sobota, 31 października 2020

Proszę na Słowo [#19] 31.10.2020

 Czytania z dnia wraz z komentarzami >>> 


31 października 2020 - Dzień powszedni albo wspomnienie Najświętszej Maryi Panny w sobotę, rok A, II

heinemann3, pixabay.com


"Wiem bowiem, że to mi wyjdzie na zbawienie dzięki waszej modlitwie i pomocy, udzielanej przez Ducha Jezusa Chrystusa, zgodnie z gorącym oczekiwaniem i nadzieją moją, że w niczym nie doznam zawodu. W Nim (Chrystusie) mamy śmiały przystęp [do Ojca] z ufnością dzięki wierze w Niego" (Flp 1,19-20a)

Tak: "W niczym nie doznam zawodu". Cóż za piękna ufność prawdziwego chrześcijanina! Ileż w nas nieraz wątpliwości, dociekań, spekulacji, odejść, frustracji, itp. itd. Tym bardziej rozczula człowieka to dziecięce zaufanie Bogu, jakże dojrzałe i pełne. Módlmy się o taką postawę.

                     

"Dusza moja pragnie Boga, Boga żywego: kiedyż więc przyjdę i ujrzę oblicze Boże?" (Ps 42,3)

W tym fragmencie niesłychanie ważne jest sformułowanie: "Boga żywego". Ileż to razy tak wielu z nas; ba, my sami, nie możemy Boga znaleźć, bo szukamy jakichś wyobrażeń, które Bogiem nie są. Szukamy czegoś czy kogoś, co nie istnieje i nie nasyci. A tymczasem psalmista wskazuje najwłaściwszy kierunek: szukaj Boga żywego. 

 

"Jeśli cię kto zaprosi na ucztę, nie zajmuj pierwszego miejsca" (Łk 14,8a)

W tej przypowieści, ale właściwie w każdej, przepięknie widać wielką prostotę i taką życiowość nauczania Pana Jezusa. On nie prawi nie wiadomo czego, ale ukazuje prawdę swojej Nauki na prostych przykładach właśnie z życia wziętych. Jakże często brakuje nam takiej prostoty.
 

 

Nie jestem biblistą i nie traktujcie proszę moich refleksji jako oficjalnej wykładni Kościoła, niemniej pragnę całym sercem i tak staram się czynić, aby moje przemyślenia wpisywały się w nauczanie Kościoła rzymskokatolickiego. Głęboko wierzę, że w rozważaniach pomaga i inspiruje Duch Święty.

Podzielcie się w komentarzach własnymi przemyśleniami, udostępnijcie też innym.

środa, 21 października 2020

Proszę na Słowo [#18] 21.10.2020

Czytania z dnia wraz z komentarzami >>> 

21 października 2020 - Dzień powszedni albo wspomnienie Najświętszej Maryi Panny w środę, albo wspomnienie św. Józefa Oblubieńca w środę, rok A, II

Guido Reni - St Joseph with the Infant Jesus - WGA19304, fot. wikimedia w domenie publicznej

"bo przecież słyszeliście o udzieleniu przez Boga łaski danej mi dla was, że mianowicie przez objawienie oznajmiona mi została ta tajemnica, jaką pokrótce przedtem opisałem. (...) W Nim (Chrystusie) mamy śmiały przystęp [do Ojca] z ufnością dzięki wierze w Niego" (Ef 3,2-3; 12)

Dziś dość wyjątkowo pozwoliłem sobie sięgnąć po obszerniejszy fragment do skomentowania, który zawiera w zasadzie początek i niemal koniec dzisiejszego czytania. W trakcie jego lektury uderzyło mnie coś takiego: W pierwszej części pięknie widać istotę posługi, istotę kapłaństwa św. Pawła. Zauważmy, że Apostoł Narodów jest tym, który otrzymał od Boga łaskę daną mu dla tych, którym głosi Dobrą Nowinę. Jest szafarzem Bożych łask, tajemnic. Być może wiecie, że słowo kapłan z łaciny to pontifex, czyli ten, który buduje most; w domyśle z ziemi do nieba. A co mamy w kolejnym fragmencie? Jest tam mowa o Panu Jezusie, który z kolei pośredniczy między nami i Ojcem. Gdy te perykopy scalimy otrzymamy zapewne jedną z możliwych interpretacji: kapłan=drugi Chrystus, pośrednik, alter Christus. Niektórzy mówią, że kapłan jest ipse Christus - samym Chrystusem. Jakaż wielka jest posługa kapłana!

                    

"Oto Bóg jest zbawieniem moim!
Będę miał ufność i nie ulęknę się,
bo mocą moją i pieśnią moją jest Pan.
On stał się dla mnie zbawieniem!
Wy zaś z weselem wodę czerpać będziecie
ze zdrojów zbawienia" (Iz 12,2-3)


Tak: "On stał się dla mnie zbawieniem". Być może Izajasz jeszcze do końca nie zdawał sobie sprawy, jak daleko Bóg posunie się, by stać się jego i naszym zbawieniem. My już wiemy, za jaką cenę zostaliśmy zbawieni i z jak wielką obfitością spełniają się na naszych oczach prorockie zapewnienia o czerpaniu ze zdrojów zbawienia. Chwała Panu, mojemu, naszemu Zbawcy!

 

"Wtedy Piotr zapytał: «Panie, czy do nas mówisz tę przypowieść, czy też do wszystkich?» Pan odpowiedział: «Któż jest owym rządcą wiernym i roztropnym, którego pan ustanowi nad swoją służbą, żeby na czas rozdawał jej żywność? " (Łk 12,41-42)

Z tego fragmentu jakoś szczególnie pobrzmiało w moich uszach to stwierdzenie "rządcą wiernym i roztropnym". Myślę, że to jest taka wielka zachęta i podkreślenie godności każdego z nas. Nie tylko kapłani, ale my wszyscy ochrzczeni jesteśmy w oczach Bożych rządcami wiernymi i roztropnymi. Zostały nam niejako delegowane uprawnienia do czynienia wielkich, Bożych dzieł. Czasami niektórzy, pewnie i my nierzadko, może zżymamy się, że nie widać Bożego działania, że Bóg się nie ujawnia, gdy Go potrzebujemy, itp. Ale przecież On na razie nie musi się ujawniać w pełni. Dogląda i wspiera nas spokojnie, trochę ukryty, bo wierzy w nas aż po krzyż, że ma "rządców wiernych i roztropnych". Ucieszmy się dziś z tego i naśladujmy tych najwspanialszych rządców: Matkę Najświętszą i św. Józefa.
 

 

Nie jestem biblistą i nie traktujcie proszę moich refleksji jako oficjalnej wykładni Kościoła, niemniej pragnę całym sercem i tak staram się czynić, aby moje przemyślenia wpisywały się w nauczanie Kościoła rzymskokatolickiego. Głęboko wierzę, że w rozważaniach pomaga i inspiruje Duch Święty.

Podzielcie się w komentarzach własnymi przemyśleniami, udostępnijcie też innym.

sobota, 17 października 2020

#8 mitołamacz Stosunek Boga do niewolnictwa


KKK 2414 "Siódme przykazanie zakazuje czynów lub przedsięwzięć, które dla jakiejkolwiek przyczyny – egoistycznej czy ideologicznej, handlowej czy totalitarnej – prowadzą do zniewolenia ludzi, do poniżania ich godności osobistej, do kupowania ich, sprzedawania oraz wymiany, jakby byli towarem. Grzechem przeciwko godności osób i ich podstawowym prawom jest sprowadzanie ich przemocą do wartości użytkowej lub do źródła zysku. Św. Paweł nakazywał chrześcijańskiemu panu traktować swego chrześcijańskiego niewolnika <<nie jako niewolnika, lecz... jako brata umiłowanego... w Panu>> (Flm 16)"


Temat niewolnictwa należy do tych najbardziej spornych i niewygodnych, który w oczach niewierzących może jawić się jako sprawa tabu lub zamiatana pod dywan. Niektórzy wrogowie słysząc o niewolnictwie w Biblii być może zacierają ręce, a wierzący pokrywają się potem. Moim zdaniem zupełnie niepotrzebnie! Jednocześnie niewolnictwo może też być jedną z przyczyn, dla których niektórzy chcieliby może wyrzucenia z Biblii chrześcijańskiej Starego Testamentu. Muszę się Wam przyznać, że ja osobiście i na gruncie rozumu, i na gruncie wiary, a także na gruncie serca nie mam z tym tematem jakichś większych problemów. Mam głębokie przekonanie i to poparte analizą, że stosunek Boga do niewolnictwa ukazany w Biblii jest jednym z dowodów na ogromną Jego Miłość pomimo najróżniejszych niewdzięczności człowieka. Jeśli ktoś ma sobie w tym temacie coś do zarzucenia (a niestety ma), to tylko i wyłącznie my ludzie. Zapewne ten tekst, który właśnie czytasz, będzie jedynie pewnym szkicem, wykazem najważniejszych wątków, ale mam nadzieję, że Czytelnicy dobrej woli spróbują mnie zrozumieć.
 
Najprościej rzecz ujmując trzeba powiedzieć, że śmierć i zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa powinny zadać kłam jakimkolwiek wątpliwościom w Bożą Miłość do człowieka. Jak wierzymy Jezus jest Bogiem, drugą Osobą Trójcy Przenajświętszej, a zatem stanowi jedno z Tym Bogiem, który działał zarówno w Starym jak i Nowym Testamencie. Skoro Chrystus zrobił dla nas wszystko, żebyśmy mogli osiągnąć zbawienie, a nie pójść na wieczne zatracenie, na które zasłużyliśmy, jakże możemy wątpić w sprawiedliwość Boga także w stosunku do niewolnictwa? Już w rajskim ogrodzie diabeł skutecznie zasiał w sercu pierwszych ludzi wątpliwość w czystość Bożych zamiarów. Czytamy: "Wtedy rzekł wąż do niewiasty: «Na pewno nie umrzecie! Ale wie Bóg, że gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło»" (Rdz 3,4-5). W podtekście wypowiedzi węża możemy wyczytać, że diabeł zdaje się mówić: "Czy Bóg na pewno was kocha? Chyba nie, bo coś przed wami ukrywa. Nie słuchajcie go!". Dzisiaj też niektórzy pytają: "czy ten Bóg, który rzekomo dopuszcza niewolnictwo, kocha was? Chyba nie, bo rzekomo nic nie robi, kiedy niewolnikom dzieje się krzywda". Wiem, że taka odpowiedź zupełnie nie zadowala wrogów Kościoła Chrystusowego. Mnie ona wystarcza, ale oczywiście poniżej przyjrzymy się temu zagadnieniu już w bardziej szczegółowy sposób.
 
fot. jplenio, pixabay.com
 
Musimy wyjść od tego, jakie jest prawidłowe podejście do tekstu biblijnego, w tym również do Pięcioksięgu, gdzie znajdują się rzekomo sporne kwestie dotyczące niewolnictwa. Więcej piszę o tym tutaj >>>. Wielu z nas może się błędnie wydawać, że przykładowo w przypadku dajmy na to Księgi Wyjścia jej spisanie odbyło się tak, że siadł Mojżesz, wziął pióro do pisania i słuchał co mu Bóg dyktuje, a on bezwiednie i mechanicznie wszystko spisywał. Prawda jest jednak inna: tak zwane Księgi Mojżeszowe, ale też wiele innych, powstawały na przestrzeni całych wieków. Gdy Bóg mówił do Mojżesza, ten ustnie przekazywał ludowi Boże przesłanie. Recz jasna w czasach Mojżesza powstały kamienne tablice, a także niektóre treści obecnego Pięcioksięgu. Z biegiem czasu zapisywano wszystkie treści i w pewnym sensie interpretowano do nowych warunków, w których przyszło żyć Izraelitom już w Ziemi Obiecanej. Przypuszcza się na przykład, że rozdział Pwt 17 powstał w epoce Królestwa. Musimy w tym miejscu jasno podkreślić, że takie podejście do sprawy nie jest w żadnym wypadku przekłamywaniem zagadnienia, bo wierzymy w tzw. "natchnienie tekstów biblijnych". Wszystkie treści w nich zawarte są za zgodą Bożą, gdyż ich spisywanie odbywało się na zasadzie kooperacji Bosko-ludzkiej. Wielkim błędem jest jednak wyrywanie zdań z kontekstu i twierdzenie, że np. Bóg rzekomo dopuszcza katowanie niewolnika (poniżej zajmiemy się przynajmniej jedną z tych perykop). Bo przecież tak tam jest napisane! - tłumaczą niektórzy czasami. Chodzi o to, że taki cytat trzeba rozważać w kontekście innych treści, zwłaszcza w świetle Objawienia Nowego Testamentu, które jest pełne. A przecież Chrystus w synagodze w Nazarecie powołał się już na tekst ze Starego Testamentu. Odniósł Go do siebie!

"Duch Pański spoczywa na Mnie,
ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie,
abym ubogim niósł dobrą nowinę,
więźniom głosił wolność,
a niewidomym przejrzenie;
abym uciśnionych odsyłał wolnymi,
abym obwoływał rok łaski od Pana" (Łk 4,18-19)
 
A zatem Jezus Bóg-Człowiek, ten sam Bóg, który Jest w Starym Prawie, przychodzi nie po to, żeby niewolić, ale dawać wolność. Poniżej dalsza analiza obszerniej to wyjaśniająca. 

Jednym z kluczowych wydarzeń w dziejach ludzkości, osadzonym niemal na początku biegu tychże dziejów, jest grzech człowieka, tzw. pierworodny, do czego już wyżej pośrednio nawiązaliśmy. Stosunki między Bogiem i ludźmi oraz między samymi ludźmi, ale także między człowiekiem z samym sobą, uległy dramatycznemu popsuciu. Widać to dobitnie na kartach Biblii oraz w naszym życiu. Ten rozdźwięk, między zamysłem Boga, a trudną rzeczywistością po grzechu, pięknie widać we fragmencie Ewangelii św. Mateusza:
 
"1 Gdy Jezus dokończył tych mów, opuścił Galileę i przeniósł się w granice Judei za Jordan. Poszły za Nim wielkie tłumy, i tam ich uzdrowił. Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, i zadali Mu pytanie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» 4 On odpowiedział: «Czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich jako mężczyznę i kobietę? I rzekł: Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela». Odparli Mu: «Czemu więc Mojżesz polecił dać jej list rozwodowy i odprawić ją?» Odpowiedział im: «Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych pozwolił wam Mojżesz oddalać wasze żony; lecz od początku tak nie było. A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę - chyba w wypadku nierządu - a bierze inną, popełnia cudzołóstwo. I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo»". (Mt 19,1-9)

fot. KlausHausmann, pixabay.com
 
Myślę, że powyższy fragment jest dla nas szczególnie ważny pod kątem niewolnictwa. Zarówno chrześcijanie jak i niechrześcijanie zgodzimy się chyba, że w raju, w początkowych rozdziałach Biblii Bóg stworzył pierwszych ludzi na zasadzie zupełnej równości. NIE BYŁO tam mowy o jakimkolwiek stworzeniu niewolnictwa przez Boga. Czytamy: "Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem" (Rdz 2,24). Ważne w tym kontekście jest szczególnie sformułowanie "jednym ciałem". Nie ma tu zatem mowy o jakimkolwiek podleganiu, bo jedno ciało nie może sobie podlegać. Zobaczmy, co się stało na skutek nieposłuszeństwa człowieka. Czytamy: "Do niewiasty (Bóg) powiedział: «Obarczę cię niezmiernie wielkim trudem twej brzemienności, w bólu będziesz rodziła dzieci, ku twemu mężowi będziesz kierowała swe pragnienia, on zaś będzie panował nad tobą»" (Rdz 3,16). I tu się zaczyna! Zaczyna się stosunek panowania i uległości. Nie mamy żadnego prawa mówić, że stosunek podległości wyszedł z inicjatywy Boga i jest czymś przez niego chcianym. NIC PODOBNEGO! To zawaliliśmy sami, my ludzie, i to się za nami ciągnie po dziś dzień. 
 
Osobiście bardzo lubię koncepcję porównującą dzieje ludzkości do rozwoju człowieka. Wydaje mi się, że możemy porównać pierwszych ludzi do człowieka dojrzałego, powiedzmy ok. 40, 50 lat, który jest już w pełni ukształtowany duchowo, fizycznie i psychicznie. Po grzechu pierworodnym stało się coś niedobrego, zdziecinnieliśmy jako ludzie w najgorszym tego słowa znaczeniu. Wylądowaliśmy w kołysce i zaczęła się mozolna droga ponownego dochodzenia do dojrzałości. "Osiemnastka" ludzkości wydarzyła się z chwilą przyjścia Jezusa na ziemię. My ludzie byliśmy już na tyle przygotowani, że mogliśmy wejść w nową fazę. Może to przykład dość brutalny, ale grzech pierworodny był czymś w rodzaju udaru mózgu, którego doznała ludzkość. Po tym wydarzeniu ludzie na nowo musieli się uczyć chodzenia, mówienia, jedzenia, wykonywania najprostszych czynności. Ten proces będzie zapewne trwać aż do końca świata kiedy w niebie na powrót staniemy się ludźmi sprzed grzechu albo nawet kimś jeszcze bardziej niezwykłym. Oczywiście proszę tej koncepcji nie zestawiać z zachętą Jezusa, żebyśmy stawali się jak dzieci, bo to w ogóle inna sprawa. Bardzo cenię duchowość dziecięctwa Bożego, ale nie o tym dzisiaj. Mnie chodzi o niedobre zdziecinnienie, a w tej koncepcji stanem pożądanym i optymalnym jest dojrzałość.
 
Powyższy cytat: "Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem" (Rdz 2,24) dowodzi też, że w zamyśle Bożym jedyną i najlepszą drogą dla człowieka w przypadku małżeństwa, był związek monogamiczny. Wiemy, że po grzechu się to rozjechało i nawet patriarcha Jakub miał dwie żony i dwie niewolnice, z którymi miał dzieci. Zauważmy jednak, że po ustanowieniu arcykapłanów, Bóg polecił, że mogą oni mieć tylko jedną żonę i to w dodatku poślubiali dziewicę. Z kolei jeszcze później św. Paweł w liście do Tymoteusza napisał: "Biskup więc powinien być nienaganny, mąż jednej żony, trzeźwy, rozsądny, przyzwoity, gościnny, sposobny do nauczania" (1 Tm 3,2). A co mamy dzisiaj? Duchownych obowiązuje celibat, a zatem Kościół Chrystusa poprowadził wybranych do najdoskonalszej drogi życia, kiedy człowiek poświęca się tylko Bogu i działa dla innych nie wiążąc się z drugim człowiekiem. To oczywiście bynajmniej nie oznacza, że małżeństwo jest czymś złym. Przeciwnie, to stan pobłogosławiony przez Boga już w raju.

Sprawa małżeństwa jest tylko jedną z dziedzin, poprzez które można pięknie pokazać, jak ludzie w różnych sferach życia na nowo dorastają do stanu sprzed grzechu. W tym momencie może komuś zrodzić się wątpliwość, dlaczego Bóg nie zadziałał od razu i nie ustanowił na przykład pierwszych patriarchów od razu bezżennymi biskupami albo nie nakazał Izraelitom kochać wszystkich wrogich narodów. Tu wchodzimy na grunt, który ściśle wiąże się z tematyką grzechu pierworodnego i tzw. grzechów osobistych; chodzi mianowicie o wolną wolę. Grzech człowieka nie jest czymś, co idzie w próżnię, jak mogłoby się wydawać wielu współczesnym ludziom: "ja sobie grzeszę i nic nikomu do tego!". Czy aby na pewno...? Grzech pierworodny pokazał, że każde zło pociąga za sobą konsekwencję. Bóg w swojej Mądrości odwiecznej nie stworzył maszyn, ale LUDZI. A żeby mogła realizować się Miłość prawdziwa, a nie chory związek czy ubezwłasnowolnienie, potrzebna jest wolność. Zauważmy, że w raju Bóg nie chodził wszędzie za Adamem i Ewą po rajskim ogrodzie, ale zostali oni obdarzeni pewną przestrzenią wolności. Skoro w swej wolności powiedzieli Bogu nie, musieli ponieść tego konsekwencje. Bóg nie jest naiwny, ale sprawiedliwy i nie mógł zaprzeczyć tej sprawiedliwości, więc ludzie musieli ponieść konsekwencje swoich grzechów. Nie pozostawił ich jednak samym sobie. Już w raju Bóg ogłosił tzw. Protoewangelię, czyli pierwszą zapowiedź Zbawiciela. Oto ona: "Wprowadzam nieprzyjaźń (mówi Bóg) między ciebie i niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej: ono zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę». Swoją drogą czyż to nie jest wprost niezwykłe, że mamy już tu odniesienie do Maryi, która bez udziału mężczyzny poczęła Boga, który poprzez swój Kościół (potomstwo niewiasty) pokona siły zła? Mowa jest o niewieście, a nie o jakimś bohaterze czy supermanie. Zastanówmy się nad tym dobrze, ale to nie jest wiodący temat tego wpisu.

fot. Redleaf_Lodi, pixabay.com
 
Pamiętajmy przy tym wszystkim, że wiele opowieści biblijnych, w tym ta o stworzeniu świata i grzechu pierworodnym, nie stanowi zapisów kronikarskich, ale pewne symbole. Przekaz i ich sens jest w nich najistotniejszy i taki właśnie staraliśmy się wydobyć powyżej. A przy okazji raz jeszcze polecam inny tekst z tej serii o tym jak czytać Biblię >>>. Idźmy dalej.

A zatem po grzechu pierworodnym wiele spraw się popsuło. Jedną z nich było właśnie owo sporne niewolnictwo. Wiemy już, że Bóg NIE CHCIAŁ niewolnictwa. Człowiek jednak uwikłał się w te trudne relacje nadrzędności i podległości. Wiemy, że niewolnictwo kwitło przez wieki. Wiele narodów w starożytności dopuszczało się na tej niwie obrzydliwych wynaturzeń. I tu są tacy, którzy gorszą się rzekomym przyzwoleniem Boga na niewolnictwo. Przeciwnicy chrześcijaństwa czasami sięgają po fragment "Kto by pobił kijem swego niewolnika lub niewolnicę, tak iżby zmarli pod jego ręką, winien być surowo ukarany. A jeśliby pozostali przy życiu jeden czy dwa dni, to nie będzie podlegał karze, gdyż są jego własnością" (Wj 21,21). Oczywiście: z naszego współczesnego punktu widzenia takie podejście do sprawy nie wydaje się szczególnie sprawiedliwe i po pobieżnej lekturze i bez zrozumienia kontekstu, może budzić niepokój. Wiemy jednak, że na skutek pogmatwanych losów ludzkości Bóg pewne rzeczy dopuszczał, ale nie oznaczało to, że je chciał. Jeśli poczytamy dobrze całą Biblię i wszystkie te fragmenty, gdzie jest mowa o niewolnictwie zorientujemy się, że podobnie jak w wyżej opisanej sytuacji małżeństwa tak i w przypadku niewolnictwa następował pewien rozwój podejścia do niego. Widzimy, że wbrew fałszywym pozorom Bóg brał w obronę niewolników (którzy w różnych zakątkach ówczesnego świata mieli o wiele gorzej niż w Izraelu), ale szanując wolną wolę i ówczesny stan rozwoju człowieka, nie powiedział jasno i jednoznacznie: nie wolno ci mieć niewolnika! Gdyby już wtedy tak zrobił to byłoby tak, jakby powiedział czterolatkowi: "podaj mi proszę wzór na pole koła". Dziecko niechybnie odpowiedziałoby: "hę? Ja chcę do zabawy! Tata, ja chcę do piaskownicy!".

Wraz z upływem stuleci, a już szczególnie po przyjściu Pana Jezusa, sytuacja zmieniała się raptownie, choć oczywiście nie padło jednoznacznie hasło: "koniec z niewolnictwem!". Pośrednio (a nawet w sumie bezpośrednio w cytowanym wyżej tekście z Iz, który do siebie odniósł Jezus) i wymownie jednak padło! Zobaczmy, jak czytamy u św. Pawła: "Nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie" (Ga 3,28). Czy to "kimś jednym" nie przypomina Wam wyrażenia z Rdz: "jednym ciałem"? Chrystus jest tym, który na nowo zrodził nas przez Maryję do nieba! Z drugiej strony znany jest List św. Pawła do Filemona, gdzie pojawia się zbiegły niewolnik Onezym. Czytamy tam zdumiewające słowa: "Może bowiem po to oddalił się od ciebie (niewolnik Onezym od pana Filemona) na krótki czas, abyś go odebrał na zawsze, już nie jako niewolnika, lecz więcej niż niewolnika, jako brata umiłowanego. [Takim jest on] zwłaszcza dla mnie, ileż więcej dla ciebie zarówno w doczesności, jak w Panu. Jeśli więc się poczuwasz do łączności ze mną, przyjmij go jak mnie! Jeśli zaś wyrządził ci jaką szkodę lub winien cokolwiek, policz to na mój rachunek! Ja, Paweł, piszę to moją ręką, ja uiszczę odszkodowanie - by już nie mówić o tym, że ty w większym stopniu winien mi jesteś samego siebie" (Flm 15-19). Doprawdy niezwykłe! Cóż za postęp w duchowości ludzkości, którą znamionuje św. Paweł. Nie dość, że zachęca Filemona do przyjęcia Onezyma już na innych zasadach, to jeszcze zobowiązuje się pokryć szkody, które ten mógł wyrządzić. Jak to mawia pewien ksiądz: "Czaicie to?". Pierwsi chrześcijanie inaczej patrzyli na niewolnictwo niż wtedy, gdy byli jeszcze poganami. Wiedząc, że w Jezusie wszyscy są jednym, zarówno panowie jak i niewolnicy, nie mogli (jeśli oczywiście byli tzw. praktykującymi chrześcijanami) godzić się na upodlenie podwładnych, ale musieli traktować ich z godnością.
 
To jasne, że na przestrzeni późniejszych wieków świeccy jak i duchowni mają wiele na sumieniu jeśli chodzi o niewolnictwo, to jednak w niczym nie umniejsza faktu, że zrozumienie niewolnictwa w Kościele postępowało coraz bardziej w dobrym, bardziej rajskim kierunku, choć podkreślmy to jeszcze raz: nie brakowało momentów, a nawet okresów, kiedy Kościół się potykał i odchodził od ideałów i wartości, ale ciągle jednak szedł do przodu. W wielu przypadkach wbrew pozorom ludźmi powodowały jednak szczytne intencje i z założenia niewolnictwo nie miało się sprowadzać do poniżania drugiej osoby. Brutalna rzeczywistość najczęściej krwawo obalała jednak szczytne ideały. Czasami nawet dojrzalszemu człowiekowi zdarzy się palnąć jakąś dziecinną głupotę, nawet z rozmysłem, i takimi jesteśmy na przestrzeni wieków: niby dojrzali ludzie, a czasami mamy ciągoty, żeby wrócić do kołyski. Uwaga: tu kluczowy moment! NIE MA już trwałego powrotu do kołyski! Po przyjściu Chrystusa nic już nie jest takie samo. Analogicznie nie możemy powiedzieć, że niewolnictwo możemy teraz kiedykolwiek uznać za coś chwalebnego. Nauczanie Kościoła w tej materii jest jasne. Zacytowałem je w nagłówku. Powtórzę jeszcze raz: KKK 2414 "Siódme przykazanie zakazuje czynów lub przedsięwzięć, które dla jakiejkolwiek przyczyny – egoistycznej czy ideologicznej, handlowej czy totalitarnej – prowadzą do zniewolenia ludzi, do poniżania ich godności osobistej, do kupowania ich, sprzedawania oraz wymiany, jakby byli towarem. Grzechem przeciwko godności osób i ich podstawowym prawom jest sprowadzanie ich przemocą do wartości użytkowej lub do źródła zysku. Św. Paweł nakazywał chrześcijańskiemu panu traktować swego chrześcijańskiego niewolnika nie jako <<niewolnika, lecz... jako brata umiłowanego... w Panu>> (Flm 16)".

Mało tego: Kościół Chrystusowy nie tylko zakazał niewolnictwa, ale wykształcił także niezwykle chwalebną jego postać, którą wręcz... postawił za wzór. Zerknijmy do słynnego 13. rozdziału Ewangelii św. Jana. Widzimy tam Jezusa, który w czasie Ostatniej Wieczerzy, tuż przed swoją męką i okrutną śmiercią, umywa uczniom nogi. On - Bóg-Człowiek - wykonuje czynność... niewolnika właśnie. Pada tam nawet takie oto stwierdzenie z ust Jezusa: "Jeżeli więc Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem wam nogi, to i wyście powinni sobie nawzajem umywać nogi. Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem" (J 13,14-15). Mówiąc językiem młodzieżowym: normalnie szczęka opada. To jest właśnie najwymowniejszy powrót do raju: jeden człowiek w zupełnej wolności służy drugiemu jak niewolnik, ale niewolnik miłości. To jasne, że my ludzie po grzechu pierworodnym jesteśmy niestety skażeni i to niewolnictwo na przestrzeni dziejów w naszym wykonaniu, także ludzi wierzących w Boga, przeradzało się jakże często w wyzysk, poniżanie i upadlanie drugiej osoby. Musimy sobie w takich sytuacjach przypominać znane nam już dobrze słowa: "lecz od początku tak nie było".
 
Jezus powiedział też: "Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić" (Mt 5,17). W komentarzu czytamy: "wypełnić - tzn. udoskonalić; ale, jak wskazują następne przykłady, może to również odnosić się do wypełnienia proroctw, zawartych o Nim jako Mesjaszu w Prawie i Prorokach" (por. Łk 24,44). No właśnie, sprawa niewolnictwa w tym kontekście rysuje się nader klarownie: Chrystus w czasie choćby wspomnianej Ostatniej Wieczerzy udoskonalił, tudzież wypełnił także i to prawo.
 
W nawiązaniu do powyższego powinniśmy jeszcze podkreślić, że Jezus miał właśnie m.in. tę niezwykłą cechę, że nie obalał ówczesnych porządków polityczno-społecznych, ale przypominał o ich właściwej hierarchii i istocie. Można podawać wiele przykładów. Wielu ludzi, łącznie z uczniami Jezusa, uważało, że przyszedł on po to, żeby wyzwolić ich naród spod okupacji rzymskiej. Chrystus natomiast kładł nacisk na wolność ducha, wolność od grzechu. A jeśli chodzi o fizyczną wolność narodu to wręcz przeciwnie: zapowiedział jeszcze większą katastrofę - zburzenie Jerozolimy. Ale przecież nie ta wolność fizyczna była najważniejsza! Gdy przyszli do Jezusa światli ludzie z zapytaniem czy trzeba płacić podatek dla cezara, wiemy co On odpowiedział: nakazał oddawać Bogu to co Boskie, a cezarowi to co cesarskie. Gdy przyszli do Jezusa z kobietą cudzołożną, On najpierw zapytał o czystość ich własnych serc, co dopiero dałoby im prawo do ukamienowania grzesznicy. Znowu Jezus wskazał na istotę. To tylko nieliczne przykłady, z których jednym może być też sprawa niewolnictwa. Od zniesienia fizycznego niewolnictwa ważniejsze było zniesienie niewolnictwa ludzkich serc. Bo jeśli ludzkie serca niewoli grzech to na nic zda się jakiekolwiek usuwanie niewolnictwa: człowiek tak czy inaczej byłby niewolnikiem. Niejednokrotnie niewolnik mający wolne serce jest dużo bardziej wolny od jego pana, który ma serce zniewolone. To jest esencja Ewangelii, bez której zrozumienia chyba nigdy nie zrozumiemy nauczania Biblii o niewolnictwie.
 
Giotto di Bondone, Chrystus przekonuje Piotra, wikimedia w domenie publicznej

Chciałbym jeszcze podkreślić, że niezwykle piękną i godną polecenia praktyką w Kościele jest tzw. niewolnictwo Maryi. Do tego aktu można się przygotować odbywając specjalne 33-dniowe rekolekcje według przesłania św. Ludwika Marii Grignon de Montfort. Człowiek wierzący tym samym oddaje się Maryi na wyłączną własność i jest to najwspanialsza i najprostsza droga do Nieba, droga do prawdziwej wolności.

Podkreślmy jeszcze, że najwłaściwsze podejście chrześcijaństwa do sprawy niewolnictwa reprezentowała też św. Matka Teresa z Kalkuty. Żyła wedle maksymy - być "niewolnikiem" wszystkich. Jej niewolnictwo nie odstraszało, niewolnictwo rozumiane już w sposób pełny, wedle zamysłu Bożego, a nie tego wykrzywionego, ludzkiego.
 
Na koniec podzielę się z Wami refleksją zasłyszaną od teologa Mikołaja Kapusty, który prowadzi kanał Dobra Nowina. Vloger podkreślił, że zanim Jezus Chrystus na krzyżu wziął na siebie całe zło i konsekwencje grzechu, spadały one często właśnie na ludzi, stąd nierzadko tyle rozlewu krwi i brutalności nawet wobec kobiet i dzieci w Starym Testamencie. Pod to można śmiało podpiąć także niewolnictwo, w którym w krwawy sposób rysowało się także zepsucie człowieka, o czym już sobie powyżej mówiliśmy. Dopiero właśnie na mocy zbawczej męki Pana naszego Jezusa Chrystusa oddaliły się od nas straszne skutki naszych grzechów i zostaliśmy usprawiedliwieni przez Zbawiciela, o czym tak często pisze w swoich listach św. Paweł. Grzech, choćby najmniejszy, nigdy nie idzie w próżnię, o czym tak dobitnie przekonujemy się choćby patrząc na krzyż lub rozważając mękę Jezusa - On to wszystko wziął na siebie.
 
Czy masz jeszcze jakieś wątpliwości co do tego, że Bóg Cię kocha? Odpowiedz sobie szczerze. 
 
 


i wiele innych. Poszperajcie po Internecie, a znajdziecie :)
 
Wybaczcie, to chyba to tej pory najdłuższy tekst na tym blogu ;)
 
Nie jestem biblistą i nie traktujcie proszę moich refleksji jako oficjalnej wykładni Kościoła, niemniej pragnę całym sercem i tak staram się czynić, aby moje przemyślenia wpisywały się w nauczanie Kościoła rzymskokatolickiego. Głęboko wierzę, że w rozważaniach pomaga i inspiruje Duch Święty.

Podzielcie się w komentarzach własnymi przemyśleniami, udostępnijcie też innym.
 

czwartek, 15 października 2020

Proszę na Słowo [#17] 15.10.2020

 

Czytania z dnia wraz z komentarzami >>> 

15 października 2020 - Wspomnienie św. Teresy od Jezusa, dziewicy i doktora Kościoła, rok A, II

Obraz z 1615 r. przedstawiający św. Teresę z Ávili pędzla P. Rubensa, fot. by Peter Paul Rubens, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=129907


"Paweł, z woli Bożej apostoł Chrystusa Jezusa - do świętych, którzy są , i do wiernych w Chrystusie Jezusie: Łaska wam i pokój od Boga Ojca naszego i od Pana Jezusa Chrystusa!" (Ef 1,1-2)

Przyznam, że dość długo nie mogłem wyłuskać z dzisiejszego czytania jakiegoś konkretnego nurtu przewodniego. To jasne, że początek Listu do Efezjan obfituje w niezwykle ważne treści, ale pragnąłem się dobrać do czegoś może mniej oczywistego. Nie wiem na ile się to w końcu udało, ale być może nie wszyscy wiemy, co znaczy imię "Paweł". Otóż to łacińskie imię oznacza tyle co "mały", "drobny". Dziś wspominamy św. Teresę Wielką, więc mamy pewne przeciwieństwo. Tylko pozornie... Zarówno św. Paweł jak i św. Teresa z Avila byli wielcy. Jak to osiągnęli? Stali się małymi, drobnymi przed Bogiem. Nawet najpotężniejszy z ludzi nie znajdzie uznania w oczach Bożych, jeśli wpierw nie stanie się mały, pokorny i w pełni oddany Panu. To jest prawdziwa wielkość - wielkość nas chrześcijan, z których każdy z osobna został wybrany zanim jeszcze świat powstał i każdy z nas śmiało może się nazywać królewiczem i królewną. Czasami fascynują nas losy koronowanych głów, a tymczasem prawdziwe synostwo Boże wypływa z pokornej relacji do Boga. Czyż trzeba nam czegoś więcej?

                       

"Przy trąbach i dźwięku rogu:
radujcie się wobec Pana, Króla!" (Ps 98,6)


W niektórych tłumaczeniach w tym fragmencie jest: "na oczach Pana, Króla, się radujcie".  Ten cytat jakoś tak dzisiaj stał się dla mnie zachętą, żeby na nowo odkryć wartość zabawy, rozrywki przeżywanej z Bogiem. Często dość niesłusznie rozrywka i umartwienie radykalnie są sobie przeciwstawiane. To jasne, że w swojej wymowie różnią się, ale może, a nawet powinien łączyć je wspólny mianownik: wszystko dla Pana. Wydaje mi się, że przykładowo okres wielkanocny jest często przez nas przeżywany dość pobieżnie, jako duchowe leniuchowanie po mniej lub bardziej intensywnym Wielkim Poście; podobnie z Bożym Narodzeniem i Adwentem. Tymczasem ten fragment psalmu jest może dla nas zachętą do takiego oto podejścia: Panie, ja teraz mam chwilę rozrywki; chcę ją przeżywać z Tobą i proszę, wykorzystaj wszelkie pożytki płynące z tego czasu, w konkretnej intencji w Tobie wiadomej sprawie, lub po prostu na Twoją chwałę. Umartwienia są niezwykle ważnym elementem naszego życia, o które często prosiła choćby Matka Boża w objawieniach, ale chyba powinniśmy się też nauczyć właściwie i owocnie przeżywać rozrywkę.

 

"Gdy wyszedł (Jezus) stamtąd, uczeni w Piśmie i faryzeusze poczęli gwałtownie nastawać na Niego i wypytywać Go o wiele rzeczy. Czyhali przy tym, żeby go podchwycić na jakimś słowie" (Łk 11,53-54)

Czy można znać Biblię doskonale, a jednocześnie szukać w niej jedynie haczyków, żeby tylko nie uwierzyć Bogu? Nie wiem jak Wam, ale mnie się zdaje, że niestety można... To jest jedna z największych tragedii, kiedy znajomość Pisma może stać się pretekstem do "dogryzania" Bogu i wierzącym. Co więcej, pobożna treść, wykrzywiona i używana w niewłaściwych kontekstach, jest narzędziem niebezpiecznym, którym posługiwał się sam diabeł, kusząc Pana Jezusa na pustyni. Jak się chronić przed taką postawą? Odpowiedź kryje się w komentarzu do dzisiejszego pierwszego czytania: to ufność i pokora. Modlitwa pokory: "Panie, choć tego i tego nie rozumiem lub niewiele rozumiem, ufam Tobie, że Ty wiesz lepiej. Wspieraj mnie, Duchu Święty, bym coraz lepiej poznawał Twoje Słowo i wykorzystywał je tylko tak, jak Ty chcesz, dla większej chwały Twojej i zbawienia dusz. Amen".
 

 

Nie jestem biblistą i nie traktujcie proszę moich refleksji jako oficjalnej wykładni Kościoła, niemniej pragnę całym sercem i tak staram się czynić, aby moje przemyślenia wpisywały się w nauczanie Kościoła rzymskokatolickiego. Głęboko wierzę, że w rozważaniach pomaga i inspiruje Duch Święty.

Podzielcie się w komentarzach własnymi przemyśleniami, udostępnijcie też innym.


piątek, 9 października 2020

Proszę na Słowo [#16] 09.10.2020

Czytania z dnia wraz z komentarzami >>> 

9 października 2020 - dzień powszedni albo wspomnienie świętych męczenników Dionizego, biskupa, i Towarzyszy albo wspomnienie św. Jana Leonardiego, prezbitera, rok A, II

fot. geralt, Pixabay.com

"Z tego przekleństwa Prawa Chrystus nas wykupił - stawszy się za nas przekleństwem, bo napisane jest: Przeklęty każdy, którego powieszono na drzewie - aby błogosławieństwo Abrahama stało się w Chrystusie Jezusie udziałem pogan i abyśmy przez wiarę otrzymali obiecanego Ducha" (Ga 3,13-14)

Czasami my chrześcijanie możemy spotkać się z zarzutem, że Stary Testament zdaje się być w pewnej opozycji do Nowego, że tam Bóg jest jakiś srogi i tak wiele wymaga, a w Nowym jest taki łagodny i wyrozumiały. Standardowe zarzuty, nie? Niektórzy znów zagłębiają się w mnogość przepisów Starego Prawa i domagają się egzekwowania ich wszystkich. Myślę sobie, że w takiej sytuacji powinniśmy im cytować powyższy fragment z Ga. Chrystus wypełnił Stare Prawo. To jednak nie oznacza, że je zniósł, bo przecież "dopóki niebo i ziemia nie przeminą, ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie, aż się wszystko spełni" (Mt 5,18b). Właśnie, większość z tych starych praw spełniła się na krzyżu, a Chrystus ustanowił nowe Prawo, które jest w pewnym sensie doskonalsze i nawet bardziej wymagające. Zachęcam też gorąco do przeczytania poniższego tekstu, w którym zastanawialiśmy się, co mogło być jednym z największych cierpień Chrystusa na krzyżu.

                       

"Wielkie są dzieła Pana,
zgłębiać je mają wszyscy, którzy je miłują" (Ps 111,2)


Spotkałem się też z innym tłumaczeniem powyższego fragmentu psalmu: "Wielkie są dzieła Pana,
mogą ich doświadczyć wszyscy, którzy je miłują". Dobrze się składa, że są akurat dwa tłumaczenia. Jakoś tak sobie myślę, że pięknie potwierdzają naukę płynącą z powyższego czytania: że łaska jest ważniejsza od Prawa. Zauważmy, że dzieła Pana wpierw muszą zostać przez człowieka ukochane (to jest łaska, którą trzeba przyjąć), dopiero potem zrozumiane (zgłębiane) i doświadczane. Czasami mamy taki naturalny odruch, żeby najpierw dążyć do zrozumienia tego, co działa Bóg albo spróbować tego doświadczyć. To są w ogóle bardzo ładne pragnienia, ale żeby one się zadziały, najpierw musi być umiłowanie. Jest to być może przyczyna tego, że bardzo wielu ludzi odpada od wiary albo wcale nie wchodzi na jej drogę. Dlaczego: bo pominęli ukochanie dzieł Boga, a skupili się na rozumowaniu i doświadczaniu. Podjęli jakże tragiczną decyzję: skoro nie rozumiem i nie doświadczam, to odchodzę. Nie popełniajmy zatem tego błędu, ale rozmiłujmy się w dziełach Bożych i potem poznajmy je rozumowo oraz doświadczajmy ich.

 

"Lecz gdy mocniejszy od niego nadejdzie i pokona go, zabierze całą broń jego, na której polegał, i łupy jego rozda" (Łk 11,22)

Jeśli to zdanie zrozumiemy jako sytuację, gdy tym mocarzem jest diabeł, a mocniejszym od niego Pan Jezus, to czym wtedy będą owe łupy? One jakoś tak szczególnie zwróciły moją uwagę. Mogą to być jakieś dobra duchowe, łaski, cnoty, które zły wykradł człowiekowi i wrzucił do duchowego lochu. Po przyjściu Chrystusa zostały one rozdane z jeszcze większą mocą niż wtedy, gdy były zrabowane. Dla mnie jest to jakiś taki obraz tego, że Bóg nawet ze zła potrafi wydobywać dobro; ze zła zrabowania dobra i poczynionych w ten sposób szkód, Bóg czyni jeszcze potężniejsze dobra. Podczas gdy diabeł zabiera, Bóg rozdaje.
 

 

Nie jestem biblistą i nie traktujcie proszę moich refleksji jako oficjalnej wykładni Kościoła, niemniej pragnę całym sercem i tak staram się czynić, aby moje przemyślenia wpisywały się w nauczanie Kościoła rzymskokatolickiego. Głęboko wierzę, że w rozważaniach pomaga i inspiruje Duch Święty.

Podzielcie się w komentarzach własnymi przemyśleniami, udostępnijcie też innym.

piątek, 2 października 2020

Proszę na Słowo [#15] 02.10.2020

Czytania z dnia wraz z komentarzami >>> 

2 października 2020 - pierwszy piątek miesiąca, wspomnienie Świętych Aniołów Stróżów, rok A, II

fot. susan-lu4esm, Pixabay.com

"Mój anioł poprzedzi cię i zaprowadzi do Amoryty, Chetyty, Peryzzyty, Kananejczyka, Chiwwity, Jebusyty, a Ja ich wygładzę" (Wj 23,23)

Jeśli wczytamy się dobrze w powyższe zdanie to na moment może nam coś zazgrzytać: Pan Bóg mówi, że Jego anioł zaprowadzi naród wybrany do... No właśnie - przecież wymienione ludy zwiastowały pewien trud, wyzwanie dla Izraelitów. To zdecydowanie nie było tak, że anioł miał naród wybrany zaprowadzić do Ziemie Świętej, gdzie nie byłby już potrzebny żaden trud. Jest to ważna nauka dla nas. W popularnej modlitwie są m.in. takie słowa: "zachowaj mnie od wszystkiego złego i zaprowadzać mnie do żywota wiecznego". Otóż czasami możemy błędnie pojmować rolę naszych Aniołów Stróżów jako jedynie tych, którzy mają nas zachować przed konfrontacją z jakimkolwiek złem, a to nie o to chodzi. Czasami rolą anioła może być nawet doprowadzenie człowieka do sytuacji, w której stanięcie oko w oko ze złem jest nieuniknione. Po co tak? A no po to, żeby jeszcze bardziej uwydatniło się działanie Boże w naszym życiu. Póki żyjemy, konfrontacji ze złem nie unikniemy. Z naszymi Aniołami Stróżami możemy jednak dzielnie potykać się ze złem i je przezwyciężać.

                       

"W nocy nie ulękniesz się strachu
ani za dnia - lecącej strzały,
ani zarazy, co idzie w mroku,
ni moru, co niszczy w południe" (Ps 91,5-6)


Ten fragment psalmu słynnego szczególnie w dobie COVID-19 skojarzył mi się z popularną modlitwą do Anioła Stróża: "rano, wieczór, we dnie, w nocy, bądź mi zawsze ku pomocy". Nie mamy się czego bać, gdyż są z nami Aniołowie, odblaski Bożej obecności.

 

"Strzeżcie się, żebyście nie gardzili żadnym z tych małych; albowiem powiadam wam: Aniołowie ich w niebie wpatrują się zawsze w oblicze Ojca mojego, który jest w niebie" (Mt 18,10)

Zastanowiło mnie trochę, że w powyższym fragmencie jest mowa Aniołach, którzy są w niebie. Ten tekst rozumiemy raczej jako wzmiankę o Aniołach Stróżach, więc dlaczego oni są w niebie, skoro są też obok nas...? To jest oczywiście tylko pozorna sprzeczność. Aniołowie są jednocześnie tu i tam. Ten tekst przepięknie mówi o wzajemnym przenikaniu się ziemi i nieba. Jakże się nie cieszyć, skoro nasi przyjaciele Aniołowie mają jednocześnie tak wiele wspólnego z niebem? Może w niebie będą mieszkać z nami po sąsiedzku? Zapewne tak będzie. Póki co dbają o to, żeby wywietrzyć nasze mieszkania w niebie i dobrze je przygotować na nasze tam przybycie. Przede wszystkim dbają, żeby nas jak najlepiej przygotować do nieba.


 

Nie jestem biblistą i nie traktujcie proszę moich refleksji jako oficjalnej wykładni Kościoła, niemniej pragnę całym sercem i tak staram się czynić, aby moje przemyślenia wpisywały się w nauczanie Kościoła rzymskokatolickiego. Głęboko wierzę, że w rozważaniach pomaga i inspiruje Duch Święty.

Podzielcie się w komentarzach własnymi przemyśleniami, udostępnijcie też innym.