sobota, 24 lutego 2018

Wielki Post 2018 #2 Zstąpić w serce swojej biedy – droga siły (rozdział 1)

 Aby zyskać Boga, wpierw trzeba wszystko utracić. Droga duszy jest drogą wiodącą w dół”

Divo Barsotti


Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus i Maryja zawsze Dziewica!

Kontynuujemy naszą lekturę wielkopostną, a właściwie zaczynamy na dobre, jeśli nie liczyć wprowadzenia sprzed tygodnia. Tą lekturą jest jak wiemy „Droga niedoskonałości. Świętość ubogich” André Daigneault. Zapraszam, kto jeszcze tego nie uczynił, do zapoznania się z wpisem nr 1 tych „Niedoskonałych minikonferencji” oraz niespodzianką. Bez zbędnej zwłoki przejdźmy do pierwszego rozdziału.


Autor „Drogi niedoskonałości” przytoczył we wstępie do premierowego rozdziału fragment tekstu francuskiego pisarza katolickiego Léona Bloy. Chciałbym podkreślić szczególnie jedno, końcowe zdanie: „Do Raju nie wchodzi się jutro ani pojutrze, ani za dziesięć lat: wchodzi się tam dzisiaj, kiedy jest się biednym i ukrzyżowanym” (s. 24 „Droga niedoskonałości”). Myślę, że to bardzo ważne słowa. Mamy czasem taką pokusę, żeby odkładać zbawienie na później i to nie tylko chodzi o lekceważenie sprawy. Zdarza się i tak, że czujemy się dzisiaj tacy niegodni i nie za bardzo mamy motywację, żeby iść do przodu. Tymczasem świętość dzieje się już dzisiaj. Ona wydarza się tu i teraz. Tak zwanych duchowych perfekcjonistów przeraża nieraz wizja zbawienia, do którego w swojej opinii, nieraz nazbyt surowej, ciągle nie dorastają. Zrażają się tym, ile ich jeszcze pracy czeka, nim staną się doskonali i zasłużą wreszcie na Niebo.

W tym kontekście bardzo podoba mi się też krótkie rozważanie o. Adama Szustaka OP, który w jednym ze swoich filmików z serii „SzustaRano” na bazie pewnego cytatu zachęcał do tego, żeby do świętości podchodzić w następujący sposób: dzisiaj postaraj się być choć trochę lepszy niż wczoraj. Analogiczne podejście w kontekście skakania na nartach prezentują nasi skoczkowie, szczególnie Kamil Stoch, który powtarza, że nie myśli o końcowym sukcesie, ale skupia się na każdym konkretnym skoku. Może czasami zamiast dumać o Niebie, lepiej zastanowić się jak tu i teraz konkretnie zbliżyć się do niego.

Wspomniany wcześniej Léon Bloy napisał też: „Wszyscy mamy do zrobienia na tym świecie tylko jedno – zostać świętymi, a do tego trzeba wiele wycierpieć”. Bardzo często w naszym odczuciu świętość kojarzy się ze wspinaczką; osiąganiem coraz wyższych stopni doskonałości. W zasadzie wszystko jest w porządku z takim patrzeniem na te kwestie, lecz paradoksalnie kryje się tu poważna pułapka. Może się bowiem okazać, że wspinając się na owe poziomy rzekomej doskonałości wcale nie wdrapiemy się do Nieba, ale na wyimaginowaną górę samouwielbienia i pychy. Jeśli w tym procesie będziemy bazować tylko na ludzkich cnotach i „zasługach”, znajdziemy się na drodze dokładnie przeciwnej tej, do której zachęca Pan Jezus w Ewangelii.

Dobrze to wszystko oddaje scena spotkania Jezusa z Zacheuszem (w innym kontekście mówiliśmy sobie o niej w czasie naszych adwentowych spotkań, pamiętacie :). Pan mówi do celnika: „Zejdź prędko” (Łk 19,5). Zdaje się przez to zachęcać: „Uniż się, zstąp w serce swojej biedy, abym ja mógł swoją mocą cię wywyższyć” (por. Łk 14,11, gdzie jest mowa o uniżaniu i wywyższaniu). Takie właśnie uniżenie stało się udziałem celnika z przypowieści o celniku i faryzeuszu (por. Łk 18,9-14). Zachęcam teraz do przeczytania tej perykopy biblijnej. Tam właśnie najlepiej widać jak ścierają się ze sobą ludzka droga doskonałości (faryzeusz) i Boska droga niedoskonałości (celnik).



Aby zyskać Boga, wpierw trzeba wszystko utracić...

Z kolei św. Paweł pisał do Filipian: „wszystko uznaję za stratę ze względu na najwyższą wartość poznania Chrystusa Jezusa, Pana mojego. Dla Niego wyzułem się ze wszystkiego i uznaję to za śmieci, bylebym pozyskał Chrystusa i znalazł się w Nim – nie mając mojej sprawiedliwości, pochodzącej z Prawa, lecz Bożą sprawiedliwość, otrzymaną przez wiarę w Chrystusa, sprawiedliwość pochodzącą od Boga, opartą na wierze” (Flp 3,8-9). To też wiele mówi, prawda?

W czasach św. Pawła wielu mniemało właśnie, że aby dostąpić zbawienia trzeba gorliwie wypełniać przepisy Prawa. Niektórzy nawet z samym Prawem wiązali moc zbawczą. Tymczasem Apostoł Narodów przy każdej okazji dawał do zrozumienia, że to tak naprawdę nie o samo Prawo chodzi, lecz Boga, który zaprasza do wstąpienia na drogę pokory i uznania swojej grzeszności, aby z Jego pomocą osiągnąć Niebo. Nie ma innej drogi, co św. Paweł podkreślił choćby w bardzo mocnych słowach: „Ale gdybyśmy nawet my lub anioł z nieba głosił wam Ewangelię różną od tej, którą wam głosiliśmy – niech będzie przeklęty!” (Ga 1,8).

„Zejść, aby się wspiąć” – oto jest jedna z głównych myśli tego rozdziału oraz całej książki, którą wspólnie czytamy. Z całą mocą podkreśla to zakończenie przypowieści o celniku i faryzeuszu: „Powiadam wam: Ten (celnik) odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten (faryzeusz). Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony” (Łk 18,14) – to jest właśnie istota ewangelicznej drogi niedoskonałości, która stoi w zdecydowanej sprzeczności z pojmowanym po ludzku syndromem doskonałości, na który cierpiał faryzeusz.



„Droga duszy jest drogą wiodącą w dół...”

Dodajmy jeszcze, na co również zwraca uwagę André Daigneault, że przywiązanie do nieskazitelności na mocy skrupulatnego wypełniania Prawa może wynikać z chęci zabezpieczenia się. Innymi słowy: im więcej poszczę, modlę się i spełniam dzieł miłosierdzia, tym bardziej jestem „święty” i zasługuję na Niebo. Mniej grozi mi piekło, jak tym, którzy są mniej „święci”. Jednakże świętość to nie matematyka, tam nie zawsze 2+2=4; tam może się zdarzyć, że będąc po ludzku kompletnym zerem, można być paradoksalnie bliżej Nieba, niż ci „stuprocentowi” chrześcijanie. Ewangelia to świat paradoksów, świat na wspak, pamiętacie? Nie chodzi tu o minimalizm, ale właściwe pojęcie o tym, że zbawienie jest łaską, darem i to nie my osiągamy Niebo, ale Jezus uzdalnia nas, by miłością odpowiedzieć na Jego Miłość i wszystko czynić z miłości, a nie ze względu na Prawo. Wtedy nie pościmy i modlimy się dla szpanu, poczucia bezpieczeństwa czy ukrycia braku zaufania do Stwórcy, ale z miłości do Pana Boga i bliźnich. I o to chodzi.

Doskonale to wyraził autor „Drogi niedoskonałości”: „rana faryzeusza polega na tym, iż zabiega on o wielkość i władzę, aby zrekompensować brak zaufania do Boga i brak poczucia bezpieczeństwa, które stale każą mu szukać pierwszych miejsc przy ludziach wpływowych i pełniących władzę” (s. 33).

Idąc dalej tym tropem myślowym zerknijmy na cytat z książki Scotta Pecka, które przytoczył André Daigneault. Ukazują one ducha faryzejskiego: „Słowa „obraz”, „pozór” i „zewnętrznie” są kluczowe dla zrozumienia faryzeuszy” (s. 34 „Droga niedoskonałości). Trudno się z tym nie zgodzić.

Wreszcie dochodzimy do recepty na świętość, bardzo prostej, a o której bardzo łatwo zapomnieć, nawet w ferworze wielkopostnych postanowień i szczytnych nawet inicjatyw podejmowanych szczególnie w tym okresie. Spróbujmy wyłuskać ową receptę z kolejnego cytatu: „Największą przeszkodą dla świętości jest pycha duchowa i pewnego rodzaju faryzeizm. Niektóre osoby nigdy nie chcą uznać w sobie najmniejszego śladu słabości” (s. 34). Jaka jest zatem owa recepta? Bardzo prosta: uznać swoją słabość. Parafrazując św. Pawła można powiedzieć: świętość w słabości się doskonali (por. 2 Kor 12,9). Odważę się nawet zaryzykować stwierdzenie: dopóki w jakimkolwiek stopniu własne uświęcenie przypisujesz swojej doskonałości lub zasługom, dopóty nie możesz zostać świętym, bo święty to jest ktoś kto całkowicie polega na Bogu. Nie znaczy to, że nie mamy się starać. Mamy i temu służy szczególnie Wielki Post, ale wszystko co nam się udaje dobrego uczynić nie jest ŻADNĄ naszą zasługą, ale łaską Pana Boga. Dopóki tego nie zrozumiemy, zawsze będziemy narażeni na pewną dozę faryzeizmu.

Chciałbym zakończyć dzisiejsze rozważania cytatem wieńczącym pierwszy rozdział książki André Daigneault. Niech te słowa będą podsumowaniem i puentą: „Nie ma innej drogi oprócz małej drogi zstępowania w słabość; ta droga pozwoli nam odkryć naszą biedę jako drogocenną perłę, dla której warto sprzedać wszystkie bogactwa, byleby wejść w jej posiadanie” (s. 35).

Obejrzyjcie sobie jeszcze poniższy filmik o tym, jak pewien człowiek uznał swoją niesłychanie wielką słabość, co stało się jego drogocenną perłą. Taki jest Bóg.



Dzięki serdeczne za dzisiejsze spotkanie. Od razu zapraszam już za tydzień. Jeśli znasz kogoś, komu tego typu teksty mogłyby się przydać podeślij je. Każdy z nas może wynieść wiele dobrego z książki André Daigneault, ale może jest ktoś koło Ciebie, kto szczególnie potrzebuje takich treści; ktoś, kto może już dawno zwątpił, że z bagna, w którym się znajduje, może dostać się do Nieba. Ta książka naprawdę przynosi pokrzepienie i koi duchowe rany.

Wierzę, że nie zrażacie się stosunkowo dużą liczbą cytatów. Chcę, żeby to Duch Święty przez André Daigneault i jego książkę nas prowadził, więc często ograniczam się jedynie do słowa, kilku (no może kilkunastu ;) słów komentarza. Niech autor tej znakomitej książki będzie naszym przewodnikiem duchowym szczególnie w tym Wielkim Poście.

Bądźcie zdrowi i liczę na kolejne miłe spotkanie już za tydzień :)

Z Panem Bogiem.



PS. Biblia i Historia na Blasting News: Nie wierzysz w cuda? W Łodzi dzieje się ich wiele każdego miesiąca [wideo], https://pl.blastingnews.com/felietony/2018/02/nie-wierzysz-w-cuda-w-lodzi-dzieje-sie-ich-wiele-kazdego-miesiaca-wideo-002365341.html.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz