sobota, 30 grudnia 2017

#0 (słowo wprowadzające do cyklu) Radośnik

„Radujcie się zawsze w Panu; jeszcze raz powtarzam: radujcie się!” (Flp 4,4)



Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus i Maryja zawsze Dziewica!

Tym pięknym pozdrowieniem witam Was, Kochane i Kochani, w przedostatnim dniu 2017 r., w ostatnim wpisie w tym roku, ale zarazem w pierwszym tekście (wprowadzającym) do nowej serii, zapowiadanej uprzednio, zatytułowanej Radośnik.


Dlaczego powstał Radośnik? Na Biblijnym Rabanie próbujemy odkryć Boże przesłanie zawarte w Starym Testamencie (seria Pochylmy się nad...), ogarniamy Boże paradoksy, obalamy mity na temat Biblii (Mitołamacz) i od czasu do czasu ukazuje się jakaś niespodzianka. Była też (i może będzie kontynuowana za rok) seria poświęcona szukaniu Pana Boga w czasie wakacji. W Adwencie i mam nadzieję, że i w Wielkim Poście, wczytujemy się w minikonferencje przygotowujące nas do dwóch wielkich Świąt naszej wiary. Brakowało mi jednak czegoś kluczowego, co moglibyśmy podjąć zwłaszcza w okresach największej chrześcijańskiej radości... Wymienione wcześniej serie są myślę bardzo ważne i gorąco odsyłam Was do ich lektury (będą oczywiście kontynuowane, szczegóły w Harmonogramie publikowania :), ale poczułem w sercu przynaglenie, żeby wgryźć się w istotę, sedno naszego przeżywania relacji z Panem Bogiem. W chrześcijaństwie, w tym w Biblii, mamy cały szereg niezwykle ważnych pojęć i kwestii: dekalog, grzech, cierpienie i wiele, wiele, wiele innych. Wszystko jednak zdaje się wypełniać i prowadzić do radości. Właśnie radości! Może to żadne odkrycie, może swoisty infantylizm, ale w wierze jest tak, że to co najprostsze jest na ogół najważniejsze i najtrudniejsze. Pamiętacie wpis o dziecięcej ufności?

Bardzo często, wiem to z autopsji, brakuje nam radości. Nie chcę przez to bagatelizować cierpienia i najróżniejszych dramatów, jakich ludzie doświadczają w ciągu swego życia. Czasami brak słów, a o radości trudno wtedy mówić... Sytuacja nieco się jednak wyjaśnia, gdy zrozumiemy, że radość chrześcijańska nie jest zwykłym „uchachaniem”, czymś w stylu „don't worry, be happy” (nie martw się, być szczęśliwy). Taka płytka „radość” w zetknięciu z problemami może szybko runąć, natomiast coś ważnego mówi św. Paweł do Filipian i do nas wszystkich, które to słowa stanowią motto tej serii (łatwo zapamiętać: Filipian i dwie czwórki – Flp 4,4 :). Tylko radość w Panu, czyli przepełniona pełnią Boga, wypływająca z pamiątki Zmartwychwstania, pozwala się radować ZAWSZE. I nawet jeśli po ludzku jest trudno, a może nawet beznadziejnie, w sercu panuje radość. Ta radość wcale nie zawsze musi jakoś wyraźnie emanować na zewnątrz, ale w sercu i tak jest dla niej miejsce. Swoją drogą czasami jest tak, że człowiek na pozór radosny, wewnątrz przeżywa dramaty i to bywa wielką tragedią. Misją Radośnika będzie zatem pokrzepienie naszych serc i dusz, zwłaszcza gdy ktoś przeżywa prawdziwe tragedie. Czasem pewnie nie będzie łatwych odpowiedzi, ale musi być radość :) Tak czy inaczej będziemy się uczyć radości.

Jeśli chodzi o kwestie bardziej techniczne, wpisy z tej serii będą się najprawdopodobniej ukazywać w okresach bożonarodzeniowych (oktawa Bożego Narodzenia i do niedzieli Chrztu Pańskiego) oraz wielkanocnych (od Wielkiej Nocy do Zesłania Ducha Świętego); rzecz jasna w soboty. A zatem dzisiaj w tym niezwykle radosnym okresie rozpoczynamy tę serię, za tydzień jeszcze jeden wpis, a potem na Radośniku spotkamy się po Wielkanocy. W międzyczasie oczywiście starsze serie (szczegóły we wspomnianym Harmonogramie).

Moim zdaniem istota radości chrześcijańskiej, co może dla wielu być paradoksem, subtelnie ukryta jest w tzw. chorale gregoriańskim. Posłuchajcie magnificatu:

Gregorian Vesperas - Magnificat, Canticum Mariae - Pieśń Matki Najświętszej


Może dla kogoś brzmi to nieco zbyt poważnie, może nieco smętnie, ale w moim odczuciu, gdy dobrze się wsłuchamy i wyciszymy, to można się poczuć jak w Niebie :)

Chyba jeszcze kiedyś tę kwestię rozwinę w kontekście radości, bo bardzo lubię chorał, a póki co żegnam się z Wami życząc udanego Sylwestra i RADOSNEGO nowego roku 2018 :) Radośnik #1 ukaże się w pierwszy piątek stycznia i nowego roku – 5 stycznia.


Z Panem Bogiem.

sobota, 23 grudnia 2017

Adwent 2017 #4 Spotkanie z Nikodemem (J 3,1-21)

Na drodze do głębokiej relacji, czyli o niezwykłości nocy i nie tylko



Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus i Maryja zawsze Dziewica!


Już jutro Wigilia, a zatem czas na nasze ostatnie w czasie tego Adwentu spotkanie w ramach rabanowych minikonferncji.

A oto nasze tradycyjne punkty spotkania: wyłącz wszystkie inne źródła światła lub pozostaw tylko lampkę i zapal świecę. Pamiętaj, że to pomoże wejść w intymną relację z Panem i sprawi, że mniej będziesz się rozpraszać.



Teraz modlitwa o światło Ducha Świętego: Duchu Święty, który oświecasz serca i umysły nasze, dodaj nam ochoty i zdolności, by to nasze adwentowe spotkanie z Twoim Słowem było dla nas pożytkiem doczesnym i wiecznym. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen. Przyjdź, Duchu Święty! 

Możesz też pomodlić się własnymi słowami.

Czas na ewentualne przypomnienie sobie treści poprzedniej (poprzednich) minikonferencji lub przeczytanie jej po raz pierwszy, jeśli jeszcze tego nie uczyniłaś/nie uczyniłeś.

A teraz zbierz myśli i postaraj się na bazie tego, o czym mówiliśmy przed tygodniem, odpowiedzieć sobie na pytanie: Czy udało mi się przynajmniej minimalnie wcielić w życie refleksje z minionego tygodnia i chociaż o centymetr zbliżyć się do Boga?

Teraz otwórzmy Pismo Święte tym razem na Ewangelii wg św. Jana – J 3,1-21. To bardzo znany fragment, ale spróbujemy się wgryźć w sedno jego przesłania. Możesz też znaleźć ten tekst w Internecie, ale gorąco zachęcam Cię do sięgnięcia po Biblię tradycyjną, papierową; to pomoże zbudować uroczysty klimat rozmyślania i medytacji. W czasie lektury skup się przede wszystkim na postaci Nikodema, bo to on, obok oczywiście Pana Jezusa, jest głównym bohaterem naszych dzisiejszych rozważań. Gdy już powoli odczytasz te wersety przejdź do poniższej minikonferencji.

🔻

Była noc. Do Jezusa przyszedł nietypowy gość, bo... faryzeusz. Wiemy z lektury Ewangelii, że ta grupa ludzi mówiąc delikatnie na ogół za Mistrzem z Nazaretu nie przepadała. A tu taka niespodzianka.

Zdarzyło mi się już swego czasu popełnić wpis poświęcony poniekąd temu spotkaniu, choć tam patrzyłem na nie pod nieco innym kątem. Możesz teraz lub najlepiej po przeczytaniu tego tekstu sięgnąć po wspomniany wpis.

Ja dzisiaj chciałbym położyć nacisk przede wszystkim na dwie sprawy. Pierwszą jest noc. Bardzo często tę porę doby traktujemy z lekkim dreszczem, bo noc to znaczy ciemno, straszno, może grzesznie; w ogóle noc jest fe i koniec. A tymczasem zauważ, że noc bożonarodzeniowa nie będzie zwykłą nocą, ale Nocą, NOCĄ, NOCĄ NOCY. Udamy się na pasterkę, żeby radować się z narodzin Zbawiciela. Czy przypadkiem tamta noc w Betlejem, nie okazała się prawdziwie błogosławioną nocą dla ludzkości, gdy wydarzyło się coś naprawdę mega, super, niewypowiedzianego i najlepszego ever (tzn. kiedykolwiek; nauczyłem się tego od znanego Kaznodziei (bo przez małe „k” nawet nie wypada) o. Adama Szustaka :). I kolejny przykład tym razem z innego okresu. Jak nazywają się największe Święta chrześcijaństwa? Odpowiedź jest banalnie prosta: to Wielkanoc; Wielka Noc. Znowu noc! Chyba już kiedyś na Rabanie pisałem, że Pan Jezus wiele, w tym te najważniejsze, wydarzenia dokonywał nocą. Zauważ, że także często spędzał noc na modlitwie, czyli rozmowie z ukochanym Tatą. Nie chcę przez to powiedzieć, że nocą nie dzieje się i nie działo nic złego, bo przecież choćby Ewangelista Jan wymownie zaznacza, że gdy Judasz opuścił Wieczernik, żeby wydać swojego Mistrza, „była noc” (J 13,30).

Pragnę Cię jednak zaprosić do potraktowania nocy, jako absolutnie wyjątkowego czasu do spotkania z Panem i to spotkania bardzo intymnego. Podczas gdy prawie wszyscy dokoła pogrążeni są we śnie, Ty masz niepowtarzalną okazję do rozmowy z Bogiem. Może warto, przynajmniej od czasu do czasu, zarwać trochę nocy i pobyć z Panem „twarzą w twarz, sam na sam”. Można wtedy odmówić jakąś modlitwę, można nawet nic nie mówić, ale szczególnie warto chyba porozmawiać z Panem tak intymnie, jak rozmawia się z kimś najukochańszym. Zachęcam Cię. Odważ się. Bez względu na to czy czujesz się reprezentantem postawy faryzeuszów czy też trwasz blisko przy Panu, możesz spróbować. Tak sobie myślę, że po tych wcześniejszych trzech spotkaniach i zwalczeniu w sobie wrogości, obojętności czy letniości, po zachwyceniu się Bogiem i wejściu w życie wiarą na maksa, przynajmniej bardziej radykalnie, trzeba zrobić jeszcze ten krok decydujący, bez którego można nawet utracić to, co udało się z Bożą łaską do tej pory przezwyciężyć. Chodzi o wejście w intymną relację z Bogiem, która nie ogranicza się do formuł modlitewnych, jakkolwiek pięknych i pożytecznych, ale wchodzi głębiej, co pozwala dostać powera wiary.



Nikodem i Jezus na dachu (Henry Ossawa Tanner)

Może właśnie nadchodząca Noc Bożego Narodzenia jest sposobnością do wejścia w coś tak pięknego. Każda pora jest dobra, ale noc ma to coś... Z całego serca, moja Droga, mój Drogi, Cię zachęcam.

Na koniec tych naszych tegorocznych adwentowych spotkań chciałbym pokrótce dotknąć drugiej kwestii, a mianowicie fragmentu rozmowy Jezusa z Nikodemem: „Kto wierzy w Niego (Syna Bożego), nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego” (J 3,18). Zapytajmy siebie, jakiego Boga widzę w Dziecięciu, które niebawem się narodzi? Cytat zawiera ważną wskazówkę, jak powinniśmy do tego podchodzić. Kluczem jest tu wiara. Adwent co roku ma nas przygotować jak najlepiej do Bożego Narodzenia, dlatego porządkujemy możliwie najlepiej nie tylko domy, ale przede wszystkim nasze serca. I robimy wyśmienicie! Jednakże Jezus chce się też narodzić tam, gdzie jest jeszcze trochę nieporządnie. My chcemy Go przyjąć w salonie, a On mówi: „Chcę przyjść do tego pokoiku na samym dole Twojego serca, który szczelnie przede mną zamknąłeś, żeby pomóc Ci go posprzątać”.

Jeśli czujesz, że w Twoim sercu jest jeszcze jakiś nieposprzątany pokoik, musisz tylko uwierzyć, że Jezus chce tam wejść i może go posprzątać lub pomóc Ci to zrobić. Nawet jeśli tegoroczny Adwent, nasze poprzednie spotkania, nie zmieniły zbyt wiele w Twoim życiu wiedz, że przychodzi Ten, który wszystko może. On pomoże Ci zacząć wszystko od początku, a jeśli znalazł u Ciebie już pięknie posprzątane mieszkanie, przyozdobi je jeszcze i wypełni Sobą, abyś mógł innych prowadzić ku Niemu.

🔺

Pytania do przemyślenia: Jaka jest moja relacja z Bogiem: intymna czy mechaniczna? Czy jestem zdecydowany wejść w relację wielkiej bliskości z Panem? Jeśli nie, to co mnie powstrzymuje? Kim jest dla mnie Jezus, który niebawem się narodzi?

Pytanie na zakończenie minikonferencji: Co zmieniły w moim życiu te cztery spotkania?



Jaki jest Pan Bóg, na którego czekam...

A teraz małe zadanie na nadchodzącą noc Bożego Narodzenia i dalsze życie: Spróbuj w ciszy nocy lub przynajmniej swojego serca przez minutę lub dwie mówić do Jezusa: „Jezu, jesteś dla mnie...” lub „Jezu, jesteś moim...”. To pomoże Ci poniekąd wejść w głębię relacji z Panem oraz pokaże Ci, jakiego Jezusa narodzenie świętujesz (pomysł zaczerpnięty z tegorocznych rekolekcji adwentowych o. Remigiusza Recława SJ pt. Zerwij kajdany, do których również zachęcałem).

Przyszedł czas, żeby podziękować Duchowi Świętemu za światło, czas naszych adwentowych spotkań i prosić Go, aby to, nad czym medytowaliśmy, udało nam się owocnie wcielić w życie: „Dzięki Ci Boże za światło tej nauki, pragniemy, abyśmy nią oświeceni, mogli Cię zawsze wielbić i wolę Twoją wypełniać. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen”.

Teraz uczyńmy znak krzyża na zakończenie adwentowej, biblijnej drogi.

Dziękuję Wam z serca za te cztery spotkania. Mam nadzieję, że w czymś dobrym Ci pomogły. Jeśli tak, chwała Panu! Nie są one oczywiście jakimś sztywnym poradnikiem i wykazem czterech kroków w wierze, które muszą przebiegać w takiej kolejności. To tylko moja propozycja, a jak wierzę nie tyle nawet moja, co Ducha Świętego, który coś chciał nam przekazać. Jeśli uważacie, że takie cykle mają sens, to może uda się coś przygotować z Bożą pomocą na Wielki Post, jeśli będę dalej pisać bloga, a wierzę, że będę, ale póki co świętujmy Boże Narodzenie :)

Z tej właśnie okazji życzę Wam wszystkim, moi Kochani, błogosławionych Świąt Bożego Narodzenia, przeżytych w rodzinnym gronie, pełnych miłości i zachwytu nad Miłością Miłosierną Pana Boga. Bądźcie zdrowi i szczęśliwi, a także zawsze pełni zapału w głoszeniu Słowa Bożego. Życzę Wam i sobie, byśmy coraz bardziej kochali Biblię, chętnie ją czytali i dzielili się nią z wszystkimi, których spotykamy.


PS. Jeszcze jedna sprawa, którą zapowiadałem. Za tydzień ukaże się wpis wprowadzający do nowej serii Biblijnego Rabanu. Najprawdopodobniej będzie nosiła tytuł „Radośnik” :) Na razie więcej Wam nie zdradzę. Oczywiście nie zamierzam zapomnieć o starszych seriach. Czytamy się zatem już za tydzień przy okazji naszego ostatniego spotkania z Biblijnym Rabanem w 2017 r. Trzymajcie się! Wszystkiego dobrego i z Panem Bogiem!

sobota, 16 grudnia 2017

Adwent 2017 #3 Spotkanie z ubogą wdową (Łk 21,1-4)

Opory, czyli radykalizm potrzebny od zaraz



Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus i Maryja zawsze Dziewica!


Zachęcam do podjęcia naszych tradycyjnych adwentowych kroków przygotowujących do kolejnych spotkań.

A zatem, jeśli tylko masz taką możliwość wyłącz wszystkie inne źródła światła lub pozostaw tylko lampkę i zapal świecę. Pamiętaj, że to pomoże wejść w intymną relację z Panem i sprawi, że mniej będziesz się rozpraszać.



Już jutro zostanie zapalona w kościele trzecia świeca adwentowa...

Teraz modlitwa o światło Ducha Świętego: Duchu Święty, który oświecasz serca i umysły nasze, dodaj nam ochoty i zdolności, by to nasze adwentowe spotkanie z Twoim Słowem było dla nas pożytkiem doczesnym i wiecznym. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen. Przyjdź, Duchu Święty!

Czas na ewentualne przypomnienie sobie treści poprzedniej minikonferencji lub przeczytanie jej po raz pierwszy, jeśli jeszcze tego nie uczyniłaś/nie uczyniłeś.

A teraz zbierz myśli i postaraj się na bazie tego, o czym mówiliśmy przed tygodniem, odpowiedzieć sobie na pytanie: Czy udało mi się przynajmniej minimalnie wcielić w życie refleksje z minionego tygodnia i chociaż o centymetr zbliżyć się do Boga?

Teraz otwórzmy Pismo Święte ponownie na Ewangelii wg św. Łukasza – dziś interesuje nas szczególnie Łk 21,1-4. Te krótkie 4 wersety zawierają w sobie wielką głębię. Możesz też znaleźć ten tekst w Internecie, ale gorąco zachęcam Cię do sięgnięcia po Biblię tradycyjną, papierową; to pomoże zbudować uroczysty klimat rozmyślania i medytacji. W czasie lektury skup się przede wszystkim na postaci ubogiej wdowy, bo to ona jest główną bohaterką naszych dzisiejszych rozważań. Gdy już powoli odczytasz te wersety powróć do poniższej minikonferencji.

🔻

3 czerwca br. opublikowałem na blogu wpis z serii Boże paradoksy poświęcony spotkaniu Jezusa z pewnym bogatym młodzieńcem. Jeśli tylko macie czas, zajrzyjcie tam dla przypomnienia lub po raz pierwszy (#3 Boży paradoks Mk 10,17-31). Początkowo myślałem, że posłużę się tamtym tekstem przy opracowywaniu tej minikonferencji, ale jednak w międzyczasie słuchając Ewangelii traktującej o wdowim groszu postanowiłem, że to właśnie owa uboga wdowa może być również doskonałym przykładem cechy, o którą spróbujemy w tym tygodniu Adwentu zawalczyć, a której tak bardzo często (wiem to z autopsji) brakuje.

Może się wszak zdarzyć i zdarza się chyba dość często, że z Bożą łaską udaje się nam pokonać w sobie wrogość, letniość i obojętność w wierze, a nawet potrafiliśmy już zafascynować się Bogiem. A mimo to czujemy, że czegoś nam brakuje. Niby żyjemy bardzo uczciwie, wypełniamy przykazania, rozczulamy się nad fenomenem Boga, ale to jeszcze nie jest to; wygląda na to, że jeszcze paradoksalnie czegoś brakuje. Ale czego?

Przyjrzyjmy się postawie ubogiej wdowy z Ewangelii. Pomyślmy, co mogła czuć? Może kątem oka zerkała na tych, którzy przed nią rzucali pieniądze do skarbony. I może było jej głupio, gdy tamci, bogaci jegomoście, szpanowali swoją pokaźną ofiarą. Nie wiemy czy i na ile obnosili się ze swoją pobożnością i ofiarnością, ale możemy przypuszczać, że zdarzały się jakieś postawy pełne wyższości, skoro Jezus przypatrując się przechodzącym, zagadnął: „Prawdziwie powiadam wam: Ta uboga wdowa wrzuciła więcej niż wszyscy inni. Wszyscy bowiem wrzucali na ofiarę z tego, co im zbywało; ta zaś z niedostatku swego wrzuciła wszystko, co miała na utrzymanie” (Łk 21,3-4). W tym kontekście może rodzić się w Twojej głowie myśl-pytanie: No więc jak, mam teraz całkowicie opróżnić konto (konta?) bankowe, wydać całą gotówkę, którą mam przy sobie? Co ciekawe, zestawienie perykopy biblijnej o bogatym młodzieńcu i ubogiej wdowie pozwala wyciągnąć wniosek, że Jezus tak naprawdę miał na myśli coś znacznie bardziej pojemnego niż pieniądze. Nie zawsze chodzi o pieniądze, do rozdania których został zachęcony młodzieniec; nie chodzi o majątek, ale „dwa pieniążki”. Celowo użyłem cudzysłowu, bo nie o materialne monety tutaj w pierwszej kolejności może się rozchodzić, ale Twoje serce.



Zauważmy, że często mamy w życiu nawet jakieś małe, niepozorne obszary, do których jeszcze nie zaprosiliśmy Jezusa. To nawet nie do końca może być jakiś grzech (choć może być i tak, że jakiś niewyznany grzech gryzie, co raczej nie dotyczy skrupulantów :), ale nieprzebaczenie komuś w sercu, żywienie urazy, niepodjęcie jakiejś ważnej decyzji, która pozwoli rozwinąć się duchowo; to może być też brak odpowiedzi na powołanie życiowe, unikanie Bożej woli. I w takich przypadkach wszystko inne może być OK, naprawdę w porządku i pobożnie, ale coś jednak nie gra. I wtedy Jezus zdaje się mówić: „To oddaj mi, proszę, te „dwa pieniążki”, które tam chowasz i myślisz, że bez nich nie dasz rady żyć. Oddaj mi je, odważ się, a ja już z resztą sobie poradzę. Ale czy Ty mi ufasz?”.

Reasumując, odpowiedzią na pewnie większość oporów w wierze, jest radykalizm, wejście w życie Ewangelią tak na maksa, tak na 100%. Nie chodzi o radykalizm wojujący, jak to może nam się nieopacznie skojarzyć, lecz o życie prawdziwą, nieudawaną wiarą na co dzień.

Na koniec dzisiejszych rozważań chciałbym przypomnieć krótkie opowiadanie, które mi się nasunęło. Może już się z nim spotkałeś, ale to nie szkodzi. Ja je może trochę nawet sparafrazuję. Otóż pewien człowiek dostał od przyjaciela przepis na bardzo smaczne ciasto. W domu zabrał się za jego wykonanie. Okazało się, że niektóre ze składników w jego odczuciu były podane w zbyt dużych ilościach. Postanowił użyć takie trochę mniejsze ilości, ale poza tym wszystko elegancko wykonał, dokładnie tak, jak widniało w przepisie. No, prawie wszystko... Pomyślał bowiem, że pewien składnik, taki „niepozorny” nie jest tu potrzebny. Obejdzie się...

Gdy ciasto było już gotowe, nagle zjawili się jacyś goście. Człowiek ucieszył się i zaserwował im owoc swoich kulinarnych prac. Niestety, efekt nie był taki, jakiego się spodziewał. Niby wszystko było smaczne, ale mężczyzna poznał, że gościom nie bardzo smakowało. Sam też nie zachwycił się swoim wypiekiem. Pomyślał: „Gdybym z tymi składnikami poszedł na całość, wtedy by się udało... No i gdybym nie pominął tamtego składnika...

🔺

Pytania do przemyślenia: Czy moje życie religijne nie przypomina czasem takiego ciasta pieczonego z dobrych składników, ale w zmniejszonych ilościach? A może pomijam jakiś składnik i nie dodaję go do ciasta? Czy wierzę, że Ewangelia, brana na serio i bez pójścia na kompromisy, jest przepisem od Jezusa na najpyszniejsze „ciasto” jakim jest Niebo? A może w moim życiu jest tak, że daję „Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek”? Czy tak naprawdę, na 200% ufam Jezusowi czy tylko udaję, tak dla fałszywej pobożności i spokoju sumienia? Czy mam odwagę odpowiedzieć Jezusowi „TAK!!!” czy tylko „tak, ale...”?

A teraz małe zadanie na nadchodzący tydzień: Zapraszam Ciebie i siebie, żebyśmy w tym tygodniu dali wreszcie Panu Bogu te „dwa pieniążki” które skrywamy przed Nim skrzętnie pod pazuchą może już ładnych parę lat. To może być wiele spraw, o których sobie dziś mówiliśmy: niewyznany grzech, brak przebaczenia, żale do kogoś głęboko skrywane, mała pycha, która nie pozwala żyć radością, smutek i wiele, wiele kwestii. A może to dobry czas, żeby porozmawiać ze spowiednikiem albo kierownikiem duchowym i wreszcie odpowiedzieć na skrywane przez lata powołanie: do kapłaństwa, do życia zakonnego, do założenia rodziny, a może do wyjazdu na misje (już kiedyś o tym trochę pisałem (zobacz #3 Pan Bóg w Kościele (czyli w drugim człowieku), ale np. tutaj – pigmeje.pl – możesz poczytać o prawdziwych misjonarzach i prawdziwej Misji; a może chciałbyś tam dołączyć albo w jakiś sposób wesprzeć to dzieło) lub poświęcenie życia dla innych... Pomyśl i odważ się! Jezus jest z Tobą i po Twojej stronie!!!



Przyszedł czas, żeby podziękować Duchowi Świętemu za światło i prosić Go, aby to, nad czym medytowaliśmy, udało nam się owocnie wcielić w życie: „Dzięki Ci Boże za światło tej nauki, pragniemy, abyśmy nią oświeceni, mogli Cię zawsze wielbić i wolę Twoją wypełniać. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen”.


Dzięki za dzisiaj, że mogliśmy wspólnie zatrzymać się nad Słowem Bożym. Za tydzień już nasze ostatnie, czwarte spotkanie w ramach adwentowego rabanowania, w tym roku pod hasłem „Cztery spotkania”. Trzymajcie się ciepło. Za tydzień będzie już Wigilia wigilii i wtedy będę miał też dla Was mały prezent :) Co Wy na to?

sobota, 9 grudnia 2017

Adwent 2017 #2 Spotkanie z Zacheuszem (Łk 19,1-10)

Ciekawość, czyli wejdź na sykomorę



Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus i Maryja zawsze Dziewica!


Jeśli tylko masz taką możliwość wyłącz wszystkie inne źródła światła lub pozostaw tylko lampkę i zapal świecę. Pamiętaj, że to pomoże wejść w intymną relację z Panem i sprawi, że mniej będziesz się rozpraszać.


Teraz modlitwa o światło Ducha Świętego (ta lub własnymi słowami): Duchu Święty, który oświecasz serca i umysły nasze, dodaj nam ochoty i zdolności, by to nasze adwentowe spotkanie z Twoim Słowem było dla nas pożytkiem doczesnym i wiecznym. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen. Przyjdź, Duchu Święty!

Czas na ewentualne przypomnienie sobie treści poprzedniej minikonferencji lub przeczytanie jej po raz pierwszy, jeśli jeszcze tego nie uczyniłaś/nie uczyniłeś.

A teraz zbierz myśli i postaraj się na bazie tego, o czym mówiliśmy przed tygodniem, odpowiedzieć sobie na pytanie: Czy udało mi się przynajmniej minimalnie wcielić w życie refleksje z minionego tygodnia i chociaż o centymetr zbliżyć się do Boga?

Teraz otwórzmy Pismo Święte znów na Ewangelii wg św. Łukasza, tym razem 19,1-10. Jest tam krótka, ale treściwa historia Zacheusza i jego relacji z Panem Jezusem. Możesz też znaleźć ten tekst w Internecie, ale gorąco zachęcam Cię do sięgnięcia po Biblię tradycyjną, papierową; to pomoże zbudować uroczysty klimat rozmyślania i medytacji. W czasie lektury skup się przede wszystkim na postaci Zacheusza, bo to on jest głównym bohaterem naszych dzisiejszych rozważań. Gdy już powoli odczytasz te wersety powróć do poniższej minikonferencji.

🔻

Mówią, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Spróbujmy jednak spojrzeć na to nieco inaczej i odwróćmy perspektywę – ciekawość to pierwszy stopień do nieba, a w przypadku naszej adwentowej drogi, drugi stopień (krok) do nieba czy raczej ku niebu...

Jeśli udało ci się zrobić pierwszy krok przed tygodniem to chwała Panu i gratulacje dla Ciebie. Jeśli zatem dałeś radę z Bożą pomocą pokonać lub przynajmniej zrobiłeś krok naprzód w walce z obojętnością, letniością i wrogością wobec spraw Bożych, czas na kolejny etap, który pozwoliłem sobie nazwać ciekawością. Bez niej, nie będziesz mieć impulsu do zrobienia kolejnego kroku, kolejnych kroków. Jest ona motorem napędowym na drodze wiary. Nawet jeśli nie miałeś do tej pory jakichś poważniejszych problemów z obojętnością, letniością, a tym bardziej wrogością, ciekawość jest już na pewno tą cechą, która jest bezwzględnie, niemal ciągle na nowo, potrzebna mnie i Tobie, każdemu z nas bez wyjątku. Ta ciekawość, rozumiana już w tym przypadku bardziej jako zachwyt nad pięknem Boga, fascynacja (lub jej początek) Bogiem, chęć poznania Go. Owa chęć przepełniała właśnie Zacheusza.

Czasami może zdarzyć się i tak, że zwykła ciekawość, pozbawiona nawet jakichś głębszych pobudek, stanie się początkiem lub impulsem do przemiany życia.

Zdarza się, że nasza postawa przypomina nieco Zacheusza, ale brak nam jego zapału. Możemy nawet nie zauważyć, jak bardzo już staliśmy się mali (aluzja do wzrostu naszego dzisiejszego bohatera), jak skarłowacieliśmy w naszej wierze lub też jeszcze nie dorośliśmy do prawdziwej wiary. Widzimy tylko swoje obowiązki, czasami może nawet grzeszne, ale jakoś nie dostrzegamy Chrystusa. Może być wreszcie i tak, że inni ludzie, nawet ci mieniący się bardzo pobożnymi, zamiast ukazywać nam Mistrza, zasłaniają Go i „z powodu tłumu” (Łk 19,3) nie jesteśmy w stanie poznać Jezusa. Tak, jest tłum, ale brak tam kogoś, kto pomoże nam dostać się do Jezusa. Jedni mogą Cię z góry potępiać, inni nie zwracają na Ciebie uwagi.

Zacheusz. Obraz Nielsa Larsena Stevnsa
źródło: Niels Larsen Stevns - Praca własna (photo: Gunnar Bach Pedersen) (Randers Museum of Art, Randers, Denmark), Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=1428023

I co wtedy musimy zrobić? Nie wolno nam siedzieć w swoim „kantorze celnym”, ale trzeba wzorować się na Zacheuszu. Trzeba „pobiec naprzód i wspiąć się na sykomorę, aby móc ujrzeć Pana” (parafraza Łk 19,4). Trzeba zdobyć się na coś więcej niż zwykła przeciętność, trzeba wzbić się ponad ludzkie osądy, przekonania, ponad obojętność, letniość czy wrogość. Nieraz trzeba nawet narazić się na wyśmianie. To właśnie uczynił Zacheusz. I co się stało? Został zauważony przez Mistrza! Jezus zawsze nagradza tych, którzy pragną się do Niego zbliżyć. Może nawet nie zawsze czynią to w szczerości swych serc, ale jednak zdobywają się na coś ponadprzeciętnego, a wtedy Boża Miłość Miłosierna potrafi dokonać reszty. Wystarczy tylko wspiąć się na „sykomorę”...

Wtedy dzieją się rzeczy niezwykłe: przemiana życia, troska o bliźnich, naprawianie wyrządzonych szkód (por. Łk 19,8). Ważne jest jeszcze jedno: nie wolno zrażać się opiniami innych, którzy być może chcą cię wysłać do piekła; jedyną odpowiedzią na to winno być oczywiście uznanie swoich win, ale jednocześnie autentyczna przemiana i niezwracanie uwagi na dalsze uszczypliwości nawet ze strony tych „pobożnych”. Ważne są nie ich słowa, ale Twoje czyny.

Wówczas na pewno „zbawienie stanie się udziałem Twojego domu” (par. Łk 19,9). „Albowiem Syn Człowieczy przyszedł odszukać i zbawić to, co zginęło” (Łk 19,10).

Popatrz, jaką piękną, uzupełniającą się sekwencję tworzy Łk 19,10 z Łk 15,24. Pamiętasz, jak to było w przypowieści o synu marnotrawnym: „syn mój (…) zaginął, a odnalazł się”.

To Bóg jest właśnie tym Szukającym. Wystarczy tylko pozwolić, aby nas odszukał.

🔺

Pytania do przemyślenia: W jakim momencie, punkcie mojego życia, mojej wiary, mojego stosunku do Pana się znajduję? Czy może tkwię w jakiejś „komorze celnej” i nie mam odwagi, żeby wspiąć się na sykomorę i dać się zauważyć Jezusowi? A może jestem kimś z tłumu, rzekomo już „pobożnym” i „doskonałym”, który zamiast prowadzić innych do Boga, zasłania Go innym, karłowatym duchowo? Czy już zafascynowałem się Bogiem, tak na maksa i bez reszty?

A teraz małe zadanie na nadchodzący tydzień: Pochodź przez ten tydzień z fragmentem Ewangelii wg św. Łukasza, nad którym dzisiaj się pochylaliśmy. Postaraj się podjąć decyzję: „Wejdę na sykomorę”. Nie ważne czy jesteś mniej lub bardziej podobny do Zacheusza. Każdemu z nas potrzeba ciągle na nowo zafascynować się Bogiem, żebyśmy zbytnio nie zgnuśnieli w tłumie. Musimy od czasu do czasu „wspiąć się na sykomorę”. Czym może być owa sykomora? To może być w zasadzie wszystko, co pozwoli ci odświeżyć swoją wiarę lub po raz pierwszy zafascynować się Jezusem. Wybór pozostawiam Tobie. Liczę na Twoją inwencję. Podziel się, proszę, w komentarzu swoim sposobem na zaciekawienie się Panem Bogiem. Moja propozycja: spróbuj zamienić kilka słów na temat Boga z ludźmi, których spotkasz w tym tygodniu: w sklepie, na ulicy, w domu, w szkole, w pracy. To pomoże odetchnąć na nowo świeżym powietrzem wiary w duchu prawdziwej radości, jaką daje dzielenie się Dobra Nowiną. Jezus na pewno doceni Twoje starania.

Sykomora Zacheusza w Jerychu
źródło: Bonio - Praca własna, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=2995689

Przyszedł czas, żeby podziękować Duchowi Świętemu za światło i prosić Go, aby to, nad czym medytowaliśmy, udało nam się owocnie wcielić w życie: „Dzięki Ci Boże za światło tej nauki, pragniemy, abyśmy nią oświeceni, mogli Cię zawsze wielbić i wolę Twoją wypełniać. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen”.

Dzięki za dzisiaj, że mogliśmy wspólnie zatrzymać się nad Słowem Bożym. Wierzę, że następny krok na tej naszej adwentowej drodze do Boga uda nam się wykonać już w najbliższą sobotę, 16 grudnia. Pozdrawiam Cię serdecznie i z Panem Bogiem!

Moi Drodzy, chciałbym jeszcze nadmienić, że Pan Bóg pozwolił dzisiaj opublikować 50 wpis na tym blogu; to właśnie ten tekst, który kończycie czytać. Chwała Panu i Matce Najświętszej! To dla mnie wielki zaszczyt i frajda, a jednocześnie odpowiedzialność. Wierzę, że będzie nam dane jeszcze nie jeden, nie dwa, a wiele, wiele razy pochylać się razem nad Biblią.

Podzielcie się proszę w komentarzach czy będziecie mi dalej towarzyszyć we wspólnym odkrywaniu Słowa Bożego :) Wierzę, że tak i dziękuję! Z Panem Bogiem.

wtorek, 5 grudnia 2017

#5 Niespodzianka mikołajkowa

Wiem, moi Drodzy, że miało nie być niespodzianek do stycznia przyszłego roku, ale z nimi już tak jest, że czasami lubią się pojawiać niespodziewanie; wszak to niespodzianki :)
Przy okazji witam Was serdecznie w nowym roku liturgicznym i zarazem w sezonie 2 niespodzianek!


Nadchodzące wspomnienie w liturgii św. Mikołaja z Miry, biskupa, zachęciło mnie do wystukania (chciałem napisać nakreślenia, ale to nie te czasy, czego poniekąd trochę szkoda ;) paru zdań poświęconych temu wielkiemu Świętemu. Na końcu znajdzie się też odniesienie postaci św. Mikołaja do Biblii, jak przystało na Biblijny Raban.

Przede wszystkim ten wpis niech będzie zachętą dla nas i apelem, żebyśmy przywrócili św. biskupowi Miry należną tożsamość. No właśnie, on był biskupem, ale nie krasnalem i Dziadkiem Mrozem. Myślę, że fajnie obrazuje to poniższy obrazek :)


Święty Mikołaj kontra święty mikołaj :)
źródło: http://mlodyzakonnik.blogspot.com/2012/12/mitra-vs-szlafmyca-czyli-o-szoku.html

Pewien młody zakonnik wraz z prezentem mikołajkowym otrzymał dedykację następującej treści:
„Biskup Mikołaj przede wszystkim dzielił się Ewangelią, a owocem tego było dzielenie się wszystkim innym”.
Nie wiem jak Wam, ale mnie bardzo się to zdanie spodobało. Jest takie adekwatne do naszej rabanowej misji.
Odsyłam Was jeszcze do lektury zwięzłej biografii św. Mikołaja. Może znajdziecie tam coś, czego do tej pory jeszcze nie wiedzieliście:

Dobra, kończę ten krótki wpis. Trzeba czekać na przybycie tajemniczego Gościa – 6 grudnia już jutro.

Może pochwalicie się później w komentarzach, jakie prezenty dostaliście :)

sobota, 2 grudnia 2017

Adwent 2017 #1 Spotkanie z synem marnotrawnym (Łk 15,11-32)

Przełamać wrogość, obojętność, letniość, czyli „zabiorę się i pójdę do mego ojca”


Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus i Maryja zawsze Dziewica!


Tym uroczystym pozdrowieniem rozpoczynamy z Bożą pomocą cykl czterech spotkań adwentowych, a poniekąd nowy rok liturgiczny, który tak oficjalnie przywita nas jutrzejszą pierwszą niedzielą Adwentu. Po szczegóły dotyczące naszych najbliższych zamyśleń nad Słowem Bożym zapraszam do stosownej niespodzianki.

Teraz zachęcam Cię gorąco do zapalenia świecy, może też zgaszenia innych źródeł światła w pomieszczeniu, w którym się znajdujesz. Tak jak pisałem w niespodziance (przed)adwentowej, to bardzo pomoże wejść w intymną zażyłość z Bożym Słowem.


Następnie pomódlmy się o światło Ducha Świętego: Duchu Święty, który oświecasz serca i umysły nasze, dodaj nam ochoty i zdolności, by to nasze adwentowe spotkanie z Twoim Słowem było dla nas pożytkiem doczesnym i wiecznym. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen. Przyjdź, Duchu Święty!

Teraz zachęcam Cię, moja Droga, mój Drogi, do otwarcia Pisma Świętego na Ewangelii wg św. Łukasza 15,11-32. Jest tam przypowieść o synu marnotrawnym. Możesz też znaleźć ten tekst w Internecie, ale gorąco zachęcam Cię do sięgnięcia po Biblię tradycyjną, papierową; to pomoże zbudować uroczysty klimat rozmyślania i medytacji. W czasie lektury skup się przede wszystkim na postaci syna marnotrawnego, bo to on jest głównym bohaterem naszych dzisiejszych rozważań. Gdy już powoli odczytasz te wersety powróć do poniższej minikonferencji.

🔻

Wiesz, co? Chciałbym Ci dzisiaj zdradzić wielkie Boże pragnienie i marzenie, które, jak jestem o tym przekonany, nosi On w Swoim Sercu u progu tego Adwentu. To pragnienie skierowane jest do każdej i każdego z nas, ale szczególnie do tych, którzy tkwią w sidłach wrogości, obojętności czy letniości względem Bożej Miłości Miłosiernej. Jeśli jesteś niewolnikiem którejś z tych cech to Jezus mówi dziś prosto do Twojego serca: „Zrób ten pierwszy krok! Proszę Cię o to i zachęcam do tego. To jest moje największe marzenie: chcę żebyś była szczęśliwa, żebyś był szczęśliwy, a to w pełni może zrealizować się tylko wtedy, kiedy pozwolisz Mi wejść do Swojego życia. Pamiętaj: zrobiłem i zrobię wszystko dla zbawienia Twojej duszy i czekam tylko na jeden gest, jeden krok, który Ty zrobisz w Moim kierunku, bo szanuję Twoją wolność, a Ja „wybiegnę naprzeciw Ciebie, rzucę Ci się na szyję i ucałuję Cię” (parafraza Łk 15,20).


Rembrandt, Powrót syna marnotrawnego (1668)
źródło: Rembrandt - Hermitage Torrent(.torrent with info-hash), Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=7490475

Może właśnie trwasz w letniości wobec kochającego Boga i kochasz tak naprawdę tylko dobra materialne, które może Ci On dać; liczysz tylko na „część własności, która na Ciebie przypada” (par. Łk 15,12), a nie na Boga. Może jesteś obojętny na sprawy Boże i używasz do woli, gdzieś „w dalekich stronach” (Łk 15,13) czymkolwiek by one były? A może już nawet „wypasasz świnie i napełniasz swój żołądek strąkami” (par. Łk 15,16), czyli skutkami swoich błędnych decyzji z przeszłości? Może Twoje życie wygląda już jak spaprana szmata i czujesz, że nie jesteś godzien wytrzeć podłogi Królestwa Niebieskiego, a nie dopiero zasiąść do uczty niebieskiej... Może nosisz w sercu wrogość do Pana, mniej lub bardziej jawną...

Otóż chcę Cię zapewnić i jednocześnie przekazać Boże wezwanie: nawet jeśli upadłeś już na dno życiowego szamba, jeśli tylko zrobisz ten pierwszy krok, otworzysz się na Bożą Miłość, On Cię stamtąd wyciągnie! On „wybieli Cię w Swojej Krwi” (Ap 7,14), On „każe przynieść Ci najlepszą szatę, da Ci pierścień na rękę i sandały na nogi. Każe zabić utuczone cielę, będzie się weselić z całymi zastępami niebieskimi i ucztować, ponieważ byłeś umarły, a ożyłeś; zaginąłeś, a odnalazłeś się” (par. Łk 15,22-24).

Czy chcesz w to wejść? Już najbliższe Święta Bożego Narodzenia mogą być dla Ciebie taką namiastką uczty niebieskiej. Ba, możesz już za chwilę poczuć prawdziwy pokój serca. Czy zrobisz ten krok? Czy odważysz się? Bóg zrobi resztę. Warto.

🔺

Pytania do przemyślenia: W jakim momencie, punkcie mojego życia, mojej wiary, mojego stosunku do Pana się znajduję? Czy może jestem starszym synem, który jest blisko Ojca? A może jestem synem marnotrawnym, który właśnie bierze część majątku ojca, przypadającą na niego lub jest w trakcie trwonienia dóbr? Może warto zatrzymać się i zostawić część na gorsze czasy? Czy trwając w dobrobycie nie zapomniałem o Ojcu? A może już „wypasam świnie” i nie bardzo wiem, co zrobić z własnym życiem?

Jeśli właśnie „wypasasz te świnie” szczególnie Ciebie (ale oczywiście nie tylko) kochający Ojciec zaprasza do podjęcia małego, lecz kluczowego zadania, z którym spróbuj się zmierzyć w pierwszym tygodniu Adwentu.


Oto ono: Pochodź przez ten tydzień ze zdaniem „Zabiorę się i pójdę do mego ojca” (Łk 15,18). Najlepiej podejmij też decyzję i zrób ten krok: „Wybrał się więc i poszedł do swojego ojca” (Łk 15,20). Czym może być ten krok: może podjęciem większego zaangażowania w życie wiary (szczególnie w przypadku zdiagnozowanej letniości); może powiedzeniem Bogu „tak”, z serca, bez obłudy i otwarciem się na Jego natchnienia (walka z obojętnością), a może podjęciem szczerej, dobrej spowiedzi, może generalnej, aby powrócić po wielu latach życia bez Boga „w dalekich stronach” (przełamanie wrogości). Proszę Cię, a szczególnie prosi Cię sam Pan: zrób ten krok. Możesz też, szczególnie jeśli tego jeszcze nie zrobiłeś, przeczytać tekst o królu Jozafacie, do którego często lubię się odwoływać.

Podziękujmy teraz Duchowi Świętemu za światło i prośmy Go, aby to, nad czym medytowaliśmy, udało nam się owocnie wcielić w życie: „Dzięki Ci Boże za światło tej nauki, pragniemy, abyśmy nią oświeceni, mogli Cię zawsze wielbić i wolę Twoją wypełniać. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen”.

Jeśli zapaliłeś świecę, teraz nie zapomnij jej zgasić :)

Dziękuję Ci za Twoją obecność dzisiaj. Wierzę, że następny krok na tej naszej adwentowej drodze do Boga uda nam się wykonać już w najbliższą sobotę, w wigilię drugiej niedzieli Adwentu. Pozdrawiam Cię serdecznie i z Panem Bogiem!