandal miłosierdzia, skandal Bożego Miłosierdzia, jak zatytułował jedną ze swoich genialnych książek abp Grzegorz Ryś.

Przypowieść o robotnikach winnicy można rozpatrywać z bardzo różnych punktów widzenia i rozkładać na wiele czynników pierwszych. Okazuje się jednak, że bardzo pomocne może się okazać porównanie jej z... finałowym meczem mundialu.

Różne bywają finały. Czasami jesteśmy świadkami stosunkowo wysokich, jak na decydujący mecz, wyników, jak np. zwycięstwo Francji z Brazylią w 1998 r. (3:0). Innym razem, i to chyba nawet częściej, oglądamy zacięte pojedynki, np. triumf Niemiec nad Argentyną w 2014 r. (1:0 po dogrywce). Specjaliści i fani futbolu oczywiście analizują mecze na wszelkie możliwe sposoby i są w stanie dość łatwo ocenić, kto łatwiej, a kto trudniej, zdobył tytuł mistrzowski. Chociaż z drugiej strony takie odczucia bywają względne, bo najczęściej wysokie wyniki są także owocem ciężkiej pracy i harówy na boisku. Tak czy inaczej, gdyby nawet jeden mecz finałowy zakończył się wynikiem 10:0, a drugi 1:0 to jaka jest różnica między dwoma mistrzami? W gruncie rzeczy ŻADNA! I to jest właśnie sens także Jezusowej przypowieści, który po ludzku jest niesłychanie trudny do ogarnięcia. Nie ma czegoś takiego na mundialach jak arcymistrz patrząc z formalnego punktu widzenia. Niezależnie od wyniku, mistrz jest mistrzem i koniec kropka. Mistrzem zostaje nawet ta drużyna, która do ostatnich sekund walczyła o gola. I wreszcie udało się!!! Gdzieś tam rzutem na taśmę któryś gracz wepchnął piłkę kolanem do bramki przewracając się na ziemię. Ta bramka, wymęczona, w niczym nie przypominała finezyjnych goli z innego finału, gdzie zwycięzca rozbił rywala np. 10:0. I co z tego?... 1:0 to też zwycięstwo.

Może to zabrzmi trochę jak herezja, ale niezależnie od tego czy ktoś przeżył bogobojnie całe życie czy też nawrócił się w ostatniej chwili życia – jeden i drugi jest świętym. Czcimy wszak św. Jana Pawła II i św. Dyzmę (Dobrego Łotra). Takich zestawień można by wypisać tysiące.

Grozi nam tylko pewna pułapka, w którą wpadało wiele klasowych zespołów. Otóż zdarza się, że jakaś drużyna, dumna i pyszna, nie przykłada się za bardzo do gry, bo wie, że „i tak wygra”; „mecz sam się wygra”. Aż tu nagle robi się nerwówka, bo czas leci, a gola nie ma. Ni stąd ni zowąd pyk, rywale strzelają, i niespodziewana porażka... Albo dochodzi do dogrywki, a potem serii rzutów karnych, w których ci zbyt mocno przekonani o swoich umiejętnościach nagle przegrywają. A wtedy pozostaje już tylko „płacz i zgrzytanie zębów”.

Przypowieść o robotnikach winnicy nie jest zachętą do minimalizmu, ale jak najlepszego rozgrywania własnego życia. Uczy nas ona również i tego, żeby nie złościć się, ale cieszyć z tego, że ktoś inny choćby i w ostatniej chwili życia, ale jednak się nawrócił. Pan Jezus w tej przypowieści przynagla nas też do wspierania innych w podążaniu ku Niebu, żeby nie musiały się ważyć ich losy do ostatnich chwil życia. Pracujmy zatem wytrwale każdego dnia.


A jak ja rozgrywam mecz swojego życia? Czy jeszcze stoję bezczynnie na rynku czy też już pracuję w Pańskiej winnicy na zbawienie swoje i innych?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz