sobota, 3 marca 2018

Wielki Post 2018 #3 Zstąpić w serce swojej biedy – droga słabości (rozdział 2)

Nie możemy zrobić ani jednego kroku w stronę nieba. Kierunek pionowy jest zakazany. Ale jeśli wołamy z dołu, wówczas Bóg zstępuje i nas podnosi”

Simone Weil


Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus i Maryja zawsze Dziewica!

Jutro już Trzecia Niedziela Wielkiego Postu, a zatem to znak, że rozpoczynamy trzeci wpis z serii naszych minikonferencji wielkopostnych „Niedoskonałe minikonferencje”. Dzisiaj pochylimy się nad drugim rozdziałem książki „Droga niedoskonałości. Świętość ubogich” autorstwa André Daigneault. Serdecznie zapraszam!

Rozdział numer 2 rozpoczyna się bardzo cenną sugestią i przypomnieniem – autor przedstawił cytat z André Doze, gdzie jest mowa o zjawisku zstępowania w życiu Pana Jezusa, bo przecież począwszy od Wcielenia aż do zstąpienia w śmierć i w głąb otchłani, Pan niemal cały czas doświadczał swego rodzaju upodlenia od ludzi. Droga Jezusa Boga-Człowieka była nieustannym schodzeniem: także ku ludzkiej nędzy, grzechowi, najróżniejszym biedom. Dalej autor cytuje Christiana Bobina, zdaniem którego „dla chrześcijańskiego życia mistycznego Najwyższy staje się „Najniższym”” (s. 37 „Drogi niedoskonałości”). Może to nic odkrywczego, ale jakże często zapominamy, że naturalna mądrość najczęściej stoi w sprzeczności z prawdziwą pokorą (coś z gatunku Bożych paradoksów :). Nam bardzo często wydaje się, że na drodze do Nieba chodzi o zyskiwanie: dobrych uczynków, zasług, nieraz uznania od innych chrześcijan, itp. A tymczasem w tym wszystkim chodzi w pierwszej kolejności o tracenie: siebie, własnej woli, swoich słabości, grzechów – oddawanie tego wszystkiego Panu Jezusowi. Zachodzi tu perspektywa odwróconej drabiny, po której schodząc, wchodzimy do Nieba.

Na drodze wiary nigdy nie jesteśmy dostatecznie głęboko. Właśnie dochodzeniu do tej głębi szczególnie służy Wielki Post. Nie chodzi o grzeszenie, ale unicestwianie własnej woli i wchodzenie w taki stan, w którym całkowicie polegamy na Bogu, jesteśmy przed Nim duchowo nadzy i bezradni, pozbawieni już własnych „podpórek”. Czytamy: „Błogosławiona jest ta godzina naszej duchowej drogi, kiedy kolejno rozsypują się wszystkie nasze ludzkie podpórki” (s. 39).



Jezus został na ziemi ostatecznie przez bardzo wielu uznany za nic, bo jak inaczej można nazwać kogoś, kto umiera w tak hańbiący sposób jak na drzewie krzyża? Jan od Krzyża z kolei mówił: „Działanie prawdziwie Boże ma bowiem tę własność, że równocześnie uniża i podnosi duszę. Na tej drodze uniżać się znaczy podnosić się, a podnosić się znaczy uniżać się” (s. 40). Odnotujmy kolejny paradoks: Pan Jezus dotknął maksymalnego uniżenia na krzyżu, ale właśnie paradoksalnie będąc wywyższonym. „A jednak w tym upokorzeniu i w tej słabości Jezus ukazuje nam prawdziwe oblicze Boga, będące bezbronną wszechsłabością: „Kto Mnie widzi, widzi także i Ojca”” (s. 41).

„Zstąpił do piekieł, trzeciego dnia zmartwychwstał” – modlimy się często właśnie tymi słowami, ale czy dostrzegamy tutaj uniżenie Jezusa, że „zstąpił na samo dno, aż do piekieł” (s. 42)? Autor przestrzega czytelników, żeby strzegli się próżnej chwały, która bardzo raduje demona. Liczne cnoty połączone z pychą i próżnością mogą człowieka duchowo degradować, a nie podnosić.

Myślę, że dobrym kierunkiem wielkopostnej przemiany będzie dążenie do rozbicia własnego obrazu, o czym pisze André Daigneault. Znaczy to między innymi, że trzeba wreszcie przestać udawać. Jezus nie udawał Człowieka – On nim był. To może być bolesne, ale jednocześnie bardzo uzdrawiające. W Wielkim Poście warto też utracić swoje złudzenia. Często bowiem łudzimy się co do wielu spraw, choćby co do swojej rzekomej cudowności i doskonałości. Tymczasem należy uznać swoją słabość i bezradność, i zawołać za psalmistą: „Zmęczyłem się krzykiem i ochrypło mi gardło” (Ps 69[68],4).

Gdy już rozbijemy własny obraz i utracimy złudzenia przychodzi odczucie bólu. Wynika on z tego, że uświadamiamy sobie bezowocność naszych wysiłków, które zrodziły jedynie pychę. Możemy wówczas doświadczyć stanu walki wewnętrznej: między rozpaczą i nadzieją. Wtedy istnieje tylko jedna rada: upaść na kolana i być jak dziecko.

W konsekwencji wchodzimy na drogę, która jest otwarta dla poranionych, ale zamknięta dla „sprawiedliwych” i „doskonałych”.

Często okazuje się, że prawdziwą przeszkodą na drodze słabości prowadzącej ku Niebu jest pycha, egoizm, własne „ja”. Naprawdę jest wielką sztuką wyzbycie się własnego „ja”, unicestwienie go i przylgnięcie jedynie do Boga. Czytamy: „Nie ma powodu do rozpaczy. Ale rozpacz natury, sprowadzająca się do tego, że już niczego nie oczekujemy od siebie i mamy nadzieję tylko w Bogu, jest właśnie tym, czego chce Bóg” (s. 47). Co ciekawe, im człowiek więcej działa dla Królestwa Bożego, im więcej, tak czysto po ludzku patrząc, organizuje, nadzoruje, pomaga, tym nieraz trudniej wyzbyć mu się fałszywego „ja”. Okazuje się, że nierzadko zdecydowanie łatwiej to przychodzi mnichom i mniszkom. Nie oznacza to oczywiście, że nie trzeba działać na chwałę Bożą. Otóż trzeba! Jednak to nie my działamy, ale przez nas i w nas działa Bóg. Jeśli tego nie zrozumiemy pozostaniemy tylko pysznymi i próżnymi działaczami, którzy mogą nawet nie mieć wiele wspólnego z autentyczną miłością Boga i bliźniego.

W ramach przerywnika chętnych zapraszam do obejrzenia krótkiego filmiku o. Adama Szustaka. Jak wiemy jest on wielkim działaczem na chwałę Bożą, ma tysiące fanów. Zdecydował się jednak nakręcić poniższy filmik. Początkowo wydawał mi się on nieco nie na miejscu, ale jak się tak głębiej wgryzłem zauważyłem, że ma on szalenie ważny przekaz: o. Adam w mocny sposób oczyścił własne „ja”, unicestwił je. Nie chodzi o to, że kiedykolwiek grzeszył pychą czy próżnością ze względu na swoją popularność, lecz tym filmikiem dobitnie dał do zrozumienia, że w ostateczności tylko Pan Bóg się liczy. O. Szustak oczywiście bardzo szanuje i lubi swoich fanów i jak mało kto z oddaniem prowadzi ich ku Panu (możecie mi wierzyć, bo często oglądam jego filmiki :). Wyraził jednak z całą mocą, że nie robi tego dla poklasku czy własnej chwały, ale zależy mu na Panu Bogu. Heroizm...





Paradoksalnie zejście w głąb prawdziwej świętości opartej na pokorze dokonuje się nierzadko w trakcie duchowej nocy, kiedy zdaje się, że nie ma już nic, jedynie światło Ducha Świętego, które odsłania całą prawdę o człowieku; jest to wielce uzdrawiające z naszego wygórowanego i często próżnego „ja”, ze skażenia egoizmem. Bóg nie chce przez to maksymalnie zdołować człowieka, ale mówi mu, że jesteś dla Mnie wszystkim.

Co w tym wszystkim jest najbardziej uzdrawiające? Uzdrawiające jest przekonanie, że „im głębiej schodzimy w noc, tym wyraźniej widzimy, że nie ma różnicy między nami a najgorszym z grzeszników, gdyż mamy w sobie te same skłonności do zła” (s. 49).

Św. Maksymilian Maria Kolbe wyznał, że „gdy już wszystkie środki zawiodły, gdy uznano, żem stracony i przełożeni uznali, żem do niczego, wówczas Niepokalana wzięła w ręce to narzędzie, które nadawało się tylko na szmelc” (s. 50).

Bł. papież Paweł VI powiedział kiedyś w odniesieniu do ubogich i odrzuconych przez świat: są oni „biednymi, poranionymi barankami, które zbawiają świat nic o tym nie wiedząc” (s. 52). W jakiś tajemniczy sposób łączą się z Męką Pana Jezusa – Baranka, który przeszedł przez kulminację odrzucenia i poniżenia, który modlił się na krzyżu cytując psalm 22(21),2: „Boże mój, czemuś Mnie opuścił” (Mk 15,34).

Zdaniem André Daigneault prawdziwa droga świętości jest wąską bramą. Można przez nią przejść tylko wówczas, gdy jest się biednym, słabym i poranionym; jest to droga schodzenia w głębiny utrapienia i swoich ran. Odsyłam też do tekstu, w którym kiedyś w ramach Bożych paradoksów mówiliśmy sobie o ciasnej bramie.

Na czym polega prawdziwa wielkość człowieka? Autor „Drogi niedoskonałości” odpowiada: „W królestwie Bożym prawem wielkości jest prawo małości, zaakceptowanej słabości” (s. 53). Prawda, że rewolucyjne sformułowanie?

André Daigneault, kontynuując tę myśl, poświęcił też trochę miejsca kwestii, która streszcza się w słowach: „Zewnętrzny sukces nigdy nie jest rękojmią płodnego apostolatu” (s. 54). Trzeba być ostrożnym w czysto ludzkim patrzeniu na wszelkie dzieła, także te apostolskie. Nie zawsze spektakularne sukcesy są tym, co naprawdę zbliża do Boga. Czasami pozorne pasmo niepowodzeń może być prawdziwie Bożym działaniem. Czasem autentyczne nawrócenie jednej osoby może znaczyć więcej niż setki tysięcy „nawróconych” fanów. Daj Boże oczywiście jak największe owoce działań, ale trzeba pamiętać, że „nie tak jak człowiek, widzi Bóg” (par. 1 Sm 16,7).

Kojarzymy zapewne św. Jana Marię Vianneya, proboszcza Ars. Po ludzku nie był kimś wyjątkowym: niespecjalnie wykształcony, proboszcz maleńkiej parafii; słowem: nic wielkiego. Tymczasem pewien intelektualista zapytany, co widział w Ars, powiedział: „No cóż! Widziałem Boga w człowieku” (s. 55). Nie trzeba tego komentować...



Zakończmy nasze dzisiejsze spotkanie słowami, którymi André Daigneault kończy rozdział drugi swojej książki: „Rozwiązaniem dla obecnej dechrystianizacji nie są nasze środki i nasze sposoby widzenia pracy duszpasterskiej, ale Boża mądrość, często będąca szaleństwem dla rozumnego człowieka” (s. 56).

Dzięki wielkie za dzisiaj! Jeśli tylko macie ochotę i czas, zapraszam do poprzednich wpisów z wielkopostnej serii „Niedoskonałe minikonferencje”, kto jeszcze nie czytał. Jeśli uważacie, że ktoś może wynieść coś sensownego z tych naszych spotkań, udostępnijcie. Nie o mnie tu chodzi czy o bloga, ale może Duch Święty mógłby tymi tekstami się posłużyć, bo wierzę, że powstają one z Jego inspiracji.

Z Panem Bogiem! Za tydzień nasze spotkanie #4.

PS PS Moje najnowsze teksty na Blasting News:
Czy to on jest zamieszany w spór wokół nowelizacji ustawy o IPN? [wideo], https://pl.blastingnews.com/felietony/2018/03/czy-to-on-jest-zamieszany-w-spor-wokol-nowelizacji-ustawy-o-ipn-wideo-002370507.html;
Nie wierzysz w cuda? W Łodzi dzieje się ich wiele każdego miesiąca [wideo], https://pl.blastingnews.com/felietony/2018/02/nie-wierzysz-w-cuda-w-lodzi-dzieje-sie-ich-wiele-kazdego-miesiaca-wideo-002365341.html.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz