sobota, 16 lutego 2019

#14 Pochylmy się nad... Ps 14(13)

Jakub i Izrael, dwa bratanki...


Skoro przeżywamy okres zwykły w ciągu roku liturgicznego powróćmy do najstarszej serii Biblijnego Rabanu zatytułowanej Pochylmy się nad... Ostatnio w jej ramach wzięliśmy pod lupę 42 rozdział Księgi Hioba, a dzisiaj zatrzymajmy się chwil kilka nad psalmem 14(13). Tak się jakoś złożyło, że ten wpis 14 z serii pokrywa się z numerem psalmu, ale tego nie planowałem ;) Ta podwójna numeracja związana jest z tym, że w kilku przekładach Pisma Świętego psalm 9 został połączony w jedną całość z "naszym" 10. Niemniej my uznajemy, że psalm 14(13) to tak naprawdę psalm 14. Nie jest to jednak takie najważniejsze; dobrze to wiedzieć w ramach ciekawostki. W tej serii sięgnęliśmy już po psalm 30(29), a zatem jest to nasze drugie spotkanie z psałterzem.

Bardzo Was proszę, żebyście przeczytali sobie teraz ten króciutki psalm z tradycyjnej Biblii lub przynajmniej z tej oto strony: Psalm 14(13). Jako jeszcze jedną ciekawostkę dodajmy, że psalm 53(52) jest właściwie kopią tego, którym się dziś zajmujemy; są tam tylko niewielkie zmiany.

W pierwszym wersecie możemy przeczytać wyznanie, które na pierwszy rzut oka trąci ateizmem: "Nie ma Boga" - mówi "głupi" w swoim sercu. Potem mamy pesymistyczne stwierdzenie, że oto "nikt nie czyni dobrze". Gdy jednak wgryziemy się głębiej w ten wers może nam przyjść mała refleksja następującej treści: a czy przypadkiem ja, rzekomo sprawiedliwy, nie postępuję czasami tak, jakby Boga nie było? Może ustami wyznaję wiarę, ale "wiara bez uczynków jest martwa" (Jk 2,26).

Werset drugi ukazuje Boga Ojca, który spogląda na ziemię w poszukiwaniu już nawet nie tyle ludzi prawych, co przynajmniej tych, którzy szukaliby Boga. Niestety, wiersz trzeci znów tchnie pesymizmem: "nie ma takiego, co dobrze czyni, nie ma ani jednego". Nie wiem jak Wam, ale mnie te opisy przywołują na pamięć słynny fragment z Księgi Rodzaju 18,16-33, gdzie Abraham licytuje się z Panem o Sodomę i Gomorę. Ostatecznie, jak może pamiętamy, nie znalazł się ani jeden sprawiedliwy w tych miastach i zostały one zniszczone.

Werset czwarty zawiera jednak pewną dozę nadziei. Pan Bóg pyta: "Czyż się nie opamiętają wszyscy, którzy czynią nieprawość?". Można się tu doszukać prawdziwie Bożej nadziei, która przewyższa ludzki racjonalizm. Wiem, że gdy tak dosłownie czytamy ten psalm, to pobrzmiewa tu takie rozgraniczenie: na całe zastępy ludzi nikczemnych i garstkę sprawiedliwych. Jednak wiemy dobrze, że nikt z nas nie jest bez grzechu.

W wierszu szóstym czytamy: "chcecie udaremnić zamiar biedaka: lecz Pan jest jego ucieczką". I znów dosłownie możemy to rozumieć w następujący sposób: Bóg wstawia się za sprawiedliwym biedakiem i broni go przed bandą niegodziwców. A teraz mały szok: a co by było, gdyby tą bandą byli sprawiedliwi, którzy nie pozwalają skruszonemu grzesznikowi powrócić do Pana, bo i tak jest już skończony? Czy nie spotykamy się z takimi sytuacjami w naszym życiu...?

Widzimy zatem, jak Pan Bóg niejako mocuje się z ludźmi, ale nieustannie wierzy, że opamiętamy się i z jednej strony przestaniemy grzeszyć, a z drugiej zaprzestaniemy potępiania ludzi, potępiając oczywiście jedynie ich grzechy.

Ta druga część psalmu znów coś może nam przypomnieć. Pamiętacie tę niezwykłą walkę patriarchy Jakuba z Bogiem w Rdz 32,25-33, podczas której Bóg zmienił Jakubowi imię na Izrael? Tamto wydarzenie pobrzmiewa w tym psalmie i generalnie w dziejach ludzkości. Ileż to już razy Pan Bóg szanując naszą wolną wolę próbuje się jednak z nami, ludźmi, mocować, abyśmy wreszcie tak naprawdę i na serio weszli na drogę wiary, nadziei i miłości.

Ostatni, siódmy wiersz psalmu 14 stanowi piękną puentę naszych powyższych rozważań. Czytamy: "Kto przyniesie z Syjonu zbawienie Izraela? Gdy Pan odmieni los swego narodu, Jakub się rozraduje, Izrael się ucieszy". Żydzi jeszcze nie wiedzieli, ale my już wiemy, kto przyniósł to zbawienie: chodzi oczywiście o Jezusa Chrystusa. Jak gdyby symbolicznie mamy w tym ostatnim wersie użyte dwa imiona: Jakub i Izrael. Może to chodzi o to, że w Osobie Jezusa Pan ostatecznie znalazł sposób na zwycięstwo w tym mocowaniu się z nami. Przez swoją śmierć i zmartwychwstanie otworzył nam wszystkim drogę do nieba: zarówno tym "od zawsze" sprawiedliwym i tym, którzy dopiero rzutem na taśmę wejdą w Bożą miłość.

Zachęcam, żebyśmy siedli sobie choćby przez kwadrans i pomodlili się tym psalmem, a potem szczerze odpowiedzieli sobie na pytanie:

Co jeszcze mówi do mnie Bóg na bazie psalmu 14(13)?


fot. Free-Photos (Pixabay.com)


sobota, 2 lutego 2019

#9radośnik Prosto i bez skrajności

„Potrzeba mało albo tylko jednego” (Łk 10,42)

„Zachowaj spokój serca i bądź cierpliwy” (Syr 2,2)



Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus i Maryja zawsze Dziewica!

Moje Drogie i moi Drodzy!


Bardzo dobrze się składa, że to właśnie na Radośniku dane nam jest rozpocząć, w co gorąco wierzę, kolejną setkę blogowych wpisów. Jak wiecie albo nie, 19 stycznia ukazał się okolicznościowy wpis nr 100 z wyjątkowym gościem. Zerknijcie sobie tam. A zatem bardzo się cieszę, że wspólnie możemy zgłębiać Boże Słowo i przede wszystkim uczyć się wedle niego żyć.

Tak się składa, że dzisiaj 2 lutego, czyli dzień Ofiarowania Pańskiego (Matki Bożej Gromnicznej), gdy już, można tak powiedzieć, na dobre w tym "sezonie" zamykamy okres Bożego Narodzenia, choć w liturgii stało się to już w niedzielę Chrztu Pańskiego. Umilkną kolędy, ostatnie podsuszone choinki opuszczą gościnne domy i zacznie się prawdziwie szara rzeczywistość. A czas biegnie szybko i ani się obejrzymy, na nasze głowy posypie się równie szary popiół w czasie nabożeństw Środy Popielcowej. Właśnie w całym tym kontekście chciałbym, żebyśmy dzisiaj zatrzymali się chwil kilka nad dwoma aspektami radości, które, myślę, są bardzo ważne właśnie w takich okolicznościach.



Czy radowaliśmy się kiedyś z powodu wypicia herbaty...? fot. Myriams-Fotos, Pixabay.com

Pierwsza cecha radości, której się dziś przyjrzymy, powiązana jest nieco z dwoma innymi wpisami na Biblijnym Rabanie: Teolog w piaskownicy i Zbawienny infantylizm. Nasunęła mi się ona na podstawie zasłyszanego kazania znanego kaznodziei - ks. Piotra Pawlukiewicza. Otóż ks. Piotr jako kleryk, nabuzowany świeżo zdobywaną wiedzą teologiczną, miał w zwyczaju, że przybywając na adorację Najświętszego Sakramentu zaczynał ją od wzniosłych, teologicznie głębokich formuł, np.: "O, Jezusie w łonie Boga Trójjedynego! Zbawicielu wszechmocny i Panie wielki, itd." Któregoś jednak razu usłyszał w sercu: "Piotrze, nie musisz mi mówić, kim Ja jestem, bo Ja to wiem. Ty po prostu bądź ze Mną, a Ja z Tobą". Proste, prawda? I to jest właśnie to.

Wydaje się, że aby nasza chrześcijańska radość była prawdziwa i autentyczna, musi mieć coś z entuzjazmu i świeżości wiary pasterzy, a mniej winna przypominać skostniałe i nabrzmiałe solidną teologią umysły faryzeuszy i uczonych w Piśmie. Nie oznacza to, że wiedza teologiczna jest nie w porządku; wręcz przeciwnie - pomaga nam ona lepiej poznawać Boga. Niemniej jednak musimy uczyć się pewnego paradoksu: żeby nasze chrześcijaństwo miało możliwie najwięcej z prostoty i takiej autentycznej, dziecięcej radości, a jednocześnie z takąż radością przyjmowało prawdy dogmatyczno-teologiczne.

To jest jedna sprawa powiązana z inną. Prócz tego, że nasza radość winna być prosta, musi być też wyważona. Czasem nam się może wydawać, że skoro już jesteśmy tymi chrześcijanami, to w takim razie będziemy na co dzień przeżywać duchowe wzloty i ekstazy. Czasami może nawet w nieco wypaczony sposób odczytamy życiorysy jakichś świętych, których życie było rzekomo niekończącymi się "ochami" i "achami" - z głową w chmurach bez stąpania twardo po ziemi. Jesteśmy nierzadko jak Apostołowie na Górze Tabor, którzy najchętniej by tam zostali, a tu trzeba było wracać do codziennych spraw.

Z drugiej strony grozi nam zgoła odwrotna postawa - przesiąknięcie na wskroś szarzyzną codzienności. W takiej sytuacji każdy dzień może być egzystencjalnym kieratem, gdzie próżno szukać radości, bo dzieci, praca, markotny mąż czy niewdzięczna żona, itp... Przed taką postawą trzeba nam się bronić do upadłego (kiedyś mówiliśmy sobie już trochę, jakie konkretnie kroki podjąć w tym względzie).

A zatem radość naszej wiary winna być prosta i wyważona, nieprzypominająca choroby afektywnej dwubiegunowej. W tym zaburzeniu chora osoba przeżywa na przemian okresy euforii, a potem dotkliwej rozpaczy. Nie znaczy to, że mamy się chorobliwie bać wielkiej radości i dojmującego smutku (bo to też są na swój sposób wielkie łaski, choć czasem trudne), ale za każdym razem musimy powracać do stanu równowagi i takiego pokoju ducha, który w wierze jest bardzo ważny.

Wracając do dzisiejszego dnia Ofiarowania Pańskiego, można by popaść w mały duchowy marazm, bo to przecież kończy się czas kolorowych świecidełek, a już za kilka tygodni rozpocznie się fioletowy okres Wielkiego Postu, a więc dość poważny czas zadumy. A tymczasem potrzebna nam jest duchowa stabilność w radosnej, prostej, dziecięco ufnej wierze. I nie chodzi tutaj w żadnym wypadku o kultywowanie w swoim życiu zasad stoicyzmu czy szukanie równowagi w dalekowschodniej medytacji. To są pułapki, a prawdziwy spokój ducha w radosnej wierze daje tylko Chrystus.



Słynny poemat: "Dezyderata"; abstrahując od szczegółów, można z niego wynieść wskazówki pod kątem naszego dzisiejszego tematu


Cytat na dzisiaj: 


"Szczęście: nie uważać zwykłych zmartwień za katastrofy" (Andre Maurois)

Jak rozumiecie powyższy cytat, szczególnie w kontekście naszych dzisiejszych rozważań? Co Ty osobiście o tym sądzisz?