„Tymczasem przenoś moją duszę utęsknioną (...), do tych łąk zielonych, szeroko nad błękitnym Niemnem rozciągnionych” – chyba niewielu jest w Polsce takich, którzy przynajmniej nie słyszeliby tych słów. Myślę jednak, że większość z nas choćby intuicyjnie łączy ten tekst z „Panem Tadeuszem” Adama Mickiewicza i robi to słusznie; wszak zacytowałem przed chwilą fragment arcysłynnej inwokacji naszej epopei narodowej.
Wydaje mi się, że owo przenoszenie duszy utęsknionej na łąki zielone to doskonała podstawa dla naszej kolejnej wakacyjnej wyprawy w poszukiwaniu śladów Pana Boga. Tym razem wybierzemy się właśnie na łąkę. Niekoniecznie musimy dostać się hen nad Niemen, ale wystarczy mała wycieczka na pobliską łąkę, która może się okazać wcale nie gorsza od tych „szeroko nad błękitnym Niemnem rozciągnionych”.
Jak wiemy łąki porastają wzgórza i doliny, w lesie mogą tworzyć polany, czyli tereny pozbawione drzew i porośnięte trawą w obrębie lasu. Nasze życie może nieraz przypominać pobyt na pięknej łące gdzieś na wzgórzu, porośniętej cudnymi, pachnącymi kwiatami. Wtedy serce aż rwie się w stronę Pana Boga, zdajemy się go namacalnie doświadczać w naszej codzienności, przemawiającego poprzez swoje stworzenia. Jednakże czasami możemy się czuć zgoła odmiennie, niczym życiowi rozbitkowie, leżący gdzieś w dolinie na jakiejś paskudnej łące, na samym dnie życia, pośród bardzo skąpo rosnących traw i chwastów, a może nawet ta łąka nie przypomina już samej siebie, lecz jest zwyczajnym pustkowiem. I co wtedy, jak w takiej sytuacji doświadczyć Bożej obecności?
Przede wszystkim musimy pamiętać, że sami raczej nie podołamy wyzwaniu, jakim jest wydostanie się z tego paskudnego położenia. Trzeba nam wówczas zaprosić do naszego życia Pana, który jest Dobrym Pasterzem i zaprowadzi nas na zielone pastwiska, gdzie będziemy mogli paść się do woli, bezpieczni u Jego boku. O tym mówi jeden z najsłynniejszych psalmów oznaczony numerem 23 (por. Ps 23(22)).
Biblijna konkordancja (alfabetyczny spis, np. wyrazów, obecnych w Biblii), czyli bardzo, ale to bardzo obfita w stronice księga (ta, z której ja korzystałem pod redakcją ks. J. Flisa (wyd. Vocatio) ma ponad 2000 stron...), wylicza sześć miejsc w Piśmie Świętym, gdzie użyto słowo „łąka”. Ja chciałbym teraz przywołać Iz 30,23, gdzie napisano: „On (Pan) użyczy deszczu na twoje zboże, którym obsiejesz rolę, a chleb z urodzajów gleby będzie soczysty i pożywny. Twoja trzoda będzie się pasła w owym czasie na rozległych łąkach”. Jest to niejako z jednej strony opis pełen nadziei dla Żydów, którzy choć na skutek swych występków doświadczyli Bożych kar, to jednak przyjdzie czas, że powrócą do swego Pana, a On ulituje się nad nimi. Z drugiej zaś strony fragment Księgi Izajasza przywołuje wizję czasów mesjańskich, gdy nie będzie już płaczu ani smutku, lecz prawdziwy, wieczny dobrobyt.
W tekście o górach (#5 Pan Bóg na górze) wspominałem, że w jednym z późniejszych wpisów przywołamy raz jeszcze małe, niepozorne istoty górskie (cudne kwiaty, małe zwierzątka, itp.). Oczywiście nie muszą one być obecne tylko w górach, bo przecież na łąkach nie brak „kudłatych i łaciatych, pręgowanych i skrzydlatych, kwitnących i pnących; tych, co skaczą i fruwają”. W tym kontekście chciałbym się odwołać do kluczowego tekstu z Ewangelii z punktu widzenia naszych dzisiejszych pomyślunków. Chodzi o Łk 12. Pan Jezus mówi tam, aby zbytnio nie troszczyć się o rzeczy materialne i o przyszłość. Wiemy, że całkowita beztroska nie jest mile widziana, ale Pan uczy właściwego podejścia. Skoro my, ludzie, jesteśmy ważniejsi niż ptaki i wszystkie inne stworzenia i skoro wszystkie włosy na naszych głowach są policzone, nie mamy się czego bać. Czasami w praktyce trudno jest uwierzyć w te słowa, zwłaszcza w dobie konsumpcjonizmu. Spróbujmy może przebywając wakacyjnie na łące szczególnie zamyślić się nad słowami Pana Jezusa: „Jeśli więc ziele na polu, które dziś jest, a jutro do pieca będzie wrzucone, Bóg tak przyodziewa, o ileż bardziej was, małej wiary!” (Łk 12,28).
Tak mi się wydaje, że my w naszym zagonionym życiu często przypominamy ludzi, którzy bez opamiętania uganiają się po autostradach i drogach za przemijającymi sprawami, a niejednokrotnie biorą udział lub, nie daj Boże, giną w bezsensownych wypadkach, których jadąc wolniej można by uniknąć. A bardzo często Pan Bóg czeka na nas, gdzieś tam na łączce usłanej kwiatami i wszystkim co na ziemi najpiękniejsze i żebrze naszej miłości. Mówi: „Córko moja, synu mój, zatrzymaj się choć na chwilę przy Mnie; nie pędź tak, przyjdź do Mnie, Ja Cię pokrzepię i zatroszczę się o ciebie bardziej niż ty sam o siebie jesteś w stanie się zatroszczyć”.
Aby snuć tego typu refleksje niekoniecznie trzeba beztrosko wylegiwać się na łąkach, ale warto udać się choćby na pielgrzymkowy szlak, co jest szczególnie aktualne z racji niedawno rozpoczętego miesiąca sierpnia. Wtedy trzeba nieraz pokonywać wiele kilometrów dziennie, ale z kolei postoje są doskonałą okazją do zregenerowania sił np. siedząc lub leżąc... na łące. Pielgrzymkowe wędrowanie uczy właściwego podejścia do podróżowania, do przemierzania dróg życia. Wszak musimy iść, musimy kroczyć naprzód, ale zawsze trzeba mieć w perspektywie cel najważniejszy – Niebo, a czasami warto odetchnąć na moment i zatrzymać się na jakiejś życiowej łące, aby nabrać sił przed dalszą podróżą.
Czy na mapie mojego życia zaznaczone są jakieś łąki czy tylko autostrady prowadzące jedynie do pieniądza, jako bożka, u celu?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz