piątek, 25 września 2020

Proszę na Słowo [#14] 25.09.2020

Czytania z dnia wraz z komentarzami >>> 

25 września 2020 - dzień powszedni, rok A, II

fot. LiteraryTytan, Pixabay.com


"Wszystko ma swój czas,
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem" (Koh 3,1)


W życiu Kościoła to, że wszystko ma swój czas, pięknie wyrażone jest też w kolejnych okresach roku liturgicznego. Znamy je zapewne bardzo dobrze: Adwent, Wielki Post, Triduum Paschalne, okres Bożego Narodzenia, okres Wielkanocny, okres zwykły - to tak w skrócie i nie po kolei. Myślę, że dzisiejsze Słowo z Księgi Koheleta może być taką zachętą do głębszego odkrywania poszczególnych okresów w roku kościelnym. Zazwyczaj najlepiej kojarzymy Adwent i Wielki Post, bo też wtedy jesteśmy zachęcani do szczególniejszej aktywności duchowej. Tymczasem każdy dzień, nawet ten najbardziej powszedni, poniekąd jak dziś, jest doskonałą okazją do zagłębiania się w jego bogactwo. Wszak każdego dnia wspominamy choćby nawet bardzo mało znanych świętych. Mamy zatem sposobność do ich odkrywania. Niektóre dni, także w okresie zwykłym, możemy poświęcić na szczególniejsze posty i umartwienia, także poza piątkami. Okres Wielkanocny możemy spędzić na szczególnym wnikaniu w tajemnicę chrześcijańskiej radości i uwielbianiu Boga; podobnie z Bożym Narodzeniem. Wszystko to jest niby dość oczywiste, a mimo to zdaje się, że jakoś to nam czasami umyka. Na Biblijnym Rabanie w poszczególnych okresach powstają teksty najlepiej wpisujące się w nie.

                       

"On mocą dla mnie i warownią moją,
osłoną moją i moim wybawcą,
moją tarczą i Tym, któremu ufam,
Ten, który mi poddaje ludy" (Ps 144,2)


W powyższym fragmencie z trzech pierwszych wersów pobrzmiewa raczej przekaz defensywny, z czwartego ofensywny - to pięknie opisuje życie duchowe człowieka. Nasz żywot nie składa się jedynie z działań ofensywnych, jak np. nawracanie kogoś albo jedynie defensywnych, np. odpieranie pokus. W tym wszystkim musi być harmonia i pewna równowaga. Gdybyśmy byli jedynie jak napastnicy w meczu piłkarskim, moglibyśmy i tak z kretesem przegrać, bo na nic finezyjne zagrania i nawet przepięknie zdobyte gole, gdy przeciwnik z łatwością strzelałby do naszej, słabo bronionej bramki. Z drugiej strony gdybyśmy byli tylko obrońcami, nastawionymi tylko i wyłącznie na obronę, prędzej czy później zapewne musielibyśmy się ugiąć, a sami nic byśmy nie strzelili.

 

"Wtedy surowo im przykazał i napomniał ich, żeby nikomu o tym nie mówili" (Łk 9,21)

Piotr przed chwilą wyznał wiarę w Bóstwo Chrystusa. Pan Jezus prosi jednak o dyskrecję. Czasami może nas dziwić tego typu postawa Pana, który zdaje się ukrywać najważniejsze aspekty swojej tożsamości przed ludźmi złej woli. Inny fragment tego typu to: "Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie" (Mt 11,25b-26). To jest przejaw wielkiej tajemnicy jaką jest rola woli w ludzkich wyborach. Tylko człowiek uniżony, pokorny i otwierający swoje serca dla Boga, może przyjmować Boże dary. Módlmy się zatem często: "Jezu cichy i pokornego serca, uczyń serca nasze według serca Twego".


 

Nie jestem biblistą i nie traktujcie proszę moich refleksji jako oficjalnej wykładni Kościoła, niemniej pragnę całym sercem i tak staram się czynić, aby moje przemyślenia wpisywały się w nauczanie Kościoła rzymskokatolickiego. Głęboko wierzę, że w rozważaniach pomaga i inspiruje Duch Święty.

Podzielcie się w komentarzach własnymi przemyśleniami, udostępnijcie też innym.

piątek, 18 września 2020

Proszę na Słowo [#13] 18.09.2020

Czytania z dnia wraz z komentarzami >>> 

18 września 2020 - święto św. Stanisława Kostki, zakonnika, rok A, II

Grobowiec w kaplicy św. Stanisława Kostki przy kościele św. Andrzeja na Kwirynale w Rzymie, By Pierre Le Gros the Younger - Picture by Torvindus., CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=669635

"A ludzie patrzyli i nie pojmowali,
ani sobie tego nie wzięli do serca, że łaska i miłosierdzie nad Jego wybranymi
i nad świętymi Jego opatrzność" (Mdr 4,14b-15)


Gdy się tak wczytamy w 4 rozdział Księgi Mądrości okaże się, że jest on bardzo nowatorski w stosunku do Starego Testamentu jako całości. Dla mnie osobiście jest to jeden z tych fragmentów Starego Prawa, które już zwiastują przesłanie Nowego Prawa. Bardzo często dla ludzi żyjących przed Panem Jezusem długie życie, dużo dzieci i spory majątek były oznaką Bożego błogosławieństwa. Jednocześnie krótkie życie, bezdzietność i ubóstwo niejednokrotnie jawiły się jako wyraz Bożego przekleństwa. Tymczasem Mdr 4 mówi m.in.: "Lepsza bezdzietność [połączona] z cnotą, nieśmiertelna jest bowiem jej pamięć, bo ma uznanie u Boga i ludzi" (Mdr 4,1); "Starość jest czcigodna nie przez długowieczność i liczbą lat się jej nie mierzy: sędziwością u ludzi jest mądrość, a miarą starości - życie nieskalane" (Mdr 4,8-9). Tego typu cytaty przypominają nam ciągle i dobitnie, że "nie tak bowiem człowiek widzi <jak widzi Bóg>" (1 Sm 16,7). Uczymy się takiego patrzenia, nieraz może paradoksalnego, ale bardzo Bożego.

                       

"Chłopcy i dziewczęta, sławcie imię Pana" (par. Ps 148,12-13a)

Ten refren dzisiejszego psalmu responsoryjnego, będący parafrazą fragmentu psalmu 148 pięknie wpisuje się w całość śpiewu z dnia - mowa tam wszak o wychwalaniu Pana Boga, w którym biorą udział ludzie, aniołowie i niebiosa. Jakoś tak jednak szczególnie przemawia do mnie ten refren, który współgra ze słowami Pana Jezusa z Ewangelii: "Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego'' (Mt 18,3). A zatem: niezależnie od tego kim jesteśmy musimy stać się w sensie duchowym jak dzieci, żeby osiągnąć zbawienie. Nie chodzi o infantylizm, ale czystość i bezpośredniość dziecka, które w pełni ufa Bogu, bez ogródek i udawania.

 

"Jezus zaś czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi" (Łk 2,52)

Bardzo piękne streszczenie tego, w jakim kierunku powinno przebiegać wzrastanie człowieka. My ludzie postępujemy w różnych sprawach: obrotności, zaradności, zapobiegliwości, ale też niestety chytrości, próżności, chciwości. Na przykładzie Pana Jezusa najpiękniej widzimy w jakim kierunku to powinno iść; mamy bardzo jasno i zwięźle powiedziane: w latach, w łasce u Boga i u ludzi. Mamy tu wymiar bardziej namacalny, co symbolizują lata i ludzie, natomiast łaska i odniesienie do Boga to już ten wymiar duchowy. I o to chodzi. Obyśmy zawsze tak wzrastali.


 

Nie jestem biblistą i nie traktujcie proszę moich refleksji jako oficjalnej wykładni Kościoła, niemniej pragnę całym sercem i tak staram się czynić, aby moje przemyślenia wpisywały się w nauczanie Kościoła rzymskokatolickiego. Głęboko wierzę, że w rozważaniach pomaga i inspiruje Duch Święty.

Podzielcie się w komentarzach własnymi przemyśleniami.

czwartek, 17 września 2020

#19 Boży paradoks Łk 16,1-15

Czy chrześcijanin może faulować (grzeszyć) taktycznie???


Na potrzeby tego kolejnego odcinka serii Boże paradoksy >>> jak zawsze gorąco zachęcam do wcześniejszego przeczytania fragmentu Biblii; tym razem 16. rozdziału Ewangelii wg św. Łukasza (Łk 16,1-15).

Najwytrwalsi Czytelnicy Biblijnego Rabanu być może wiedzą, że lubię czasami odwoływać się do tematyki sportowej, tworząc refleksje na temat Słowa Bożego. Przykładowy tego typu tekst znajdziecie tutaj >>>.
 
fot. planet_fox, pixabay.com
fot. planet_fox, pixabay.com
 
W tym wpisie chciałbym nawiązać do tzw. fauli taktycznych w piłce nożnej, które poniekąd zainspirowały mnie do napisania tego tekstu. Dla niewtajemniczonych nadmieńmy, że faul jest np. w piłce nożnej (i nie tylko) zagraniem, które nie jest zgodne z przepisami gry, np. jeden zawodnik chwyta przeciwnika za koszulkę i przewraca go na ziemię. Istnieje jednak coś takiego, co nazywa się faulem taktycznym. Dochodzi do niego wtedy, gdy np. jakiś piłkarz widząc, że nie ma szans w legalny sposób zatrzymać rywala, decyduje się przerwać grę nieczystym zagraniem, czyli właśnie faulem. Oglądając transmisje sportowe słyszałem, jak czasami niektórzy z komentatorów... chwalili faul taktyczny, gdyż za jego sprawą gracz zapobiegł bardzo groźnej sytuacji; inna sprawa, że nierzadko dostał karę, choćby żółtą kartkę, a zdarza się, że i czerwoną. Z jednej strony taki zawodnik rzeczywiście powstrzymał groźną akcję, no ale z drugiej strony przerwał grę stosując niedozwolone przepisami zagranie.

A teraz spróbujmy wyciągnąć z powyższej historii i przede wszystkim fragmentu Biblii jakąś prawdę duchową dla nas. Czy jeśli faul uznamy za odpowiednik grzechu, który jest przekroczeniem Bożych przykazań, to takie coś jak "grzech taktyczny" można usprawiedliwić?

Powyższa sprawa jawi się jako dość skomplikowana, choć oczywiście najprostsze i najwłaściwsze rozwiązanie w tej sytuacji zdaje się oczywiste: grzech to grzech i co do zasady nigdy nie można usprawiedliwiać grzechu, bo on jest złem, niezależnie od tego czy jest ciężki, czy też powszedni. A co w sytuacji, gdy ktoś stosuje kłamstwo, żeby powstrzymać jakieś wielkie zło czynione przez kogoś albo też ktoś inny dopuszcza się niewinnej kradzieży, żeby jakaś osoba nie mogła w sposób niegodziwy wykorzystać swoich pieniędzy?

Są też sytuacje, kiedy "grzech taktyczny" popełniany jest nie w celu powstrzymania zła, ale w celu wykonania większego dobra (cel uświęca środki), np. ktoś decyduje się na drobne nieścisłości finansowe, żeby podreperować budżet swojej rodziny albo ktoś inny mówi komuś nieprawdę, żeby ten ktoś podjął jakieś korzystne dla kłamiącego działania. Tę sytuację można też porównać w piłce nożnej np. do goli strzelonych ręką, do której niedozwolonego użycia zawodnik się nie przyznał, podczas gdy sędzia tej ręki błędnie się nie dopatrzył.

Zerknijmy teraz do Słowa Bożego. W 16. rozdziale Łukaszowej Ewangelii czytamy przypowieść o bogatym człowieku, który miał nieuczciwego rządcę. Pamiętamy, jak ów rządca wiedząc już, że niebawem wyleci z roboty, skorzystał z, nazwijmy to współczesnym językiem, kreatywnej księgowości w negatywnym tego zwrotu znaczeniu, która pozwoliła mu zjednać sobie innych ludźmi. Co ciekawe, Pan Jezus "pochwalił nieuczciwego rządcę, że roztropnie postąpił" (Łk 16,8). W przypisie w Biblii Tysiąclecia mamy jednak istotne wyjaśnienie, że pochwała Chrystusa nie była skierowana w stronę nieuczciwości, ale obrotności rządcy. To rzuca cenne światło na pytanie postawione w tytule.

Jeszcze więcej wiemy po przeczytaniu nieco dalej w tym rozdziale położonego wersetu. Brzmi następująco: "Kto w bardzo małej sprawie jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny; a kto w bardzo małej sprawie jest nieuczciwy, ten i w wielkiej nieuczciwy będzie" (Łk 16,10).
 
Przekładając tok rozumowania Pana Jezusa na język sportowy możemy chyba powiedzieć, że Chrystus pochwala zawodnika stosującego faul taktyczny nie ze względu na samo popełnienie tego wykroczenia, ale pomysłowość, która doprowadza do wykorzystania wszelkich możliwych sposobów, włączając w to faul, aby tylko przerwać zagrożenie. Boży paradoks: Bóg stara się zawsze widzieć choćby namiastkę dobra.
 
Przekaz Pana Jezusa w kontekście ewentualnego "taktycznego grzeszenia" przez chrześcijan wskazuje, że takie zachowanie nie jest w porządku i należy się wyrzekać takiego działania i myślenia. Pamiętajmy, że z przymykania oka na taktyczne faule (czyt. grzechy) może kiedyś zrodzić się, nie daj Boże, kartka czerwona i wypad z boiska. Niewinne akceptowane dość powszechnie przewinienia mogą być bardzo niebezpieczne.
 
Gdzie w moim życiu staram się być wierny Panu Bogu nawet w małych sprawach?

Zachęcam również do lektury chociażby poprzedniego "Bożego paradoksu", gdzie jest mowa w sumie o podobnych kwestiach jak dzisiaj, ale tam przyglądamy się im pod nieco innym kątem >>>.


Nie jestem biblistą i nie traktujcie proszę moich refleksji jako oficjalnej wykładni Kościoła, niemniej pragnę całym sercem i tak staram się czynić, aby moje przemyślenia wpisywały się w nauczanie Kościoła rzymskokatolickiego. Głęboko wierzę, że w rozważaniach pomaga i inspiruje Duch Święty.

Podzielcie się w komentarzach własnymi przemyśleniami.

piątek, 11 września 2020

Proszę na Słowo [#12] 11.09.2020

Czytania z dnia wraz z komentarzami >>> 

11 września 2020 - dzień powszedni, rok A, II

fot. InstagramFOTOGRAFIN, pixabay.com

"Dla słabych stałem się jak słaby, by pozyskać słabych. Stałem się wszystkim dla wszystkich, żeby w ogóle ocalić przynajmniej niektórych" (1 Kor 9,22)

Czasami używamy powiedzenia "Kiedy wejdziesz między wrony, musisz krakać jak i one". Brzmi ono raczej dość pejoratywnie, bo innymi słowy możemy powiedzieć: kiedy wejdziesz w jakieś towarzystwo, to się nie wychylaj za bardzo, żeby cię nie spotkało coś przykrego. Św. Pawłowi chodzi o coś zgoła głębszego. Kiedy wejdziesz w jakieś grono ludzi niewierzących lub pogubionych, staraj się ich zrozumieć,  wczuj się w ich sytuację, ale nie po to, żeby samemu do nich się upodobnić, ale po to, żeby oni od ciebie czerpali wiarę, nadzieję i miłość, upodabniając się do ciebie, a w konsekwencji do Chrystusa. "Kto z kim przestaje, takim się staje" - nie ty masz się upodobnić do nich, ale właśnie oni do ciebie, czyli przez ciebie do Chrystusa. No właśnie, ale czy ty i ja jesteśmy w naszym postępowaniu podobni do Pana Jezusa...?

                       

"Nawet wróbel dom sobie znajduje
i jaskółka gniazdo.
gdzie złoży swe pisklęta:
przy Twoich ołtarzach, Panie Zastępów,
mój Królu i mój Boże! " (Ps 84,4)


Nie wiem jak Wam, ale mnie jakoś tak rozczulił powyższy fragment dzisiejszego psalmu. Cóż za słodkie zestawienie: wróbel i jaskółka, i ich małe potrzeby, a z drugiej strony Pan Zastępów i Jego ołtarze. W Bożych sprawach przepięknie łączą się sprawy najwyższej wagi z tymi bardzo prozaicznymi. Robimy błąd, jeśli zbyt drastycznie i pochopnie dzielimy rzeczywistość na to co wielkie i zupełnie prozaiczne. Człowiek wierzący wielkość Boga może odnaleźć nawet w trakcie... picia herbaty.

 

"Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz?" (Łk 6,41)

Te słowa Pana można także wykorzystać do odkrycia jeszcze nieco innego ich znaczenia: czemu to widzisz drzazgę w swoim oku, a nie widzisz belki w oku brata? Chodzi o takie sytuacje, kiedy człowiek jest egocentrycznie skupiony na swoich problemach, wyolbrzymia je i w jego oczach wyrastają one do rangi nie wiadomo jak wielkich tragedii, a są tylko drzazgami. Tymczasem lepiej byłoby ze spokojem usunąć z Bożą pomocą drzazgę ze swojego oka i potem z miłością wydobywać belki z oczu braci. Przykład: ktoś robi tragedię z tego, że przez zapomnienie zjadł odrobinę mięsa w piątek, a nie reaguje na to, że ktoś w jego rodzinie trwa uparcie w grzechu ciężkim.

 


Nie jestem biblistą i nie traktujcie proszę moich refleksji jako oficjalnej wykładni Kościoła, niemniej pragnę całym sercem i tak staram się czynić, aby moje przemyślenia wpisywały się w nauczanie Kościoła rzymskokatolickiego. Głęboko wierzę, że w rozważaniach pomaga i inspiruje Duch Święty.

Podzielcie się w komentarzach własnymi przemyśleniami.

środa, 9 września 2020

#19 Pochylmy się nad... 2 Krl 11 i 12

Joasz - płomyk Bożej obietnicy


Zapraszam Was serdecznie na kolejny odcinek w ramach najstarszej serii Biblijnego Rabanu - Pochylmy się nad... >>>. W tym wpisie pochylamy się nad 2 Księgą Królewską, a konkretnie dwoma jej rozdziałami - 11 i 12. Jak zawsze bardzo gorąco Was zachęcam do uprzedniego przeczytania tekstów, nad którymi się pochylamy, zanim przejdziecie do czytania tego tekstu. Ad rem!
 
Prawdopodobnie w latach 848-841 p.n.e. w Królestwie Judy rządził Joram, syn Jozafata. Poślubił on Atalię, córkę Achaba, króla Izraela, i jego żony Izebel. Z tych wszystkich postaci  najbardziej możemy kojarzyć Achaba, który pojawia się jako główny antagonista w dość popularnych czytaniach o proroku Eliaszu (o tym proroku możesz przeczytać też >>>). Tak czy inaczej dwory w Jerozolimie i Samarii połączył ślub dzieci królewskich.
 
Po śmierci Jorama Judzkiego królem Judy został jego syn Ochozjasz. Pewnego razu młody 22-letni monarcha udał się do Jizreel, na ziemie swojego wuja - króla Izraela. Trafił akurat na czas, kiedy w tzw. północnym państwie doszło do przewrotu i rządy objął Jehu, obalając władzę linii dynastycznej reprezentowanej wcześniej przez Achaba. Oberwał też Ochozjasz Judzki i na skutek odniesionych ran zmarł w Megiddo. Na dodatek Jehu rozprawił się też z innymi członkami rodu Ochozjasza. Klęska rodu Achaba związana była w dużej mierze z wielką nieprawością jakiej dopuszczali się monarchowie tej dynastii.
 
Joasz Judzki, fot. wikimedia w domenie publicznej

Tragiczna wieść o klęsce Ochozjasza dotarła do uszu jego matki Atalii. Ta wiedziona jakimś szaleństwem zaczęła mordować wszystkich pozostałych członków rodziny, obwołując się pierwszą i jak się okazało jedyną kobietą-królem w Judzie. Byłaby kobita pewnie wymordowała wszystkich, gdyby nie przytomność umysłu Joszeby, siostry Ochozjasza, która wzięła syna zabitego króla - niemowlę o imieniu Joasz, i ukryła go z mamką. Ukryty przebywał 6 lat w świątyni Pańskiej, a w kraju rządziła jego babka Atalia.

Nie będziemy w tym miejscu dalej szczegółowo opowiadać tej historii; znacie ją, bo jak wierzę przeczytaliście sobie rozdziały 11 i 12 2 Księgi Królewskiej. W każdym razie później Atalia została zamordowana, a Joasz dorósł i został królem Judy. Przez pewien czas rządził całkiem nieźle, instruowany przez arcykapłana Jojadę - męża wspomnianej wcześniej Joszeby. Po latach Joasz całkiem się jednak pogubił i doszło nawet do tego, że kazał ukamienować następcę Jojady, jego syna Zachariasza, który ośmielił się zwracać uwagę królowi. Wreszcie zginął sam Joasz, zamordowany przez rozgoryczonych poddanych.

A teraz od tych wątków kronikarsko-historycznych przejdźmy do tego co najważniejsze, czyli nauki duchowej, bo to ona w przypadku Biblii jest kluczowa (w tej kwestii odsyłam Was też do mitołamacza >>>). Król Joasz, cudownie uratowany z rzezi, jaką urządziła jego babka Atalia, jest jednym z przodków Pana Jezusa. Ciekawostką, do dziś całkowicie nierozwiązaną, jest jego nieobecność w genealogiach Pana Jezusa, zwłaszcza tej z Ewangelii św. Mateusza (Mt 1,1-17). Tam jego dziadek Joram jest uznany za ojca jego wnuka Ozjasza. Ewangelista Mateusz z jakichś względów pominął zatem trzech królów Judy - Ochozjasza, Joasza i Amazjasza. Niektórzy bibliści tłumaczą to tym, że byli to najbardziej niegodziwi spośród władców Judy, dlatego ich pominięcie w rodowodzie może być uzasadnione. Nie zmienia to jednak faktu, że Joasz i tak był jednym z przodków Pana Jezusa. A gdyby tak jednak zginął? Co by się stało z linią dynastyczną króla Dawida? Ta jednak przetrwała i to z niej wywodzi się sam Zbawiciel.

Tu dochodzimy do sedna tego pochylenia się nad Słowem Bożym. W pewnym momencie na włosku zawisła realizacja Bożej obietnicy danej Dawidowi: "Przede Mną dom twój i twoje królestwo będzie trwać na wieki. Twój tron będzie utwierdzony na wieki»" (2 Sm 7,16). Dla nas chrześcijan ta obietnica odnosi się najwymowniej do Pana Jezusa i jego wiecznego panowania, no ale przecież, żeby On mógł się narodzić, musiał mieć także ziemskich przodków. Dlatego też ta historia Joasza, bardzo dramatyczna, jest dla mnie jednym z jakże licznych wspaniałych przejawów Bożego Miłosierdzia. Jest nawet dość rozczulające, że w okresie burzy wywołanej przez szalejącą królową Atalię, przy Bogu, w jego świątyni, rósł prawowity następca tronu, który był jakby tlącym się płomykiem Bożej obietnicy. To prawda, że Joasz koniec końców nie był monarchą pozytywnym, ale nawet pomimo jego słabości i grzeszności, stał się ogniwem Bożej obietnicy. To jest właśnie ogromne Miłosierdzie Boga względem nas ludzi.
 
Przenieśmy to teraz na grunt Kościoła. Słyszy się wiele utyskiwań, drwin i krzywdzących uogólnień względem Chrystusowego Kościoła. To prawda, że kościelna wspólnota przez nas tworzona nie jest wolna od mniejszych i większych wad, ale jednocześnie jest w niej nieskończenie więcej dobra. Pomimo najróżniejszych przeciwności Kościół jednak żyje, Chrystus w nim żyje i go ożywia, bo Kościół jest trwały w myśl tego, co obiecał Pan św. Piotrowi i w konsekwencji Kościołowi wszystkich czasów: "Ty jesteś Piotr [czyli Skała], i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą" (Mt 16,18). Proste, jak nie wiem co.

Przejdźmy jeszcze na płaszczyznę jednostki. Myślę sobie, że dzieje Joasza Judzkiego uczą nas też tego, żeby pod żadnym pozorem nikogo i nigdy nie potępiać. Jasne, że mamy potępiać grzech, ale NIGDY człowieka. Podobnie, a nawet jeszcze bardziej niż Naród Wybrany, do którego należał Joasz, każdy z nas jest umiłowanym i wybranym do świętości dzieckiem Boga. W pewnym sensie wszyscy jesteśmy dziećmi obietnicy, bo w naszych żyłach płynie królewska krew i jesteśmy przeznaczeni do Nieba. Jeśli nawet życie duchowe kogoś przypomina czasy panowania Atalii, kiedy odbywa się rzeź tego co święte i zdaje się, że taki grzesznik maksymalnie zatracił w sobie obraz Boga, zawsze jednak, nawet na samym dnie jego jestestwa, ukryty jest taki mały "Joasz", który jest płomykiem Bożej obietnicy i tkwi gdzieś w zakamarkach Bożej świątyni w takim człowieku, zbudowanej na chrzcie świętym. Tylko i wyłącznie sam szatan raz na zawsze na mocy swojej wolnej woli jednoznacznie i na zawsze pozbawił się Nieba, ale o NIKIM z ludzi tak powiedzieć nie możemy.
 
fot. pixabay.com
 
Czy ja potrafię dostrzec "Joasza" w każdym człowieku i nie skreślać go definitywnie, czy widzę w nim potencjalnego, nawet wielkiego, świętego; także w sobie?

A to wpis z drugiego bloga, poniekąd inspirowany historią Joasza >>>

Poprzedni odcinek z serii Pochylmy się nad: Przyznaję się pokornie do tego, drodzy Czytelnicy >>>

piątek, 4 września 2020

Proszę na Słowo [#11] 04.09.2020

Czytania z dnia wraz z komentarzami >>> 

4 września 2020 - pierwszy piątek, dzień powszedni albo wspomnienie błogosławionych dziewic i męczennic Marii Kanuty (Józefy Chrobot) i Towarzyszek albo wspomnienie błogosławionych dziewic i męczennic Marii Stelli i Towarzyszek, rok A, II

fot. Wikilmages, Pixabay.com

"Mnie zaś najmniej zależy na tym, czy będę osądzony przez was, czy przez jakikolwiek trybunał ludzki" (1 Kor 4,3)

Kto czyni człowieka świętym? Bóg czy ludzie? Ktoś niewierzący może powiedzieć, że ludzie. My chrześcijanie wiemy jednak, że to na mocy łaski Bożej człowiek zostaje świętym. Wyobraźmy sobie jednak sytuację, że ktoś czyni wielkie dzieła na pokaz, żeby go kiedyś za to wyniesiono na ołtarze; staje się rozpoznawalny, żeby kiedyś go powieszono na ścianie; na obrazku oczywiście... Wyolbrzymiam, rzecz jasna, ale św. Paweł daje nam dzisiaj piękną naukę w kontekście świętości. Jego postawa przepięknie pokazuje, że warto działać wiele na chwałę Bożą, warto czynić wielkie dzieła, warto dawać świadectwo przed całym światem, ale to nie świat ostatecznie nas sądzi, lecz Bóg. Liczy się serce i łaska Boża, a jeśli z nią współpracujemy, to trafimy do nieba; może nie wszyscy oficjalnie na ołtarze, ale tu przecież chodzi o Boga.

                           Co łączy fizykę ze świętością? >>>
 

"On sprawi, że twa sprawiedliwość zabłyśnie jak światło, 
a prawość twoja jak blask południa" (Ps 37,6)


We fragmencie psalmu 37 mamy piękną odpowiedź na rozterki przyszłych świętych. To nie od ludzi zależy nasza świętość, ale od Boga. Powtórzmy: jeśli iść będziemy szczerze Bożymi ścieżkami, trafimy do Nieba. Gdyby nawet ktoś był najzwyklejszym z ludzi i nikt z ludzi nie znał jego pięknego życia, Bóg widzi w ukryciu i odda tej osobie (parafraza Mt 6,4). Pół żartem, pół serio: a jeśli ktoś już bardzo chce trafić na ołtarze, może po śmierci przyjść do żywych i się upomnieć jak św. Andrzej Bobola.

 

"Kto się napił starego wina, nie chce potem młodego - mówi bowiem: <<Stare jest lepsze>>" (Łk 5,39)

Dość intrygujący fragment... Rzeczywiście w analogii do wina to wino starsze uchodzi za lepsze niż nowe. Jeśli zatem porównamy wino stare do Starego Testamentu, a nowe do Nowego, to jak to rozumieć? Stary jest lepszy? Nie, lecz oba pochodzą od Boga, a nowe jest wypełnieniem i pogłębieniem starego. Tu pięknie widać, że Pan Jezus nie neguje starego prawa, może nawet jest to jeden z fragmentów, które najprzychylniej odnoszą się do Starego Testamentu. To jednak nie zmienia faktu, że jeśli nie zaopatrzymy się w wino nowe, stare kiedyś się skończy; minie jego czas; jeśli zawczasu nie przekonamy się do nowego, stare nie wystarczy, mimo że na początku może wydawać się lepsze, pewniejsze. Potrzeba zatem Kany Galilejskiej w naszym życiu i otwierania się na nowe wino. Może właśnie Kana dlatego jest tak ważnym cudem, bo tam skończyło się to co stare i Jezus przyszedł z winem nowego prawa. Właśnie: "nie mają już wina" (J 2,3). I Bogu dzięki! Bo Jezus przynosi nowe.

 


Nie jestem biblistą i nie traktujcie proszę moich refleksji jako oficjalnej wykładni Kościoła, niemniej pragnę całym sercem i tak staram się czynić, aby moje przemyślenia wpisywały się w nauczanie Kościoła rzymskokatolickiego. Głęboko wierzę, że w rozważaniach pomaga i inspiruje Duch Święty.

Podzielcie się w komentarzach własnymi przemyśleniami.