środa, 9 sierpnia 2017

#11 Pan Bóg nad wodą

We wpisie poświęconym szukaniu Pana Boga na łące (#9 Pan Bóg na łące) powiedzieliśmy sobie, że słowo „łąka” występuje 6 razy w Piśmie Świętym. Oczywiście ja nie wertowałem Biblii stronica po stronicy, aby wyszukać wszystkie łąki; skorzystałem z opracowania, które specjalista w tej dziedzinie i fachowiec przygotował dla nas, a które zwie się konkordancją. Zainteresowanych tym tajemniczo brzmiącym, solidnych rozmiarów dokumentem odsyłam do Wokół Biblii.

O ile łąki nie są zbyt liczne w Biblii (rzecz jasna z językowego punktu widzenia), o tyle słowo klucz na dzisiaj – woda – obficie płynie z kart Pisma Świętego. Wspomniana konkordancja podaje, że znajdziemy aż 671 (!) fragmentów, gdzie to słowo występuje. Dowodzi to poniekąd niezwykle bogatej symboliki, jaką posiada woda. Nie mam zamiaru w wakacje katować Was tego typu teoretycznymi informacjami; wszak nie wypada. W związku z tym plecak na ramię, dobre buty na nogi i ruszamy, poszukać Pana Boga tym razem nad wodą ogólnie rozumianą – wielu z nas przecież spędza wakacyjne dni nad morzem, jeziorem, rzeką, może stawem czy strumykiem. Wiele jest opcji, ale wszędzie można spotkać Boga Jedynego w Trójcy Przenajświętszej.

Skoro mowa o spotkaniu z Panem nad wodą nie wiem jak Wam, ale mnie od razu przychodzi do głowy kilka szczególnych miejsc w Ewangeliach. Można tu wspomnieć chociażby chrzest Jezusa w rzece Jordan; spotkanie Mistrza z rybakami, którzy potem zostali Apostołami; burzę na morzu, którego spienione fale Pan uciszył i wiele innych, mniej lub bardziej znanych. Mnie jednak wyjątkowo porusza zdarzenie powszechnie znane, ale jakże wymowne w kontekście tematyki, którą się dziś zajmujemy. Chodzi o 4 rozdział Ewangelii wg św. Jana.

Jest tam mowa o nietypowym spotkaniu. Nie będę szczegółowo opisywał tej perykopy; dla przypomnienia odsyłam do lektury czwartej Ewangelii. Postawmy siebie na miejscu owej Samarytanki, która przyszła do studni, aby naczerpać wody. A może jest nawet tak, że w gruncie rzeczy jesteśmy bardziej do niej podobni niż nam się wydaje? Może być wszakże tak, iż na skutek naszych własnych błędnych decyzji z przeszłości, własnego wyboru lub na skutek potępiających opinii innych osób, staliśmy się taką Samarytanką. W oczach tych rzekomo superpobożnych i arcyporządnych chrześcijan nie zasługujemy choćby na najmniejszy gest życzliwości (zachęcam do poczytania więcej w tej tematyce np. we wpisie Zły święty" i dobry łotr). I tak sobie żyjemy z piętnem naszej przeszłości lub nawet co gorsza, naznaczeni obecnym grzechem, z którym nie chcemy zerwać.

Pewnego dnia ni stąd, ni zowąd napotykamy na drodze naszego życia Kogoś, Kogo najmniej lub w ogóle nie spodziewaliśmy się spotkać. Skoro ludzie nas nienawidzą albo nawet my sami już siebie mamy dość, co w takim razie On – Święty i Nieskończony – może chcieć od nas?

Biblia mówi, że przed spotkaniem z kobietą samarytańską „Jezus zmęczony drogą siedział sobie przy studni” (J 4,6). Tak sobie myślę, że to fizyczne zmęczenie Jezusa nie jest tutaj kluczowe. Tekst natchniony chce prawdopodobnie nakierować naszą uwagę na to, że Bóg robi co może, ile się da, żeby tylko odszukać zbłąkane dusze, które dobrowolnie czy też nie, ale dawno już znalazły się w swojej „Samarii”, odrzucone przez wszystkich i zepchnięte w niepamięć. I skoro tylko Pan napotyka taką „Samarytankę” prosi: „Daj Mi pić!” (J 4,7). Innymi słowy: zaspokój moje pragnienie Ciebie, twojej duszy, twojej miłości, ukochana córko, umiłowany synu! Czyż nie takie pragnienie miał na myśli Jezus, wisząc na krzyżu... (por. J 19,28). Podobnie możemy sparafrazować odpowiedź ewangelicznej Samarytanki: „Jakżeż Ty będąc Bogiem, prosisz mnie, najgorszą grzesznicę/najgorszego grzesznika, bym Ci dała/dał się napić” (par. J 4,9)? Mistrz w wierszu 10 wspomina o wodzie żywej i jego marzeniem jest, aby „Samarytanka” (grzesznica, grzesznik) poprosiła o taką wodę. Myślę, że skoro Jezus prosząc o wodę, może mieć na myśli pragnienie miłości ze strony człowieka, to w takim układzie wodą żywą będzie Boża Miłość, nieskończona i pełna. A zatem Jezus prosi o niewiele, o mały gest miłości, a daje wszystko, tę wielką Miłość. Czyż to nie piękne?

„Panie, nie masz czerpaka, a studnia jest głęboka” (J 4,11) – tymi słowami zwróciła się następnie kobieta do Pana. Może w nas – niegodnych i poranionych – na skutek niespodziewanego spotkania z Jezusem rodzi się podobne pytania: Panie, studnia mojego życia, mojej nędzy, rozpaczy i upodlenia, mojego grzechu jest głęboka. Jakże więc poradzisz sobie z moją słabością i bezsensem życia? Czy nawet Ty jesteś w stanie naczerpać ze mnie wody miłości, skoro nikt mnie nie kocha ani ja siebie już nie kocham? Kobieta usłyszała odpowiedź Jezusa: „Każdy, kto pije tę wodę, znów będzie pragnął. Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody wytryskającej ku życiu wiecznemu” (J 4,13-14). Spróbujmy te słowa odczytać symbolicznie: Każdy, kto żyje tylko według ziemskich miłostek, namiętności i pożądliwości, znów będzie pragnął. Kto zaś przyjmie moją Miłość, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz owa Miłość, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody wytryskającej ku życiu wiecznemu”. Czyż w takiej interpretacji nie ma ziarenka prawdy?

Wiemy, że w pewnym momencie Jezus wydał Samarytance niewygodne polecenie: „Idź, zawołaj swego męża i wróć tutaj!” (J 4,16). Okazało się, że kobieta miała już pięciu mężów, a obecny tak naprawdę nie był jej. Mniej lub bardziej świadomie Samarytanka przyznała się do prawdy. Czego nas uczy ten epizod? Myślę, że uczy nas odpowiedzi na Bożą Miłość. Owa Miłość jest bezwarunkowa i darmowa, lecz aby przemieniała nasze życie, musimy oddać Panu nasze grzechy i słabości, otwierając się na Boże Miłosierdzie i przebaczenie. Nie może to być coś w rodzaju: „Boże, ja to jestem skończony grzesznik i nie wierzę, że Ty możesz coś dobrego jeszcze ze mną zrobić” (postawa zakrawająca na grzech przeciwko Duchowi Świętemu...). Tu potrzeba innej postawy: „Boże, wiem, że jestem słabym grzesznikiem i nie umiem prawdziwie kochać, ale oddaję Tobie moją słabość i ufam w Twoją Miłość; otwieram się na nią bezgranicznie”.

Warto zatem, abyśmy przebywając w trakcie wakacji nad wodą pomyśleli, jak to jest w naszym życiu. A jeśli jesteśmy taką „Samarytanką” może warto wybrać się do jakiejś duchowej „studni”, gdzie najprawdopodobniej Jezus już czeka na najmniejszy gest dobrej woli z naszej strony.

Gdy Mistrz kończył tę niezwykłą rozmowę, wrócili Apostołowie (poszli bowiem zakupić żywności) i zachęcali Go do jedzenia. Zmęczony Jezus, i zapewne po ludzku też głodny, udziela im zaskakującej odpowiedzi: „Moim pokarmem jest wypełnić wolę Tego, który Mnie posłał, i wykonać Jego dzieło” (J 4,34). Jakże nie odpowiedzieć na Miłość Boga, który niczego tak nie pragnie jak zbawienia człowieka, co jest podstawą i najgłębszym pragnieniem Stwórcy?


Czy pamiętam, że Jezus może zamienić wodę mojej niedoskonałej miłości w wino prawdziwej Bożej Miłości, jeśli tylko mu zaufam?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz