sobota, 28 listopada 2020

#20 Boży paradoks Mt 4, 5-7


Podejście do wiary, które może zniszczyć


Od czasu do czasu słyszy się, że w Biblii nawet najmniejszy przecinek nie jest postawiony bezpodstawnie. To jest oczywiście prawda. O tym jak czytać Biblię, można poczytać m.in. w serii Mitołamacz >>>. Tak czy inaczej chciałbym dziś napomknąć o pewnym podejściu do Słowa Bożego i wiary, które jest bardzo niebezpieczne. O tym, że to nie przelewki, świadczy dobitnie fakt, że sam diabeł wykorzystał tę metodę ferując swoje pokusy pod adresem Syna Bożego.

Pamiętamy, jak zły zabrał Jezusa na narożnik świątyni. Cóż za paradoks: nakłaniał Pana do rzucenia się w dół i to w majestacie Słów Boga! Diabeł powołał się na fragment psalmu 91, gdzie jest napisane: "swoim aniołom dał rozkaz o tobie, aby cię strzegli na wszystkich twych drogach. Na rękach będą cię nosili, abyś nie uraził swej stopy o kamień" (Ps 91,11-12). Wydawałoby się, że skoro diabeł wydobył fragment Biblii to jego polecenie musi być dobre. Nic bardziej mylnego! Chrystus zachował się w najlepszy możliwy sposób, nie szukał teologicznych dociekań prawdziwości bądź nie komunikatu diabła ani nie zgodził się bezmyślnie na jego propozycję, ale odpowiedział Słowem na Słowo. Zaczerpnął odpowiedź z Pwt 6,16: "Nie będziecie wystawiali na próbę Pana, Boga waszego, jak wystawialiście Go na próbę w Massa".

fot. Sammy-Williams, Pixabay.com

Czego nas uczy powyższa historia? Chociaż Słowo Boże zapisane w Piśmie Świętym jest w całości prawdziwe i nieomylne, nigdy nie wolno wyrywkowo posługiwać się jego fragmentami, szczególnie ze złą intencją zaszkodzenia komuś. W tę pułapkę mogą wpaść szczególnie ci, którzy zbyt kazuistycznie i sztywno podchodzą do słów Biblii, bez zrozumienia danego fragmentu w kontekście całego Objawienia. Jeśli jakiś fragment nas niepokoi zawsze warto skonfrontować go z innymi, żeby poznać jego właściwy sens. Bóg jest Sensem w całości, nie jest Bogiem wyrwanych z kontekstu cytatów.

Istnieje jednak druga strona medalu, która może okazać się równie niebezpieczna jak ta opisana powyżej. Wpaść w nią mogą ci, którzy nazbyt dowolnie podchodzą do fragmentu i stoją na granicy poważnej nadinterpretacji.

Pomimo istnienia między innymi dwóch wyżej ukazanych błędnych podejść do wiary trzeba także uważać, żeby nie wystraszyć się i nie popaść w następne skrajności. Na czym one mogłyby polegać? A no choćby na tym, że osoba w obawie przed zbyt dosłownym rozumieniem fragmentu boi się wykorzystać w praktyce wiary jakiś konkretny fragment, bo uważa, że w tym jest ukryte jakieś inne dno i pojedynczy cytat jest bez sensu. Otóż nie! Powinniśmy śmiało wykorzystywać cytaty, ale rozsądnie i ze zrozumieniem do nich podchodząc. Wówczas nawet jeden werset może być przydatny: nie trzeba od razu przewalać tomów opracować, żeby dobrać się do innych znaczeń (choć to też przynajmniej od czasu do czasu warto robić :).

A z kolei osoba, która boi się rzekomej nadinterpretacji, mimo że czuje w sercu natchnienie Ducha Świętego w kontekście jakiegoś fragmentu, woli zadowolić się utartymi, choćby nawet pięknymi, frazesami zamiast odważyć się i poddać pod osąd innych wiernych inne ujęcie, inne wyjaśnienie.

Chciałbym jeszcze wrzucić mały odnośnik do obecnej sytuacji pandemii na podstawie opowiadania o kuszeniu Chrystusa. W tym roku byliśmy już świadkami wielu sporów na temat tego czy my chrześcijanie mamy przestrzegać prawa państwowego choćby w dziedzinie obostrzeń, czy raczej zdjąć maseczki i zdać się jedynie na Boga. Czy można się zarazić przyjmując Komunię św. do ust, czy nie, itp. Nie udzielę tu jednoznacznej odpowiedzi, choć osobiście jestem zwolennikiem właśnie takiego trzeźwego podejścia, bez popadania w skrajności. To jasne, że bez zgody Boga nic nam się nie stanie, ale Bóg szanując naszą wolność dozwala nam też bazować na naturze, więc jeśli są jakieś środki zabezpieczające nas np. przed zarażeniem, to dlaczego z nich nie skorzystać? Oczywiście, wszystko z głową. Jeśli z kolei zawierzamy tylko ludzkim środkom bezpieczeństwa, to również lipa... Jezus przecież mógł się rzucić z narożnika powołując się na fragment Słowa, ale tego nie zrobił, żeby niepotrzebnie nie wystawiać Boga na próbę. Nie możemy oczywiście porównać skakania z dachu do przyjmowania Komunii. Do Komunii zawsze warto przystępować, zachowując środki bezpieczeństwa.

A pamiętacie historyjkę o człowieku, który w czasie powodzi siedział na dachu i nie pozwolił się zabrać na łódki, twierdząc, że liczy na Boga? A tymczasem to Bóg wysyłał mu te naturalne sposoby, żeby go uratować. W ogólnym zarysie przy trzeźwym podejściu scena kuszenia może nas wiele nauczyć także jak żyć w dobie pandemii.

Nie popadajmy zatem w skrajności, ale idźmy prostą drogą wyznaczoną przez Pana, a mamy akurat teraz ku temu doskonałą okazję, bo już lada moment rozpoczyna się Adwent. Oznacza to, że kończymy czwarty sezon na blogu Biblijny Raban. Bardzo serdecznie Wam dziękuję za obecność i proszę, abyśmy dalej mogli razem rabanować na rzecz Bożego Słowa. Zostawcie komentarz, podzielcie się tym z innymi. I do zobaczenia mam nadzieję już w przyszłym tygodniu na inaugurację sezonu nr 5. Pozdrawiam Was i do poczytania :)


Gdzie w moim życiu staram się kroczyć prostą drogą rozumienia Słowa, bez popadania w skrajności?

Zachęcam również do lektury chociażby poprzedniego "Bożego paradoksu" >>>.


Nie jestem biblistą i nie traktujcie proszę moich refleksji jako oficjalnej wykładni Kościoła, niemniej pragnę całym sercem i tak staram się czynić, aby moje przemyślenia wpisywały się w nauczanie Kościoła rzymskokatolickiego. Głęboko wierzę, że w rozważaniach pomaga i inspiruje Duch Święty.

Podzielcie się w komentarzach własnymi przemyśleniami.

wtorek, 24 listopada 2020

Proszę na Słowo [#22] 24.11.2020

 Czytania z dnia wraz z komentarzami >>> 


24 listopada 2020 - Wspomnienie świętych męczenników Andrzeja Dung-Lac, prezbitera, i Towarzyszy, rok A, II

Karta wydana w 1906 roku dla upamiętnienia beatyfikacji wietnamskich męczenników, fot. By Alex Maynardo Castro - originally posted to Flickr as Martyrs of Tonkin, CC BY 2.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=4348960


"I rzucił anioł swój sierp na ziemię, i obrał z gron winorośl ziemi, i wrzucił je do tłoczni Bożego gniewu - ogromnej. I wydeptano tłocznię poza miastem, a z tłoczni krew wytrysnęła aż po wędzidła koni, na tysiąc i sześćset stadiów" (Ap 14,19-20)
 
Nie wiem jak Wam, ale mnie w powyższym fragmencie szczególnie rzucił się w oczy urywek: "wydeptano tłocznię poza miastem". Myśl chrześcijanina biegnie do Chrystusa, który również został wyprowadzony poza miasto i ukrzyżowany; On Bóg-Człowiek bez winy przyjął na siebie całe zło, wszelkie nasze grzechy i ich skutki; to jest mocne określenie, ale taki jest fakt: Jezus został wydeptany Bożą sprawiedliwością, abyśmy my mogli dostąpić Bożego Miłosierdzia. W sposób szczególny z tą Męką Chrystusa łączą się męczennicy, jak choćby patronowie dnia dzisiejszego, ale i my wszyscy, włączając nasze cierpienia i niedomagania w Dzieło Pana. Kiedy do nas to wreszcie dotrze tak na serio?

                     

"Niech się cieszy niebo i ziemia raduje;
niech szumi morze i to, co je napełnia;
niech się weselą pola i wszystko, co jest na nich,
niech się także radują wszystkie drzewa leśne" (Ps 96,12-13)


Doprawdy czasami świat przyrody okazuje się o wiele mądrzejszy niż człowiek. Wtedy, kiedy my ludzie zdajemy się często zajmować swoimi sprawami, przyroda częściej, cały czas pamięta o Bogu, swoim Stwórcy, i wychwala Go swoim istnieniem. Na ten aspekt pośrednio zwrócił uwagę sam Pan Jezus mówiąc do faryzeuszy, którzy chcieli, żeby ludzie wołający na cześć Pana umilkli. Wtedy Jezus powiedział: "Powiadam wam: Jeśli ci umilkną, kamienie wołać będą" (Łk 19,40). Przyroda pamięta o początkach Księgi Rodzaju, a my nie... Jak często włączam się w uwielbienie Boga, obecne choćby w świecie przyrody?

 

"I nie trwóżcie się, gdy posłyszycie o wojnach i przewrotach. To najpierw musi się stać, ale nie zaraz nastąpi koniec" (Łk 21,9)

Gdybyśmy tak naprawdę uwierzyli tym słowom Pana Jezusa to w obliczu także współczesnych trudności ani nie trwożylibyśmy się zbytnio, ani nie wypatrywali od razu końca świata. Wszak to wszystko "musi się stać", ale nie mamy żadnej gwarancji, że już zaraz nastanie kres świata. Potrzeba nam ufności i podążania za Chrystusem Królem, a nie nadmiernego i chorobliwego analizowania rzeczywistości. Czy szukam odpowiedzi w Chrystusie i Jego Słowie?
 

 
 
Tym sposobem zakończyliśmy pierwszy sezon serii "Proszę na Słowo". Ciąg dalszy nastąpi... :)

Nie jestem biblistą i nie traktujcie proszę moich refleksji jako oficjalnej wykładni Kościoła, niemniej pragnę całym sercem i tak staram się czynić, aby moje przemyślenia wpisywały się w nauczanie Kościoła rzymskokatolickiego. Głęboko wierzę, że w rozważaniach pomaga i inspiruje Duch Święty.

Podzielcie się w komentarzach własnymi przemyśleniami, udostępnijcie też innym.

sobota, 21 listopada 2020

Proszę na Słowo [#21] 21.11.2020

 Czytania z dnia wraz z komentarzami >>> 


21 listopada 2020 - Wspomnienie Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny, rok A, II

fot. Prezentacja Maryi w świątyni obraz Tycjana (1534-38, Gallerie dell'Accademia, Wenecja), wikimedia w domenie publicznej

"A gdy dopełnią swojego świadectwa (dwaj Świadkowie Pana),
Bestia, która wychodzi z Czeluści, wyda im wojnę, zwycięży ich i zabije (...).
Posłyszeli oni donośny głos z nieba do nich mówiący:
«Wstąpcie tutaj!»
I w obłoku wstąpili do nieba,
a ich wrogowie ich zobaczyli" (Ap 11,7;12)

 
Komentarze biblijne podpowiadają nam, że owymi Świadkami są Apostołowie Boga, wywodzący się z hierarchii i laikatu. W dzisiejszym fragmencie Apokalipsy widzimy jak po wielu sukcesach apostolskich na pewien czas zostali oni unicestwieni przez zło, ale po stosunkowo krótkim czasie objawiła się wszechmoc Boga, którego Świadkowie odnoszą ostateczny triumf. Mamy dziś wspomnienie Maryjne. Popatrzmy w tym kontekście jak najwspanialszym Świadkiem Boga była Maryja, której zło choćby w najmniejszym stopniu nigdy nie dotknęło. To w niej, cichej i pokornej Służebnicy Pana, najdoskonalej objawiła się moc Boża. Maryja jest wzorem Człowieka; najwierniej naśladowała Pana Jezusa. Możemy powiedzieć, że w zamyśle Bożym wszyscy mogliśmy być do niej podobni, ale grzech pierworodny tak wiele zniszczył. Bóg w swym Miłosierdziu nie oddał nas jednak na wieczną pastwę zła, ale zesłał zbawienie, którego pośredniczką była właśnie Maryja, poprzez którą przyszedł Chrystus jedyny Zbawiciel. "Na koniec moje Niepokalane Serce zatriumfuje!" - powiedziała Maryja do dzieci w Fatimie 13 lipca 1917 r. To rzuca cenne światło na wymowę choćby dzisiejszego fragmentu Apokalipsy. Czy staram się podążać drogami Bożymi na wzór Maryi?

                     

"Błogosławiony Pan - Opoka moja,
On moje ręce zaprawia do walki,
moje palce do wojny" (Ps 144,1b)


Czy tego chcemy, czy nie, życie chrześcijańskie jest walką. Walką dość paradoksalną, bo tak naprawdę wojna została już zwyciężona przez Chrystusa na krzyżu. W istocie sprawy bitwy ciągle się toczą już nie o zwycięstwo w wojnie, ale o Twoją i moją decyzję: czy przyjmę zwycięstwo, które wysłużył mi Jezus, czy też nie. Maryja, święci i błogosławienie woleli być wśród zwycięzców. Po której stronie chcę być ja: po stronie zwycięzców czy przegranych?

 

"Lecz ci, którzy uznani zostaną za godnych udziału w świecie przyszłym i w powstaniu z martwych, ani się żenić nie będą, ani za mąż wychodzić" (Łk 20,35)

Historia z dzisiejszej Ewangelii jest dla mnie jedną z tych, w których pięknie widać, że ludzka logika czasami polega w kontakcie z wiarą. Znakomicie, że zadajemy pytania. Doskonale, że chcemy pogłębiać nasze zrozumienie wiary, ale koniec końców zawsze zostaje pewna doza zaufania, doza nieskończoności, która zostanie w znacznym stopniu przed nami odkryta w Niebie. Podobnie jak nie możemy podać największej istniejącej liczby, tak też w pełni nie możemy zgłębić tajemnic Boga. I to jest piękne, bo koniec końców musimy zaufać. Jak Maryja i tylu świętych i błogosławionych. No właśnie: czy ufam, czy też polegam tylko na intelekcie?
 

 

Nie jestem biblistą i nie traktujcie proszę moich refleksji jako oficjalnej wykładni Kościoła, niemniej pragnę całym sercem i tak staram się czynić, aby moje przemyślenia wpisywały się w nauczanie Kościoła rzymskokatolickiego. Głęboko wierzę, że w rozważaniach pomaga i inspiruje Duch Święty.

Podzielcie się w komentarzach własnymi przemyśleniami, udostępnijcie też innym.

czwartek, 19 listopada 2020

#20 Pochylmy się nad... Ps 139(138)

 

To w końcu wolno zabijać czy nie???


Mam poczucie, że ten odcinek z serii "Pochylmy się nad..." jest chyba jednym z tych, które najsilniej wiążą się z aktualną sytuacją społeczno-polityczną w Polsce. Z drugiej jednak strony wierzę głęboko, że każdy z tekstów blogowych wpisuje się w to, co akurat w tym konkretnym miejscu i czasie chce nam przekazać dobry Bóg. Tak czy inaczej spróbujmy jeszcze raz pochylić się nad tematem aborcji. Niełatwym, ale to wiadomo nie od dziś.
 
Wiemy dobrze, że najwięcej kontrowersji ostatnimi czasy wywołuje sprawa zabijania (lub nie) dzieci z tzw. wadami letalnymi. Dla nas ludzi wierzących w ogóle nie powinno być najmniejszych wątpliwości co do tego, że NIE MOŻNA pod żadnym pozorem zabijać jakiegokolwiek dziecka poczętego, niezależnie od tego czy jest zdrowie, chore, czy poczęło się z gwałtu, czy też wtedy, gdy jego rozwijające się życie zagraża życiu matki. W tym ostatnim przypadku dopuszcza się jednak ratowanie jednego życia, dziecka lub matki, gdy dochodzi do poważnego zagrożenia dla jednego z nich. Tylko w takim przypadku nie jest to aborcja, lecz ratowanie życia.
 
Widzimy zatem, że patrząc całościowo katolik nie powinien mieć wątpliwości co do tego, jaką postawę przyjąć w tym kontekście. Z każdą aborcją wiąże się automatyczna ekskomunika. Nie jest jednak moją intencją, żebyśmy tu szczegółowo wchodzili w rozważania prawno-moralne; jest tego sporo w internecie. Pod wpisem znajdziecie przykładowe linki. Chciałbym jednak, żebyśmy zerknęli do psalmu 139, a konkretnie do następującego fragmentu:
 
"Ty bowiem utworzyłeś moje nerki,
Ty utkałeś mnie w łonie mej matki.
Dziękuję Ci, że mnie stworzyłeś tak cudownie,
godne podziwu są Twoje dzieła.
I dobrze znasz moją duszę,
nie tajna Ci moja istota,
kiedy w ukryciu powstawałem,
utkany w głębi ziemi.
Oczy Twoje widziały me czyny
i wszystkie są spisane w Twej księdze;
dni określone zostały,
chociaż żaden z nich [jeszcze] nie nastał" (Ps 139(138))
 
Z powyższego fragmentu jasno wynika, że absolutnie KAŻDE ludzkie życie, które zaczyna się w momencie połączenia dwóch komórek, jest święte i w pełni wyposażone przez dobrego Boga, również, a właściwie przede wszystkim, w duszę. Dość tragikomiczne jest to, gdy niektórzy próbują ustalać od kiedy zaczyna się człowiek, a do kiedy jest zlepkiem komórek. Nawet logicznie patrząc na temat trzeba jednoznacznie uznać za fałszywe wszelkie próby ustalania innego momentu, od którego człowiek staje się człowiekiem, niż ten, gdy łączą się dwie komórki - męska i żeńska.
 
fot. pixabay.com, xusenru
 
No dobra, ale co z płodem, który źle rokuje i najprawdopodobniej takie dziecko urodzi się poważnie chore? Co na to teologia katolicka:
 
"Z punktu widzenia bowiem wiary nawet życie osób upośledzonych i cierpiących ma wielką wartość. Kościół wierzy" — uczy papież Jan Paweł II — „że życie ludzkie, nawet gdy słabe i cierpiące, jest zawsze wspaniałym darem Bożej dobroci” (Familiaris consortio, 30)".
 
W jednym z materiałów źródłowych przeczytałem:
 
"Jeśli matka zdecydowałaby się ratować swoje życie kosztem życia dziecka, nie popełni czynu niemoralnego, ale chrześcijaństwo zachęca, aby poświęciła swoje życia dla ratowania życia dziecka".
 
A tak na marginesie: nie mamy prawa zmuszać matki, której życie jest zagrożone, do heroizmu; ale czy w ten sposób nie zmuszamy dziecka nienarodzonego do heroizmu męczeństwa? Daje do myślenia...
 
Cierpienie w swej istocie nie jest czymś chcianym przez Boga; jest pewną konsekwencją grzechu pierworodnego. Niemniej jednak wszechmoc Boża przejawia się m.in. w tym, że nawet z cierpienia Bóg potrafi wydobyć najwspanialsze dobro. A zobaczmy, co o cierpieniu pisał św. Ojciec Pio:

"Aniołowie zazdroszczą nam tylko jednego, a mianowicie tego, że nie mogą cierpieć dla Boga. Tylko cierpienie pozwala duszy powiedzieć z całym przekonaniem: Mój Boże, dobrze wiesz, że Cię kocham! (FM, s.166)".
 
Czy może nie jest tak, że takie życie dziecka, upośledzonego i po ludzku niepotrzebnego, staje się w tylko Bogu wiadomy sposób drogą ratunku dla grzeszników? Podobnie cierpienie jego rodziców, czy nie jest deską ratunku dla tych, którzy giną na zawsze? Cierpienia ziemskie, choćby najsroższe, przeminą, ale śmierć wieczna ludzi, którzy odrzucili Boga, będzie trwać wiecznie.
 
Wobec powyższego trzeba sobie jasno powiedzieć, że bardzo wielu naszych braci i sióstr nie jest w stanie zaakceptować i przyjąć takiego sposobu patrzenia na tę rzeczywistość z powodu jednego podstawowego braku: braku żywej relacji z Panem Bogiem. I to nie jest też tak, że my wierzący jesteśmy jakoś tam lepsi i od razu uważamy siebie za jakichś herosów, jakim w tym kontekście była choćby św. Joanna Beretta Molla. Ja muszę z pokorą przyznać, że nie wiem jak bym się zachował na miejscu takiej kobiety. Z całego serca chciałbym się zachować jak trzeba, po Bożemu, ale wiem, że jestem tylko i aż człowiekiem. No i właśnie, bez żywej, osobistej relacji z Panem, przez coś takiego nie można przejść.

Wydaje się, że w tym całym sporze rolą nas katolików jest oczywiście przypominanie nauki Kościoła katolickiego, ale w żadnym wypadku nie wolno nam potępiać ludzi, lecz grzech. Być może jeszcze większy nacisk trzeba położyć na budowanie żywej relacji z Bogiem, która tak pięknie opisana jest właśnie w psalmie 139. Nie bez przyczyny ten psalm znajduje się czasami w modlitwach po spowiedzi św. Podczas gdy ktoś niewierzący w Boga czasami może widzieć w nim jedynie jakiś mit śledzący i prześladujący człowieka, o tyle psalm 139 naprawia wykrzywione przez diabła spojrzenie na Boga - tam czytamy o Panu, który jest zawsze blisko - od momentu poczęcia aż na zawsze, w szczęśliwej wieczności.

Mnie osobiście bardzo podobają się też rodzące się ostatnio częściej inicjatywy zmierzające do pomocy matkom, które noszą w łonach dzieci chore lub po prostu znajdującym się w trudnej sytuacji życiowej w trakcie ciąży. Słowa, choćby najpobożniejsze, w bardzo wielu takich przypadkach to może być coś niewystarczającego, ale realna pomoc może zmienić najwięcej na lepsze.

Jeśli zatem sami znacie jakieś tego typu inicjatywy lub już się w nie angażujecie, dajcie znać. Wiele z nich promuje choćby Tomasz Samołyk ("Łysiejący Katolik" :) na swoim kanale, który przy okazji serdecznie polecam.
 
fot. pixabay.com, geralt

Napiszcie też swoje zdanie w temacie, a jeśli ten wpis Wam się choć trochę spodobał, polubcie i podeślijcie go innym.

 
Gdybym dziś stanął przed kobietą, która naprawdę planuje zabić swoje dziecko, co bym jej powiedział, co bym zrobił?

 
Więcej w kontekście dzisiejszego tematu:
 
 
 
 
Trochę w innym kontekście:
 
 
 
Nie jestem biblistą i nie traktujcie proszę moich refleksji jako oficjalnej wykładni Kościoła, niemniej pragnę całym sercem i tak staram się czynić, aby moje przemyślenia wpisywały się w nauczanie Kościoła rzymskokatolickiego. Głęboko wierzę, że w rozważaniach pomaga i inspiruje Duch Święty.

Podzielcie się w komentarzach własnymi przemyśleniami, udostępnijcie też innym.
 

poniedziałek, 9 listopada 2020

Proszę na Słowo [#20] 09.11.2020

 Czytania z dnia wraz z komentarzami >>> 


9 listopada 2020 - Święto rocznicy poświęcenia Bazyliki Laterańskiej, rok A, II

Bazylika św. Jana na Lateranie – widok od strony wschodniej, fot. by pedro reis , http://www.ferras.at - Praca własna, CC BY-SA 2.5, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=963611


"Według danej mi łaski Bożej, jako roztropny budowniczy, położyłem fundament, ktoś inny zaś wznosi budynek. Niech każdy jednak baczy na to, jak buduje" (1 Kor 3,10)

W powyższym wersecie można się doszukać sytuacji nieraz po ludzku bardzo trudnej: ty się trudzisz, ty w coś wkładasz wiele wysiłku, ty coś tworzysz, a tu przychodzi czas, że ktoś inny wchodzi na twoje miejsce. Zauważmy, że położenie fundamentu budynku, przykładowo domu, to jest jak to nieraz się mówi, jedna z najbardziej mozolnych i niewdzięcznych prac: bo wkłada się dużo trudu i mozołu, a jeszcze tak wizualnie nic "nie rośnie" ponad ziemię. Wiemy jednak, że to robota szalenie ważna, bo fundament to niezbędna baza. Nieraz w życiu człowieka są takie wydarzenia i chwile, że pomimo wielkiego trudu trzeba coś zostawić, a cały splendor spada na kolejną osobę, która tworzy dane dzieło, bo owoce jej pracy widać, podobnie jak mury budynku. Czy w takich sytuacjach należy popadać we frustrację? Bynajmniej! Jak zawsze należy spojrzeć na Chrystusa i wychwalać Pana. Zobaczmy, jak czytamy dalej: "Fundamentu bowiem nikt nie może położyć innego, jak ten, który jest położony, a którym jest Jezus Chrystus" (1 Kor 3,11). Cóż za uniżenie Chrystusa! On wręcz stał się fundamentem, nie tylko trudził się przy jego zakładaniu. I jeszcze jeden ważny cytat: "A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie" (Mt 6,4b). 

                     

"Bóg jest w jego wnętrzu (przybytku; czyt. Kościoła), więc się nie zachwieje" (Ps 46,6a)

Jakże ważne zdanie w kontekście także naszych czasów! Lękamy się, że na świecie, w polityce, nierzadko i w Kościele dzieje się źle? A może ktoś chce dać sobie spokój i porzucić Kościół, bo ten rzekomo chyli się ku upadkowi i jest popsuty? To wielki błąd! Pomimo wszystko to jest Kościół Chrystusowy, Jego Kościół i choćby wszystko się waliło - Kościół zwycięży! Paradoksalnie poprzez te wszystkie zawirowania moja wiara wzrosła, bo coraz bardziej wiem, że Chrystus jest w swoim Kościele i kocha tę nieraz z własnej lub cudzej winy sponiewieraną Oblubienicę. Jakiś kapłan powiedział, że być może Kościół musi przejść to co Chrystus: niemal totalne unicestwienie i zejście do grobu. A co będzie potem? Wszyscy wiemy. Chwała Panu!

 

"Wówczas sporządziwszy sobie bicz ze sznurków, powypędzał (Chrystus) wszystkich ze świątyni, także baranki i woły, porozrzucał monety bankierów, a stoły powywracał" (J 2,15)

Nie wiem jak dla Was, ale dla mnie dzisiaj ten fragment stanowi przepiękny przykład Bożego Miłosierdzia. Dość paradoksalnie (temat na inną serię >>> :) rzucił mi się dziś w oczy ten bicz ze sznurków, który sporządził sobie Pan Jezus. Mimo wszystko to narzędzie wydało mi się jakieś wyjątkowo łagodne w stosunku do biczów, które stosowano choćby przy biczowaniu skazańców; znamy np. tę scenę z "Pasji" Gibsona, kiedy torturowano Chrystusa. Bóg jednak nawet w obliczu profanacji świątyni wymierza kupcom najmniej surową karę. A my ludzie biczujemy Chrystusa niemiłosiernie wszystkimi naszymi grzechami. Panie, zmiłuj się nad nami! Niech będzie pochwalone Boże Miłosierdzie z pokolenia na pokolenie. Na wieki wieków. Amen.
 

 

Nie jestem biblistą i nie traktujcie proszę moich refleksji jako oficjalnej wykładni Kościoła, niemniej pragnę całym sercem i tak staram się czynić, aby moje przemyślenia wpisywały się w nauczanie Kościoła rzymskokatolickiego. Głęboko wierzę, że w rozważaniach pomaga i inspiruje Duch Święty.

Podzielcie się w komentarzach własnymi przemyśleniami, udostępnijcie też innym.