środa, 5 lipca 2017

#1 Pan Bóg w kościele

Wszyscy chyba pamiętamy tę bardzo znaną scenę z Nowego Testamentu, kiedy dwunastoletni Pan Jezus udał się z Matką Najświętszą i św. Józefem do świątyni na święto Paschy (por. Łk 2,41-50). Zaniepokojeni Rodzice szukali Syna wśród powracających z Jerozolimy pątników, ale ostatecznie okazało się, że odnaleźli Go tam, skąd wyszli, czyli w świątyni, gdzie rozprawiał z nauczycielami. Znamy słowa Jezusa skierowane do Matki Bożej i Jego Opiekuna: „Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?” (Łk 2,49).

Tak sobie myślę, że to wydarzenie jest bardzo dobrym punktem wyjścia do naszych wakacyjnych przygód z Panem Bogiem. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta: Początkiem i fundamentem relacji ze Stwórcą, zarówno wtedy, gdy zgubiliśmy Go całkowicie, jak i wtedy, gdy pragniemy lepiej Go poznać poprzez różnorodne Jego stworzenia, jest zawsze świątynia. Tak jest nawet w okresie pozornie luźniejszym i mniej obfitym w kościelne wydarzenia jakim są wakacje; stare przysłowie mówi nawet, że po Bożym Ciele ksiądz niepotrzebny w kościele... To właśnie w świątyni, czyli w tym, co najbardziej należy do Boga, trzeba się z Nim spotykać i dopiero stamtąd można z podniesioną głową i szeroko otworzonymi oczyma wiary, ruszyć w świat, z Jezusem w sercu przyjętym w Komunii Świętej.

My mamy czasem taką ludzką przywarę, że lubimy rozpoczynać poszukiwania wszędzie, ale nie w Domu Bożym. Co gorsza, szukamy Jezusa może nawet w tym, co nie należy do Jego Ojca, w czymś co jest złe i nijak się ma do wiary. Może wtedy nie tyle szukamy Jezusa, co po prostu szczęścia, ale jakże je znaleźć, skoro tylko Pan obdarza prawdziwym szczęściem. I tak właśnie niektórzy łudzą się, że będą szczęśliwi w grzesznych związkach, w nieprzyzwoitych uciechach, w oszustwach i kłamstwach na szeroką skalę zapewniających krótkotrwałe zyski. A potem w obliczu życiowych dramatów przychodzi często refleksja i wyrzut w stronę Boga. A Jezus odpowiada niezmiennie i z prostotą: „Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?”. Jakie to proste, prawda?

Może nawet niejednokrotnie wyrzucamy Panu, że gdzieś się nam zgubił, a my nie możemy Go znaleźć. Być może jednak nie jeden raz, to nie Pan Jezus się gubi, ale właśnie my zawieruszamy się gdzieś w pogmatwanych kolejach naszego życia. Wtedy sam Pan wychodzi, aby nas szukać, choć my uparcie bawimy się w chowanego. Czasami wystarczy tylko pozwolić Bogu się znaleźć. Innymi słowy: odpowiedzieć na Jego Miłosierdzie. Ileż jest na świecie sytuacji już na tyle dramatycznych, że jedynym ratunkiem wydaje się krzyk pełen ufności w stronę Pana: „Boże, Tatusiu, znajdź mnie, bo ja sam już nie mogę się odnaleźć!”.

Są wakacje, więc w tej serii będziemy robić tylko proste rzeczy, ale najczęściej, a może nawet zawsze, takie są najskuteczniejsze w poznawaniu Pana Boga i odnajdywaniu Jego śladów w otaczającym nas świecie.

Nie zapomnijmy zatem o niedzielnych i świątecznych Mszach Świętych w okresie wakacyjnym. Warto wybrać się także przynajmniej od czasu do czasu w jakiś dzień powszedni, może na nowennę do Matki Bożej Nieustającej Pomocy w środę lub jakiś inny dzień. Pamiętajmy o codziennej modlitwie (może przynajmniej kilkuminutowej adoracji Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie) i systematycznym korzystaniu ze sakramentów. Wakacje to także doskonały czas, żeby wybrać się do jakiegoś sanktuarium i w szczególny sposób doświadczyć Bożej obecności w tych wyjątkowych miejscach, gdzie w jakiś niecodzienny sposób przejawia się Jego Moc i Miłość.

Czy mocno wierzę w obecność Pana Jezusa w tabernakulum w Jego kościołach?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz