sobota, 29 sierpnia 2020

#39 Pan Bóg a Jezus-grzech???

Zbliża się wielkimi krokami koniec wakacji, przynajmniej dla młodszej części braci uczniowskiej. Tą starszą są oczywiście studenci, którzy jednak mają jeszcze jeden miesiąc wolnego, przynajmniej w teorii ;) My na Biblijnym Rabanie idziemy jednak rytmem lipiec-sierpień, dlatego czytacie właśnie czwarty i ostatni odcinek 4. sezonu serii Pan Bóg na wakacjach. Serdecznie zapraszam!
 
Na koniec naszego wakacyjnego rabanowania w tym roku zostawiłem jeden z najbardziej bulwersujących fragmentów, właściwie wersetów, Nowego Testamentu, a tak naprawdę całej Biblii. Chodzi o 2 Kor 5,21. Cytuję: "On [Bóg] to dla nas grzechem uczynił Tego, który nie znał grzechu, abyśmy się stali w Nim sprawiedliwością Bożą".
 
Jak to??? Brzmi to niemal jak bluźnierstwo... Jak Bóg Ojciec mógł uczynić grzechem Kogoś, kto był absolutnie bez najmniejszego grzechu na koncie? To przecież sprzeczność sama w sobie. Ale jak to dobrze wiemy szczególnie z zakładki Boże paradoksy >>>, Pan Bóg bardzo często lubi zaskakiwać i chwała Mu za to; za to też.  
 
fot. MichaelGaida, pixabay.com
 
Zanim przedstawię swoją interpretacją popartą internetowymi poszukiwaniami przytoczę może komentarz Biblii Tysiąclecia do tego właśnie fragmentu: *Albo w sensie przyjęcia solidarności zewnętrznej z grzesznym rodzajem ludzkim (por. Rz 8,3), albo grzechem w oczach ówczesnych Żydów, uważających za zbrodniarza każdego, kto umierał na krzyżu (por. Ga 3,13), bądź w sensie ofiary za grzechy (por. Iz 53,10nn), co ST oddaje niekiedy terminem "grzechu"*.  
 
W kontekście Pana Jezusa wiszącego na krzyżu skojarzył mi się pewien aspekt cierpienia Chrystusa. Wiemy, że Pan Jezus na krzyżu wziął na siebie wszystkie cierpienia, grzechy i słabości. Myślę, że czasem chyba zbyt rzadko podkreśla się, że dla Zbawiciela być może jednym z największych cierpień było to, iż tak czysto po ludzku, ale co ważne także od strony religijnej, wydawał się kimś zupełnie odrzuconym przez Boga. W Liście do Galatów św. Paweł napisał: "Z tego przekleństwa Prawa Chrystus nas wykupił - stawszy się za nas przekleństwem, bo napisane jest: Przeklęty każdy, którego powieszono na drzewie" (Ga 3,13). A to komentarz z Biblii Tysiąclecia: *"Przekleństwem" jest Chrystus na zasadzie dobrowolnego zadośćuczynienia, przez przyjęcie na siebie solidarności z grzeszną, a więc przeklęta ludzkością. Apostoł cytuje tu Pwt 21,23; zamieniając imiesłów "przeklęty przez Boga" na abstrakcyjny rzeczownik "przekleństwo", żeby nie sugerować, że Chrystus był osobiście przeklęty*. Jakże wielkim cierpieniem dla Syna Bożego było to, że czyniąc największe dobro, zbawiając nas, był w oczach ludzi, zwłaszcza tych najbardziej uczonych, przegrany nie tylko fizycznie, ale także duchowo. Zdawałoby się - kompletna ruina. 
 
Do czego zmierzam? Jeśli tak dobrze wgryziemy się w życie ludzkie prawdopodobnie możemy znaleźć sytuacje, może dość rzadkie, w ramach których pewne osoby łączą się w swoim cierpieniu szczególnie z tym aspektem cierpienia Jezusa: pozornym odrzuceniem przez ludzi, ale przede wszystkim przez Boga. W gruncie rzeczy takie cierpienie może okazać się czymś szczególnie owocnym. Zaznaczam: to nie jest żadna prawda objawiona lub dogmat Kościoła, ale myślę, że to ważna i dość logiczna ścieżka interpretacji powyższych słów św. Pawła. 
 
Figura św. Pawła na Watykanie, fot. By AngMoKio - Praca własna (tekst oryginalny: selfmade photo), CC BY-SA 2.5, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=1196825

Pierwszy przypadek to dość rzadka przypadłość, na którą swego czasu natknąłem się gdzieś w internecie; chodzi o osoby, które cierpią na zaburzenie, które objawia się niekontrolowanymi napadami śmiechu szczególnie w sytuacjach najmniej do tego adekwatnych, np. w czasie modlitwy, a nawet w zetknięciu z informacją o czyjejś śmierci. Ważna uwaga: tu nie chodzi o osoby świadomie naigrawające się ze świętych spraw, ale zmagające się z zaburzeniem. Patrząc z zewnątrz można odnieść wrażenie, że ta osoba się wygłupia i żartuje sobie z poważnych spraw. Tymczasem tak reaguje jej organizm: pojawia się śmiech, choć wewnątrz taki człowiek może być wręcz zrozpaczony. Oczywiście, jeśli można, trzeba skorzystać z pomocy psychologicznej, choć może okazać się tak, że ona nie przyniesie skutku, ale to zaburzenie może stać się okazją do łączenia się odrzuconym Jezusem. Przeżywanie tego w cichości serca, choć musi być zapewne bardzo przygnębiające, może przynieść wspaniałe owoce. Jeszcze jedna ważna uwaga: jeśli nie możesz sobie dać z tym rady, nie bój się skorzystać z czyjejś pomocy; pod żadnym pozorem nie duś w sobie tego, ale jeśli po rozmowach z lekarzem i kierownikiem duchowym okaże się, że to Twój krzyż, ucałuj go i weź - jak mawia ks. abp Grzegorz Ryś.  
 
Druga sprawa to słynne niegdyś egzorcyzmy nad Niemką Anneliese Michel. Nie wnikając w szczegóły tej sprawy przypomnijmy, że wedle zeznań kierownika duchowego dziewczyna przyjęła na siebie dobrowolnie opętanie, pragnąc w ten sposób wynagrodzić za grzechy świata. A zatem stała się niejako przekleństwem, grzechem najwyższym, żeby wynagradzać. Wiem, że to może zbyt daleko idąca interpretacja, ale wydaje się to dość interesującą ścieżką interpretacyjną. A tak przy okazji proszę Was, żebyście nie interesowali się sprawą egzorcyzmów. To jest grunt niebezpieczny i Kościół odradza wchodzenie w tego typu tematykę ludziom nieupoważnionym i bez przygotowania. Polecam filmik o. Szustaka w tej sprawie >>>
 
Na zakończenie jeszcze jedna sprawa, choć już nie tak skrajna jak dwie poprzednie. Z Jezusem pozornie odrzuconym przez Boga i ludzi mogą łączyć się też ci wszyscy, którzy zdają się grzeszyć ciężko, ale w rzeczywistości nie są w pełni świadomi lub nie czynią wielkiego zła w pełni dobrowolnie. To np. dramat uzależnionych, itp. To oczywiście nie zwalnia osoby od poddania się leczeniu ani nie umniejsza winy, która doprowadziła tę osobę do choroby związanej z uzależnieniem. Tak czy inaczej coś w tym jest.
   
fot. geralt, pixabay.com

Osoby doświadczające powyższych cierpień mogą zapewne modlić się psalmem 22,2: "Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił? Daleko od mego Wybawcy słowa mego jęku." Wiemy jednak, że to nie opuszczenie, ale sytuacja największej Miłości Boga. Paradoks... A zatem jeśli cierpieniu można zapobiec, warto to uczynić, jeśli jednak jest to krzyż człowieka, trzeba go podnieść i dźwigać aż po samą Golgotę, ale potem będzie już tylko Niebo.  
 
Bardzo Wam dziękuję za wspólne podążanie po wakacyjnych ścieżkach biblijnych w ramach serii Pan Bóg na wakacjach. Ten czwarty sezon był dość trudny, bo sięgaliśmy po wyjątkowo trudne teksty Pisma Świętego, niemniej mam nadzieję, że jak najwięcej z tego zostanie w naszej pamięci. A jeśli Pan Bóg pozwoli to za rok spotkamy się już w piątej odsłonie serii. Ależ ten czas leci. Tempus fugit, aeternitas manet >>>
 
 
A Wy co myślicie o tym fragmencie? Napiszcie w komentarzach.

Jeśli tylko chcecie wesprzeć rozprzestrzenianie się Bożego Słowa, biblijne rabanowanie, polubcie i polećcie tego bloga innym. Dzięki!
 
Nie jestem biblistą i nie traktujcie proszę moich refleksji jako oficjalnej wykładni Kościoła, niemniej pragnę całym sercem i tak staram się czynić, aby moje przemyślenia wpisywały się w nauczanie Kościoła rzymskokatolickiego. Głęboko wierzę, że w rozważaniach pomaga i inspiruje Duch Święty.
 

Być może nie wiecie, że na blogu historycznym również spotykaliśmy się w ramach wakacyjnej serii:
 

Trzy obecnie najczęściej czytane posty na blogu biblijnym:


poniedziałek, 24 sierpnia 2020

Proszę na Słowo [#10] 24.08.2020

Czytania z dnia wraz z komentarzami >>> 

24 sierpnia 2020 - święto św. Bartłomieja, apostoła, rok A, II

Francisco Camilo, Męczeństwo świętego Bartłomieja, fot. wikimedia w domenie publicznej

"A mur Miasta [uwielbionego Jeruzalem] ma dwanaście warstw fundamentu,
a na nich dwanaście imion dwunastu Apostołów Baranka" (Ap 21,14)


W czytanym dziś fragmencie Apokalipsy rzuca się w oczy m.in. to, że imiona dwunastu patriarchów Izraela wypisane były na bramach uwielbionego miasta Jeruzalem, natomiast imiona dwunastu apostołów na dwunastu warstwach fundamentu muru. Może z pozoru to nic niezwykłego, ale tak patrząc chronologicznie, to patriarchowie Izraela byli wcześniejsi i powinni stanowić fundament, na którym potem "wyrośli" apostołowie. Tu jest jednak odwrotnie. Jak to wytłumaczyć? Może chodzi o to, że Nowy Testament jest czymś głębszym niż Stary. Boże przykazania i Prawo Starego Przymierza było czymś może bardziej widzialnym, jednak choćby w słynnym kazaniu na Górze Pana Jezusa (Mt 5-7) Chrystus zgłębił może trochę sztywno brzmiące prawa i wydobył z nich prawdziwą głębię i istotę. Dlatego imiona apostołów są fundamentem, Nowe Przymierze jest fundamentem i wypełnieniem Starego Zakonu, o czym często zapominają ludzie węszący za rzekomo krwawym Bogiem Starego Testamentu i jego "kontrowersyjnymi" przykazaniami.

 

"Pan jest blisko wszystkich, którzy Go wzywają,
wszystkich wzywających Go szczerze" (Ps 145,18)


To zdanie z dzisiejszego psalmu responsoryjnego wydaje się nieść w sobie oczywistość - Bóg jest blisko tych, którzy szczerze Go wzywają. Czasami jednak tak bywa, że najbardziej oczywiste kwestie nam umykają i wikłamy się w meandry i zawiłości, zwłaszcza wtedy, gdy dzieje się jakaś krzywda i człowiek szczególnie łaknie bliskości Boga. Nieraz szuka wtedy nie wiadomo czego, a Słowo Boże mówi jasno: bliskość Boga zapewnia szczere wzywanie Go. Co to znaczy szczere? Na pewno nie magiczne, nie roszczeniowo, nie bluźnierczo, ale tak z serca: Panie, proszę, przyjdź, potrzebuję Cię! Kocham Cię! Czy to od razu sprawi, że człowiek poczuje się lepiej? Może tak być, ale wiara to nie czucie, lecz rzeczywista obecność Boga. A o tej zapewnia nas Biblia. Czy trzeba czegoś więcej?

 

"Czy dlatego wierzysz, że powiedziałem ci: Widziałem cię pod drzewem figowym? Zobaczysz jeszcze więcej niż to" (J 1,50)

Te słowa skierowane przez Pana Jezusa do św. Bartłomieja (w tej Ewangelii Natanaela) są moim skromnym zdaniem wspaniałą odpowiedzią na dylematy tak wielu z nas: wierzących i niewierzących. Ileż to razy mamy w zwyczaju zastanawiać się jak to będzie w Niebie. Z wyobrażeniami o nim, a nawet samą sprawą jego istnienia, nieraz mają problem zarówno chrześcijanie jak i niewierzący. Wielu z nas, może przeważająca większość dałaby wiele, żeby móc poznać Niebo i lepiej już teraz je zrozumieć. Jak tam będzie? Ostatnio jakoś tak do mnie dotarło, że ludzie, którzy powiedzieliby dokładnie jak Niebo wygląda zrobili ziemianom krzywdę... Wiem, że to brzmi trochę kontrowersyjnie, ale cała cudowność Nieba polega właśnie na tym, że tak mało o nim wiemy. Ja chyba czułbym lekki niedosyt, gdyby ktoś dokładnie, choćby najkwiecistszymi słowami opisał mi Niebo. Niebo jest NIEWYPOWIEDZIANE i po prostu NIEOPISYWALNE, bo jest Niebem. Nie jest czymś wymyślonym przez pisarza fantasy, ale czymś spoza naszych rozumowych i nawet uczuciowych dociekań. I to jest w tym wszystkim najpiękniejsze. Panie, prowadź nas ku Niebu po Twoich ścieżkach. Chwała Ci, Panie!
"Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało,
ani serce człowieka nie zdołało pojąć,
jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują" (1 Kor 2,9b). I to jest najczystsza prawda.

 


Nie jestem biblistą i nie traktujcie proszę moich refleksji jako oficjalnej wykładni Kościoła, niemniej pragnę całym sercem i tak staram się czynić, aby moje przemyślenia wpisywały się w nauczanie Kościoła rzymskokatolickiego. Głęboko wierzę, że w rozważaniach pomaga i inspiruje Duch Święty.

Podzielcie się w komentarzach własnymi przemyśleniami.

sobota, 22 sierpnia 2020

#38 Pan Bóg a śmierć na miejscu za kłamstwo

W dwóch pierwszych odcinkach tegorocznego sezonu serii Pan Bóg na wakacjach zajmowaliśmy się jedynymi z najtrudniejszych fragmentów Starego Testamentu. W dwóch kolejnych, z których ten jest pierwszy, przyjrzymy się z kolei dwóm fragmentom Nowego Testamentu. Zapraszam do lektury Dz 5,1-11. Najpierw snuję ogólną refleksję, a potem przywołam opinię biblisty, która jest moim zdaniem najtrafniejszym i na pierwszy rzut oka mniej oczywistym podejściem do tematu. Zapraszam.

Mamy tam opis sytuacji, gdy małżonkowie Ananiasz i Safira przynoszą Piotrowi i Apostołom pieniądze ze sprzedaży swojej posiadłości. Ich postawa wpisywała się w serię pięknych przekazów jakie znajdziemy w Nowym Testamencie, kiedy to pierwsi chrześcijanie sprzedawali swoje mienie, a uzyskane w ten sposób pieniądze przekazywali na potrzebujących. W działaniu Ananiasza i Safiry był jednak przynajmniej jeden poważny szkopuł - kłamstwo. Jak czytamy, Ananiasz "za wiedzą żony odłożył sobie część zapłaty, a jakąś część przyniósł i złożył u stóp Apostołów" (Dz 5,2). Mężczyzna udawał, że były to wszystkie pieniądze, które dostał za swoją posiadłość.

Masaccio, Śmierć Ananiasza (1424-25), fot. wikimedia w domenie publicznej

Jak wiemy po lekturze tej perykopy, oboje małżonków za to kłamstwo spotkała najwyższa kara: padli martwo na miejscu, przed Apostołami, pośród zebranego ludu; najpierw mąż, a po trzech godzinach małżonka.

Gdy tak popatrzymy na ten fragment chłodno może się nam wydawać, że tak w sumie to ci ludzie i tak postąpili dość hojnie, bo przecież sprzedali majątek. No właśnie sęk w tym, że tylko część dali na ubogich, a reszta została dla nich. Nie mamy podane, ile dali, a ile sobie zostawili, ale fakt był oczywisty: nie dali wszystkiego.

Ważne, żebyśmy uświadomili sobie, za co tak naprawdę spotkała małżonków kara. Czy za nienależytą hojność? Wydaje się, że zdecydowanie nie. Tym, czym zawinili, było obrzydliwe kłamstwo: chcieli w oczach innych wypaść lepiej, niż w rzeczywistości. Św. Piotr z pomocą światła Ducha Świętego zdemaskował jednak ich przewrotność.

Jeśli ktoś mimo wszystko uznaje, że kara dla Ananiasza i Safiry była zbyt surowa, musi pamiętać m.in. o tym, że w epoce raczkującego Kościoła taki zimny prysznic był widocznie potrzebny tej wspólnocie. Było to coś w rodzaju klapsa, którego zastosował ojciec wobec przewiny dziecka; wszystko właśnie dla dobra tego dziecka. Zauważmy, że zachowanie małżonków było w pewnym sensie podobne do tak bardzo piętnowanego przez Pana Jezusa zachowania faryzeuszy, którzy pod przykrywką dobra dopuszczali się wielkiego zła. Poza tym, "odrobina kwasu całe ciasto zakwasza" (1 Kor 5,6); zło uczynione przez tych dwojga, mogło się stać poważnym zagrożeniem dla nieokrzepłego jeszcze Kościoła.
 
Dla nas współczesnych ta historia ma niemniej ważne przesłanie. Chodzi o czystość naszych intencji. To jest trochę podobnie jak w historii wdowy i jej grosza, którą tak bardzo pochwalił Chrystus (por. Łk 21,1-4). Można z serca dać niewiele, ale uczynić to szczerze i w pokorze, bez ukrywania czegokolwiek, ale i bez patosu czy fałszywej pokory; tym lepiej, gdy to niewiele może stanowić właściwie wszystko, co człowiek ma. Z drugiej strony ktoś może dać bardzo dużo, ale nieszczerze, na pokaz, z fałszywą pokorą i/albo bardzo mało w stosunku do całości możliwości.

W Dz 5,1-11 chodzi zatem przede wszystkim o serce, a poprzez nie o intencje tego serca; nie tyle o brak należytej hojności, nie tyle nawet o kłamstwo, co po prostu o serce. Jakie jest moje serce w stosunku do Boga, bliźnich i mnie samego...?

fot. PublicDomainPictures, pixabay.com
Jeszcze taka mała dygresja: pamiętamy może rozdział 2 Sm 6. Jest tam mowa m.in. o tym, jak niejaki Uzza, chcąc podtrzymać Arkę w trakcie jej przewożenia, został porażony i zmarł na miejscu, gdyż nie wolno mu było jej dotykać; nie był lewitą. Być może jego wina polegała przede wszystkim również na wewnętrznym nieuszanowaniu Arki, na nieodpowiedniej intencji serca, ale teraz w to nie wnikamy. Gdy sobie jednak tak zestawiłem 2 Sm 6 i Dz 5,1-11 to zobaczyłem, że jest to pewna analogia, która pięknie potwierdza ciągłość Biblii. Osobiście uważam, że bardzo dobrze, iż są w Piśmie Świętym tego typu fragmenty; te też. Dowodzą, że Biblia nie jest przesłodzona, ale po prostu prawdziwa; Bóg jest nieskończoną Miłością Miłosierną, ale jest też Sprawiedliwością, którą człowiek sam sobie wymierza, postępując niewłaściwie. A może tu wcale nie chodziło ani o Boże Miłosierdzie, ani Bożą Sprawiedliwość?

Tu jeszcze chciałbym się powołać na komentarz ks. prof. Mariusza Rosika, który mnie osobiście bardzo przekonuje i moim zdaniem to mistrzowskie objaśnienie fragmentu. Egzegeta wyjaśniał, że nagła śmierć Ananiasza i Safiry (których imiona po hebrajsku nota bene mają bardzo piękne znaczenie: "Jahwe jest łaskawy" i szlachetny kamień szafir) mogła być wynikiem emanacji złych mocy, które ustępując pod naporem Ducha Świętego uśmierciły małżonków. Nieco wcześniej była mowa o tym, jak Apostołowie z wielką mocą się modlili. Poza tym w 1 Liście św. Jan pisał: "Istnieje taki grzech, który sprowadza śmierć. W takim wypadku nie polecam, aby się modlono" (1 J 5,16). Może właśnie przypadek Ananiasza i Safiry był tym przypadkiem, kiedy wobec zatwardziałości ich serc modlitwa była bezskuteczna? Ks. Profesor przypomniał jeszcze, że niejaki Szymon Mag w Dz 8 chciał za pieniądze kupić dary Boże od Apostołów, ale ostrzeżony, okazał skruchę; zrozumiał swój błąd i prosił o modlitwę. W tym przypadku modlitwa nad nim była skuteczna, nie jak w przypadku Ananiasza i Safiry (poniżej link do komentarza).
 
A Wy co myślicie o tym fragmencie? Napiszcie w komentarzach.

Jeśli tylko chcecie wesprzeć rozprzestrzenianie się Bożego Słowa, biblijne rabanowanie, polubcie i polećcie tego bloga innym. Dzięki!
 
Nie jestem biblistą i nie traktujcie proszę moich refleksji jako oficjalnej wykładni Kościoła, niemniej pragnę całym sercem i tak staram się czynić, aby moje przemyślenia wpisywały się w nauczanie Kościoła rzymskokatolickiego. Głęboko wierzę, że w rozważaniach pomaga i inspiruje Duch Święty.
 


Trzy obecnie najczęściej czytane posty na blogu:

 

czwartek, 20 sierpnia 2020

Proszę na Słowo [#9] 20.08.2020

Czytania z dnia wraz z komentarzami >>> 

20 sierpnia 2020 - wspomnienie św. Bernarda, opata i doktora Kościoła, rok A, II

fot. stef54, pixabay.com

"Chcę uświęcić wielkie imię moje, które zbezczeszczone jest pośród ludów, zbezczeszczone przez was pośród nich, i poznają ludy, że Ja jestem Pan, gdy okażę się Świętym względem was przed ich oczami" (Ez 36,23)

Bardzo często, również ostatnimi czasy, my chrześcijanie zżymamy się, gdy doświadczamy licznych profanacji świętych wizerunków i gdy słyszymy wulgarne określenia względem naszej wiary. To jasne, że boli nas, gdy ktoś znieważa to, a przede wszystkim Tego, w którego wierzymy. Tymczasem w dzisiejszym Słowie mamy dające do myślenia stwierdzenie (jak zawsze zresztą): "imię moje (...) zbezczeszczone przez was pośród nich". Ups... Czyli jednak są sytuacje, kiedy to my sami bezcześcimy Boże Imię; wcale niekoniecznie robią to tylko ci oni, bezecnicy i grzesznicy. I to prawda... Każdy nasz grzech, każda postawa względem niewierzących, która nie jest godna miana chrześcijańskiej, jest mniej lub bardziej bezpośrednim bezczeszczeniem Imienia Bożego; co gorsza, może to jeszcze pobudzać niewierzących do złego. A zatem, Panie, chroń nas, abyśmy nigdy nie bezcześcili Twojego świętego Imienia; objawiaj swoją świętość nawet pośród naszej grzeszności.


"Przywróć mi radość Twojego zbawienia" (Ps 51,14)

Tu właściwie nie potrzeba komentarza. O ileż bardziej bylibyśmy autentycznymi chrześcijanami, gdybyśmy wreszcie rozradowali się z tego, że wierzymy w Boga? A może powinniśmy wreszcie uwierzyć tak na serio...?


"Wszedł król, żeby się przypatrzyć biesiadnikom, i zauważył tam człowieka nieubranego w strój weselny" (Mt 22,11)

Czytany dziś fragment Ewangelii może być dobrym materiałem dla tych, którzy wyznają filozofię tzw. "przecukierkowania" Dobrej Nowiny. Bo oto ci, którzy byli w pierwszej kolejności zaproszeni, nie przychodzą, więc teraz król (Bóg) zaprasza wszystkich, "złych i dobrych", byle tylko zapełnić salę. Końcówka tekstu mąci jednak trochę tę sielankową atmosferę. Oto wchodzi ktoś bez stroju weselnego. Pan domu każe go wyrzucić w ciemności. Jaki stąd morał? To prawda, że miłosierdzie Boże ogarnia wszystkich i zaproszeni są do nieba nawet ci najbardziej pogruchotani przez życie. Miłosierdzie Boże nie wyklucza jednak sprawiedliwości: jeśli ktoś nie ma szaty weselnej (czytaj: łaski uświęcającej) sam się wyklucza z nieba. To jest taki mały pstryczek w nos dla wszystkich, którzy wyznają teorię o powszechnym zbawieniu wszystkich, bez względu na wszystko. Dzisiejsza Ewangelia daje do myślenia (jak zawsze zresztą).



Nie jestem biblistą i nie traktujcie proszę moich refleksji jako oficjalnej wykładni Kościoła, niemniej pragnę całym sercem i tak staram się czynić, aby moje przemyślenia wpisywały się w nauczanie Kościoła rzymskokatolickiego. Głęboko wierzę, że w rozważaniach pomaga i inspiruje Duch Święty.

Podzielcie się w komentarzach własnymi przemyśleniami.

piątek, 14 sierpnia 2020

Proszę na Słowo [#8] 14.08.2020

Czytania z dnia wraz z komentarzami >>> 

14 sierpnia 2020 - wspomnienie św. Maksymiliana Marii Kolbego, prezbitera i męczennika, rok A, II

fot. jeffjacobs1990

"Ci, którzy Mu zaufali, zrozumieją prawdę, wierni w miłości będą przy Nim trwali: łaska bowiem i miłosierdzie dla Jego wybranych" (Mdr 3,9)

To może być jeden z piękniejszych fragmentów o tym, że w naszym życiu tu na ziemi najważniejsze nie jest zrozumienie, ale zaufanie. Oczywiście rozumienie też jest niezwykle ważne, ale jeśli zestawimy je z zaufaniem, to właśnie zaufanie w tym duecie wygrywa. Nie wiem jak Was, ale mnie bardzo chwyta za serce to powyższe zdanie: nie wszystko musimy rozumieć w naszym życiu, ale jeśli będziemy ufać i kochać, będziemy również przebywać w zasięgu Bożej Miłości tam, po drugiej stronie, już w tym właściwym życiu. Tam będziemy się cieszyć niegasnącą łaską i nieprzebranym miłosierdziem na wieki. Czyż może być coś piękniejszego? Św. o. Kolbe wiedział chyba najlepiej, że nie może być nic piękniejszego nad Niebo.


"Ty rozerwałeś moje kajdany" (Ps 116,16B)

Ten psalm mógłby śpiewać św. o. Kolbe w trakcie pobytu w więzieniu, który zakończył się jego męczeńską śmiercią. Być może śpiewał... Jest tam mowa m.in. o rozerwaniu kajdan. Wiemy z Pisma Świętego, że Pan Bóg przykładowo św. Piotrowi fizycznie rozerwał kajdany. W przypadku św. o. Maksymiliana nie doszło jednak do tego. Jak to wytłumaczyć? Częstym błędem jaki popełniamy czasami nawet my wierzący jest to, że skupiamy się tylko na czysto fizycznym aspekcie sprawy, a umyka nam wymiar niewidzialny, ten duchowy i najważniejszy. Rozerwanie fizycznych kajdan załatwia sprawę, ale tylko na pewien czas, zerwanie kajdan grzechu dokonane przez Chrystusa na krzyżu - to już jest sprawa wieczna. I chwała Panu za to!


"To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich. Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję" (J 15,12-14)

Tu znów mamy wspaniałe zestawienie kluczowych pojęć dla Starego i Nowego Testamentu. Przede wszystkim Pan Jezus wyraźnie akcentuje przykazanie miłości, która jest na absolutnym topie przesłania Nowego Przymierza. Z drugiej jednak strony Chrystus mówi też o potrzebie czynienia tego, co on przykazuje. A zatem chrześcijanin nie odrzuca Starego Prawa, ale przyjmuje je w duchu Nowego Przymierza, które przyniósł Jezus.



Nie jestem biblistą i nie traktujcie proszę moich refleksji jako oficjalnej wykładni Kościoła, niemniej pragnę całym sercem i tak staram się czynić, aby moje przemyślenia wpisywały się w nauczanie Kościoła rzymskokatolickiego. Głęboko wierzę, że w rozważaniach pomaga i inspiruje Duch Święty.

Podzielcie się w komentarzach własnymi przemyśleniami.

środa, 12 sierpnia 2020

Proszę na Słowo [#7] 12.08.2020

 Czytania z dnia wraz z komentarzami >>> 

12 sierpnia 2020 - dzień powszedni albo wspomnienie św. Joanny Franciszki de Chantal, zakonnicy, rok A, II

fot. congerdesign, Pixabay.com

"Do innych zaś rzekł (Bóg), tak iż słyszałem: «Idźcie za nim po mieście i zabijajcie! Niech oczy wasze nie znają współczucia ni litości! Starca, młodzieńca, pannę, niemowlę i kobietę wybijajcie do szczętu! Nie dotykajcie jednak żadnego męża, na którym będzie ów znak" (Ez 9,5-6)

Powyższy fragment wydaje się bardzo okrutny. Wydaje się, że ludzie wrogo nastawieni do Pana Boga i Biblii mogliby być chętni do wykorzystania tego cytatu przeciwko wierze w Chrystusa. Bo niby jak to, Bóg jest taki surowy i każe zabijać...? Jak praktycznie zawsze zdecydowanie ważniejsze od czepiania się szczegółów jest odkrycie przesłania tej perykopy. Mnie osobiście ten fragment skojarzył się z Łk 9,25: "Bo cóż za korzyść ma człowiek, jeśli cały świat zyska, a siebie zatraci lub szkodę poniesie?". U Ezechiela wybawienie przychodzi poprzez oznakowanie znakiem Taw, podobnym do krzyża. Popatrzmy, że wszyscy, którzy tego znaku nie mają, czy są starcami, czy niemowlętami, podlegają zagładzie. Mówiąc prościej: jeśli jesteś piękny, młody i niczego ci nie brakuje, prócz łaski Bożej, marny twój los; jeśli trwasz w odłączeniu od Boga mając na sobie grzech ciężki, reszta nie ma sensu. Ujmując sprawę trochę hiperbolicznie, dosadne: gdybyś nawet był niemowlęciem, ale mającym grzech ciężki, reszta jest bez sensu. Czy Bóg chce tej zagłady? Paradoksalnie dopominają się o nią ci, którzy Boga odrzucili.
W całym dzisiejszym fragmencie czytania widzimy też potęgę słowa, choćby pisanego, które przyniosło ratunek wierzącym.


"Kto jest jak nasz Pan Bóg, który mieszka w górze i w dół spogląda na niebo i na ziemię?" (Ps 113,5-6)

W dzisiejszym psalmie responsoryjnym przepięknie widać, jak serce rośnie, jak próbuje wzbić się ponad świat widzialny, żeby wzlecieć do Pana. Ta odwieczna tęsknota może być już jednak częściowo zaspokajana tu na ziemi: w sakramentach św., modlitwie, czytaniu Słowa Bożego, itp. Pan Jest wszak tym, "który w dół spogląda". Nie zapominajmy o tym, że w Nowym Testamencie Bóg posunął się jeszcze dalej: stał się jednym z nas i został z nami na zawsze.


"A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik" (Mt 18,17b)

Zazwyczaj w kontekście powyższego fragmentu chyba nasuwa nam się takie wyjaśnienie: aha, czyli skoro delikwent nie posłuchał mnie ani dwóch, trzech świadków, ani Kościoła to teraz ja się od niego całkowicie odłączam i nie chcę z nim mieć nic wspólnego. To chyba jednak tylko część prawdy... Zauważmy, że Jezus nauczał w przypowieściach i pokazywał swoim postępowaniem, że troska o zagubionych powinna nieustannie przyświecać ludziom wierzącym, a zatem skoro taki delikwent staje się dla mnie jak poganin, to znaczy, że nigdy nie wolno mi zrezygnować z niego na dobre. Oczywiście są sytuacje, kiedy po ludzku nie ma żadnych szans ani argumentów. Co wówczas? Odpuszczamy? Nic bardziej mylnego. Myślę, że nieprzypadkowo w dalszym fragmencie tej perykopy jest mowa o żarliwej modlitwie we wspólnocie, która zostanie wysłuchana. A zatem jeśli załóżmy ktoś przez własną głupotę i grzech wykluczy się ze wspólnoty, to nie powinniśmy go przekreślić, ale jeśli nic już nie pomaga, oddać się żarliwej wspólnotowej modlitwie o jego zbawienie.



Nie jestem biblistą i nie traktujcie proszę moich refleksji jako oficjalnej wykładni Kościoła, niemniej pragnę całym sercem i tak staram się czynić, aby moje przemyślenia wpisywały się w nauczanie Kościoła rzymskokatolickiego. Głęboko wierzę, że w rozważaniach pomaga i inspiruje Duch Święty.

Podzielcie się w komentarzach własnymi przemyśleniami.

piątek, 7 sierpnia 2020

Proszę na Słowo [#6] 07.08.2020

Czytania z dnia wraz z komentarzami >>> 

7 sierpnia 2020 - dzień powszedni albo wspomnienie świętych męczenników Sykstusa II, papieża, i Towarzyszy albo wspomnienie św. Kajetana, prezbitera, rok A, II
fot. Picography, Pixabay.com

"Biada miastu krwawemu! Całe kłamliwe i grabieży pełne, a nie ustaje rabunek. Trzask biczów i turkot kół, i konie galopujące, i szybko jadące rydwany" (Na 3,1-2)

Czytając Biblię bardzo często, a właściwie zawsze odnosi się wrażenie, że Pismo Święte jest wypełnione prawdziwymi, nieudawanymi emocjami, jakie przeżywają ludzie na przestrzeni wieków. Powyższy fragment pięknie obrazuje pewną dynamikę, nagromadzenie sformułowań, które opisują dramatyzm sytuacji; zwróćmy uwagę choćby na powtarzające się spójniki "i". "Żywe bowiem jest słowo Boże, skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca" (Hbr 4,12) - zauważa autor Listu do Hebrajczyków. Może czas, żebyśmy na nowo odkryli żywotność Biblii i przestali ją traktować jako tylko od czasu do czasu (choćby przy okazji wizytacji duszpasterskiej - kolędy :) średnio przydatny artefakt na domowej półce?


"Ja zabijam i Ja sam ożywiam, Ja ranię i Ja sam uzdrawiam" (Pwt 32,39)

Powiedzieliśmy sobie wyżej, że Słowo Boże żyje, jest wypełnione emocjami. Kontynuując trochę ten wątek możemy powiedzieć, że i Pan Bóg często jest ukazywany w Słowie na sposób ludzki, na drodze personifikacji. Bóg jest Bogiem żywym i bliskim, Bogiem Jedynym, choć Trójjedynym. Pełnią objawienia jest jednak Jezus Chrystus, a kolejny etap poznawania Boga, nigdy się niekończący, czeka nas dopiero w niebie. Czy już tęsknimy?


"Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę?" (Mt 16,26)

Różne rzeczy i sprawy my ludzie uznajemy za skarby na ziemi. Z dzisiejszej Ewangelii wyłania się jednak bodaj najważniejszy skarb, który bezpośrednio łączy nas z niebem - to nasza dusza. Gdyby nie drogocenna Krew Chrystusa, nie moglibyśmy niczym jej wykupić, a to oznaczałoby dla nas wieczne potępienie. Czy jestem Jezusowi wdzięczny za wykupienie mojej duszy i czy troszczę się o moją duszę?



Nie jestem biblistą i nie traktujcie proszę moich refleksji jako oficjalnej wykładni Kościoła, niemniej pragnę całym sercem i tak staram się czynić, aby moje przemyślenia wpisywały się w nauczanie Kościoła rzymskokatolickiego. Głęboko wierzę, że w rozważaniach pomaga i inspiruje Duch Święty.

Podzielcie się w komentarzach własnymi przemyśleniami.

środa, 5 sierpnia 2020

Proszę na Słowo [#5] 05.08.2020

Czytania z dnia wraz z komentarzami >>> 


5 sierpnia 2020 - dzień powszedni albo wspomnienie poświęcenia rzymskiej Bazyliki Najświętszej Maryi Panny (wspomnienie Matki Bożej Śnieżnej), rok A, II

Obraz Matki Boskiej Śnieżnej z bazyliki Santa Maria Maggiore w Rzymie
Obraz Matki Boskiej Śnieżnej z bazyliki Santa Maria Maggiore w Rzymie, fot. by SeoulKing - Praca własna, CC BY-SA 4.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=69520109


"Pan się mu (Izraelowi) ukaże z daleka: Ukochałem cię odwieczną miłością, dlatego też zachowałem dla ciebie łaskawość" (Jr 31,3)

W dzisiejszym czytaniu jakoś tak szczególnie dotknęła mnie ta łaskawość Boża. Dla Izraela tą zachowaną łaskawością była w pierwszym rzędzie obietnica powrotu z niewoli. A jak my możemy spojrzeć na ten fragment z naszej perspektywy XXI w. i naszego życia? Oczekujemy wybawienia do życia w niebie, wybawienia od udręk ziemskich i grzechów. To takie podstawowe wyjaśnienia. Bardzo prawidłowe zresztą. Mnie jednak uderzyło tutaj nieskończone Boże Miłosierdzie. Kochani, co byśmy zrobili bez tej odwiecznej Miłości Bożej i Jego łaskawości? To jasne, że mamy się starać i mamy żyć jak to mówią po Bożemu, ale z tej perykopy pobrzmiewa niczym niezasłużona przez nas łaska Boża - odwieczna, zachowana dla nas. Co zrobić, żeby ją mieć? Proste: oddać grzechy Jezusowi w spowiedzi św. W kontekście tego czytania miałem jakieś takie poczucie ogromnej tęsknoty za Bogiem, pragnienia zjednoczenia z Nim, przyjęcia w pełni tej Miłości, ale to stanie się możliwe dopiero po przejściu na drugi brzeg. Najgłębiej tęsknotę przeżywała np. św. Faustyna Kowalska.


"Słuchajcie, narody, słowa Pańskiego, głoście na dalekich wyspach, mówiąc: "Ten, co rozproszył Izraela, zgromadzi go i będzie czuwał nad nim jak pasterz nad swą trzodą" (Jr 31,10)

Bóg nigdy nie był, nie jest i nie będzie przyczyną zła. Jest jednak w Biblii wiele fragmentów, m.in. powyższy, z którego wynika absolutna i nieogarniona przez nas wszechmoc Boża. Bóg nie jest bezpośrednią przyczyną rozproszenia Izraela, ale grzech ludzi, który ściągnął na ich głowy miecz i wygnanie na ich ciała. Jednakże nawet i te dramatyczne sytuacje są pod Bożą kontrolą i bez jego woli, a w tym przypadku dopustu, nic się nie dzieje. W związku z tym nawet największe zło może stać się polem do jeszcze większego wylania Bożej Miłości. Takiego mamy Boga. Chwała Panu! "Gdzie jednak wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska" (Rz 5,20).


"Lecz On odpowiedział: «Jestem posłany tylko do owiec, które poginęły z domu Izraela»" (Mt 15,24)

Tak sobie myślę, że tę perykopę dzisiejszej Ewangelii można by nazwać drugą Kaną Galilejską. Tyle, że proszącą jest teraz nie Matka Boża, ale jakaś kananejka. Skąd takie skojarzenie? Podobnie jak w Kanie Pan Jezus zdaje się powstrzymywać przed pewnym działaniem powołując się na misję i plan, który jak się wydaje na pierwszy rzut oka (pozornie) nie zawierał zamiany wody w wino i uzdrowienia córki tej kananejki. Tymczasem w obu przypadkach Chrystus zadziałał. Co skłoniło Jezusa do działania w tych przypadkach? Wydaje się, że m.in. ogromna pokora i zaufanie Maryi i kananejki. Jest to także lekcja dla nas, że nie tylko najdoskonalsza z ludzi po Jezusie - Maryja - może mieć tak bliską relację z Synem Bożym, ale także każdy z nas, jak ta prosta kananejka, może wiele wyprosić z sercem pokornym i pełnym szczerej miłości. I jeszcze jedno: Kana Galilejska i to wydarzenie dowodzi tego, że Chrystus niczym się nie ogranicza w imię Miłości, a jednocześnie mistycznie "ogranicza" go usilna prośba człowieka pokornego i bardzo kochającego.



Nie jestem biblistą i nie traktujcie proszę moich refleksji jako oficjalnej wykładni Kościoła, niemniej pragnę całym sercem i tak staram się czynić, aby moje przemyślenia wpisywały się w nauczanie Kościoła rzymskokatolickiego. Głęboko wierzę, że w rozważaniach pomaga i inspiruje Duch Święty.

Podzielcie się w komentarzach własnymi przemyśleniami.

sobota, 1 sierpnia 2020

#37 Pan Bóg a wielka kara za małe przewinienie

Przyszedł czas na drugi tegoroczny odcinek wakacyjnej serii Pan Bóg na wakacjach. Jak być może pamiętacie z pierwszego odcinka tego sezonu >>>, w tym roku zajmujemy się przykładami najtrudniejszych fragmentów Pisma Świętego. Dzisiaj z Księgi Sędziów przenosimy się do Drugiej Księgi Królewskiej. Zachęcam teraz do zapoznania się z 2 Krl 2,23-25.

Mamy tam trzy wersety ukazujące proroka Elizeusza zmierzającego do Betel. W trakcie marszu ku niemu wybiegło kilkudziesięciu małych chłopców, którzy przezywali go "łyskiem". Ta niewinna, do pewnego momentu może nawet nieco zabawna, historyjka przeradza się w budzący grozę dramat. Oto prorok przeklina urwisów w imię Pańskie, po czym z lasu wybiegają dwa niedźwiedzie i zagryzają 42 dzieciaków. Jak rozumieć tę dziwną perykopę...?

fot. Steppinstars, Pixabay.com

Przygotowując się do tego wpisu zerknąłem do wyjaśnienia o. Jacka Salija OP. Dominikanin wychodzi od tego, że szczególnie w tego typu tekstach najważniejszy jest przekaz symboliczny, a nie dosłowna wymowa. Popełnilibyśmy wielki błąd, zawężając tę historyjkę jedynie do prostego wytłumaczenia w stylu: stary człowiek został obrzucony inwektywami przez dzieciaki, po czym się zezłościł i wymierzył im niewspółmierną do winy karę i to jeszcze z Bożą pomocą. Zdecydowanie nie o to chodzi! Musimy pamiętać, że prorok zmierza w kierunku Betel. Znajdowało się tam sanktuarium imitujące autentyczne miejsce wybrane przez Boga, czyli Jerozolimę. Był to zatem ośrodek wypaczający kult Boga, mówiąc brzydko: małpujący ten kult. Kara wymierzona dzieciom jest symbolem zła, które czynią i jednocześnie któremu podlegają ludzie odpowiedzialni za sanktuarium w Betel.


Odczytując powyższy fragment na pewno musimy uwzględnić ówczesne realia i mentalność ludzi Wschodu, dla których symbolika była bardzo ważna. W tym kontekście warto sięgnąć po wpisy z serii "Mitołamacz" >>>.

A może ta historyjka jest dobrym obrazem tego, jak w człowieku, we mnie i w Tobie, wyglądają relacje między dobrem i złem? Większość z nas, a chyba nawet każdy, ma w sobie taką Jerozolimę i takie Betel. Jerozolimą jest wszystko, w czym rzeczywiście Bóg jest najważniejszy, gdzie Jego stawiamy na pierwszym miejscu. Niestety mamy w sobie również Betel, czyli te przestrzenie, gdzie małpujemy przynależność do Boga. Zauważmy, że największa perfidia Betel polegała tak naprawdę nie tyle na jawnym oddawaniu czci nieprawdziwemu Bogu albo co gorsza demonom, ale było to właśnie wypaczone naśladowanie kultu jerozolimskiego, gdzie jednak nie Bóg, ale Jego wypaczona podobizna znajdowała się w centrum kultu.

To jedno, a teraz druga sprawa. Popatrzmy, że naprzeciw Elizeusza nie wychodzą jacyś dorośli mężczyźni lub starcy, lub ktoś w tym rodzaju, ale zadawałoby się - niewinne dzieci, takie trochę urwisy, ale w gruncie rzeczy niegroźne. Jak się jednak okazało, te dzieciaki mogą symbolizować całkowite zepsucie i wypaczenie ideałów, tyle że pod płaszczykiem dziecięctwa. Czyż wielokrotnie zło w nas nie działa w ten sposób? Jestem takie niewinne, sympatyczne, może troszkę dokuczliwe, ale tak "naprawdę" niegroźne. W gruncie rzeczy mam Cię jednak gdzieś - zdaje się mówić zło. Te drwiny chłopców dobrze wyrażają najbardziej perfidne działanie zła, pod płaszczykiem dobra lub czegoś wcale nie tak bardzo złego, epatuje największą nienawiścią do człowieka, jaką tylko istota ludzka może sobie uzmysłowić i jeszcze większą.

A czego w tym kontekście uczy nas prorok? Przede wszystkim bezkompromisowości. Jedyną odpowiedzią człowieka wobec zła jest zdecydowane odrzucenie jego zakusów. Nikt z nas nie może się zgadzać na zło, choćby było z pozoru niewinne: udające dobro (jak sanktuarium w Betel) i/lub niegroźne jak dzieciak.

Ta historyjka pokazuje też pewną autodestrukcję sił zła. Zło w postaci niedźwiedzi niszczy zło symbolizowane przez urwisów. Podczas gdy dobro zawsze rodzi dobro, zło rodzi zło; parafrazując znane powiedzenie: zło pożera własne dzieci.

Podsumowując: opowiadanie o Elizeuszu, dzieciach i niedźwiedziach nie może być interpretowane tylko dosłownie ani tym bardziej jako przejaw wielkiego zła, które rzekomo uczynił Bóg za stosunkowo niewielką przewinę. Historyjka opisuje raczej przejaw myślenia starotestamentowego, które w trosce o Boże sprawy (w tym wypadku cześć Boga Prawdziwego i godność Jego pomazańca - proroka) odwoływało się od czasu do czasu do czegoś, co dzisiaj napiętnujemy jako złorzeczenie. Wiele może nam wyjaśnić Łk 9,51-56. Jest tam mowa o tym, jak Apostołowie Jan i Jakub chcieli zniszczyć ogniem z nieba niegościnne miasteczko samarytańskie. Jezus kategorycznie im tego zabronił. Metodą działania Boga, a Jezus był Bogiem-Człowiekiem, nie jest korzystanie z argumentów siły, ale argumentów Miłości Miłosiernej. Zdecydowaną postawą sprzeciwu trzeba zawsze się wykazywać w kontekście zła i grzechu (które, przypomnijmy, symbolizują w opowiadaniu urwisy), ale nigdy wobec ludzi.

Na koniec możemy powiedzieć, że analizowana dziś opowieść to być może jeden z najsubtelniejszych, a jednocześnie najokrutniejszych opisów walki dobra z obrzydliwie przebiegłymi i zakamuflowanymi maksymalnie siłami zła. To jednak Bóg jest Panem i tylko odwoływanie się do Jego mocy, Jego Imienia, może skutecznie przeciwstawić się złu.

Rosyjska ikona z XVIII w. w Cerkwi Przemienienia Pańskiego na Kiży, fot. wikimedia w domenie publicznej

PS. Gdyby prorok zaczął rzucać w chłopców kamieniami albo odpowiadał inwektywami na inwektywy, mógłby srodze przegrać; podobnie jak my, gdybyśmy zdecydowali się na walkę ze złem samodzielnie, bez Boga. Elizeusz wezwał Imienia Pana i my także musimy czynić podobnie w obliczu zła.

Podobnie jak w przypadku innych materiałów na blogu nie uważam, że jest to jedynie słuszna interpretacja. Mało tego: to jest jedynie owoc niefachowych, subiektywnych przemyśleń, choć jak zaznaczam, wierzę głęboko, że Duch Święty ma w tym udział. Nie jestem biblistą, dlatego nie traktujcie moich przemyśleń jak wyroczni, ale na miarę mojej wiedzy i inspiracji jak wierzę pochodzących od Bożego Ducha, dzielę się z Wami owocem lektury Słowa Bożego. Jednym z moich najważniejszych celów w tym względzie jest w niczym nie sprzeciwiać się nauce Kościoła katolickiego, bo ona jest dla nas katolików nieocenioną wartością.

A co Wy o tej sytuacji opisanej w 2 Krl 2,23-25 myślicie? Bardzo jestem ciekaw Waszych opinii i z góry za nie dziękuję.

Jeśli tylko chcecie wesprzeć rozprzestrzenianie się Bożego Słowa, biblijne rabanowanie, polubcie i polećcie tego bloga innym. Dzięki!



Trzy obecnie najczęściej czytane posty na blogu: