środa, 28 marca 2018

Wielki Post 2018 #7 Mała droga niedoskonałych (rozdział 8) i podsumowanie

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus i Maryja zawsze Dziewica!

Dzisiaj, dosyć nietypowo, spotykamy się nie w sobotę, ale za to w środę i to Wielką Środę. Zapraszam zatem na nasze ostatnie już spotkanie w ramach naszych wielkopostnych „Niedoskonałych minikonferencji”.




„Stańmy pokornie w szeregu niedoskonałych”


św. Teresa od Dzieciątka Jezus

Na początku finałowego rozdziału swojej książki André Daigneault przytacza fragment dzieła ks. André Combesa, którego autor nazywa „Wielkim Specjalistą od małej drogi”. Czyni to nieprzypadkowo. Właśnie ósmy rozdział naszej lektury traktuje o koncepcji świętości, którą całym swoim życiem propagowała św. Teresa od Dzieciątka Jezus (zwana też Małą Tereską, Małym Kwiatkiem lub Doktorem Miłosierdzia). To w jej nauczaniu skupia się wszystko, o czym mówiliśmy sobie w trakcie tych naszych siedmiu spotkań.

Na bazie treści ósmego rozdziału nasunął mi się taki obraz: oto mamy dwie szklanki. Jedna jest zupełnie pusta, a druga zawiera w sobie trochę niepotrzebnych rzeczy, jakichś śmieci, raczej twardych i nierozpuszczalnych. Właśnie ta druga chełpi się, że jest napełniona, a jej koleżanka z kolei nie ma w sobie zupełnie nic. Wtem ktoś nalewa do obu z nich wodę. Ta pusta wypełnia się ożywczą cieczą aż po brzegi, a ta druga ma w sobie tak dużo ciężkich rzeczy i tak obficie ją wypełniających, że woda wylewa się strumieniami. Wypłukała niektóre syfy, ale i tak niewiele wody jest w stanie się tam zmieścić, bo większość śmieci już na dobre przylgnęła do ścianek szklanki.


Tak czasami jest z tymi, którzy uznają się za grzeszników i tymi, którzy mają się za sprawiedliwych. Nierzadko to właśnie napotykając otwarte serce człowieka pozbawionego wszelkich nadziei, pustego do granic możliwości, Bóg może objawić swoją Potęgę i Miłość Miłosierną, wypełnić pustkę swoją łaską. Natomiast ktoś, kto uważa się za napełnionego i nie potrzebuje Bożej pomocy, w rzeczywistości nie jest w stanie przyjąć ożywczych strumieni łask Pana Boga.


Bardzo spodobały mi się słowa św. Teresy na temat Miłosierdzia Bożego: „Miłosierdzie (…) doświadcza takiej potrzeby dawania siebie bezinteresownie, że jest nasycone dopiero wtedy, gdy zejdzie na samo dno nędzy” (s. 158, „Droga niedoskonałości”). Na podstawie nauczania Małej Tereski można pokusić się o stwierdzenie, że zejście na samo dno nędzy wcale nie musi prowadzić do beznadziei i rozpaczy, gdyż uznanie swej nędzy może paradoksalnie przeobrazić się w największy skarb człowieka, który przyciąga i otwiera serce Boga. Nędza połączona z pokorą to wielka siła. Czytamy: „Dla niej (Tereski) świętość to pokora, a pokora to świętość” (s. 160).


Pamiętacie jak w jednym z naszych spotkań wielkopostnych pojawił się Zacheusz? Także w Adwencie był on bohaterem jednego z tekstów na Biblijnym Rabanie. W nawiązaniu do spotkania tegoż celnika z Jezusem św. Teresa podkreśla niezwykle mocno, że życie wiary winno być właśnie ciągłym zstępowaniem, jak Zacheusz, żeby prawdziwie spotkać się z Mistrzem. My często wspinamy się na duchowe drzewo, ulegamy pysze duchowej, a tymczasem tutaj chodzi o schodzenie.


Istniał dawniej taki pogląd nazywany jansenizmem, którego zwolennicy uważali, że na skutek całkowitego zepsucia świata Pan Bóg jednych obdarza łaską, a pozostałych potępia. Nieświadomie my również ulegamy czemuś w rodzaju jansenizmu, gdy wyrokujemy, że ten na pewno się zbawi, a ten już zdecydowanie nie, bo to niemożliwe: taka z niego oferma, że hej. Św. Tereska leczy nas właśnie z tak niebezpiecznej postawy wyrokowania o innych. Jej zdaniem czasami dusza więcej zyska, gdy musi zmagać się ze swoimi słabościami, niż wtedy, gdy dokonuje wielkich duchowych czynów. Mówi: „Wasz lęk, wasz strach, wasza słabość, wasza pokusa może stać się drogą Boga” (s. 169).


Warto zaznaczyć, że w rozumieniu Tereski słowo „mały” nie oznacza „minimalny” czy „infantylny”, ale „ubogi w duchu”.


Mała Tereska zupełnie odwraca wydawałoby się naturalny porządek zdobywania świętości i zamiast o drabinie, po której trzeba się wspinać, mówi o windzie Bożej łaski, darmowej, niezasłużonej w niczym, która nas zbliża do Boga. Jest to winda Miłości Miłosiernej.


Oddajmy jeszcze na moment głos wspomnianemu wcześniej ks. André Combesowi: „W ustroju Ewangelii każdy grzesznik jest świętym, który o tym nie wie. Boże miłosierdzie jest stale obecne, przyzywa go i wyczekuje, by uczynić zeń świętego” (s. 171).


Nie będę się tutaj silić na jakieś wielkie mądrości. Sięgnę po najlepsze słowa – po prostu zacytuję fragment, który kończy rozdział ósmy „Drogi niedoskonałości”. Jego treść nawiązuje do przykładu z dwoma szklankami, który sobie wcześniej omawialiśmy: „Teresa od Dzieciątka Jezus uczy nas, że Miłość Miłosierna może wejść tylko w serce ubogie, otwarte i gotowe – i że w związku z tym jedynie serce zmiażdżone i złamane może przyjąć miłość miłosierną. W ten sposób otwiera drzwi świętości przed najbardziej poranionymi i najbiedniejszymi z nas” (s. 172).


André Daigneault zamieścił jeszcze akt ofiarowania się Miłości Miłosiernej autorstwa św. Tereski. Znajdziecie go tutaj w całości, a w „Drodze niedoskonałości” pojawia się tylko fragment od słowa „Pragnąc” do końca (s. 173).


Zachęcam też do modlitwy: aby św. Mała Tereska uczyła nas swojej małej drogi niedoskonałości:





Jest to kariera „na odwrót”...



Na bazie podsumowania, którym kończy swoją książkę Daigneault i całej tej niezwykłej lektury można to wszystko skwitować: po prostu „Boże paradoksy” :)


Doskonale oddaje to fragment Listu do Filipian: „On, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej. Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył i darował Mu imię ponad wszelkie imię” (Flp, 2,6-9). Niedościgniona kwintesencja Ewangelii...


Co najbardziej przeszkadza nam w życiu prawdziwą wiarą i osiąganiu świętości: są to pycha i szukanie ludzkiej chwały. Św. Ignacy Loyola ma na to radę: trzeba wybrać ubóstwo i hańbę.


Znany teolog i filozof Stanislas Breton uważa, że „przyszłość należy do szaleństwa krzyża” (s. 178). „Apostoł jutra będzie ubogi, ukrzyżowany i będzie dzieckiem. Chrześcijanin i apostoł muszą przejść przez ogołocenie, opuszczenie, osamotnienie. Muszą doświadczyć swojego ubóstwa i tego, że są niczym i nic nie mogą bez Boga” (s. 178).


Zupełnie rozbrajający jest ostatni nagłówek w naszej lekturze: „Zero jest punktem wyjścia” (s. 180). To takie oczywiste, a jakże trudne. Wtedy, gdy nie ma już absolutnie nic, jest właśnie doskonała szansa, żeby zacząć od nowa, żeby osiągnąć wszystko, a to wszystko jest w stanie nam dać tylko Pan Bóg.


Amen. Kończymy nasze spotkania wielkopostne w 2018 r. Mam nadzieję, że choć trochę takie coś przydało Wam się w zbliżeniu do Pana Boga. Mnie pomogło. Jeśli macie wolną chwilkę, proszę o jakieś słowo komentarza. Jeśli tylko uważacie to za w miarę sensowne, chętnie spotkamy się w jakichś minikonferencjach już w Adwencie 2018. Niczego nie obiecuję, ale jeśli tylko będę miał czas i siły, coś pewnie wystukam.


Póki co przed nami Triduum Sacrum, Triduum Paschalne. Przeżyjmy ten święty czas jak najlepiej czego sobie i Wam, moi Kochani, najserdeczniej życzę.


A z okazji zbliżającej się Wielkanocy z całego serca życzę Wam wszystkiego co najlepsze do wspaniałego wykorzystania daru życia. Życzę też ciągłego wzrostu zamiłowania w odkrywaniu ciągle na nowo przesłania i odwiecznej Mądrości Bożej, ukrytej w niezwykłej Księdze, która zwie się Biblią. Życzę wreszcie, żebyśmy dalej mogli wspólnie tę Księgę czytać i rozważać.


A w sobotę przed Niedzielą Miłosierdzia spotkamy się, jak Pan Bóg da, w serii Radośnik, w kluczu której będziemy siedzieć nad Biblią pewnie do wigilii Zesłania Ducha Świętego. Mam już pewne pomysły, zobaczymy jak to wyjdzie.


Z Panem Bogiem i do poczytania :) Paaa :)

PS Spotkał mnie niedawno wielki zaszczyt i wyróżnienie. Autor znakomitego skądinąd bloga rozbria.pl polecił mojego bloga w akcji Share Week 2018. Jeśli zatem uważacie, że Historia nauczycielka życia jest w porządku zagłosujcie na mnie tutaj. Znajdziecie tam w komentarzach stosowny link Bartosza Rozwadowskiego. Z góry wielkie dzięki :)

W marcu ukazały się moje trzy nowe teksty na Blasting News. Zapraszam szczególnie do tych poświęconych wiośnie i Wielkanocy. Jestem przekonany, że informacje tam zawarte nie do końca są Wam znane. Niekoniecznie w czasie Triduum i Świąt, ale kiedy tylko macie czas i chęć coś przeczytać, zapraszam do lektury.

A jeśliby w sercu kogoś z Was zrodziło się jakże szczytne pragnienie, żeby wręczyć mi mały upominek świąteczny to zaznaczam, że nie trzeba :) Tym bardziej żadnych pieniędzy :)

A już tak na poważnie, będzie mi jednak bardzo miło, jeśli udostępnicie i przeczytacie moje najnowsze teksty na Blasting News. I oczywiście jeśli będziecie dalej czytać moje blogi :) Z góry wielkie dzięki za wszystko!




sobota, 24 marca 2018

Wielki Post 2018 #6 Z głębi tryska świętość – świadkowie ubóstwa Boga; kapłani ubodzy sercem dla świętości ubogich (rozdziały 6 i 7)

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus i Maryja zawsze Dziewica!

Bardzo się cieszę, że właśnie czytasz szósty odcinek naszych minikonferencji wielkopostnych opartych na „Drodze niedoskonałości” André Daigneault. Czas zatem na rozdziały 6 i 7 naszej lektury.


„Boga można dawać tylko przez odbijanie Jego światła”


Marta Robin

W chrześcijaństwie wiele jest bardzo istotnych kwestii. Wiele jest też dróg, wpisanych w jeden świat Ewangelii, którymi ludzie na przestrzeni dziejów zdobywali świętość. Czytając żywoty świętych odkrywamy, że pomimo różnic charakterologicznych, czasowych i przestrzennych mieli z sobą bardzo wiele wspólnego. Jedną z takich najbardziej uniwersalnych i wyrazistych cech jest świadomość własnej nędzy i słabości. Byli oni błogosławionymi ubogimi w duchu, których ubóstwo napędzało postęp duchowy.


Ja, my, często wolimy być bogaczami ducha, żeby zasługiwać, żeby być kimś, żeby przypodobać się Bogu i ludziom. Tymczasem często jest tak, że Pan Bóg musi solidnie trzepnąć człeka w głowę, nieraz musi go doprowadzić do sytuacji, że już wszystko inne zawodzi i pozostaje On sam. Dopiero wówczas można myśleć o świętości. O. Finet, kierownik duchowy Marty Robin, mówił ponoć: „wszystko leży na ziemi – i bardzo dobrze...” (s. 130, „Droga niedoskonałości”).

André Daigneault po raz kolejny podkreśla, że wszelkie dzieła apostolskie chrześcijanina muszą być przepełnione Ewangelicznym duchem pokory i ubóstwa, muszą prowadzić do odkrycia Boga, bo w przeciwnym razie zatraca się to, co najistotniejsze.

Jezus vs faryzeusze – Jezus kontra bardzo porządni ludzie. Ileż razy w Biblii czytamy, że jednak nie układało się między nimi najlepiej. Jak to jest, że ci, którzy powinni jako pierwsi dostrzec w Jezusie Mesjasza, stali w pierwszym szeregu wśród tych, którzy wydali Go na ukrzyżowanie? Oni nie byli świadkami ubóstwa Boga, woleli „boga”, który jest bogaty w sławę, majestat i piękno. Nie podobał im się Bóg, który chodził do ubogich tego świata.

Czy faryzeusze bali się wolności, którą przynosił Jezus? Czy bali się tego, że Jezus może ich zwolnić z kilkuset przykazań, które tak skrupulatnie spełniali, aby się Bogu i ludziom przypodobać? Czy bali się tego, że ci „gorsi” mogą być w jakikolwiek sposób uznani za lepszych? Tak czy inaczej my także często ulegamy presji pewnego autorytaryzmu apostolstwa, pogoni za uznaniem i władzą nad innymi, a tymczasem Jezus umywa uczniom nogi...

Ileż nieraz formalizmu w naszym postępowaniu (znam to z własnego doświadczenia...), ileż paskudnej, antyewangelicznej biurokracji, ileż bogactwa także tego duchowego. A Kościół ma być jak jego Założyciel – ubogi, a wtedy Bóg najpełniej go ubogaci.

W codziennej praktyce Kościoła można generalnie wyróżnić dwa skrajne nurty – daleko posuniętego liberalizmu i zbytnego sformalizowania (sztywności). Ten drugi trąci faryzeizmem, pierwszy natomiast udaje Ewangeliczny styl życia, podczas gdy w rzeczywistości idzie zbyt daleko i rozmywa się z tym, co jest właściwe dla ducha tego świata, nie dla Ducha Bożego. Oba nurty są bardzo niebezpieczne i trzeba szukać optymalnej, wypośrodkowanej, drogi. „Trzeba nam chrześcijan wiernych doktrynie, ale niosących gorejący ogień” (s. 138) – pisze Daigneault.


Pan Bóg najczęściej unika sztywnych struktur i idzie szukać zagubionych. Duch Święty często działa nieszablonowo. Św. Paweł powie: „to, co biedne, słabe, co jest zerem, co jest szalone w oczach świata – właśnie to wybrał Bóg” (s. 138).


„Gdyby dobry Bóg znalazł kapłana biedniejszego ode mnie, postawiłby go na moim miejscu, aby okazać miłosierdzie grzesznikom”

święty Proboszcz z Ars


Rozdział siódmy naszej lektury wydaje się być skierowany bardziej do kapłanów, ale moim zdaniem możemy wyłuskać z niego wiele także w kontekście osób świeckich.

Maurice Zundel powiedział kiedyś, że „prawdziwa misja to dymisja” (s. 141). W posłudze kapłana, ale i każdego wiernego świeckiego to nie ego, nie dzieła, nie bezpośrednia lub pośrednia dominacja się liczą, lecz Bóg. To tak oczywiste, ale dlaczego tak często o tym zapominamy...

Zdarza się i tak, że czasami to kapłan lub człowiek świecki po przejściach, po zaliczeniu wielu wpadek moralnych, okazuje się niesłychanie gorliwym apostołem. Paradoksalnie (pamiętacie o serii Boże paradoksy? :) nawet z ogromu zła, Pan Bóg potrafi wyprowadzić jeszcze większe dobro. Znakomitym przykładem w tej materii jest o. Adam Szustak OP:




Catherine Doherty – kanadyjska Służebnica Boża Kościoła katolickiego pochodzenia rosyjskiego, miała kiedyś wizję nowych kapłanów, ubogich sercem. Po szczegóły odsyłam do „Drogi niedoskonałości”; nadmienię tylko, że ci nowi kapłani mają być niczym biblijny Dawid, ubodzy i bezbronni, bez „rynsztunku”, ale przez to rozbrajający, którzy są w stanie stawić czoła „Goliatowi”. Solo Dios basta! (Bóg sam wystarczy!) – chciałoby się zakrzyknąć za świętą Teresą Wielką.

Ktoś może widzieć w pokorze i prostocie serca jakąś przeciwstawność w stosunku do fachowej wiedzy teologicznej. Mało tego, że te dwie sfery się nie wykluczają, ale ktoś, kto tak naprawdę posiadł prawdziwą wiedzę teologiczną, jest jeszcze bardziej pokorny i ubogi w duchu, bo o tym jest cała teologia, dogmaty, przepisy, itp. Kto jeszcze nie czytał odsyłam do jednego z wpisów w ramach Bożych paradoksów, gdzie o tym pisałem więcej.

Jeśli sami chcemy przyjmować Boże uświęcenie, jeśli chcemy mieć świętych kapłanów, musimy się modlić, ofiarowywać posty i cierpienia w tych intencjach. Jeśli słyszymy lub czytamy, że jakiś tam kapłan upadł moralnie, jak najszybciej chwyćmy za różaniec, a zobaczymy, że Pan Bóg może z tego wyprowadzić ogrom dobra. Musimy też modlić się o nowych, świętych kapłanów. Bardzo podoba mi się zdanie z naszej lektury: „Do „nowej ewangelizacji” potrzebujemy „nowych ewangelizatorów”, „nowych powołań kapłańskich”” (s. 148). Tak dużo mówi się o nowej ewangelizacji, ale ona nie jest jakimś tak bliżej nieokreślonym bytem, ale to ja, ty, my, świeccy i kapłani, mamy być nowymi ewangelizatorami. Bez tego może być lipa...

Ta nowa ewangelizacja nie może być czymś w rodzaju prężenia duchowych muskułów niczym paraewangeliczny maczo, ale winna być wychodzeniem na bezdroża świata, na wszelkie wąskie drogi, do złamanych serc, a nierzadko i z własnym zranionym sercem. W „Drodze niedoskonałości” czytamy kolejne bardzo piękne słowa: „łzy są ostatecznym przyzwoleniem istoty, która wreszcie zgadza się upaść w swoje człowieczeństwo” (s. 149). Głęboki tekst...

„Bóg wybrał właśnie to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców, wybrał, co niemocne, aby mocnych poniżyć” (1 Kor 1,27). Jakże te słowa są „niedzisiejsze”, „obciachowe”, „bez sensu”... A właśnie, że jest dokładnie odwrotnie! Jeśli świat ma Cię za głupiego i niemocnego, to powinieneś na kolanach podziękować za to Bogu i ruszać w świat z Ewangelią na ustach i czynach.

Dalej André Daigneault przytacza marzenie niejakiego o. Henriego Roy (nazywanego czasem wędrownym Proboszczem z Ars), który pragnął, żeby na świecie było coraz więcej kapłanów ubogich w duchu, „maluczkich dla maluczkich” (s. 151), po prostu świętych kapłanów nowej ery wiary, przemawiających do serc, przedstawicieli odnowionego kapłaństwa, „kapłaństwa Zesłania Ducha Świętego” (s. 152).

Czytając powyższe słowa nasunęły mi się dwa skojarzenia. Po pierwsze nie tak bardzo dawno temu spotkałem się po raz pierwszy z nowym filmem pt. „Szare Anioły”. Opowiada on o zatwierdzonym przez papieża Franciszka zakonie braci Franciszkanów Odnowy posługujących wśród najbardziej pogubionych i po ludzku wydawałoby się zupełnie przegranych ludzi. Obejrzyjcie sobie zwiastun. Naprawdę warto! Jakże ten film jest bliski przesłaniu „Drogi niedoskonałości” André Daigneault!



A drugie skojarzenie, bardzo podobne, dotyczyło pracy misjonarzy w ogóle. Po ludzku ich robota nie ma sensu: po co się spalać dla innych i nie mieć żadnego profitu (czysto ludzkiego) z tego tytułu? Jednak to oni wykorzystują życie na maksa, Żyją i pomagają innym Żyć, a nie tylko wegetować. Zerknijcie na poniższy filmik. Gorąco zachęcam!




Zakończmy dzisiaj jeszcze jednym cytatem z André Daigneault: „Chodzi o to, by nowy kapłan stał się „mistykiem”, bowiem dobrem nie jest coś, co należy zrobić, ale dobrem jest Ktoś, kogo należy kochać” (s. 153). Myślę, że te słowa możemy odnieść także do każdego człowieka, także do świeckiego, do mnie i do ciebie.

No, moi Drodzy, przed nami już tylko jedno spotkanie w ramach naszych tegorocznych wielkopostnych minikonferencji. Tutaj bardzo ważna informacja! Ukaże się ono na blogu nie w Wielką Sobotę, ale w Wielką Środę (28 marca). Triduum Sacrum to taki szczególny czas i lepiej spędzić go już offline. A zatem w najbliższą środę ukaże się po jednym tekście na dwóch moich blogach. Na Historii nauczycielce życia też będzie dość świątecznie :) Również i tam zapraszam!
Z Panem Bogiem. Pa :)


PS Moja nowizna na Blasting News:



piątek, 16 marca 2018

Wielki Post 2018 #5 Z głębi tryska świętość – modlitwa u dołu drabiny; w naszych pustych dłoniach: misyjna odpowiedź chrześcijanina (rozdziały 4 i 5)

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus i Maryja zawsze Dziewica!

Właśnie rozpoczynamy nasze piąte już (zostają jeszcze dwa) spotkanie z serii „Niedoskonałe minikonferencje”, a zatem to niezbity dowód na to, że Wielkanoc coraz bliżej. Dzisiaj przyjrzymy się najważniejszym rysom 4 i 5 rozdziału naszej wielkopostnej lektury. Gdyby ktoś był z nami po raz pierwszy to przypomnijmy o jaką książkę chodzi: „Droga niedoskonałości. Świętość ubogich” André Daigneault.


Przepraszam, że dziś tak trochę nietypowo, bo publikuję już w piątek :) Wpis jest dość długi to możecie sobie go podzielić na dwa dni :)


„Modlitwa ma wychodzić z serca pokornego i złamanego, uznającego swoją nędzę”


Jean Lafrance

Pierwsze stronice czwartego rozdziału swojej książki Daigneault poświęca na przyjrzenie się modlitwie, jaka ona powinna być. Skoro w Wielkim Poście tak wiele mówi się (i daj Boże czyni) o modlitwie, poście i jałmużnie, toteż warto zaczerpnąć nieco z przesłania Daigneault, które jak widzimy jest bardzo ewangeliczne.


Autor dzieli się refleksją na podstawie doświadczeń wyniesionych z domu rodzinnego. Jego ojciec od czasu do czasu nadużywał alkoholu. W gruncie rzeczy nie był złym człowiekiem, w swej prostocie czynił wiele dobra, modlił się, szczególnie cenił św. Józefa. Zdarzało się, że zmagając się z kolejnym upadkiem, kolejnym nadużyciem alkoholu, mamrotał: „Panie Jezu, miłosierdzia! Panie Jezu, miłosierdzia!”. Przyszły kapłan i matka wtedy nie brali tego na poważnie, ale Daigneault przyznaje, że po latach inaczej patrzy na tamte słowa bardzo prostej modlitwy, wołania, krzyku bólu, jakie wydobywały się z ust mężczyzny. Była to modlitwa biedaka, modlitwa słabego, krzyk ubogiego, który woła o ratunek i litość.





Zaciekawiło mnie zestawienie modlitwy mnicha i ojca autora, nad którym to zestawieniem on sam się zastanawia. Na pierwszy rzut oka nietrudno chyba przyznać, że modlitwa zakonnika wydaje się tą doskonalszą, po ludzku – lepszą. Tymczasem nierzadko to właśnie krzyk ubogiego z dna swojej nędzy jest samą modlitwą, pełną pokory i przekonania, że to już nie moje, choćby najpiękniejsze, słowa czy jakiekolwiek zasługi, lecz Boże miłosierdzie może mnie zbawić.


Bardzo podoba mi się zdanie, zacytowane przez Daigneault, podane niegdyś przez św. Jana Kasjana na podstawie nauczania św. Antoniego Wielkiego (zwanego też Abbą Antonim): „Doskonała modlitwa ma miejsce wtedy, gdy mnich zapomina o sobie i o tym, że się modli” (s. 76/77 „Drogi niedoskonałości”). Ile razy zdarzyło mi się w życiu tak wtopić w Boga, żeby wszystko, nie tylko modlitwa sensu stricto, stało się modlitwą płynącą wprost z serca do Serca Bożego... Paradoksalnie czasami łatwiej przychodzi to ludziom prostym i ubogim niż tym bardziej zaawansowanym i „doskonalszym” w wierze, którzy od czasu do czasu tworzą z modlitwy koncert życzeń i hymn pochwalny na własną cześć.


W związku z powyższym modlitwa nie jest towarem luksusowym dla elity, lecz czymś w sam raz także, a może przede wszystkim, dla maluczkich.


Modlić trzeba się nie tylko wtedy, gdy jest nam świetnie, ale wołać koniecznie trzeba z głębi utrapienia, co pięknie wyraził psalmista: „Wybaw mnie, Boże, bo woda mi sięga po szyję” (Ps 69[68],2). Nie chodzi tu wcale o piękne słowa. André Daigneault trafnie zauważył, że w Ewangelii jest mało pięknie ułożonych modlitw. Zazwyczaj są to przykłady wołania z samego dołu drabiny, gdy ktoś nie jest w stanie o własnych siłach wykonać nawet jednego kroku. Woła do Boga, gdyż tylko On może pomóc i uratować człowieka. Św. Teresa z Ávila powiedziała kiedyś: „na modlitwie nie chodzi o to, żeby dużo mówić, lecz żeby dużo kochać”. Boga możemy dosięgnąć zatem nie rozumem, nie napuszonymi słowami, ale tylko sercem. I jeszcze jedno zdanie z „Drogi niedoskonałości”: „Pomimo wszystkich naszych słabości, zranień, problemów i biedy, trzeba, byśmy pragnęli świętości, bowiem świętość jest darem ofiarowanym biedakom” (s. 79) – jak pięknie i pokrzepiająco powiedziane... Św. Franciszek Salezy zachęcał, żeby często modlić się przyzywając Imienia Jezus, które połączone z miłosierdziem, jest niemalże pewną drogą do tego, żeby śmierć człowieka była szczęśliwa.


Każdy z nas nieustannie musi uczyć się tzw. modlitwy serca, która jest czymś w rodzaju wylania, otwarcia swojego wnętrza, nieustannego przebywania z Bogiem. Jest to modlitwa świętych, nieobca jednak biedakom i grzesznikom, którzy wysyłają ku Niebu akty strzeliste z głębi swojego utrapienia i słabości.


Zapraszam też na prawie 3-minutowy filmik o modlitwie serca:





Często święci kojarzą nam się z jakimiś bohaterami, supermenami, którzy posiadają cechy zupełnie obce zwykłym śmiertelnikom. Błąd!!! To zafałszowany obraz! Jeśli tylko łakniesz, pragniesz świętości i nie czujesz się samowystarczalny, wkraczasz na drogę świętości. 

André Daigneault uważa, że świętość ubogich jest „wielką duchowością” trzeciego tysiąclecia.



„Modlitwa ma wychodzić z serca pokornego i złamanego, uznającego swoją nędzę”

Jean Lafrance

Spróbujmy teraz wyłuskać najważniejsze wątki z 5 rozdziału naszej lektury.

Misyjny rys Kościoła czasami kojarzy nam się z sytuacją, gdy ktoś daje, a drugi bierze. Jeden jest kimś w rodzaju wybawcy, a drugi niewolnikiem czy absolutnym dłużnikiem dawcy. Okazuje się, że to tak nie działa! Miłość w prawdzie oznacza ciągłe schodzenie do biednych, ale w takiej sytuacji obdarowujący też zyskuje, a odbiorca obdarza dobroczyńcę.

Niejednokrotnie jest tak, że my komuś dajemy z tego, co nam zbywa, a ten ktoś daje całego siebie, daje wszystko, co ma, choćby to był „tylko” uśmiech i wdzięczność. Podczas gdy my czasami pod przykrywką sztucznej dobroczynności ukrywamy nasze prawdziwe, nieraz paradoksalnie egoistyczne motywacje, biedni są nierzadko pozbawieni obłudy i hipokryzji. Ponadto jeśli nasza dobroczynność staje się zwykłą filantropią, nie ma w niej pobudek duchowych, grozi nam szybkie wypalenie.

W Ewangeliach spotykamy wielokrotnie słowa opisujące stan wielkiego wzruszenia Boga, np. „Gdy Jezus wysiadł, ujrzał wielki tłum. Zlitował się nad nimi, byli bowiem jak owce nie mające pasterza. I zaczął ich nauczać” (Mk 6,34); „A gdy był jeszcze daleko (syn marnotrawny), ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go” (Łk 15,20); „Pewien zaś Samarytanin, będąc w podróży, przechodził również obok niego. Gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko” (Łk 10,33)”, itd. Taki jest Bóg. Wychodzi naprzeciw najbardziej przegranym (miłosierny Ojciec), uzdalnia do prawdziwej miłości odrzuconych (Samarytanin), podczas gdy ci „doskonali” (kapłan i lewita) powodowani są tylko obowiązkiem. Ciągłe schodzenie... Człowiek pragnie się wznosić, Bóg zawsze schodzi, schyla się ku człowiekowi, jest Sługą i Niewolnikiem miłości.

Ciągle zatem trzeba nam uczyć się prawdziwej miłości, której głównym wyznacznikiem jest pokora, pokora i jeszcze raz pokora. Im większe po ludzku dzieła czynimy, tym więcej i więcej potrzeba nam pokory. Nie możemy też ulec fałszywemu obrazowi siebie, który karze nam widzieć w sobie wybawicieli innych, bo my więcej mamy, jesteśmy mądrzejsi, słowem – bogatsi duchowo czy materialnie od innych. Zobaczmy, jak zachował się Jezus podczas spotkania z Samarytanką. Nie przemówił do niej jak ktoś wielki, ale najpierw poprosił: „Daj Mi pić!” (J 4,7; kiedyś już o tej scenie sobie mówiliśmy). Innymi słowy: Jezus zniżył się, dotknął duchowego ubóstwa tej kobiety, poprosił, by obdarowała Go tym, co miała najcenniejszego w tym momencie, aby sam mógł obdarować ją nieskończenie hojniej.

Bł. papież Paweł VI nazwał ubogich sakramentami Kościoła. Często ponadto zdarza się, że to oni nas ewangelizują, gdyż wiele w nich najczystszego dobra, wdzięczności, piękna, itp. W związku z tym każde apostolstwo (także Kościół jako całość) musi być przeniknięte duchem pokory, musi być otwarte na tych, którym pomagamy.

W Kościele istnieje posługa nazywana kierownictwem duchowym, którą zajmują się kapłani, ale nierzadko podejmują się jej z wielkimi owocami także osoby świeckie (wybitny przykład – Jan Tyranowski, który prowadził duchowo młodego Karola Wojtyłę). Taka osoba winna sama być dojrzałą duchowo, sama musi przyjąć własne lęki i słabości, żeby prowadzić innych.

„Chodzi o to, byśmy poprzez całą tę naszą biedę powiedzieli Bogu „tak”, wbrew wszystkiemu” (s. 115) – do tego zachęca nas André Daigneault. Będąc żoną alkoholika, narkomanem, zmagając się z najgorszymi grzechami i słabościami – powiedzieć Bogu „tak”... Noc duchowa jest wielką okazją do oczyszczenia siebie z pychy, egoizmu, czci i honoru świeckiego; oczyszczenia motywacji z wszelkich nieprawidłowych motywacji.

Posłuchajmy ważnej wskazówki, jaką daje nam autor „Drogi niedoskonałości”: „Jezus nie leczy nas bowiem, zamykając nasze rany, ale je otwierając, aby miłość – poprzez słabość – mogła odtąd przez nie płynąć” (s. 120).

Niejaki ojciec Molinié posunął się podobno do stwierdzenia, że nawet w stanie grzechu śmiertelnego człowiek może przechodzić pierwsze (bierne) oczyszczenie. Popatrzmy: nawet stan duchowego dramatu, jakim jest brak łaski, może przyczynić się do odrodzenia. Nie jest to bynajmniej zachęta do grzeszenia, tym bardziej ciężko, ale ogromny zastrzyk nadziei, że nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być dobrze.

Jeśli wydaje nam się, że jesteśmy u kresu sił, to znakomicie... Przypomnijmy sobie Apostołów przed Pięćdziesiątnicą, Łazarza w grobie, itp. Z ich całkowitego ogołocenia: czy to fizycznego, czy duchowego, Bóg był w stanie wyprowadzić ogrom łaski.

Bardzo dotknęło mnie takie oto zdanie z naszej lektury: „Tajemnie marzymy o apostolacie, który mógłby nam zapewnić dobra wieczne, jednocześnie zapewniając sobie ziemskie zaszczyty i sukces, nawet religijny i kościelny” (s. 124). Ileż trzeba mieć w sobie pokory, jakąż drogę oczyszczenia motywacji z ukrytej pychy trzeba przejść, żeby dążyć ku Niebu z miłości do Pana Boga i drugiego człowieka, a nie pod płaszczykiem przeświadczenia: „ależ mi tam będzie w Niebie dobrze”. Nawet w perspektywie Nieba może dochodzić do głosu nasze „ego”...

Chciałbym dzisiaj zostawić siebie i Was z cytatem zdania kończącego 5 rozdział „Drogi niedoskonałości”: „Bóg zawsze wybiera to, „co niemocne, aby mocnych poniżyć”, i mówi nam, że niektóre prostytutki wejdą do królestwa niebieskiego przed ludźmi samowystarczalnymi, pokładającymi ufność w swojej własnej mądrości, a nie w krzyżu Jezusa Chrystusa” (s.128).


Przepraszam, że dzisiejsza minikonferencja jest dość obszerna, ale potraktujcie to jako wielkopostne umartwienie i ćwiczenie w cierpliwości :) Z Panem Bogiem i do poczytania już za tydzień.



PS Moje najnowsze teksty na Blasting News:

Czekasz na wiosnę i Wielkanoc? Pierwsza wiosna dawno przyszła, ale idą kolejne!, https://pl.blastingnews.com/felietony/2018/03/czekasz-na-wiosne-i-wielkanoc-pierwsza-wiosna-dawno-przyszla-ale-ida-kolejne-002402917.html;



To z kolei szansa do wielkopostnej jałmużny bez wydawania nawet grosza – wystarczy, że przeczytasz i udostępnisz. Tyle. Dzięki :)

sobota, 10 marca 2018

Wielki Post 2018 #4 Zstąpić w serce swojej biedy – droga Ducha (rozdział 3)

Jest to zejście, a nie wejście pod górę. On się nie wyniósł, lecz uniżył”

św. Atanazy


Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus i Maryja zawsze Dziewica!

Przed nami niezwykła Niedziela Wielkiego Postu; tak w ogóle wszystkie są wyjątkowe, ale ta jutrzejsza jest szczególna, co sygnalizuje również różowy kolor szat kapłańskich. To niedziela zwana Laetare (łac. radować się). Przy okazji napomknę, że po Wielkanocy, w wigilię Niedzieli Miłosierdzia Bożego ukaże się kolejny wpis na Radośniku.


Póki co przejdźmy do lektury 3 rozdziału naszej książki na Wielki Post: „Droga niedoskonałości. Świętość ubogich” André Daigneault.

Lubicie wąskie drogi? Przyznam, że czasami kojarzą mi się one z pewnymi niedogodnościami. Zauważmy jednak, że choć autostradą można jechać szybciej, to czasami okazuje się to bardzo niebezpieczne (brawura i te sprawy); łatwość podróżowania potrafi być bardzo złudna. Podobne bywa ze świętością. Do takiego porównania zachęca nas o. Bernard Bro, dominikanin, którego cytuje Daigneault. Otóż idąc tym tokiem rozumowania taką wąską drogą może okazać się ludzka słabość, lecz to ona paradoksalnie (słowo klucz naszej lektury) okazuje się bardzo często zbawienną drogą, podczas gdy czysto ludzkie „autostrady”, przejawy tylko ludzkiej siły, nieraz prowadzą na manowce. Warto zatem traktować swoją słabość jako największą siłę („Moc bowiem w słabości się doskonali” 2 Kor 12,8). To właśnie owa wąska droga jest drogą Ducha, która widnieje w tytule trzeciego rozdziału. To droga prowadząca do prawdziwej ewangelicznej radości (jak to ładnie współgra z jutrzejszą niedzielą :).




Pamiętacie Ewangelię czytaną w Pierwszą Niedzielę Wielkiego Postu? Była o kuszeniu Pana Jezusa. Jak się tak wgryziemy w ten tekst, to zauważymy, że propozycje diabła, które on składał Panu, były jakby zaproszeniem do poruszania się po „autostradzie”. Jeśli zrobisz to, to i to, łatwo zdobędziesz tłumy wielbicieli, bez większego wysiłku. Można powiedzieć, że wjedziesz na autostradę wypasioną bryką i generalnie będzie super, hiper, ekstra – zdawał się mówić szatan. Pan Jezus wybrał jednak uniżenie w miłości. Nie wybrał nawet „Fiata 126p”, ale poszedł uliczkami najwęższymi z węższych, żeby docierać do tych najbardziej pogubionych i poranionych.


Jak widać Pan Jezus mógł ulec pokusom: zrobienia czegoś pożytecznego, sensacyjnego i przynoszącego ziemską władzę na sposób, który proponował mu zły. On jednak zamiast wejścia na drabinę władzy, wybrał „zejście w ubóstwo dziecięcego serca” (s. 60 „Drogi niedoskonałości”).


Już w poprzednim rozdziale André Daigneault napomknął, że nierzadko to właśnie wielcy działacze i ewangelizatorzy, liderzy wspólnot, są szczególnie narażeni na jedną z najbardziej perfidnych i ohydnych pokus – wielką pokusę. Uleganie jej przejawia się w wynoszeniu się ponad innych, próżnej chwale, wykorzystywaniu siły i ludzkiej mocy, a nawet bogactwa w osiąganiu celów. Czy zatem wielkie inicjatywy są złe? Otóż jest wręcz przeciwnie! Takie działania są czymś wspaniałym, a wszystkim działaczom trzeba oddać należne honory, lecz chodzi o to, że takie osoby muszą toczyć nieraz wielką walkę duchową, aby nie ulec wspomnianym pokusom. Tylko schodząc z Panem Bogiem w głąb siebie z dziecięcą pokorą i ufnością, są w stanie dokonywać w Boże Imię naprawdę wielkich i autentycznych rzeczy.


Ciekawie o wielkiej pokusie pisze cytowany w „Drodze niedoskonałości” Jean Vanier: „A chrześcijanie bardzo często ukrywają pewne złe skłonności pod pozorami cnoty i tak zwanej walki o słuszną sprawę. Nie ma nic gorszego od tyranii pod płaszczykiem religijności” (s. 61).


Pamiętacie Szymona Maga? To pewien człowiek opisany w Biblii, który chciał za pieniądze kupić od Apostołów moc udzielania darów Ducha Świętego. Był przykładem człowieka często wykorzystującego religię dla własnych celów i podniesienia swojego prestiżu. Zachęcam gorąco do przeczytania Dz 8,9-24.


Herod Wielki to z kolei postać, która raczej kojarzy nam się ze świętami Bożego Narodzenia, a nie Wielkanocy (to ten Herod, który chciał zabić małego Jezusa). André Daigneault zestawia go właśnie z Osobą Pana Jezusa i zaznacza wyraźnie, jak bardzo różnili się oni choćby pod względem osobowości. Manipulacja i podporządkowywanie to te cechy, które często przejawiały się w działaniach Heroda. Za przykład może posłużyć jego stosunek do Jezusa – małego Mesjasza, magów i pomordowanych chłopców. Podczas gdy Herod to niemal uosobienie pychy, Jezusa wyróżniła doskonała pokora.


Niezależnie od tego, jaki mamy stosunek do Heroda (choć pewnie jednoznacznie negatywny) musimy uderzyć się w piersi i przyznać, że w naszym wnętrzu ciągle mocują się ze sobą pycha i pokora. Nieustannie musimy wybierać, kogo obieramy za naszego króla: Króla Miłości czy króla mocy? Jezusa czy Heroda? A kto jest moim królem...


Wróćmy jeszcze do sceny, która rozegrała się w raju. Co było powodem nieszczęścia pierwszych ludzi? Człowiek chciał się nieskończenie wywyższyć i być jak Bóg (zachęcam do wpisu, gdzie wyjaśnialiśmy sobie bogatą gamę pokus, zastosowaną przez węża w raju). Podobne motywy przyświecały budowniczym wieży Babel. A co zrobił Bóg? Jaką logikę nam zaproponował? On zrobił coś możliwie najbardziej odwrotnego: nieskończenie się uniżył, stał się człowiekiem. I znowu to samo – nie chodzi o drogę do góry, ale w dół, o czym sobie mówimy już od czterech sobót.


Szukanie prestiżu dotyka w pewnym stopniu każdego z nas, mnie i Ciebie; jest to pokusa, którą skażeni jesteśmy nie tylko jako jednostki, ale nawet na poziomie Kościoła Powszechnego. Jak ona się przejawia jeśli chodzi o Kościół jako całość? Choćby w tym, że nazbyt często widzimy sukces i istotę Kościoła w tym, co zewnętrzne: w złożoności hierarchii, w ilości zrealizowanych inicjatyw, a nawet politycznej sile. O co głównie chodzi? O image. Tymczasem to, co proponuje nam papież Franciszek jest właśnie ową drogą Ducha, której tyle miejsca poświęcił André Daigneault. Papież wskazuje najlepsze kierunki, którymi każdy z nas powinien iść. Wszystko powinno być czynione w miłości, prostocie, pokorze i ufności. Ewangeliczny image jest często totalnym przeciwieństwem image rozumianego w sensie tego świata. Jaki image miał Jezus, który umierał na krzyżu uznany za łotra i buntownika? Jaki image miał prześladowany Kościół pierwszych wieków i w czasach nieco nam bliższych? Warto się nad tym zastanowić...


Na koniec rozdziału trzeciego Daigneault raz jeszcze ukazuje Boga, który zstępuje. Wyznacza też kierunek, jakim zawsze winny podążać wszyscy, którzy dokonują jakichkolwiek reform w Kościele. I znowu jest to wypisz wymaluj jakby wyjęte z nauczania papieża Franciszka. Otóż wszelakie reformy muszą poszukiwać, opierać się na Bogu pokory, nie Bogu siły. To zadanie dla papieża, biskupów i kapłanów, ale także dla mnie i dla Ciebie. Zadanie nie na jutro, ale już teraz, bo teraz realizuje się nasza świętość.




Przed nami jeszcze trzy spotkania z „Drogą niedoskonałości. Świętość ubogich” André Daigneault, w trzy kolejne soboty. Chociaż może ostatni, siódmy wpis, ukaże się przed Triduum Paschalnym (może w Wielką Środę), żebyśmy już w tym szczególnym czasie skupili się tylko i wyłącznie na tym, co najistotniejsze.


Pozdrawiam i życzę Wam wszystkiego dobrego. Z Panem Bogiem. Pa :)

PS Biblia i Historia na Blasting News:


Czy to on jest zamieszany w spór wokół nowelizacji ustawy o IPN? [wideo], https://pl.blastingnews.com/felietony/2018/03/czy-to-on-jest-zamieszany-w-spor-wokol-nowelizacji-ustawy-o-ipn-wideo-002370507.html;


Nie wierzysz w cuda? W Łodzi dzieje się ich wiele każdego miesiąca, https://pl.blastingnews.com/felietony/2018/02/nie-wierzysz-w-cuda-w-lodzi-dzieje-sie-ich-wiele-kazdego-miesiaca-wideo-002365341.html.

sobota, 3 marca 2018

Wielki Post 2018 #3 Zstąpić w serce swojej biedy – droga słabości (rozdział 2)

Nie możemy zrobić ani jednego kroku w stronę nieba. Kierunek pionowy jest zakazany. Ale jeśli wołamy z dołu, wówczas Bóg zstępuje i nas podnosi”

Simone Weil


Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus i Maryja zawsze Dziewica!

Jutro już Trzecia Niedziela Wielkiego Postu, a zatem to znak, że rozpoczynamy trzeci wpis z serii naszych minikonferencji wielkopostnych „Niedoskonałe minikonferencje”. Dzisiaj pochylimy się nad drugim rozdziałem książki „Droga niedoskonałości. Świętość ubogich” autorstwa André Daigneault. Serdecznie zapraszam!

Rozdział numer 2 rozpoczyna się bardzo cenną sugestią i przypomnieniem – autor przedstawił cytat z André Doze, gdzie jest mowa o zjawisku zstępowania w życiu Pana Jezusa, bo przecież począwszy od Wcielenia aż do zstąpienia w śmierć i w głąb otchłani, Pan niemal cały czas doświadczał swego rodzaju upodlenia od ludzi. Droga Jezusa Boga-Człowieka była nieustannym schodzeniem: także ku ludzkiej nędzy, grzechowi, najróżniejszym biedom. Dalej autor cytuje Christiana Bobina, zdaniem którego „dla chrześcijańskiego życia mistycznego Najwyższy staje się „Najniższym”” (s. 37 „Drogi niedoskonałości”). Może to nic odkrywczego, ale jakże często zapominamy, że naturalna mądrość najczęściej stoi w sprzeczności z prawdziwą pokorą (coś z gatunku Bożych paradoksów :). Nam bardzo często wydaje się, że na drodze do Nieba chodzi o zyskiwanie: dobrych uczynków, zasług, nieraz uznania od innych chrześcijan, itp. A tymczasem w tym wszystkim chodzi w pierwszej kolejności o tracenie: siebie, własnej woli, swoich słabości, grzechów – oddawanie tego wszystkiego Panu Jezusowi. Zachodzi tu perspektywa odwróconej drabiny, po której schodząc, wchodzimy do Nieba.

Na drodze wiary nigdy nie jesteśmy dostatecznie głęboko. Właśnie dochodzeniu do tej głębi szczególnie służy Wielki Post. Nie chodzi o grzeszenie, ale unicestwianie własnej woli i wchodzenie w taki stan, w którym całkowicie polegamy na Bogu, jesteśmy przed Nim duchowo nadzy i bezradni, pozbawieni już własnych „podpórek”. Czytamy: „Błogosławiona jest ta godzina naszej duchowej drogi, kiedy kolejno rozsypują się wszystkie nasze ludzkie podpórki” (s. 39).



Jezus został na ziemi ostatecznie przez bardzo wielu uznany za nic, bo jak inaczej można nazwać kogoś, kto umiera w tak hańbiący sposób jak na drzewie krzyża? Jan od Krzyża z kolei mówił: „Działanie prawdziwie Boże ma bowiem tę własność, że równocześnie uniża i podnosi duszę. Na tej drodze uniżać się znaczy podnosić się, a podnosić się znaczy uniżać się” (s. 40). Odnotujmy kolejny paradoks: Pan Jezus dotknął maksymalnego uniżenia na krzyżu, ale właśnie paradoksalnie będąc wywyższonym. „A jednak w tym upokorzeniu i w tej słabości Jezus ukazuje nam prawdziwe oblicze Boga, będące bezbronną wszechsłabością: „Kto Mnie widzi, widzi także i Ojca”” (s. 41).

„Zstąpił do piekieł, trzeciego dnia zmartwychwstał” – modlimy się często właśnie tymi słowami, ale czy dostrzegamy tutaj uniżenie Jezusa, że „zstąpił na samo dno, aż do piekieł” (s. 42)? Autor przestrzega czytelników, żeby strzegli się próżnej chwały, która bardzo raduje demona. Liczne cnoty połączone z pychą i próżnością mogą człowieka duchowo degradować, a nie podnosić.

Myślę, że dobrym kierunkiem wielkopostnej przemiany będzie dążenie do rozbicia własnego obrazu, o czym pisze André Daigneault. Znaczy to między innymi, że trzeba wreszcie przestać udawać. Jezus nie udawał Człowieka – On nim był. To może być bolesne, ale jednocześnie bardzo uzdrawiające. W Wielkim Poście warto też utracić swoje złudzenia. Często bowiem łudzimy się co do wielu spraw, choćby co do swojej rzekomej cudowności i doskonałości. Tymczasem należy uznać swoją słabość i bezradność, i zawołać za psalmistą: „Zmęczyłem się krzykiem i ochrypło mi gardło” (Ps 69[68],4).

Gdy już rozbijemy własny obraz i utracimy złudzenia przychodzi odczucie bólu. Wynika on z tego, że uświadamiamy sobie bezowocność naszych wysiłków, które zrodziły jedynie pychę. Możemy wówczas doświadczyć stanu walki wewnętrznej: między rozpaczą i nadzieją. Wtedy istnieje tylko jedna rada: upaść na kolana i być jak dziecko.

W konsekwencji wchodzimy na drogę, która jest otwarta dla poranionych, ale zamknięta dla „sprawiedliwych” i „doskonałych”.

Często okazuje się, że prawdziwą przeszkodą na drodze słabości prowadzącej ku Niebu jest pycha, egoizm, własne „ja”. Naprawdę jest wielką sztuką wyzbycie się własnego „ja”, unicestwienie go i przylgnięcie jedynie do Boga. Czytamy: „Nie ma powodu do rozpaczy. Ale rozpacz natury, sprowadzająca się do tego, że już niczego nie oczekujemy od siebie i mamy nadzieję tylko w Bogu, jest właśnie tym, czego chce Bóg” (s. 47). Co ciekawe, im człowiek więcej działa dla Królestwa Bożego, im więcej, tak czysto po ludzku patrząc, organizuje, nadzoruje, pomaga, tym nieraz trudniej wyzbyć mu się fałszywego „ja”. Okazuje się, że nierzadko zdecydowanie łatwiej to przychodzi mnichom i mniszkom. Nie oznacza to oczywiście, że nie trzeba działać na chwałę Bożą. Otóż trzeba! Jednak to nie my działamy, ale przez nas i w nas działa Bóg. Jeśli tego nie zrozumiemy pozostaniemy tylko pysznymi i próżnymi działaczami, którzy mogą nawet nie mieć wiele wspólnego z autentyczną miłością Boga i bliźniego.

W ramach przerywnika chętnych zapraszam do obejrzenia krótkiego filmiku o. Adama Szustaka. Jak wiemy jest on wielkim działaczem na chwałę Bożą, ma tysiące fanów. Zdecydował się jednak nakręcić poniższy filmik. Początkowo wydawał mi się on nieco nie na miejscu, ale jak się tak głębiej wgryzłem zauważyłem, że ma on szalenie ważny przekaz: o. Adam w mocny sposób oczyścił własne „ja”, unicestwił je. Nie chodzi o to, że kiedykolwiek grzeszył pychą czy próżnością ze względu na swoją popularność, lecz tym filmikiem dobitnie dał do zrozumienia, że w ostateczności tylko Pan Bóg się liczy. O. Szustak oczywiście bardzo szanuje i lubi swoich fanów i jak mało kto z oddaniem prowadzi ich ku Panu (możecie mi wierzyć, bo często oglądam jego filmiki :). Wyraził jednak z całą mocą, że nie robi tego dla poklasku czy własnej chwały, ale zależy mu na Panu Bogu. Heroizm...





Paradoksalnie zejście w głąb prawdziwej świętości opartej na pokorze dokonuje się nierzadko w trakcie duchowej nocy, kiedy zdaje się, że nie ma już nic, jedynie światło Ducha Świętego, które odsłania całą prawdę o człowieku; jest to wielce uzdrawiające z naszego wygórowanego i często próżnego „ja”, ze skażenia egoizmem. Bóg nie chce przez to maksymalnie zdołować człowieka, ale mówi mu, że jesteś dla Mnie wszystkim.

Co w tym wszystkim jest najbardziej uzdrawiające? Uzdrawiające jest przekonanie, że „im głębiej schodzimy w noc, tym wyraźniej widzimy, że nie ma różnicy między nami a najgorszym z grzeszników, gdyż mamy w sobie te same skłonności do zła” (s. 49).

Św. Maksymilian Maria Kolbe wyznał, że „gdy już wszystkie środki zawiodły, gdy uznano, żem stracony i przełożeni uznali, żem do niczego, wówczas Niepokalana wzięła w ręce to narzędzie, które nadawało się tylko na szmelc” (s. 50).

Bł. papież Paweł VI powiedział kiedyś w odniesieniu do ubogich i odrzuconych przez świat: są oni „biednymi, poranionymi barankami, które zbawiają świat nic o tym nie wiedząc” (s. 52). W jakiś tajemniczy sposób łączą się z Męką Pana Jezusa – Baranka, który przeszedł przez kulminację odrzucenia i poniżenia, który modlił się na krzyżu cytując psalm 22(21),2: „Boże mój, czemuś Mnie opuścił” (Mk 15,34).

Zdaniem André Daigneault prawdziwa droga świętości jest wąską bramą. Można przez nią przejść tylko wówczas, gdy jest się biednym, słabym i poranionym; jest to droga schodzenia w głębiny utrapienia i swoich ran. Odsyłam też do tekstu, w którym kiedyś w ramach Bożych paradoksów mówiliśmy sobie o ciasnej bramie.

Na czym polega prawdziwa wielkość człowieka? Autor „Drogi niedoskonałości” odpowiada: „W królestwie Bożym prawem wielkości jest prawo małości, zaakceptowanej słabości” (s. 53). Prawda, że rewolucyjne sformułowanie?

André Daigneault, kontynuując tę myśl, poświęcił też trochę miejsca kwestii, która streszcza się w słowach: „Zewnętrzny sukces nigdy nie jest rękojmią płodnego apostolatu” (s. 54). Trzeba być ostrożnym w czysto ludzkim patrzeniu na wszelkie dzieła, także te apostolskie. Nie zawsze spektakularne sukcesy są tym, co naprawdę zbliża do Boga. Czasami pozorne pasmo niepowodzeń może być prawdziwie Bożym działaniem. Czasem autentyczne nawrócenie jednej osoby może znaczyć więcej niż setki tysięcy „nawróconych” fanów. Daj Boże oczywiście jak największe owoce działań, ale trzeba pamiętać, że „nie tak jak człowiek, widzi Bóg” (par. 1 Sm 16,7).

Kojarzymy zapewne św. Jana Marię Vianneya, proboszcza Ars. Po ludzku nie był kimś wyjątkowym: niespecjalnie wykształcony, proboszcz maleńkiej parafii; słowem: nic wielkiego. Tymczasem pewien intelektualista zapytany, co widział w Ars, powiedział: „No cóż! Widziałem Boga w człowieku” (s. 55). Nie trzeba tego komentować...



Zakończmy nasze dzisiejsze spotkanie słowami, którymi André Daigneault kończy rozdział drugi swojej książki: „Rozwiązaniem dla obecnej dechrystianizacji nie są nasze środki i nasze sposoby widzenia pracy duszpasterskiej, ale Boża mądrość, często będąca szaleństwem dla rozumnego człowieka” (s. 56).

Dzięki wielkie za dzisiaj! Jeśli tylko macie ochotę i czas, zapraszam do poprzednich wpisów z wielkopostnej serii „Niedoskonałe minikonferencje”, kto jeszcze nie czytał. Jeśli uważacie, że ktoś może wynieść coś sensownego z tych naszych spotkań, udostępnijcie. Nie o mnie tu chodzi czy o bloga, ale może Duch Święty mógłby tymi tekstami się posłużyć, bo wierzę, że powstają one z Jego inspiracji.

Z Panem Bogiem! Za tydzień nasze spotkanie #4.

PS PS Moje najnowsze teksty na Blasting News:
Czy to on jest zamieszany w spór wokół nowelizacji ustawy o IPN? [wideo], https://pl.blastingnews.com/felietony/2018/03/czy-to-on-jest-zamieszany-w-spor-wokol-nowelizacji-ustawy-o-ipn-wideo-002370507.html;
Nie wierzysz w cuda? W Łodzi dzieje się ich wiele każdego miesiąca [wideo], https://pl.blastingnews.com/felietony/2018/02/nie-wierzysz-w-cuda-w-lodzi-dzieje-sie-ich-wiele-kazdego-miesiaca-wideo-002365341.html.