sobota, 2 września 2017

#8 Pochylmy się nad... Kpł 17-26

Co łączy fizykę ze świętością?



Witajcie, moje Drogie i moi Drodzy, po wakacyjnej przerwie ponownie w serii Pochylmy się nad..., gdzie zgodnie z zapowiedzią będziemy w pierwsze soboty miesiąca sięgać po tekst ze Starego Testamentu i zastanowimy się wspólnie, co Duch Święty chce nam tym razem powiedzieć poprzez ten właśnie konkretny tekst. Dla tych z Was, którzy nie podróżowali z nami w trakcie wakacyjnych poszukiwań Bożej obecności, zaproszenie do serii Pan Bóg na wakacjach. A może ktoś chce sobie jeszcze odświeżyć i przypomnieć jak to było w czasie naszych wakacyjnych wojaży? Was również zapraszam! Kto jeszcze nie zapoznał się z harmonogramem publikowania zapraszam do stosownej zakładki. Dla przypomnienia lub informacji – od 26 sierpnia jest w sieci mój drugi blog historyczny, gdzie na razie w środy będzie pewnie można znaleźć coś nowego – historianauczycielkazycia.blogspot.com. To były takie jeszcze powakacyjne porządki, teraz przejdźmy już do właściwego rozważania.

Wśród ksiąg Starego Testamentu (i zarazem Pięcioksięgu) jest m.in. Księga Kapłańska. Co w niej znajdziemy? Może zawiera ona wytyczne dla księży? Może to coś w rodzaju dawnego brewiarza? A może to jakiś poczet biskupów, proboszczów czy wikariuszy? Pewnie wyczuwacie już, że zdecydowanie nie o tym traktuje ta specyficzna księga. Kto wie to wie, a kto nie wie, to się dowie, że w przypadku Księgi Kapłańskiej zdecydowanie nie chodzi o księży w naszym rozumieniu, ale o kapłanów i lud wierny Starego Przymierza.

O czym zatem można tam przeczytać? Najogólniej można powiedzieć, że znajdziemy tam bardzo szczegółowe wytyczne dotyczące składania ofiar, czynności kapłańskich, czystości rytualnej oraz zapoznamy się z tzw. kodeksem świętości.

Zapraszam zatem do szczegółowej, naukowej analizy wszystkich rodzajów starotestamentowych ofiar. Spokojnie, to tylko taki mały żart ;)

Słyszałem kiedyś, że ktoś czytając Pismo Święte natrafiwszy na Księgę Kapłańską chciał ją pominąć, bo to tylko opisy przepełnione krwią, tłuszczem i drobiazgowymi wytycznymi. Coś w tym jest, ale to szalenie krzywdzące dla księgi uproszczenie. Paradoksalnie (słowo zapożyczone z „Bożych paradoksów” :), ta księga rzuca cenne światło na Mękę i Śmierć Pana Jezusa, Który stał się ofiarą przebłagalną za nasze grzechy. Co to znaczy „przebłagalną”? No właśnie, warto o tym poczytać w Księdze Kapłańskiej (Kpł 4-5). Tych analogii możemy znaleźć wcale niemało. To są jednak tematy na inną opowieść.

Chciałbym Wam dzisiaj zaproponować krótką refleksję na temat świętości, o której bardzo dużo czytamy w powyższej księdze. Uważny czytelnik bez trudu, szczególnie w rozdziałach 17-26, znajdzie charakterystyczne sformułowanie lub jego parafrazę: „Bądźcie świętymi, bo Ja jestem święty, Pan, Bóg wasz!” (Kpł 19,2). Sam Pan zachęca, wręcz nakazuje nam, dążenie do świętości, której On Jest niedoścignionym Ideałem. Czyż to dla nas póki co ziemian, nie za wysokie progi?

Pozwólcie, że będzie teraz trochę sentymentalnie. Akurat rozpoczyna się nowy rok szkolny, to będzie trochę na czasie. Nawiasem mówiąc przyznam, że wcześniej nie planowałem, iż ten wpis pojawi się dopiero na początku września, bo jak wiecie, zrodziła się seria Pan Bóg na wakacjach. Duch Święty ma tu jednak pewnie jakieś Swoje opatrznościowe plany.

W kontekście tematu świętości nasuwa mi się skojarzenie z... salą, gdzie odbywały się lekcje fizyki w moich czasach gimnazjalnych. Na jednej ze ścian wisiał obrazek, na którym można było dostrzec trzy wybitne postacie – o ile dobrze pamiętam, z jednej strony był to Albert Einstein, z drugiej Isaac Newton. Najbardziej tajemniczy był jegomość w środku; tajemniczy, bo bez twarzy... Dlaczego? Odpowiedź nasunie się sama, gdy dodam, że na korpusie (lub na głowie) centralnej postaci był wymowny napis (być może parafrazuję, ale sens jest ten sam): Tu możesz być Ty. Prawda, że motywujące? Ja wybrałem co prawda inną drogę i fizykiem nie zostałem (dlatego m.in. wolę pisać dla Was blogi :), ale co powiecie na coś podobnego w kontekście świętości – Ty możesz być świętym? Ja w to wchodzę, a Wy?

W związku z powyższym wyobrażam sobie analogiczną scenę przykładowo na jakimś malowidle w kościele. Oto widzimy przy Panu Bogu i Matce Najświętszej, wśród aniołów, rzesze świętych i błogosławionych. Oto rozpoznajemy wielu z nich. O, tu na przykład św. Jan Paweł II; o, a tu św. Mikołaj (ale nie ten krasnal z przedświątecznych hipermarketów). A pomiędzy nimi jakiś jegomość św. Anonim z napisem – tu możesz być Ty. Ja, chyba żartujesz – ktoś powie – gdzie mnie tam szukać wśród takich „niebiańskich sław”?

Św. o. Kolbe mawiał (lub pisał) podobno, że musi być świętym jak największym. W orędziu na Światowe Dni Młodzieży w 1999 r. św. Papież Polak pisał: „Bóg […] pragnie, aby wszyscy byli święci! Młodzi Przyjaciele, miejcie świętą ambicję być świętymi, tak jak On jest święty!”. Nota bene, czy dostrzegacie aluzję do Księgi Kapłańskiej? Wszyscy znamy zapewne słynną piosenkę Arki Noego o tym, że każdy „może świętym być”? Czy wierzysz w to?

Ktoś może zarzuci, że to przecież przejaw pychy, tak się pchać rękami i nogami do nieba. Nie, moi drodzy, to nie żadna pycha, ale jak znakomicie ujął to nasz Papież – „święta ambicja”. Pokusa szatańska stara się nas nakłonić do pozostania na minimalizmie i życia na co dzień przeciętnością, aby przypadkiem zbyt łatwo nie dostać się do nieba. My musimy zaufać Bogu, nie własnym siłom i żyć nie lękliwym przypuszczeniem, ale najpewniejszą pewnością, że z Nim na pewno wygramy życie i dostaniemy się tam, gdzie nasze miejsce, czyli do Królestwa Niebieskiego. Może przerażają nas nieraz nasze słabości i upadki, które być może idą już w setki lub tysiące, gdyby tak dobrze policzyć. Mimo wszystko głowa do góry!!! Z Jezusem damy radę!!! Musimy starać się działać tak, jakby dostanie się do nieba zależało tylko od nas, ale musimy ufać Bogu tak, jakby wszystko zależało od Niego (parafraza myśli św. Augustyna z Hippony). Coś w tym jest...

Na koniec dzisiejszego pochylania się nad Listem od Pana Boga pragnę zostawić siebie i Was z kilkoma pytaniami:


Co jest dla mnie priorytetem – świętość czy doczesność? Czy rozpoznałem już „Mojżesza”, poprzez którego Pan chce mnie prowadzić ku Ziemi Obiecanej, ku Niebu, czy może jeszcze trwam w swojej niewoli grzechu, w swoim „Egipcie” (więcej na ten temat we wpisie nr 6 z tej serii: #6 Tylko nie zawróć do „Egiptu”! (Wj 16))? Czy gdyby dziś, teraz, Pan powołał mnie do Siebie, byłbym już gotowy na świętość?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz