sobota, 21 września 2019

#15 Boży paradoks Dz 3

Jezusowy marketing Piotra i Jana



Myślę, że wszyscy "lubimy" ten moment: oglądamy sobie znakomity film, a tu ni stąd ni zowąd wskakuje nam na ekran reklama... I wtedy w zależności od kanału musimy spokojnie poczekać sobie, aż wróci nam możliwość oglądania tego, co zostało nam przerwane.

Okazuje się, że prawidłowe rozumienie mechanizmu współczesnych reklam może nam pomóc zrozumieć sceny biblijne, choćby i tę, gdy pewnego razu Piotr i Jan wchodzili na modlitwę do świątyni i zobaczyli człowieka, który prosił o jałmużnę. Co ma piernik do wiatraka - może ktoś znowu spyta? A no trochę wspólnego ma, a może właśnie nic, ale po kolei.

Na czym w dużej mierze opierają się współczesne reklamy? A no na tym, że ktoś sugeruje nam, że ma coś, co jest w stanie zaspokoić jakąś naszą potrzebę, np. doskonałe chipsy, które umilą czas spędzony przy telewizorze i zaspokoją głód. Musimy sobie tylko zadać pytanie czy aby na pewno mamy akurat taką potrzebę i czy rzeczywiście ten konkretny produkt jest tym absolutnie najlepszym, jedynym w swoim rodzaju, który może niemalże przychylić nam nieba. No właśnie to jest bardzo ważne pytanie: czy mamy akurat tę konkretną potrzebę i absolutnie, niezwłocznie potrzebujemy do szczęścia tego konkretnego produktu?
fot. kreatikar, Pixabay.com

Podsumowując: reklamy zazwyczaj wypełnione są obietnicami, wizjami szczęścia, jakie nas spotka po zakupie tego konkretnego produktu, usługi, itp. Inna sprawa, że czasami mogą milczeć na temat skutków ubocznych jakiegoś towaru, bo przykładowo jakiś nieziemsko pyszny produkt spożywczy może i zaspokoi chwilowo nasz głód, ale nie ma mowy o tym, że jeśli ktoś będzie się zbyt często czymś takim faszerował, może zachorować z przejedzenia czy przynajmniej nadmiaru niezdrowej żywności. A z kolei reklamy napoi z procentami tryskają radością i obiecują wspaniałe chwile spędzone z kolegami przy pełnych szklenicach. Może i będą to niezapomniane chwile, ale wiemy dobrze, że często ich nadmiar prowadzi do dramatów rodzinnych i rozpadania się małżeństw.

Dobra, wystarczy tego reklamowego gadania. Oczywiście nie chodzi o to, żeby teraz od góry do dołu zanegować reklamy, bo one same w sobie są potrzebne, ale w ich kontekście zajrzyjmy do 3 rozdziału Dziejów Apostolskich.

Oto Piotr i Jan idąc na modlitwę spotykają człeka chromego od urodzenia, który prosi ich o jałmużnę. Była to niezła okazja do marketingu w takim czysto ludzkim rozumieniu, którym posługiwało się wielu zacnych faryzeuszy i innych ludzi na poziomie. Oto jak mogli zachować się Apostołowie: idziemy na modlitwę o godz. 15:00 (wedle naszego zegara), czyli godzinie Męki naszego Pana i teraz pokażemy wszystkim jak jesteśmy hojni, bo wyciągniemy trochę grosiwa i rzucimy temu biedakowi; nie z miłości, ale żeby nas pochwalili i z uznaniem pokiwali głowami, jaki to gest pokazaliśmy. Czy to coś zmieni w życiu tego chromego? No w sumie będzie miał to, co chciał, bo po pieniądze go tu przywlekli. Czyli on się zadowoli, bo zaspokoimy jego potrzebę, ludzie nas pochwalą, my uspokoimy sumienia - wszyscy będą szczęśliwi. Jaki elegancki marketing, prawda?

Tymczasem Piotr i Jan zaczynają spotkanie z chromym "najgorzej" jak można. Niby zwracają na siebie jego uwagę, czyli powiedzmy, że to jeszcze ujdzie, ale potem skucha, wtopa: "Nie mam srebra ani złota" (Dz 3,6). Porażka... Przyznajemy się, że nie jesteśmy w stanie zaspokoić jego potrzeby. A może jesteście skąpi i żal wam groszy? - dorzucą może co bardziej złośliwi gapie. I w tym momencie dzieje się coś, co zapowiada kolejny Boży paradoks i jest zupełnym odwróceniem ludzkiego porządku: "<<co mam, to ci daję: W imię Jezusa Chrystusa Nazarejczyka, chodź!>> I ująwszy go za prawą rękę, podniósł go. A on natychmiast odzyskał władzę w nogach i stopach" (Dz 3,6-7). Oto Apostołowie spełniają dzięki Bożej łasce najbardziej pilną i podstawową potrzebę tego człowieka: dają mu zdrowie, którego nie miał od urodzenia!

Zobaczmy, że Boży marketing jest zupełnie inny niż ten światowy. Nasze reklamy krzyczą, że są w stanie zaspokoić potrzeby i poniekąd to prawda, ale i tak potem pozostaje pustka i nieraz jeszcze większe potrzeby, jak np. potrzeba zakupu kolejnej butelki oranżady, bo wypicie poprzedniej sprawiło, że chce nam się pić jeszcze bardziej (trochę uzależniający słodki smak)... Mała dygresja: nie tak dawno dowiedziałem się z filmiku o. Szustaka, że np. w USA w barach sprzedają wodę do picia, ale orzeszki lub słone przekąski dają... za darmo. Jak to, przecież to droższe niż woda? Jasne, ale jeśli najemy się np. słonych orzeszków będzie nam się chciało pić i wtedy kupimy więcej napojów, zwłaszcza z procentami i bar zarobi. Proste. Czyli dajemy ci coś, ale w podtekście: dzięki temu weźmiemy od ciebie jeszcze więcej. Tymczasem Boża logika jest inna: On zaspokaja nasze najgłębsze potrzeby i robi to zupełnie za darmo - bez ukrytych kosztów zapisanych drobnym druczkiem, bez podtekstów, bez parcia na zysk - tylko z Miłości!



Z kolejnych wersetów wiemy, że takie działanie Apostołów wprawiło w zdumienie cały lud. Czyli to był jednak bardzo skuteczny marketing, prawdziwie skuteczny, bo opierał się nie na banialukach, ale czymś do bólu szczerym i autentycznym. Zauważmy, że Apostołowie nie zatrzymują jednak chwały dla siebie, jak zrobiłaby zapewne każda szanująca się, doceniona firma. Oni wskazali ludowi, kto tak naprawdę jest prawdziwym i właściwym autorem "produktu", którym obdarowali chromego - to oczywiście Jezus Chrystus.

Paradoksem jest również to, że chrześcijaństwo nigdy i nikomu nie obiecuje gruszek na wierzbie i wszystkiego co najlepsze po ludzku tu na ziemi. Przeciwnie: mówi o potrzebie wyrzeczeń, ale wszystko dla większego dobra, największego szczęścia, o którym ani ucho nie słyszało, ani którego żadne ludzkie oko w pełni nie widziało.

Marketing związany jest nieodłącznie z zyskiem, bo ma go generować. Najprostsza definicja marketingu brzmi: "zaspokajać potrzeby, osiągając zysk" (Kotler Ph., Keller K.L., Marketing, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2012, s. 5). Wiemy jednak, że w Bożym rozumieniu ten zysk w całości idzie na konto klienta: to tak, jakbyś kupił u kogoś najwspanialszą rzecz i ten ktoś zwrócił ci jeszcze wszystkie pieniądze. To jest właśnie kolejny Boży paradoks!

Matka Boża w Lourdes powiedziała św. Bernadecie Soubirous: "Nie obiecuję ci szczęścia na tym świecie, ale na innym". Czy mogę nie przyjąć tak niezwykłej Bożej logiki?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz