sobota, 28 października 2017

#3 Niespodzianka trochę spodziewana

Czyli niespodzianka pod wyjątkowym patronatem 2



Dzisiaj miało być jeszcze o św. Hieronimie i będzie. Kto jeszcze nie zapoznał się z poprzednią niespodzianką gorąco do tego zachęcam.

A o czym konkretnie dzisiaj pogadamy? Św. Hieronim tłumacząc Biblię, nie ustrzegł się bowiem kilku małych wpadek, których mu nie wypominamy, ale o których warto wspomnieć choćby z czysto ludzkiej ciekawości. Pamiętajmy jednak, że tłumaczenie Biblii to strasznie karkołomne zadanie i naprawdę trzeba oddać wielki szacunek komuś, kto się takiego zadania podejmuje i kończy je z sukcesem. Chapeau bas!

Oto kilka przykładowych gaf w tłumaczeniu, w które mniej lub bardziej zamieszany jest św. Hieronim :).

Wszyscy znamy wizerunek Matki Bożej, która depcze głowę węża. Jest to w pewnym sensie nawiązanie do cytatu z Biblii: „Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie i niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej: ono zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę” (Rdz 3,15). Znamy ten tekst – to tzw. Protoewangelia. Uważni Czytelnicy zauważają tu chyba jednak mały zgrzyt. Otóż w cytacie jest mowa, że to potomstwo Maryi („ono”) zmiażdży głowę węża, a nie Ona sama. Biblia Wujka, oparta na Wulgacie, tłumaczy właśnie: „Położę nieprzyjaźń między tobą, a między niewiastą; i między nasieniem twoim a nasieniem jej, ona zetrze głowę twoją, a ty czyhać będziesz na piętę jej”. Czy św. Hieronim popełnił błąd? Niekoniecznie. Pamiętajmy, że tekst oryginalny Biblii często jest niesłychanie pojemny znaczeniowo i tłumacz może wybierać między różnymi opcjami. Być może jednak nasz bohater i patron wybrał po prostu opcję dopuszczalną, ale współcześnie używa się raczej słowa „ono”, jako bardziej adekwatnego, bo to właściwie Jezus, największy Potomek Maryi, ostatecznie pokonał szatana. A co z objawieniami Matki Bożej choćby z 1830 r.? Przecież na Cudownym Medaliku to Matka Boża depcze głowę węża, a to jest oficjalna wersja Medalika zatwierdzona przez Niebo... Trzeba chyba przyjąć, że Pan Bóg nie jest tak małostkowy i logiczno-matematyczno-gramatycznie ograniczony jak my ludzie. Wybiera po prostu te symbole i przekaz, który jest człowiekowi najbliższy, a my czasami mamy pokusę, żeby wypaść od kogoś mądrzej, niekoniecznie będąc właściwie zrozumiani. To poniekąd wyraz Jego wielkiego Miłosierdzia.

Lubicie jabłka? To źle, bo to samo zło! Nie do końca ;) Faktem jest jednak, że słynny biblijny zakazany owoc kojarzymy najczęściej jako właśnie jabłko. Może wiecie albo nie, ale Biblia nic nie mówi o jabłku, ale tylko o owocu z drzewa poznania dobra i zła. Podobno nawet król Władysław Jagiełło często wyrażał swoją dezaprobatę dla tego owocu, tłumacząc to biblijnym zakazem. W rzeczywistości powód był jednak nieco mniej pobożny, bardziej przyziemny... Żołądek króla najprawdopodobniej nie tolerował tego owocu. Żeby jednak nie było, że wszystko zwalamy na św. Hieronima :) zaznaczmy, że jego łacińskie tłumaczenie zawiera słowo „malum”, które oznacza zło, jak i jabłko. Jednakże z biegiem lat wybrano jabłko, zwłaszcza soczyste i kuszące, jako doskonały symbol czegoś zakazanego, pokusy; artyści to podchwycili i tak nasze zmysły karmią się przez wieki obrazami, gdzie Ewa zrywa właśnie jabłko.

Pewien przewodnik zwrócił uwagę pielgrzymów na płaskorzeźbę przedstawiającą postać z rogami. Zapytani odpowiadali, że to chyba diabeł. A on na to: „Nie, to Mojżesz...”. Sprawa z rzekomymi rogami Mojżesza jest chyba dość znana. Obciąża ona dość mocno naszego bohatera, który przetłumaczył hebrajskie qaran (promienieć) na łacinę jako cornatus (rogaty). Małym usprawiedliwieniem może być znowu wieloznaczność języka hebrajskiego. Otóż to słowo można też ewentualnie oddać zwrotem „wypuszczać rogi”. Dlaczego jednak tak znakomity znawca hebrajskiego jakim był św. Hieronim użył akurat tego wariantu? To chyba pozostanie jego słodką tajemnicą, która jednak wywarła wielki wpływ na wiele znanych dzieł, na czele ze słynnym „Mojżeszem” Michała Anioła.


Moses by Michelangelo Buonarroti, Tomb (1505-1545) for Julius II, San Pietro in Vincoli (Rome);
źródło: By Jörg Bittner Unna - Praca własna, CC BY 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=46476422

Myślę, że tyle przykładów wystarczy. Potraktujmy je nie tylko jako ciekawostkę, ale zachętę do czytania i rozważania Biblii. Kiedy nam się nie chce sięgnąć po Pismo Święte pomyślmy, że byli kiedyś (i pewnie są nadal) tacy pasjonaci jak św. Hieronim, którzy oddawali tłumaczeniu czy medytowaniu nad Słowem Bożym właściwie całe swoje życie. I zawstydźmy się ;)

Zerknijcie na stronkę https://stacja7.pl/wiara/7-najwiekszych-pomylek-w-przekladach-biblii/, z której m.in. korzystałem przy tworzeniu tej niespodzianki; tam znajdziecie rozwinięcie tych kwestii i jeszcze inne (niekoniecznie Hieronimowe) przykłady biblijnych, tłumaczeniowych gaf.


Zadanie (a raczej propozycja): Zachęcam Was jeszcze do zajrzenia na stronę, do której poprowadzi Was poniższy link. Przeczytacie tam piękne opowiadanie o tym, jak to pewnego razu do św. Hieronima i jego braci zakonnych przyszedł lew...:



A już za miesiąc niespodzianka niespodzianek. Oj, będzie się działo :)

sobota, 21 października 2017

#1mitołamacz Duch czy litera?

Pismo Święte nie mówi nam jak poruszają się gwiazdy, ale mówi nam o tym, jak my mamy się poruszać, aby iść do Boga”

św. Augustyn


Witam Was, moi Drodzy, w pierwszym właściwym wpisie z serii Mitołamacz. Dzisiaj już nie zatrzymujmy się na wprowadzeniach, ale bez ociągania się przejdźmy do rzeczy. Zaznaczam od razu, że czytasz dalszą część tekstu na własną odpowiedzialność ;), bo treści, które tam znajdziesz, mogą poważnie zmienić Twoje podejście do Biblii. Po kwestie stricte wprowadzające zapraszam do wpisu #0 (słowo wprowadzające do cyklu) Mitołamacz.

Gdy otworzymy Biblię już na pierwszych jej kartach, gdzie jest mowa o stworzeniu świata i człowieka i gdy wczytamy się w ten tekst, możemy się poczuć... trochę niesmacznie; tym bardziej wtedy, gdy dość pilnie uczestniczyliśmy na lekcjach przyrody, geografii czy fizyki. Dlaczego? Dlatego, że niektóre opisy tam występujące jakoś tak chyba nie do końca odpowiadają naszej współczesnej wiedzy naukowej w tym zakresie. Stąd rodzą się pytania: Czyli Pan Bóg stworzył w końcu te dinozaury czy nie? Istniały one czy nie? A czy to rzeczywiście Pan Bóg stworzył świat w 6 dni? A co z małpami człekokształtnymi...? Jak to było z tym stworzeniem człowieka? Kreacjonizm czy ewolucjonizm? I wiele, wiele innych. Nie wnikam w szczegóły, ale podobne rozbieżności znajdziemy również w innych księgach biblijnych. To co w takim razie, skoro to są Słowa Pana Boga, to Stwórca pomylił się w podstawowych zagadnieniach przyrodniczych...? Niezupełnie.

Podobnie rzecz się ma w przypadku kwestii historycznych. Ponownie nie będziemy wnikać w szczegóły, ale czasami znajdujemy w Piśmie Świętym miejsca, gdzie oczywiste fakty historyczne zdają się być nieco przekręcone czy wręcz wypaczone. Niektóre postacie również nie do końca odpowiadają prawdzie, jaką znamy z innych źródeł lub ich historie bywają dość mocno przejaskrawione. Co z opisami wprost nieprawdopodobnymi i herosami? Czy Jozue rzeczywiście w tak szybkim tempie podbił Kanaan? Czy ludzie rzeczywiście żyli dawniej blisko 1000 (!) lat? A taki Metuszelach (Matuzalem): czy rzeczywiście żył aż 969 lat (rekord w Biblii, stąd mowa o wieku matuzalemowym)? Niezupełnie.

A co z opisami krwawych walk i odwetów, jakich dopuszcza się wiele narodów opisanych w Biblii, a nawet sami Izraelici nierzadko chwytają za miecz i wycinają w pień mieszkańców jakichś miast. Czy dobry i miłosierny Bóg zachęca do mordowania i zabijania, czerpiąc przyjemność z rozlewu krwi? Czy obraz Boga ukazany w Starym Testamencie stoi w całkowitej sprzeczności z kochającym i przebaczającym Bogiem Nowego Testamentu objawionym w Jezusie? Niezupełnie.

Każde z tych trzech powyższych „niezupełnie” mogłoby się stać tematem przewodnim kolejnych odcinków Mitołamacza. Być może nieco podobne treści poruszymy jeszcze bardziej szczegółowo w przyszłości, ale póki co przyszedł czas na obalenie pierwszego, jednego z najpotężniejszych i najniebezpieczniejszych zarazem mitów, trwających żywo w wyobrażeniach na temat Bożego Słowa także wśród ludzi głęboko wierzących i szczerze kochających Biblię. Mit, który dzisiaj obalamy, jest w pewnym sensie podstawą wielu innych. Oddaje to wspaniale cytat ze św. Augustyna stanowiący motto i myśl przewodnią dzisiejszego tekstu.

W Biblii bowiem nie chodzi o to, żebyśmy dowiadywali się z matematyczną i naukową precyzją wszelkich szczegółów na temat funkcjonowania świata, przyrody, praw fizyki, biologii czy też faktów historycznych. W Biblii przede wszystkim chodzi o Boga i nasze zbawienie. W związku z tym nie możemy literalnie, literka po literce odczytywać dosłownie wszystkiego co zawiera Pismo Święte. Co ciekawe jednak, Kościół przyjmuje, że CAŁE Pismo, nie tyle tekst, ale Boże Słowo w nim zawarte jest przez Boga natchnione i NIEOMYLNE. Kluczowe: owa nieomylność nie dotyczy jednak faktów historycznych, geograficznych, biologicznych, fizycznych, finansowych, itp. Dotyczy ona natomiast kwestii zbawienia, prawd zbawczych. Tak trzeba rozumieć nieomylność Biblii. Przykładowo, jeśli na początku Księgi Rodzaju czytamy, że Pan Bóg stworzył świat w 6 dni, to nie po to, żeby dowiedzieć się czegoś z fizyki czy kosmologii, ale sens jest znacznie głębszy teologicznie i ma służyć naszemu zbawieniu. Dodajmy jeszcze, że bezpośrednio natchniony jest tekst oryginalny, a tłumaczenia o tyle są natchnione, o ile wiernie oddają oryginał.


Ktoś może zarzuci: „Co za herezje!”. Otóż od razu odpowiadam, że przytoczone powyżej stanowisko zostało OFICJALNIE aprobowane przez Kościół rzymskokatolicki na Soborze Watykańskim II w specjalnym, bardzo ważnym dokumencie, Dei Verbum, tzw. konstytucji dogmatycznej. Unikając gołosłowności odsyłam do 11 i 12 punktu tego dokumentu. Po kliknięciu tutaj, przeniesiecie się w odpowiednie miejsce. Nie zajmie Wam to zbyt wiele czasu, bo teksty, które zobaczycie nie są obszerne. Przeczytajcie TYLKO 11 i 12 punkt. Po lekturze wróćcie do tego wpisu.

I co, prawda, że treści dokumentu są naprawdę rewolucyjne, dla niektórych może nawet szokujące? Czytaliście m.in., że „do sporządzenia Ksiąg świętych wybrał Bóg ludzi, którymi jako używającymi własnych zdolności i sił posłużył się, aby przy Jego działaniu w nich i przez nich, jako prawdziwi autorowie przekazali na piśmie to wszystko i tylko to, co On chciał” (punkt 11). To jest niesłychanie ważne. Nie było zatem tak, że taki autor jakiejś księgi biblijnej siedział sobie przykładowo pod drzewem i niczym ubezwłasnowolniony robot mechanicznie pisał (jeszcze wtedy nie na komputerze ;) to, co Bóg mu przekazał, bez żadnego własnego wpływu, prócz poruszania dłonią trzymającą pióro czy tam cokolwiek innego do pisania. Przyznacie chyba sami, że byłoby to śmieszne i sprzeczne z Bogiem, który jest Miłością. 


W związku z tym, jeśli czytamy jakiś fragment Biblii, powinniśmy zawsze brać pod uwagę mentalność tego, kiedy i kto go napisał i do kogo, to, jakie uwarunkowania historyczno-kulturowe mogły się odbić w tekście (np. prawo Hammurabiego, realia świata grecko-rzymskiego) czy też jaki był ówczesny stan wiedzy naukowej. Ważne jest też uwzględnienie rodzaju literackiego tekstu (np. czy jest to jakiś hymn, przypowieść, czy może opowiadanie). Nie wolno nam zapominać o analizowaniu perykopy biblijnej zawsze w kontekście całości Bożego Objawienia oraz treści poprzedzającej i następującej po analizowanym fragmencie, czy też innych miejsc, tzw. paralelnych, co dotyczy szczególnie Ewangelii, gdyż np. przekaz jakiejś mowy Jezusa u jednego Ewangelisty może nieco się różnić w stosunku do analogicznego tekstu u innego Ewangelisty. Może to wynikać np. z faktu, że załóżmy św. Marek chciał położyć nacisk na inny wątek wypowiedzi Mistrza, bo pisał dzieło dla innych odbiorców niż św. Mateusz. Choć rzecz jasna, Duch Święty z pomocą obu autorów przekazał nieomylną prawdę o zbawieniu. Ważne jest też to, iż autorzy Biblii różnili się od nas radykalnie w sposobie myślenia. Podobnie języki, których używali do spisywania dzieł, czyli grecki i hebrajski, częściowo aramejski, są zdecydowanie bardziej pojemne znaczeniowo od naszych, co automatycznie rzutuje na stosunkowo różnorodne możliwości tłumaczenia danego tekstu. Dobrze jest zatem czasem sięgnąć po oryginalne słowa i jeśli sami nie znamy greki czy hebrajskiego, możemy oczywiście posłużyć się gotowymi opracowaniami, w ten sposób zgłębiając Boże Słowo.

Na zakończenie dzisiejszych rozważań zachęcam Was, Kochani, do lektury punktu 13 Dei Verbum (jest króciutki). Gdy już się z nim zapoznaliście przyznacie chyba, że zawiera się w nim chyba sedno zagadnienia, nad którym się dziś zatrzymaliśmy. Genialne, prawda? Nie wiem jak Was, ale mnie osobiście do głębi fascynuje ta współpraca Boga z człowiekiem w tworzeniu Biblii. Pismo Święte to nie jakiś dyktat, ale pełna Miłości Boża inicjatywa, który niejako „współpisał” to Dzieło z nami, ludźmi. My chrześcijanie, nie jesteśmy jakąś sektą o sztywnym i literalnym podejściu do Księgi życia, ale ciągle na nowo odkrywamy i uczymy się przy pomocy Ducha Świętego zgłębiać jej prawdy, co staramy się wspólnie czynić choćby na Biblijnym Rabanie.


Zakończmy dzisiaj cytatem ze św. Pawła: „On (Chrystus) też sprawił, żeśmy mogli stać się sługami Nowego Przymierza, przymierza nie litery, lecz Ducha; litera bowiem zabija, Duch zaś ożywia” (2 Kor 3,6).

Zachęcam Was gorąco do sięgnięcia po propozycje zamieszczone w poniższej bibliografii, które pomogą Wam zgłębić to, o czym dzisiaj rozmawialiśmy.


Bibliografia wpisu:

  1. DEI VERBUM KONSTYTUCJA DOGMATYCZNA O OBJAWIENIU BOŻYM, http://www.nonpossumus.pl/encykliki/sobor_II/dei_verbum/
  2. Ks. Wojciech Węgrzyniak, Konstytucja Dogmatyczna o Objawieniu Bożym, http://www.academia.edu/5930912/Konstytucja_dogmatyczna_o_Objawieniu_Bożym
  3. Przyjaciele Miłości Miłosiernej, cykl audycji Rozumieć Biblię, cz. 1, http://www.przyjacielemm.pl/index.php/on-line
  4. Telewizyjny Uniwersytet Biblijny, wykład: Jak czytać Pismo Święte?, http://tv-trwam.pl/film/telewizyjny-uniwersytet-biblijny-jak-czytac-pismo-swiete

sobota, 14 października 2017

#9 Boży paradoks J 2

„Ma granice Nieskończony...”



Do Świąt Bożego Narodzenia jeszcze trochę czasu zostało, ale pozwólcie, że dzisiejsze nasze rozważania na temat kolejnego Bożego paradoksu określimy tytułem zaczerpniętym z popularnej polskiej kolędy „Bóg się rodzi”. Co ciekawe, jak zapewne pamiętamy z lekcji języka polskiego określenie „ma granice Nieskończony” jest przykładem tzw. oksymoronu, czyli zestawienia wyrazów o wykluczającym się znaczeniu. Jak to bowiem zrozumieć – czy to możliwe, żeby Bóg Nieskończony był w jakikolwiek sposób ograniczony? Tak, moi Drodzy, to nie co innego jak tylko kolejny Boży paradoks, który na potrzeby dzisiejszego wpisu moglibyśmy nazwać wyjątkowo Bożym oksymoronem.

Zauważmy dobrze, że Bóg, Nieskończony i Przedwieczny, Alfa i Omega dla nas ludzi wyznaczył sobie granice, z własnej nieprzymuszonej woli, z własnej nieskończonej Miłości i Miłosierdzia. Osobą, która dostąpiła łaski szczególnego uczestnictwa w tym zbawiennym samoograniczaniu się Stwórcy była Maryja. To w Jej przeczystym łonie Bóg stał się Człowiekiem (por. Łk 1,26-38), by nas odkupić (warto w tym kontekście zajrzeć do wpisu nr 1 z tej serii – #1 Niewinny na krzyż, winni do Nieba). To ona urodziła Boga-Człowieka, Który dorastał jak każde ludzkie dziecko. W czasie Swojego ziemskiego życia jadł, odczuwał pragnienie, spał, radował się, wzruszał się (np. przy grobie Łazarza), smucił się itd. Przedziwnym świadectwem Bożych granic była śmiertelna trwoga, jaką przeżywał Jezus w Ogrodzie Oliwnym (por. Łk 22,39-46). Nawet po Swoim Zmartwychwstaniu Jezus pokazał uczniom ręce i bok, dowodząc, że nie jest duchem, bo ma ciało i kości. Ewangelista Łukasz zanotował także ciekawy detal opisując przybycie Jezusa do Apostołów zalęknionych i zamkniętych w Wieczerniku. Pan chcąc jednoznacznie udowodnić uczniom, że nie jest żadną zjawą, ale ich ukochanym Mistrzem, zapytał czy „macie tu coś do jedzenia?” (Łk 24,41). Gdy oni podali Mu kawałek ryby, „wziął i spożył przy nich” (Łk 24,43). Bóg Nieskończony zjadł nieco ryby...


Tak sobie myślę, że jednym z podstawowych celów (o ile nie podstawowym) przyświecających Bogu w powzięciu decyzji o nadaniu Sobie granic było głębokie zrozumienie natury człowieka. Bóg nie chciał przyjść do człowieka jako straszny i nieogarniony Pan świata; wołał przybrać postać dziecka i przejść wszystkie etapy naszego życia. Stał się prawdziwym Emmanuelem – Bogiem z nami, który we wszystkim oprócz grzechu był do nas podobny. Już w Starym Testamencie Bóg ukazał się prorokowi Eliaszowi nie w gwałtownej wichurze, nie w trzęsieniu ziemi, ale w łagodnym powiewie (por. 1 Krl 9,11-14; warto w tej kwestii przeczytać też: #5 Pan Bóg na górze). W Nowym Testamencie Bóg poszedł jeszcze dalej, co wypełniło się w Osobie Jezusa Chrystusa – właśnie Boga-Człowieka. Bóg przybrał najpierw postać bezbronnego dziecka, które zdaje się wołać: „Błagam, przyjmij Mnie, nie bój się Mnie, odpowiedz sercem na Miłość Mojego Serca! Nie przyszedłem Cię potępić, ale zbawić (por. J 12,47), bo Cie kocham bez granic!”.

Wszystko co zostało do tej pory powiedziane prowadzi nas wreszcie do meritum dzisiejszych rozważań. Dotychczasowe wpisy nie traktowały zbyt wiele o Matce Bożej, a teraz przyszedł czas żeby poświęcić Jej trochę miejsca, tym bardziej że przeżywamy Rok Fatimski (choć formalnie zakończony wczoraj, 13 października). Wspomnieliśmy już powyżej o roli Maryi w Zwiastowaniu, już u początków zbawiennego samoograniczania się Boga. Jednakże to niezwykłe zadanie Maryi nie zamykało się tylko w tych bardziej fizycznych, cielesnych kategoriach Boga. Mam wszak na myśli Jej niezwykłą potęgę wstawienniczą u Swojego Syna. Jej szczególnym, sztandarowym wyrazem jest słynna scena z Kany Galilejskiej.


Znamy tę perykopę wyśmienicie, słyszymy ją często zwłaszcza na Mszach Świętych sprawowanych w Maryjne uroczystości oraz na ślubach. Słowa Matki Najświętszej są nam doskonale znane: „Zróbcie wszystko cokolwiek wam powie” (J 2,5). Poprzedzające tę wypowiedź słowa Pana Jezusa zdawały się nie pozostawiać żadnych złudzeń: „Czyż to moja lub twoja sprawa, Niewiasto” (J 2,4), że nie mają już wina? Słyszałem w swoim życiu bardzo wiele interpretacji tej sceny, ale jedna z nich, ukazana przez pewnego księdza, szczególnie mnie dotknęła, a zaraz napiszę dlaczego. Ów kapłan poczynił takie bardzo interesujące przypuszczenie, że być może po tych słowach Maryi pełnych nadziei i ufności w moc Syna, Który zaradzi ludzkiej biedzie, Jezus ukradkiem wzniósł oczy ku Niebu i westchnął do Swojego Ojca: „Tato, Matka Boża prosi; chyba musimy zmienić nasze plany i zacząć działań już teraz”. Czyż to nie piękna interpretacja? Być może to nadinterpretacja, ktoś zarzuci, ale jest w tej scenie coś niezwykle rodzinnego, coś tak ludzkiego, co człowieka może rozczulić i dlatego właśnie spodobały mi się te słowa księdza. Ktoś inny może powie znów, że Matka Boża nie jest Bogiem i nie jest w stanie zmieniać odwiecznych Bożych wyroków. Tak, to prawda, ale kto udowodni, że taka „zmiana planów” (żeby jednak sprawić cud już w Kanie Galilejskiej) nie była wkalkulowana w Boże plany, a urzeczywistniła się na skutek interwencji Maryi, co właśnie było już przewidziane u zarania dziejów? Poza tym pamiętajmy, że dla Boga nie ma wczoraj i jutro, ale jest teraz, odwieczne teraz (por. Wj 3,14; Imię Boże: "Jestem, Który Jestem").

Jeśli ktoś nadal obstaje przy swoim i nie przypadła mu do gusta ciekawa interpretacja księdza, zachęcam do przyjrzenia się tajemniczemu fragmentowi z Dzienniczka św. s. Faustyny Kowalskiej. Oto pewnego razu s. Faustyna widziała jak odbywał się sąd nad pewną duszą. Zapadł wyrok śmierci wiecznej. Jednakże na skutek interwencji Matki Bożej ta najstraszliwsza kara z możliwych została zamieniona na ciężki czyściec, a więc jednak choć zapewne bardzo długa, ale jednak była to droga do Nieba. Jak sama św. Faustyna powiedziała bł. ks. Michałowi Sopoćko: „Zdaje się, miłosierdzie Boże za przyczyną Matki Boskiej zwyciężyło”. Prawdopodobnie w tym przypadku chodziło o duszę marszałka Józefa Piłsudskiego...

W jakiejś książce poświęconej nabożeństwu do Matki Najświętszej znalazłem któregoś dnia informację, że zawierzenie się Jej jest niemal gwarantem zbawienia. Czy jest to nadużycie? Jeśli ktoś świadomie postępowałby źle i liczył na wstawiennictwo Maryi, to byłaby to straszliwa zuchwałość, ale nasza zdrowa, polska, Maryjna pobożność pobudza serce do wielkiej radości i coraz gorliwszego zabiegania o zbawienie dla siebie i innych. Czyż to nie jest pewność zbawienia? Boże plany nie kłócą się z pewnością zbawienia przy Maryi. To jakaś tajemnica Boga, Który zdaje się mieć granice, choć paradoksalnie ich nie ma – w pewnym sensie to wyraz pełni Bożego Miłosierdzia, które zwyciężyło sprawiedliwość.

Na koniec jeszcze mała refleksja z moich czasów studenckich. Na jakimś kursie o profilu informatycznym zajmowaliśmy się pewnym programem, aplikacją czy czymś w tym rodzaju (wybaczcie, informatycznie uzdolnieni Czytelnicy, że nie posłużę się specjalistycznym terminem w tej dziedzinie, ale moje zainteresowania i pasje życiowe są raczej humanistycznie profilowane :), gdzie każdy z nas, na swoim koncie, sam nadawał uprawnienia wszystkim, którzy mieli pełnić jakieś role, będąc np. drugim administratorem, czytelnikiem, itp. Chodzi o to co i jak mogli robić i widzieć ludzie na tym koncie czy aplikacji, itd. Co ciekawe, każdy z nas, jako główny administrator na tym koncie, mógł także i sobie wydawać uprawnienia. Mogliśmy przykładowo ograniczyć własne uprawnienia, a potem je przywrócić... Tak sobie wtedy pomyślałem, że może to poniekąd służyć wyjaśnieniu samoograniczenia się Boga, który kierując się Miłością ku nam, poniekąd ograniczył, ogołocił samego Siebie, co na krzyżu było widoczne aż zanadto... Ciągle był/jest nieskończony i nieogarniony, wszystkie „uprawnienia” były/są po jego stronie, ale On dobrowolnie zrezygnował z ich części dla nas. Jak tu nie kochać takiego Boga? Chyba najbardziej paradoksalnym wyrazem dzisiejszego tematu jest Hostia Święta – cały Bóg w małym opłatku...


Czy wierzę, że Pan Jezus daje mi się cały podczas każdej Mszy Świętej? Czy mam nabożeństwo do Matki Bożej? Czy nie grzeszę ciężko, licząc zuchwale na Boże Miłosierdzie (grzech przeciwko Duchowi Świętemu)? Jak św. s. Faustyna opisałaby moje spotkanie z Panem na sądzie, gdyby miało ono miejsce w tym momencie – czy byłoby ono trudną walką o los duszy, czy pełnym miłości i niewypowiedzianej radości przejściem w objęcia Pana Jezusa i Matki Najświętszej?

sobota, 7 października 2017

#9 Pochylmy się nad... 2 Krn 30

Miłosierdzie czy ofiara?



Po przerwie pochylmy się znów nad Drugą Księgą Kronik (poprzedni wpis jej dotyczący można znaleźć klikając w: #2 Pochylmy się nad... 2 Krn 20).

W trakcie tylko pobieżnej lektury Ksiąg Kronik lub tym bardziej bez zaglądania do nich mogłoby się wydawać, że nie mają one w swej treści nic szczególnego; autor opisuje jakichś tam królów, dużo jest imion, miejsc; poza tym księgi powtarzają wiele treści obecnych na kartach Ksiąg Królewskich. Jednakże jednym z głównych celów serii „Pochylmy się nad...” jest właśnie wykazanie poważnego błędu w takim krzywdzącym sposobie rozumowania. Ów cel realizuje się m.in. poprzez cotygodniowe pochylanie się nad jakimś mocno „zakurzonym” fragmentem przede wszystkim Starego Testamentu. Okazuje się, że również w 30 rozdziale 2 Krn znajduje się taka perełka, z pozoru mało znaczący epizod, który mnie do głębi poruszył podczas mojego pierwszego zetknięcia się z tym tekstem.

Akcja dzieje się w drugiej połowie VIII w. przed Chrystusem. Królestwem Judy włada Ezechiasz, trzynasty następca bardziej znanego króla Salomona. Biblia opisuje go jako jednego z najlepszych władców judzkich m.in. ze względu na sukcesy gospodarcze, kulturalne i religijne, objawiające się głównie intensywnym zwalczaniem kultów pogańskich w państwie. Wymownym świadectwem działań władcy na tym polu jest właśnie wydarzenie opisane w 2 Krn 30. Otóż po bardzo wielu latach dopiero król Ezechiasz poczynił wszelkie starania, aby w Judzie odbyto uroczyście święto Paschy, znacznie zaniedbane na przestrzeni dziesięcioleci, a nawet ponad dwustu lat. Pamiętajmy, że w okresie rządów Ezechiasza nie istniało już Królestwo Izraelskie podbite przez Asyrię ok. 722 r. p.n.e., gdy wspomniany władca zaczynał dopiero swoje panowanie w Królestwie Judzkim. Wielu Izraelitów zostało uprowadzonych, ale na podbitych terenach pozostała część ludności wiejskiej i ubogiej, która potem stopniowo wtapiała się w przesiedlone tam w miejsce deportowanych Żydów pogańskie ludy z imperium asyryjskiego (jedna z hipotez mówi, że to właśnie potomkami tych mieszanych małżeństw byli znienawidzeni przez Żydów Samarytanie).


Portret Ezechiasza w Promptuarii Iconum Insigniorum;
źródło: By This image was produced by (...), David Castor (user:dcastor). (...) - Praca własna, Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=7773390

W takich oto warunkach społeczno-politycznych król Ezechiasz wysyła gońców, aby poszli na dawne ziemie upadłego Królestwa Izraelskiego i spraszali garstkę pozostałych tam Żydów na uroczystą Paschę. Trzeba przyznać, że odzew był marny. Przeważnie wysłannicy spotykali się z szyderstwami ze strony zagubionych i zaniedbanych moralnie rodaków. Mimo to kronikarz pisze, że „jedynie niektórzy mężowie z pokolenia Asera, Manassesa i Zabulona upokorzyli się i przyszli do Jerozolimy” (2 Krn 30,11). Za to Żydzi z Południa, z Judy, niemal jednomyślnie dostosowali się do poleceń króla i w konsekwencji zgromadził się w stolicy wielki tłum.

Dalej znajdujemy opis bezpośrednich przygotowań do święta (m.in. rytualne oczyszczanie się kapłanów i lewitów) i centralnych uroczystości. W tym momencie następuje opis szczególnie przejmujący i jakże wymowny: „Wielka (…) część narodu, zwłaszcza wielu z pokolenia Efraima, Manassesa, Issachara i Zabulona nie oczyściła się, jedli bowiem baranka paschalnego niezgodnie z przepisami. Modlił się wówczas za nich Ezechiasz tymi słowami: «Panie, w dobroci swej racz przebaczyć tym wszystkim, którzy szczerym sercem szukali Pana, Boga swych ojców, choć nie odznaczali się czystością wymaganą do [spożywania] rzeczy świętych». Wówczas Pan wysłuchał Ezechiasza i przebaczył ludowi” (2 Krn 30,18-20).

Tak wiele się mówi i pisze, że Bóg Starego Testamentu jest mściwy, nielitościwy, nieskory do okazywania miłosierdzia, niemal bombardujący swój lud niezliczonymi wręcz nakazami i zakazami, od których niewielkie nawet odstępstwa są przez Niego karane nad wyraz surowo. Powyższy fragment mówi jednak coś zupełnie innego. Formalnie lud spożywający baranka niezgodnie z Prawem powinien być ukarany. Bóg patrzy jednak w pierwszej kolejności nie na literę prawa, ale serce człowieka. Oczyma wyobraźni można dostrzec biednych Izraelitów z Północy, którzy w odróżnieniu od wielu braci, szukali Boga, pragnęli Go spotkać, dlatego przyszli na Paschę; spożywali baranka świątecznego, choć nie byli do tego rytualnie przygotowani. Nota bene nie chodzi o to, że specjalnie byli nieprzygotowani, ale pomimo swojej biedy duchowej i zaniedbania moralnego (wynikającego nie do końca z ich winy) pragnęli zbliżyć się z pokorą do Pana. Ten biedny lud był niczym owce bez pasterza (por. także Mk 6,34-44), dlatego Bóg ulitował się nad Nimi. W oryginale „przebaczył” znaczy dosłownie tyle co „uleczył” (inni tłumaczą też „zachował w zdrowiu”, „ocalił”). Zatem Bóg nie tylko nie karze ludu, ale raduje się z otwartości ich serc, które obdarza uzdrowieniem.


Czy moje życie religijne opiera się tylko na przestrzeganiu prawa czy za najważniejszą uznaję szczerość i otwartość serca? Jak postrzegam Boga – jako drobiazgowego księgowego czy jako Pana, który chce „raczej miłosierdzia niż ofiary” (por. Mt 12,1-7)? Czy zbyt pochopnie nie potępiam tych, którzy nie postępują tak „nienagannie” jak ja? Na ile jestem szczery przed Bogiem, przed bliźnimi i przed samym sobą? Czy moja wiara rodzi we mnie radość z bliskości Boga, czy jest raczej schematem złożonym jedynie z nakazów i zakazów, zza których nie widać już Pana?