sobota, 13 stycznia 2018

#11 Boży paradoks Mk 2,23-28

Chrześcijanin – człowiek, który... łamie przepisy



Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus i Maryja zawsze Dziewica!

Z Bożą pomocą wkraczamy w sezon 2 starej rabanowej serii Boże paradoksy. Dziękuję, że jesteście, że czytacie, że wspólnie odkrywamy piękno i odwieczną mądrość Bożego Słowa. Będzie wspaniale, jeśli zachęcicie także innych do naszych spotkań z Biblią.

Bodaj kilka razy w życiu widziałem piękny obraz, przedstawiający Pana Jezusa przechadzającego się wśród kłosów zbóż wraz ze swymi uczniami; to sielska scena. Niektórzy z nich posilali się wyłuskanymi ziarnami. W zasadzie byłoby wszystko w porządku (por. Pwt 23,26), gdyby nie to, że ta przechadzka po polu miała miejsce w szabat. I oczywiście w takiej sytuacji „do boju” wkroczyli faryzeusze.


Zwrócili uwagę Jezusa na nieodpowiednie zachowanie uczniów w słowach: „Patrz, czemu oni czynią w szabat to, czego nie wolno?” (Mk 2,24). Co ciekawe, Jezus zamiast zganić swoich podopiecznych stanął w ich obronie, przypominając rozmówcom zdarzenie opisane w 1 Sm 21,1-7. Chodzi o Dawida, przyszłego króla Izraela, który uciekając przed Saulem przybył do sanktuarium w Nob i poprosił kapłana Achimeleka o pięć chlebów dla swoich towarzyszy i siebie. Kapłan nie miał pod ręką nic innego prócz 12 tzw. chlebów pokładnych, które znajdowały się w świątyni i stanowiły swoistą ofiarę dla Pana. Po tygodniu wymieniano je na 12 nowych sztuk, a stare stawały się wyłączną własnością kapłana. Jednak upewniwszy się co do czystości serc młodzieńców, Achimelek wręczył im chleby. Przekroczył przepis, ale postąpił w poszanowaniu miłości bliźniego w potrzebie. Pan Jezus zakończył wywód jednoznacznym i sugestywnym stwierdzeniem: „To szabat został ustanowiony dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu. Zatem Syn Człowieczy jest Panem także szabatu” (Mk 2,27-28).

To samo zajście zostało opisane także przez św. Mateusza i św. Łukasza (por. Mt 12,1-8 oraz Łk 6,1-5). W trakcie swojej publicznej działalności Pan Jezus kilkukrotnie podpadał faryzeuszom, łamiąc szabatowe przepisy. Czytamy o tym np. w: J 5,1-18; Mk 3,1-6; Łk 13,10-17; Łk 14,1-6. Czego uczy nas to, że Bóg łamie przepisy?

Być może tytuł tego tekstu jest dla wielu prowokujący, a może nawet kontrowersyjny, ale to bardzo dobrze, szczególnie w tej serii ;) W szkole najczęściej jesteśmy uczeni, że aby być dobrymi chrześcijanami musimy przestrzegać pewnych przepisów, innymi słowy wypełniać przykazania dekalogu. Wtedy w zasadzie możemy być pewni, że rzeczywiście staniemy się całkiem porządnymi wyznawcami Chrystusa, bo będziemy chodzić w niedziele do kościoła, będziemy się wtedy powstrzymywać od prac niekoniecznych, nigdy nie będziemy zabijać ani kraść, itp. Faryzeusze też tak czynili, a nawet o wiele, wiele więcej, a jednak tkwili w pewnej pułapce. W jakiej?

Zanim Izraelitów spotkała kara w postaci niewoli babilońskiej (587 lub 586 do 538 p.n.e.) popełniali poważne wykroczenia przeciw Bożym przykazaniom. Po powrocie do Ziemi Obiecanej z czasem zaczęli nadinterpretować dekalog za wszelką cenę unikając ponownych odstępstw, czemu często towarzyszyły nakładane przez nich dodatkowe obostrzenia i zapisy prawne, dotyczące choćby świętowania szabatu. I tak znalazły się wśród nich takie perły jak droga szabatowa (Żyd mógł w dzień szabatu przejść maksymalnie 1200 metrów) oraz zakaz spluwania w Dzień Pański, aby przypadkiem nie nawodnić jakiejś rośliny, bo byłaby to już praca niekonieczna.

Taka postawa obsesji na punkcie religijnej czystości i 200% pewności, że nie działa się wbrew prawu Bożemu może dotykać np. osoby, które na skutek poważnych grzechów w przeszłości zbyt mocno wydelikaciły swoje sumienia i zaczęły przeginać w drugą stronę, byle tylko być w porządku z dekalogiem. Nie wspominam już o skrupulantach, bo tu dopiero nieraz jest jazda... Tak sobie myślę, że nawet niezależnie od przeszłości i indywidualnej wrażliwości każdemu z nas potrzeba zawsze świeżości w przeżywaniu naszej wiary. Mniej lub bardziej, ale jednak, jesteśmy skłonni do jej formalizowania i biurokratyzacji. Nieraz wkradają się niemal chorobliwe wątpliwości: wolno czy nie wolno; kiedy JESZCZE wolno, a kiedy JUŻ nie? Zobaczmy, co robił Jezus: jadał z grzesznikami, nie potępiał prostytutek, wśród Apostołów był m.in. celnik... Takie przykłady można by mnożyć.

Jakoś, i chyba się ze mną zgodzicie, w prawdziwej wierze jest tak, że nie tyle chodzi o wypełnianie prawa, ale paradoksalnie zdarzają się sytuacje, w których powinniśmy przełamywać jakieś utarte schematy, skostniałe struktury, sztywne przepisy. W konsekwencji nie chodzi o czynienie zła, o przyzwalanie na zło czy łamanie przykazania, lecz dokopywanie się do możliwie największego dobra. Potrzeba tutaj niezwykle wielkiej czujności i wsłuchiwania się w głos Ducha Świętego, żeby osiągnąć duchową elastyczność. Przypomina to nieraz balansowanie na granicy, nawet ryzyko, wprowadzanie elementów rewolucji ducha, dzięki czemu wiara przestaje być sformalizowanym zbiorem praw, ale ciągle żyje, uwzniośla, emanuje młodością i świeżością, która pociąga. Przecież to wszystko właśnie robił Jezus. Tak czyniło bardzo wielu świętych. To pociągało do świętości bardziej niż perfekcjonizm moralno-duchowy faryzeuszy.

Jezus uczy wiary, która uwalnia...

Na koniec zapraszam Was do obejrzenia prawie pięciominutowej dobranocki o. Adama Szustaka, zatytułowanej „Na plecach”. Jakoś tak jej tematyka w mojej skromnej opinii uzupełnia nasze dzisiejsze spotkanie.

Jeśli chcecie poczytać o Bożym paradoksie zaczerpniętym z innej perykopy Ewangelii św. Marka zerknijcie do wpisu #3 Miejmy w sobie trochę z Buszmena (Mk 10,17-31). 10 wpisów z serii pierwszej znajdziecie oczywiście w zakładce Boże paradoksy.

Jak jest ze świeżością mojej wiary: Czy nie jest zbytnio skupiona tylko na przepisach, nakazach i zakazach? Czy przypadkiem nie trzeba jej już trochę przewietrzyć pełnym miłości powiewem łaski Ducha Świętego?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz