sobota, 2 lutego 2019

#9radośnik Prosto i bez skrajności

„Potrzeba mało albo tylko jednego” (Łk 10,42)

„Zachowaj spokój serca i bądź cierpliwy” (Syr 2,2)



Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus i Maryja zawsze Dziewica!

Moje Drogie i moi Drodzy!


Bardzo dobrze się składa, że to właśnie na Radośniku dane nam jest rozpocząć, w co gorąco wierzę, kolejną setkę blogowych wpisów. Jak wiecie albo nie, 19 stycznia ukazał się okolicznościowy wpis nr 100 z wyjątkowym gościem. Zerknijcie sobie tam. A zatem bardzo się cieszę, że wspólnie możemy zgłębiać Boże Słowo i przede wszystkim uczyć się wedle niego żyć.

Tak się składa, że dzisiaj 2 lutego, czyli dzień Ofiarowania Pańskiego (Matki Bożej Gromnicznej), gdy już, można tak powiedzieć, na dobre w tym "sezonie" zamykamy okres Bożego Narodzenia, choć w liturgii stało się to już w niedzielę Chrztu Pańskiego. Umilkną kolędy, ostatnie podsuszone choinki opuszczą gościnne domy i zacznie się prawdziwie szara rzeczywistość. A czas biegnie szybko i ani się obejrzymy, na nasze głowy posypie się równie szary popiół w czasie nabożeństw Środy Popielcowej. Właśnie w całym tym kontekście chciałbym, żebyśmy dzisiaj zatrzymali się chwil kilka nad dwoma aspektami radości, które, myślę, są bardzo ważne właśnie w takich okolicznościach.



Czy radowaliśmy się kiedyś z powodu wypicia herbaty...? fot. Myriams-Fotos, Pixabay.com

Pierwsza cecha radości, której się dziś przyjrzymy, powiązana jest nieco z dwoma innymi wpisami na Biblijnym Rabanie: Teolog w piaskownicy i Zbawienny infantylizm. Nasunęła mi się ona na podstawie zasłyszanego kazania znanego kaznodziei - ks. Piotra Pawlukiewicza. Otóż ks. Piotr jako kleryk, nabuzowany świeżo zdobywaną wiedzą teologiczną, miał w zwyczaju, że przybywając na adorację Najświętszego Sakramentu zaczynał ją od wzniosłych, teologicznie głębokich formuł, np.: "O, Jezusie w łonie Boga Trójjedynego! Zbawicielu wszechmocny i Panie wielki, itd." Któregoś jednak razu usłyszał w sercu: "Piotrze, nie musisz mi mówić, kim Ja jestem, bo Ja to wiem. Ty po prostu bądź ze Mną, a Ja z Tobą". Proste, prawda? I to jest właśnie to.

Wydaje się, że aby nasza chrześcijańska radość była prawdziwa i autentyczna, musi mieć coś z entuzjazmu i świeżości wiary pasterzy, a mniej winna przypominać skostniałe i nabrzmiałe solidną teologią umysły faryzeuszy i uczonych w Piśmie. Nie oznacza to, że wiedza teologiczna jest nie w porządku; wręcz przeciwnie - pomaga nam ona lepiej poznawać Boga. Niemniej jednak musimy uczyć się pewnego paradoksu: żeby nasze chrześcijaństwo miało możliwie najwięcej z prostoty i takiej autentycznej, dziecięcej radości, a jednocześnie z takąż radością przyjmowało prawdy dogmatyczno-teologiczne.

To jest jedna sprawa powiązana z inną. Prócz tego, że nasza radość winna być prosta, musi być też wyważona. Czasem nam się może wydawać, że skoro już jesteśmy tymi chrześcijanami, to w takim razie będziemy na co dzień przeżywać duchowe wzloty i ekstazy. Czasami może nawet w nieco wypaczony sposób odczytamy życiorysy jakichś świętych, których życie było rzekomo niekończącymi się "ochami" i "achami" - z głową w chmurach bez stąpania twardo po ziemi. Jesteśmy nierzadko jak Apostołowie na Górze Tabor, którzy najchętniej by tam zostali, a tu trzeba było wracać do codziennych spraw.

Z drugiej strony grozi nam zgoła odwrotna postawa - przesiąknięcie na wskroś szarzyzną codzienności. W takiej sytuacji każdy dzień może być egzystencjalnym kieratem, gdzie próżno szukać radości, bo dzieci, praca, markotny mąż czy niewdzięczna żona, itp... Przed taką postawą trzeba nam się bronić do upadłego (kiedyś mówiliśmy sobie już trochę, jakie konkretnie kroki podjąć w tym względzie).

A zatem radość naszej wiary winna być prosta i wyważona, nieprzypominająca choroby afektywnej dwubiegunowej. W tym zaburzeniu chora osoba przeżywa na przemian okresy euforii, a potem dotkliwej rozpaczy. Nie znaczy to, że mamy się chorobliwie bać wielkiej radości i dojmującego smutku (bo to też są na swój sposób wielkie łaski, choć czasem trudne), ale za każdym razem musimy powracać do stanu równowagi i takiego pokoju ducha, który w wierze jest bardzo ważny.

Wracając do dzisiejszego dnia Ofiarowania Pańskiego, można by popaść w mały duchowy marazm, bo to przecież kończy się czas kolorowych świecidełek, a już za kilka tygodni rozpocznie się fioletowy okres Wielkiego Postu, a więc dość poważny czas zadumy. A tymczasem potrzebna nam jest duchowa stabilność w radosnej, prostej, dziecięco ufnej wierze. I nie chodzi tutaj w żadnym wypadku o kultywowanie w swoim życiu zasad stoicyzmu czy szukanie równowagi w dalekowschodniej medytacji. To są pułapki, a prawdziwy spokój ducha w radosnej wierze daje tylko Chrystus.



Słynny poemat: "Dezyderata"; abstrahując od szczegółów, można z niego wynieść wskazówki pod kątem naszego dzisiejszego tematu


Cytat na dzisiaj: 


"Szczęście: nie uważać zwykłych zmartwień za katastrofy" (Andre Maurois)

Jak rozumiecie powyższy cytat, szczególnie w kontekście naszych dzisiejszych rozważań? Co Ty osobiście o tym sądzisz? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz