Bóg, ja, ty i nasze kochane osoby w niebie - jak to będzie?
Tradycyjnie na początku zachęcam do otwarcia Biblii i przeczytania fragmentu Słowa sugerowanego w tytule.
Szczególnie listopad to taki czas, kiedy spacerując po cmentarzach i modląc się na grobach bliskich chcąc nie chcąc biegniemy myślami do tego, co zakryte jest przed naszymi oczyma za granicą życia i śmierci. Co tam tak naprawdę jest? Jak to wygląda? Jak to się odbywa? Jak będą tam wyglądać nasze relacje z bliskimi i kochanymi osobami? I wiele, wiele innych pytań. Tak czy inaczej jak zapewnia nas Bóg w swoim Słowie: "ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują" (1 Kor 2,9).
Spróbujmy jednak dzisiaj dotknąć nieco innej, ale w gruncie rzeczy podobnej kwestii. Zajrzyjmy do czternastego rozdziału Ewangelii św. Łukasza. W 26 jego wersecie znajdują się jedne z najtrudniejszych słów, jakie wypowiedział Pan Jezus: "Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem". Po jedynie pobieżnej lekturze mogą nam się nasunąć poważne wątpliwości: Jak to? Chrystus zachęca do nienawiści i to jeszcze względem własnych rodziców? Okazuje się, że to bardzo ważne słowa, które rzucają też światło na nasze relacje z bliźnimi i Bogiem po śmierci.
To naturalne, że żyjąc tu na ziemi z ludźmi, których kochamy, bardzo pragniemy, żeby rozłąka z nimi, która następuje na skutek śmierci, nie zerwała na wieki naszych relacji. I jako chrześcijanie mamy pewność, że śmierć pomimo swojej całej szpetoty ostatecznie nie ma nic do gadania. W Pieśni nad Pieśniami czytamy m.in.: "Jak śmierć potężna jest miłość" (...). Wody wielkie nie zdołają ugasić miłości, nie zatopią jej rzeki". (PnP 8,6-7). Wiemy, że ani wody, ani rzeki, ani nawet śmierć, nie zniszczą miłości, jeśli tylko budowana jest ona na Bogu. Mało tego: w niebie miłość między ludźmi, nawet ta, która wydaje nam się tu na ziemi doskonała, przybierze jeszcze doskonalszą postać, bo będzie oczyszczona przez Boga i wyniesiona na niesłychanie wysoki poziom.
W tym kontekście możemy też właściwie rozumieć inne dość trudne słowa Pana Jezusa: "Przy zmartwychwstaniu bowiem nie będą się ani żenić, ani za mąż wychodzić, lecz będą jak aniołowie Boży w niebie" (Mt 22,30). Chrystus wcale nie neguje małżeństwa i miłości ziemskiej, ale wskazuje na to, o czym już sobie wcześniej powiedzieliśmy: tam w niebie miłość małżeńska i każda miłość zostanie wyniesiona na niebotyczny poziom. Nie będziemy już na te sprawy patrzeć w ludzkich kategoriach. Spotkamy tam oczywiście wszystkich, których tu kochaliśmy i będziemy ich kochać jeszcze bardziej!
I jeszcze jedna bardzo ważna sprawa wypływająca z tego fragmentu, gdzie Pan Jezus rzekomo zachęca do nienawiści rodziców. Chrystusowi nie chodzi o nienawiść, ale ustalenie priorytetów w miłości. To jest właśnie pewnym paradoksem, że tak naprawdę kochamy innych o tyle, o ile miłość do Pana Boga jest na pierwszym miejscu. Powiedzenie o Bogu i miejscu innych rzeczy w naszym życiu być może tutaj wybrzmiewa najdobitniej: jeśli Bóg jest na pierwszym miejscu, wszystko inne jest na właściwym.
Chrystus w 14 rozdziale Ewangelii św. Łukasza przytacza też historie z budową wieży i przygotowaniami króla do batalii z innym królem. W obu przypadkach, zarówno budowniczy wieży jak i król, muszą obliczyć czy są w stanie odpowiednio: zbudować wieżę i pokonać rywala. To aluzja do naszej miłości względem Boga. Jeśli nie jest ona bezwarunkowa i całkowita, jeśli przysłaniają ją jakieś miłości do kogokolwiek poza Bogiem, może nam, co nie daj Panie Boże, zabraknąć tej miłości przy końcu życia, kiedy będziemy się żegnać z tym światem. Miłość to bliźnich jest niesłychanie ważna, ale w absolutnie każdym wypadku musi być podporządkowana miłości względem Boga i z tej miłości musi wypływać.
A zatem nasza miłość tu na ziemi: do rodziców, do współmałżonka, do dzieci nigdy nie może być ponad miłością do Pana Boga. Jeśli kochamy kogoś bardziej niż Boga, to ta miłość jest ułomna i to właśnie wtedy może pojawiać się największy strach o przetrwanie tej relacji po śmierci. Jeśli jednak to ku Bogu kierujemy nasze pragnienia i uczucia w pierwszej kolejności tym bardziej czujemy pewność, że nasza miłość do bliskich nam osób również przetrwa i będzie kiedyś tam w Niebie jeszcze doskonalsza, bo Bóg tego pragnie - Bóg, czyli nasza największa Miłość. Wszak Bóg jest Miłością.
Czy kocham kogoś z ludzi bardziej niż Boga?
Poprzedni odcinek Bożych paradoksów >>>
PS Moi Kochani, to ostatni wpis na Biblijnym Rabanie w tym roku liturgicznym i zarazem 3 sezonie jego istnienia (drugim pełnym). W pierwszym tygodniu grudnia ukaże się tekst, w którym napiszę co dalej...
Szczególnie listopad to taki czas, kiedy spacerując po cmentarzach i modląc się na grobach bliskich chcąc nie chcąc biegniemy myślami do tego, co zakryte jest przed naszymi oczyma za granicą życia i śmierci. Co tam tak naprawdę jest? Jak to wygląda? Jak to się odbywa? Jak będą tam wyglądać nasze relacje z bliskimi i kochanymi osobami? I wiele, wiele innych pytań. Tak czy inaczej jak zapewnia nas Bóg w swoim Słowie: "ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują" (1 Kor 2,9).
fot. bngdesigns, Pixabay.com |
Spróbujmy jednak dzisiaj dotknąć nieco innej, ale w gruncie rzeczy podobnej kwestii. Zajrzyjmy do czternastego rozdziału Ewangelii św. Łukasza. W 26 jego wersecie znajdują się jedne z najtrudniejszych słów, jakie wypowiedział Pan Jezus: "Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem". Po jedynie pobieżnej lekturze mogą nam się nasunąć poważne wątpliwości: Jak to? Chrystus zachęca do nienawiści i to jeszcze względem własnych rodziców? Okazuje się, że to bardzo ważne słowa, które rzucają też światło na nasze relacje z bliźnimi i Bogiem po śmierci.
To naturalne, że żyjąc tu na ziemi z ludźmi, których kochamy, bardzo pragniemy, żeby rozłąka z nimi, która następuje na skutek śmierci, nie zerwała na wieki naszych relacji. I jako chrześcijanie mamy pewność, że śmierć pomimo swojej całej szpetoty ostatecznie nie ma nic do gadania. W Pieśni nad Pieśniami czytamy m.in.: "Jak śmierć potężna jest miłość" (...). Wody wielkie nie zdołają ugasić miłości, nie zatopią jej rzeki". (PnP 8,6-7). Wiemy, że ani wody, ani rzeki, ani nawet śmierć, nie zniszczą miłości, jeśli tylko budowana jest ona na Bogu. Mało tego: w niebie miłość między ludźmi, nawet ta, która wydaje nam się tu na ziemi doskonała, przybierze jeszcze doskonalszą postać, bo będzie oczyszczona przez Boga i wyniesiona na niesłychanie wysoki poziom.
W tym kontekście możemy też właściwie rozumieć inne dość trudne słowa Pana Jezusa: "Przy zmartwychwstaniu bowiem nie będą się ani żenić, ani za mąż wychodzić, lecz będą jak aniołowie Boży w niebie" (Mt 22,30). Chrystus wcale nie neguje małżeństwa i miłości ziemskiej, ale wskazuje na to, o czym już sobie wcześniej powiedzieliśmy: tam w niebie miłość małżeńska i każda miłość zostanie wyniesiona na niebotyczny poziom. Nie będziemy już na te sprawy patrzeć w ludzkich kategoriach. Spotkamy tam oczywiście wszystkich, których tu kochaliśmy i będziemy ich kochać jeszcze bardziej!
I jeszcze jedna bardzo ważna sprawa wypływająca z tego fragmentu, gdzie Pan Jezus rzekomo zachęca do nienawiści rodziców. Chrystusowi nie chodzi o nienawiść, ale ustalenie priorytetów w miłości. To jest właśnie pewnym paradoksem, że tak naprawdę kochamy innych o tyle, o ile miłość do Pana Boga jest na pierwszym miejscu. Powiedzenie o Bogu i miejscu innych rzeczy w naszym życiu być może tutaj wybrzmiewa najdobitniej: jeśli Bóg jest na pierwszym miejscu, wszystko inne jest na właściwym.
Chrystus w 14 rozdziale Ewangelii św. Łukasza przytacza też historie z budową wieży i przygotowaniami króla do batalii z innym królem. W obu przypadkach, zarówno budowniczy wieży jak i król, muszą obliczyć czy są w stanie odpowiednio: zbudować wieżę i pokonać rywala. To aluzja do naszej miłości względem Boga. Jeśli nie jest ona bezwarunkowa i całkowita, jeśli przysłaniają ją jakieś miłości do kogokolwiek poza Bogiem, może nam, co nie daj Panie Boże, zabraknąć tej miłości przy końcu życia, kiedy będziemy się żegnać z tym światem. Miłość to bliźnich jest niesłychanie ważna, ale w absolutnie każdym wypadku musi być podporządkowana miłości względem Boga i z tej miłości musi wypływać.
A zatem nasza miłość tu na ziemi: do rodziców, do współmałżonka, do dzieci nigdy nie może być ponad miłością do Pana Boga. Jeśli kochamy kogoś bardziej niż Boga, to ta miłość jest ułomna i to właśnie wtedy może pojawiać się największy strach o przetrwanie tej relacji po śmierci. Jeśli jednak to ku Bogu kierujemy nasze pragnienia i uczucia w pierwszej kolejności tym bardziej czujemy pewność, że nasza miłość do bliskich nam osób również przetrwa i będzie kiedyś tam w Niebie jeszcze doskonalsza, bo Bóg tego pragnie - Bóg, czyli nasza największa Miłość. Wszak Bóg jest Miłością.
Czy kocham kogoś z ludzi bardziej niż Boga?
Poprzedni odcinek Bożych paradoksów >>>
PS Moi Kochani, to ostatni wpis na Biblijnym Rabanie w tym roku liturgicznym i zarazem 3 sezonie jego istnienia (drugim pełnym). W pierwszym tygodniu grudnia ukaże się tekst, w którym napiszę co dalej...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz