sobota, 26 maja 2018

#9 Niespodzianka z okazji pierwszej rocznicy powstania Biblijnego Rabanu (#1 Podsumowanie rocznicowe)

Moje Drogie i moi Kochani!


Rocznicowe zamyślenia rocznego blogera



To już rok – dokładnie 3 maja 2018 r. minął rok od momentu, gdy w Sieci zwanej Internetem pojawiło się takie coś jak Biblijny Raban. Przyszedł czas, żeby wystukać pewnie z parędziesiąt zdań podsumowując jakoś te minione 365 dni naszego wspólnego „rabanowania”; wspólnego, bo jest nas już trochę, ale o tym później. Nie zabraknie też pewnie wzmianki o jakichś planach na przyszłość.

fot. rawpixel (Pixabay.com)

Przyznam, że ten pierwszy rok pisania bloga zweryfikował nieco moje początkowe wyobrażenie na temat blogowania. Pamiętam, że przez pierwsze dni po ukazaniu się Biblijnego Rabanu w Necie z wielką ciekawością wchodziłem na bloga; było to coś w rodzaju zerkania pod choinkę czy już tam coś ktoś podrzucił ;) Dni, tygodnie, miesiące mijały, a prócz moich tekstów nie znajdowałem niczego innego; no, może prócz nieznacznie wzrastającego licznika odwiedzin, który tak naprawdę nabijałem ja przez liczne wizyty na blogu. Dlaczego o tym piszę? Otóż nim powstał blog myślałem, że jak już coś wrzucisz do Internetu, to ludzie się momentalnie zlecą. Oczywiście nie chodzi tu tylko o zwolenników tego, o czym piszesz, ale i tych, których zbiorczo zwie się hejterami. Teraz, po roku doświadczenia, wiem, że taki bum może się przytrafić tylko w określonych warunkach: myślę, że jest to tematyka lub jakaś szczególna cecha tego, co i jak robisz, np. stylu pisania. Wiem, że pewnie inna tematyka moich blogów mogłaby być bardziej chwytliwa, ale jakoś tak właściwie od dzieciństwa narastało we mnie przekonanie i szczególny sentyment do Biblii i historii. I to właśnie te dwa zagadnienia są tematami moich blogów.

Teraz wiem też, że blogowanie wymaga przede wszystkim cierpliwości. Możesz zacząć pisać i po pewnym czasie rzucić to. Możesz jednak próbować dalej, jeśli tylko wierzysz, że to co robisz, przyniesie owoce. Kiedyś pozytywne efekty twojej wiary, pracy i wytrwałości mogą przerosnąć twoje oczekiwania.

Przyznam również, że blogowanie uczy pokory... I bardzo dobrze... W trakcie zakładania bloga mogą się rodzić w człowieku przynajmniej dwie, dość skrajne postawy: pragnienie sławy lub strach przed odpowiedzialnością, hejtem i rozpoznawalnością. W moim przypadku nie było to ani jedno, ani drugie. Będąc jednak szczerym muszę zaznaczyć, że początkowo myślałem o blogowaniu jako sposobie także na zarobkowanie i generalnie na życie. Tak przecież czyni wielu blogerów i słusznie, bo jeśli to staje się ich pracą pochłaniającą większość czasu, także wolnego, muszą mieć jakieś źródło utrzymania. Wierzę, że pisanie może być moim sposobem na życie, bo nie ukrywam, że bardzo to lubię robić. Szczególnie, jeśli wchodzi w grę coś poświęconego Biblii lub historii :) Jednakże moje blogi pozbawione są reklam i piszę je niezarobkowo. Jeśli jednak ktoś chce mnie wesprzeć, także finansowo, to najlepszym sposobem jest czytanie i udostępnianie moich tekstów na Blasting News. Jeśli podoba Ci się jakiś tekst na moich blogach, skomentuj, polub i udostępnij go, ale także przeczytaj i udostępnij moje teksty z Blasting News. W ten sposób bardzo mi pomagasz :)


Garść statystyk (stan na 3 maja 2018)


Jako że to wpis podsumowujący pierwszy rok istnienia Biblijnego Rabanu, wypadałoby wrzucić trochę najważniejszych statystyk :)

Generalnie w ciągu tych 365 dni ten blog zaliczył 8598 odsłon, które zostały wygenerowane przez 699 unikalnych użytkowników. Maszynkę do liczenia zamontowałem chyba 14 maja, a zatem kogoś tam mogła nie policzyć, chociaż na początku życia bloga szału nie było, jeśli chodzi o odwiedziny :)

Bardzo ważnym krokiem w rozwoju bloga było stopniowe zakładanie kont w mediach społecznościowych. Najpierw był Google+ (chyba od czerwca lub lipca 2017), potem Twitter (od sierpnia) i wreszcie Facebook (też od sierpnia). Jak pewnie wiecie jestem tam obecny jako profil Biblia i Historia.

Po roku istnienia bloga obserwuje mnie na Google+ 4 obserwatorów, 22 na Twitterze i mam 73 polubienia netto i 75 obserwujących netto na Facebooku (oczywiście stan na 3 maja 2018). Dlaczego netto? Otóż Facebook pokazywał ogółem 81 polubień (nazwałem to brutto :) i 86 obserwujących (też brutto :) To chyba jakieś tam systemowe błędy. Lubię żartować, że mam chyba kilkunastu fanów-duchów, bo jak ich liczę jest ich mniej, a statystyki pokazują więcej ;)

Potem jeszcze dołączyłem z Biblią i Historią do społeczności Blasting News, Wykop i Zblogowani. Na dwóch pierwszych mam po 1 obserwatorze, a na Blasting News moje teksty miały do 3 maja br. liczbę czytelników w wysokości 1038.

Dodam jeszcze, że również mój kanał YouTube ma 1 subskrybcję, choć tam zamieszczam tylko informacje i odnośniki to tekstów, bo póki co jestem blogerem i nie planuję zostać youtuberem.

Summa summarum społeczność zgromadzona wokół Biblii i Historii przekroczyła 100 osób na wszystkich portalach. Najpewniej zdecydowanie więcej jest tych, którzy w miarę regularnie czytają bloga.

Zachęcam gorąco do polubienia i obserwowania bloga, jeśli tylko uważasz, że są na nim w miarę sensowne treści. A wierzę, że są.

Gdyby ktoś ewentualnie jeszcze nie wiedział, 26 sierpnia 2017 r. urodził mi się też drugi blog – Historia nauczycielka życia. Tam zostało jeszcze trochę czasu do rocznicowego podsumowania :)


Każdemu i każdej z Was, nie tylko najwierniejszym Czytelniczkom i Czytelnikom, składam serdeczne Bóg zapłać za to, że jesteście i za wszystko.

fot. kreatikar (Pixabay.com)

O celach i o tym, co dalej


Powyższe statystyki, pewnie w oczach zaprawionych w bojach blogerów nie wyglądają zbyt imponująco, ale nie to jest tak naprawdę najważniejsze, choć do najważniejszych rzeczy może prowadzić. Jeśli ktoś nawet uważa, że nie jest z nimi nawet tak źle, to wszelkie splendory kieruję tylko i wyłącznie w stronę Pana Boga przez ręce Matki Bożej. Bo to wszystko, gdyby w centrum nie był Pan Bóg, nie miałoby większego sensu.

Papież Franciszek zaznaczył kiedyś: „jeśli uda mi się pomóc żyć lepiej jednej jedynej osobie, to już wystarczy, aby uzasadnić dar mojego życia”. Stąd gdyby nawet jedna osoba lepiej poznała Biblię, a przez to Pana Boga, dzięki Biblijnemu Rabanowi, to już można uznać, że jest on potrzebny w Internecie. O tym mówił też m.in. o. Adam Szustak (którego kanały Langusta na palmie i Paśnik zgromadziły olbrzymią widownię), że gdyby nawet oglądała go jedna osoba, to warto robić to, co robi; a dodajmy, że robi baaardzo wiele.

Tak jednak po ludzku każdy nowy Obserwator i każde nowe polubienie cieszy i rodzi radość w sercu. To motywuje do dalszego pisania. Człowiek takiego czegoś też potrzebuje; to jasne. Nie tylko po ludzku, bo wierzę, że każda taka osoba, która dołącza do społeczności Biblijnego Rabanu, dostrzegła w nim coś pożytecznego, a przede wszystkim może się tym podzielić z innymi i ich też ubogacić.

Wspomniany niedawno o. Szustak mówił też, że jego wielkim marzeniem jest zalać YouTube Słowem Bożym. Nie ukrywam, że moim wielkim pragnieniem jest zalać całą blogosferę Słowem Bożym. Ba! Cały Internet! Nie jest to z mojej strony żadna pycha czy jakiś tam pęd za sławą. Wręcz przeciwnie – pragnę na blogu być zawsze co najwyżej Arturem z Biblijnego Rabanu, stąd jak widzicie widnieje na nim moja prośba, że jeśli nawet ktoś mnie zna, żeby nie ujawniał nazwiska. Tutaj liczy się Pan Bóg i Jego Słowo.

I jeszcze coś z papieża Franciszka: „Chcę, żeby Kościół wyszedł na ulice. Chcę, abyśmy się bronili przed tym wszystkim, co jest światowością, bezruchem. Przed tym, co jest wygodą, klerykalizmem. Przed tym wszystkim, co jest zamknięciem się w sobie”. Jego Świątobliwości chodziło rzecz jasna w pierwszej kolejności o fizyczne wyjście na ulice, ale myślę, że i w Internecie jest wiele takich „ulic”, gdzie są osoby poobijane przez życie. Czasami ci, którzy najwięcej hejtują i krzyczą, są najbardziej pokrzywdzeni. Jestem przekonany, że trzeba ze Słowem Bożym docierać nawet do tych miejsc Internetu, gdzie wiara w Boga jest wyśmiewana. Może 99 cię wyśmieje, ale jeśli jedna jedyna osoba wyniesie coś dobrego z twojego przekazu, jeśli choćby tylko jej pomożesz, już zrobisz coś wspaniałego.

Dlatego zachęcam siebie i Was, moi Kochani, rabanujmy dalej! Dołącz do społeczności Biblijnego Rabanu, jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś i koniecznie zaproś innych. Razem damy radę!!!

W moim sercu rodzą się pewne marzenia na przyszłość, także związane z rozwojem bloga, ale nie będę tutaj pisać o szczegółach. Zobaczymy, na ile Pan Bóg w Swej Opatrzności pozwoli i na ile starczy czasu.


Zachęcam też do odwiedzenia strony głównej bloga i zakładki Harmonogram publikowania. Tam znajdziecie szczegóły dotyczące motywów powstania bloga, przesłania nazwy i treści poszczególnych zakładek. Dodam tylko, że ja szczególnym sentymentem darzę cykl „Pochylmy się nad...”, bo tam powstał pierwszy tekst na blogu oraz niewiele młodszą serię Boże paradoksy choć wszystkie, także te młodsze serie, jak choćby Niespodzianka :) są bardzo bliskie mojemu sercu.



fot. ArtsyBee (Pixabay.com)

I jeszcze rozdanie „Złotych Rabanów 2017/2018” :)


Pomyślałem sobie, że muszę, choćby tylko wirtualnie i prestiżowo :) jakoś wyróżnić tych Czytelników, którzy do tej pory najwięcej udzielali się w blogowej społeczności Biblia i Historia. W tegorocznym rozdaniu „Złotych Rabanów” nagrody wędrują (rzecz jasna wirtualnie :) do trzech miejsc, po jednym na trzech portalach.

Na Facebooku „statuetka” leci do użytkownika Mieczysław Pająk, który najpewniej był (jest i wierzę, że będzie) moim najwierniejszym Czytelnikiem w ogóle.

Na Twitterze „Złotego Rabana” otrzymuje Bartosz Rozwadowski, piszący ciekawego bloga RozBria. Wiem, że Bartosz jest szczególnym fanem mojego drugiego bloga Historia nauczycielka życia, ale wiem też, że interesował się (i myślę, że interesuje :)  również tekstami Biblijnego Rabanu.

I wreszcie na Google+ wyróżnienie wędruje do Chrześcijańskiego Vloga. To nagroda szczególna, bo Chrześcijański Vlog jako pierwszy oficjalnie dołączył do społeczności Biblia i Historia.

Oprócz wirtualnych nagród w intencji każdego z ww użytkowników odmówię po jednej modlitwie „Zdrowaś Maryjo”.


Oczywiście obejmuję modlitwą również całe to dzieło, społeczność rabanową i nas wszystkich, żeby Pan Bóg posługiwał się nami w głoszeniu Swojego Słowa, a my, żebyśmy byli posłuszni i otwarci na Jego Ducha.

Na koniec najważniejsze


3 maja 2017 r. zawierzyłem blogowanie Panu Bogu i Matce Bożej. Dlatego pierwsza rocznica do doskonały czas do odnowienia tego zawierzenia, bo sami z siebie nic nie możemy:

Panie Boże, błogosław nam w tym dziele odczytywania na nowo Twojego Listu do nas, abyśmy coraz bardziej kochali Ciebie i bliźnich. A Ty Matko Boża, szczególna Patronko bloga, i wy wszyscy Aniołowie, Święci (w tym św. Hieronimie) i Błogosławieni wspierajcie Biblijny Raban i jego społeczność oraz chrońcie nas przed wszelkimi wpływami zła. Amen.

Proszę Was wszystkich również o modlitwę za nas i to dzieło.

Z serca dziękuję w pierwszej kolejności Panu Bogu, Matce Najświętszej, Aniołom, Świętym i Błogosławionym i Wam wszystkim za wszystko.

Z serca mówię Bóg zapłać i wierzę, że za rok spotkamy się we wpisie z okazji już drugiej rocznicy bloga.

Póki co odsyłam Was już za tydzień do kolejnego wpisu z serii „Pochylmy się nad...”.


Z Panem Bogiem.

sobota, 19 maja 2018

#8radośnik Prawdziwa radość

„Jeszcze wiele mam wam do powiedzenia, ale teraz znieść nie możecie. Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy. Bo nie będzie mówił od siebie, ale powie wszystko, cokolwiek usłyszy, i oznajmi wam rzeczy przyszłe” (J 16,12-13) 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus i Maryja zawsze Dziewica!


Ewangelia – VIII Niedziela Wielkanocna (Uroczystość Zesłania Ducha Świętego) rok B, czyli jutro :)  (do czytania i do słuchania) lub tradycyjna Biblia J 15,26-27; 16,12-15

Zesłanie Ducha Świętego (fot. geralt; Pixabay.com)

Tak się składa, że już jutro kończy się w Kościele okres wielkanocny, w trakcie którego na Biblijnym Rabanie staraliśmy się zagłębiać w pojęcie chrześcijańskiej radości. Nie jakoś tam abstrakcyjnie, ale bardzo praktycznie. Na bazie konkretnych tekstów odkrywaliśmy czym jest owa radość i jak powinna się ona przejawiać w naszym życiu. Wszak okazuje się, że nam chrześcijanom nawet nie mieści się w głowie, ile mamy powodów do radości!

Jutrzejszy tekst Ewangelii jest w zasadzie kulminacją. Przypatrzmy mu się bliżej. Niedługo przed męką Pan Jezus w długiej przemowie przygotowuje na nią uczniów. Odnosi się także do tego, co ich czeka później. Pojawia się zatem zapowiedź zesłania Ducha Świętego. Powyższy cytat właśnie o tym mówi. Uczniów czeka teraz prawdziwa próba wiary, ale na tym jej etapie nie są w stanie jeszcze wszystkiego zrozumieć. To trochę tak, jak przykładowo kogoś spotyka poważna choroba lub jakieś inne życiowe doświadczenie. Trudno to objąć rozumem tak po ludzku, ale Duch przynosi światło, które każe inaczej patrzeć na to, co zwyczajnie niezrozumiałe.

Pan Jezus zaznacza też, że Duch, który zstąpi na Apostołów w dzień Pięćdziesiątnicy, nie przekaże im jakiejś nowej nauki, jak to często zdarza się ludziom, którzy nierzadko próbują coś dodać, ubarwić, zmienić, a tymczasem Ewangelia jest niezmienna. Po zesłaniu Bóg będzie odtąd blisko uczniów w Osobie Ducha Świętego, nieco inaczej jak do tej pory; poniekąd tak jak wcielenie Jezusa zakończyło etap szczególnego działania Boga Ojca w dziejach, tak Jego wniebowstąpienie rozpoczęło erę Ducha Świętego, która zapanowała właśnie w dniu Pięćdziesiątnicy.

Dzisiaj chciałbym, żeby w kontekście radości szczególnie wybrzmiał jej kolejny aspekt, w zasadzie znakomicie wieńczący nasze dotychczasowe spotkania na Radośniku. Z czego zatem mamy się radować? A no z tego, że my – chrześcijanie – jesteśmy w niewyobrażalny wręcz sposób prawdziwymi szczęściarzami. A dlaczego? A no dlatego, że nam objawiona została prawda! Ta prawda, która zawarta jest w Piśmie Świętym, w szczególny sposób na kartach Ewangelii. Jest ona tak niezwykła i nieogarniona, że – jak gdzieś kiedyś słyszałem czy czytałem – będziemy mieć całą wieczność na jej zgłębianie i delektowanie się nią. Pewnie dla niewierzących nie jest to jakimś szczególnym powodem do radości, ale to w mojej opinii w żaden sposób nie umniejsza naszej chrześcijańskiej radości. Wręcz przeciwnie – ładunek radości nam ofiarowany jest jednocześnie wyzwaniem do jej eksplozji, do dzielenia się nią, do rabanowania :), aby ci, którzy jeszcze nie są świadomi jak bardzo Bóg nas obdarzył, objawiając prawdę o Sobie, o nas, o świecie, o Niebie, mogli również prawdziwie się rozradować. Nie uchachać, nie parsknąć pustym śmiechem, który tak naprawdę nie raduje, ale dotknąć, dostąpić głębi radości. To jest coś niewyobrażalnego!!!

Z tą jakże radosną myślą rozstajemy się na razie z serią Radośnik, którą, jak Pan pozwoli, chciałbym kontynuować w kolejnych okresach bożonarodzeniowych i wielkanocnych. Póki co za tydzień arcywyjątkowa niespodzianka z okazji 1 rocznicy istnienia w Sieci Biblijnego Rabanu, która przypadła 3 maja.



Na koniec tradycyjny cytat poświęcony radości:


Prawdziwą radość można tu sobie przygotować, ale uzyskać ją można dopiero w przyszłym życiu
św. Augustyn
źródło: augustianie.pl

Napiszcie w komentarzach Wasze refleksje na temat powyższych słów. A może chcecie się też podzielić jakimiś refleksjami na zakończenie pierwszego sezonu Radośnika? Zapraszam.

sobota, 12 maja 2018

#7radośnik Paradoks radości

„Po rozmowie z nimi (Apostołami) Pan Jezus został wzięty do nieba i zasiadł po prawicy Boga. Oni zaś poszli i głosili Ewangelię wszędzie, a Pan współdziałał z nimi i potwierdził naukę znakami, które jej towarzyszyły” (Mk 16,19-20) 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus i Maryja zawsze Dziewica!


Ewangelia – VII Niedziela Wielkanocna (Uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego) rok B, czyli jutro :) lub tradycyjna Biblia Mk 16,15-20

Wniebowstąpienie Pana Jezusa (fot. Pixabay.com)

Ten dzisiejszy wpis na Radośniku, który właśnie czytasz, droga Czytelniczko, drogi Czytelniku, mógłby bez problemu znaleźć się w innej serii Biblijnego Rabanu – Bożych paradoksach. Jako że jednak poruszamy się ciągle w obszarze radości Wielkanocnej nic nie stoi na przeszkodzie, żeby właśnie tutaj dotknąć pewnego paradoksu, który według mnie bardzo mocno wybrzmiewa z jutrzejszej Ewangelii. Już tłumaczę, o co chodzi.

Po ludzku bardzo nie lubimy rozstań, szczególnie jeśli dotyczą one kogoś, kogo bardzo kochamy i jeśli ta rozłąka ma trwać bardzo długo. Wyjątkowym jej rodzajem jest śmierć osoby bliskiej. Więcej o tym mówiliśmy sobie w innym tekście. I tak właśnie patrząc tylko po ludzku, to zacytowany na wstępie fragment Ewangelii św. Marka, wieńczący jego dzieło, z radością może mieć stosunkowo mało wspólnego... Owszem, Mistrz odchodzi do Nieba, zasiada wespół ze swoim Ojcem na tronie, będzie jednak wspierał Apostołów i ludzi wszystkich czasów. Został też z nami pod postaciami Chleba i Wina. Ale, i to chciałbym tutaj podkreślić, Jezus odtąd nie chodził już z uczniami po ziemi, nie jadał z nimi, nie mogli razem się pośmiać i spędzać mile czas twarzą w twarz. Ukochany Oblubieniec Oblubienicy – Kościoła odszedł... Wyobrażam sobie, że tak po ludzku, Apostołowie wpatrywali się w Niebo i widzieli, jak Pan się od nich oddala. Pamiętajmy, że to było wprawdzie po zmartwychwstaniu, lecz jeszcze dziesięć dni przed zesłaniem Ducha Świętego. To musiały być trudne dni... Apostołowie mogli sobie myśleć: co teraz z nami będzie? On odchodzi sobie do Nieba, a my co, co z nami? Przecież mogą nas teraz wytracić i cóż przyjdzie z tych naszych wspólnych trzech lat wędrowania z Mistrzem?

W tym właśnie miejscu włącza się pojęcie klucz naszego dzisiejszego spotkania – paradoks radości. Radość, o której na Radośniku tyle sobie mówimy, ta chrześcijańska radość ma wprawdzie wiele rysów czysto ludzkich i wspaniale, bo chrześcijanin to nie robot, tylko człowiek. Jednakże jej istotą jest coś więcej, coś, co nadaje jej właściwy sens. Doskonale to widać na przykładzie jutrzejszej Ewangelii. Apostołowie jako ludzie mogli nawet uronić łzy za swoim Mistrzem – zżyli się przecież bardzo w ciągu tych trzech lat – ale nie o to tutaj tak naprawdę w pierwszej kolejności chodzi.

Aby radość była pełna musi opierać się na czymś znacznie głębszym, co w zasadzie streszcza się w słowie wiara. I tutaj dotykamy też tematyki pierwszego właściwego wpisu na Radośniku. Uczniowie nie widzieli już Jezusa-Człowieka, ale przecież On NAPRAWDĘ jest, był i będzie z nami! Sam to powiedział – Bóg to obiecał: „A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28,20 – ostatni wiersz tej Ewangelii). Ubolewam, jak mało w to wierzę... Myślę, że my ciągle ZA MAŁO w to wierzymy... Ok, to nie jest relacja oko w oko z Jezusem sensu stricto, ale to ciągle jest ON, który działa i który nas NIGDY nie opuści. O ile tak można powiedzieć, po wniebowstąpieniu Jezus jest z nami nawet bardziej niż wtedy, kiedy fizycznie stąpał po ziemi.

Z tego właśnie płynie prawdziwa radość, która pozwalała Apostołom i uczniom z radością cierpieć (temat jednego z wpisów). Widzieli co Jezus czynił posługując się nimi – wzięli na serio słowa Jezusa, że „tym zaś, którzy uwierzą, te znaki towarzyszyć będą: w imię moje złe duchy będą wyrzucać, nowymi językami mówić będą; węże brać będą do rąk, i jeśliby co zatrutego wypili, nie będzie im szkodzić. Na chorych ręce kłaść będą, i ci odzyskają zdrowie” (Mk 16,17-18). To się działo na ich oczach!

Znany młody charyzmatyk – Marcin Zieliński, kiedyś bardzo mocno zastanawiał się, dlaczego to się dzisiaj, w XXI w., nie dzieje lub może jakoś mniej spektakularnie dzieje; albo może to jest jakaś „tajemna moc” zarezerwowana dla wybranych. Marcin jednak UWIERZYŁ słowom Jezusa i wprawdzie po kilku latach niepowodzeń, zaczął obserwować, jak na jego oczach spełniają się zapowiedzi Jezusa – on wzywał Imienia Pana, a chorzy odzyskiwali zdrowie, a nawet z pewnej młodej dziewczyny wyszedł zły duch. Modli się nawet na ulicach i w centrach handlowych i to się dzieje!

Marcin uwierzył w to, że Jezus wyraźnie powiedział: „Tym zaś, którzy uwierzą, te znaki towarzyszyć będą” (Mk 16,17). Nie tylko tym, którzy są wykształceni, piastują wysokie stanowiska lub są po prostu kapłanami; Jezus daje tylko jeden warunek: „Tym zaś, którzy UWIERZĄ”! To tylko tyle i aż tyle.

Jakże się nie radować, skoro namacalnie możemy doświadczyć obecności Jezusa wśród nas, który dodatkowo poprzez szczególne objawienia i wizje, nie przestaje także w ludzkiej Postaci ukazywać się wielu osobom w różnych miejscach świata.


Na koniec chciałbym podkreślić jeszcze jedną myśl – Jezus poprzez swoje wniebowstąpienie uczy ludzkość dojrzałości. Podobnie jak relacja dziecka z rodzicami zmienia się wraz z procesem dorastania do samodzielności, tak i Jezus nie mógł być ciągle z ludźmi. Pan przygotował najpierw Apostołów, a poprzez nich i pokolenia ich następców także i nas, do dojrzałej radości, która nie opiera się już na podobnych zasadach jak kiedyś, ale wkroczyła w doskonalszą fazę, której kulminacją będzie już Radość Radości – ta w Niebie.


Zakończmy cytatem na dziś, do którego komentowania serdecznie wszystkich zapraszam:


Co za radość wierzyć, że Bóg kocha nas do tego stopnia, że w nas mieszka, że jest towarzyszem naszego wygnania, powiernikiem, przyjacielem we wszystkich chwilach
bł. Elżbieta od Przenajświętszej Trójcy
źródło: liturgia.wiara.pl





PS Cieszę się, że przeczytaliście właśnie 75 wpis na Biblijnym Rabanie. Jeśli któryś z nich pomógł zbliżyć się do Boga chociaż jednej osobie, to chwała Panu! A jeśli tych osób było więcej, tym większa cześć i chwała Temu, przez którego wszystko się dzieje i który wszystko sprawia.

Nieco ponad tydzień temu Biblijny Raban wkroczył w drugi rok swojego istnienia. Leci ten czas, oj leci. Z tej okazji za dwa tygodnie przygotowałem dla Was wyjątkową niespodziankę :) A za tydzień spotkamy się jeszcze na Radośniku. Tak na marginesie tylko dodam, że jutro – 13 maja – mija 1 rocznica ukazania się wpisu wprowadzającego z serii Boże paradoksy :)

Dzięki, że jesteście i zależy Wam na ubogaceniu siebie Słowem Bożym i wychodzeniu z nim do innych, co wierzę czynicie choćby przez udostępnianie im rabanowych treści.

Dziękuję też, że wspieracie mnie czytając i udostępniając moje teksty na Blasting News. Prowadzę dwa blogi nie czerpiąc z tego żadnych materialnych korzyści, dlatego szczególnie cenna jest mi każda wizyta Czytelniczek i Czytelników na tamtym portalu.

Oddaję jeszcze zatem w Wasze ręce mój najnowszy tekst i serdecznie pozdrawiam. Z Panem Bogiem!

sobota, 5 maja 2018

#6radośnik Pełnia radości

„To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna” (J 15,11) 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus i Maryja zawsze Dziewica!


Ewangelia – VI Niedziela Wielkanocna rok B, czyli jutro :) (do odczytania) i ta sama Ewangelia do odsłuchania lub tradycyjna Biblia J 15, 9-17

Warto jeszcze przeczytać poprzedni wpis, bo treści dzisiaj poruszane są pewną kontynuacją poprzednich.


Czas na maksymalną dawkę radości.

fot: Mikes Photos  (pexels.com)

Jeśli w tej serii mówimy sobie o radości chrześcijańskiej, a przecież mówimy, to ten dzisiejszy wpis jest szczególny. Sugeruje to już sam Pan Jezus w słowach, które zacytowałem powyżej. Wszak Mistrz wspomina o pełni radości.

Skoro Jezus mówi „to wam powiedziałem”, musimy zastanowić się nad sensem tego, co powiedział. A powiedział bezpośrednio wcześniej m.in. tak: „Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej! Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości” (J 15,9-10).

Widzimy, że przyczyną owej pełni radości, jaką może nas napełnić Pan jest zachowywanie Jego przykazań. Gdybyśmy jednak poprzestali tylko na tym, groziłaby nam postawa faryzejska, czyli ja skrupulatnie spełnię to i to, a tamtego i tamtego uniknę i już będę w porządku przed Bogiem. Ważnej wskazówki udziela jednak Jezus w jutrzejszej Ewangelii: „To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15,12-13). Tę samą myśl znajdziemy w ostatnim zdaniu perykopy: „To wam przykazuję, abyście się wzajemnie miłowali” (J 15,17).

To jest właśnie sedno przykazań – miłość. Pełni radości na pewno nie przyniesie nam spełnianie przepisów prawa. Radość rodzi się z miłości. To ona jest sensem i wypełnieniem przykazań. Nie zabijam z miłości, nie cudzołożę z miłości, nie kradnę z miłości, itd., nie z obowiązku.

Wiecie, to jest fascynujące w życiu prawdziwą wiarą. Fascynujące i pociągające jest to, co mają ci, którzy żyją prawdziwą relacją z Panem Jezusem na co dzień. Wiem, jak trudne jest to dla mnie do realizacji i jak ogromnie wiele mi brakuje do takiej postawy... Chodzi o taką lekkość w życiu przykazaniami. Ktoś przykładowo dostrzega kogoś potrzebującego i rezygnuje z modlitwy o stałej porze żeby mu pomóc... Ktoś widzi, że schorowany sąsiad nie ma nic do jedzenia i trzeba mu coś kupić; a przecież jest niedziela; a jednak idzie i kupi mu małe co nieco... Ktoś idzie do szemranych miejsc w mieście lub odwiedza fora internetowe, gdzie Bóg jest wyśmiewany – naraża się, żeby mówić innym o Bogu i świadczyć o Nim przykładem swego życia; jako „porządny katolik” nie powinien zapuszczać się w takie bezbożne miejsca... Można by podobne przykłady mnożyć.

Są ludzie, którym życie prawdziwą miłością szczególnie trudno przychodzi. Bynajmniej nie ze złej woli, ale z tej przyczyny, że zmagają się ze skrupułami czy wszelakiego typu nerwicami. To Tobie mówię dziś: Jezus Cię kocha. Zawołaj do Niego: Jezu naucz mnie kochać?


Dla wszystkich Czytelników mam dzisiaj tradycyjny cytat (w komentarzach piszcie wasze refleksje):


Radość i miłość są skrzydłami wielkich poczynań
Johann Wolfgang Goethe
źródło: ecytaty.pl

oraz dziś wyjątkowo coś do ucha :)




Pozdrawiam i do następnego razu! Trzymajcie się ciepło.


PS