Historia pewnej niewiasty
Czas szybko biegnie i wakacje (stety niestety) też... Już 12 sierpnia i zarazem 12 wpis z naszej wakacyjnej serii. W poprzednim wpisie, jak wiemy (a Tych, którzy nie wiedzą do niego odsyłam - #11 Pan Bóg nad wodą), wybraliśmy się nad wodę, aby tam poszukać Pana Boga i troszkę poszperać po Biblii za wskazaniami, jak szukać Stwórcy, powiedzmy, w wodnej rzeczywistości. Teraz gorąco zachęcam do zapoznania się z opowieścią wakacyjną, nawiązującą tym razem oczywiście do wody. Będzie trochę o pielgrzymowaniu, a to dobrze się składa, bo przecież mamy miesiąc ku temu szczególny. Nie jest to historia prawdziwa, ale można chyba powiedzieć, że oparta na faktach. Zresztą zobaczycie sami.
Dość wstępów, czas na gawędę!
Wiele lat temu, w pewnej polskiej miejscowości żyła bardzo pobożna kobieta. Generalnie cała osada odznaczała się głęboką wiarą i oddaniem Panu Bogu. Wspomniana niewiasta miała nie tylko dość poważne problemy zdrowotne, ale także doskwierał jej pewien problem z religijnością, ale to okaże się później.
Kobiecina co roku udawała się na kilkudniowy odpust do oddalonego około 15 kilometrów sanktuarium. Szła zazwyczaj z małą grupką pątników. Pytana przez innych o przyczynę jej tak wielkiej gorliwości i niezłomności w pielgrzymowaniu niezmiennie odpowiadała:
- Idę zaczerpnąć świętej wody z tego słynnego źródełka. Ta woda posiada jakąś tajemną moc i jest podobno cudowna. Wierzę, że mnie uleczy.
Raz po raz ktoś ironizował w rozmowie z nią wskazując na to, że kobieta chodzi na odpusty rok w rok i jakoś chyba nic się nie poprawia w jej zdrowiu. Ona sfrustrowana odpowiadała, że i tak wierzy w magiczną moc uzdrawiającej wody.
Również i tego roku pobożna niewiasta po przybyciu do sanktuarium pobiegła co prędzej do cudownego źródełka, aby naczerpać jak najwięcej wody. Każdego dnia odpustu zaopatrywała się w dwie lub trzy butelki wody i spędzając noc w domu pielgrzyma nacierała bolące miejsca uzdrawiającą cieczą.
Pod koniec tygodniowego odpustu jacyś młodzi pielgrzymi, którzy przybyli do sanktuarium w jej grupie, widząc bezowocność zabiegów kobiety, która poprzedniego dnia naczerpała już aż sześć butelek wody święconej, a ciągle z jej zdrowiem nie było ani trochę lepiej, wpadli na paskudny pomysł, aby zrobić jej psikusa. Poszli do pierwszego lepszego kranu ze zwykłą wodą, naczerpali osiem (!) butelek i nie mogąc powstrzymać śmiechu, wręczyli jej z możliwie najbardziej poważnymi minami, zapewniając, że chcieli jej pomóc i specjalnie dla niej przynieśli „święconej” wody, żeby ona nie musiała się męczyć.
Wieczorem przedostatniego dnia odpustu niewiasta jak zwykle w swoim pokoju nacierała bolące plecy i nogi wodą „święconą”. Coś jej jednak w sercu nakazało, aby wylała prawie wszystką wodę, zostawiając sobie jedynie kilka kropli. Rozzłościła się na siebie, że tak „niepobożnie” jej się pomyślało, ale ta myśl nie ustępowała, aż w końcu niewiasta ze złością opróżniła na dworze butelki. Widząc jedynie kilka kropel na dnie jednej z nich, zastosowała je jak każdego dnia.
O dziwo, poczuła jakieś mrowienie i uczucie ciepła na plecach i nogach. Bała się wyprostować i zrobić kilka pewnych kroków (do tej pory chodziła zgarbiona i bardzo ociężale). Gdy jednak znów na skutek jakiegoś wewnętrznego przynaglenia odważyła się to uczynić, nie mogła uwierzyć w to, co się stało. Czuła, jakby ponownie się narodziła i nie odczuwała już żadnego bólu. Już miała pobiec do przyjaciółek pochwalić się tą łaską, gdy wtem stanął przy niej jakiś młodzieniec w bieli, wyglądający na anioła. Kobieta przestraszyła się i padła na ziemię.
Nieznajomy zapytał:
- Czyż wiesz, Komu zawdzięczasz to uzdrowienie?
Ona ochłonąwszy nieco i rozpoznawszy w przybyszu anioła odrzekła w miarę pewnym głosem:
- Oj, tak, wiem, Panie! To ta woda święcona, cudowna, sprawiła ten cud!
Anioł uśmiechnął się z politowaniem i miłością niczym ojciec z małej córeczki, która zaliczyła jakąś prostą wpadkę. Potem powiedział:
- Myślisz, że ta kranówka mogła ci przywrócić zdrowie?
Ona z wielkim oburzeniem i niesmakiem z powodu tego, że święty anioł jest w jej opinii tak „nierozumny”, poczęła mu tłumaczyć i opowiadać o sanktuarium, o swoim pielgrzymowaniu, a nade wszystko o cudownym źródełku.
Wtem wlał w jej serce zrozumienie i poznała przekręt młodych z jej parafii. Ręce jej opadły, bo wprost w jej religijności neurotycznej nie chciało się pomieścić przekonanie o tym, że to była tylko zwykła kranówa. W tym momencie całe swoje żale wylała na żartownisiów, ale przerwał je anioł słowami:
- Może to i żartownisie w sprawach, w których nie powinni sobie żartować, ale z tego ich czynu, Pan wyprowadził dobro, aby cię przekonać, że to nie woda uzdrawia, ale Bóg, który hojnie odpowiada na pełne wiary oddanie się człowieka.
Ona zastanowiła się chwilę, po czym rzekła:
- Trochę rozumiem, ale nie wszystko... Czyli w takim razie całe to pielgrzymowanie i woda święcona są bez sensu? To po co w ogóle księża dopuszczają do tego źródełka, skoro woda z kranu nawet wystarczy?
Z wielką czułością anioł jej odpowiedział:
- Panu Bogu i Matce Najświętszej bardzo podoba się twoje i innych pielgrzymowanie. Co do wody święconej to jest ona wielkim darem, błogosławieństwem i niejako widzialnym wyrazem Bożej łaski. Trzeba jednak najpierw zaufać Bogu, a wtedy stosowanie wody święconej ma wielki sens i jest czymś naprawdę chwalebnym. Bez prawdziwej wiary nawet cysterna wody święconej staje się jakby czystą kranówką, a dzięki wierze, nawet z pomocą jednej kropelki Pan może zdziałać wielkie cuda.
To powiedziawszy anioł zniknął, a kobieta pomodliła się chwilę i poszła się zdrzemnąć. Nazajutrz opowiedziała innym o tym co zaszło. Nie mogli wprost uwierzyć. Szczególnie podziękowała młodym ludziom, którzy zrobili jej psikusa. To oni chyba byli najbardziej oszołomieni tym wszystkim. Gdybyśmy tylko mogli zobaczyć ich miny...
Nasza niewiasta również i w następnych latach sumiennie i gorliwie pielgrzymowała. Zdrowie jej służyło i nieraz szła szybciej niż o wiele młodsi towarzysze. Jednakże gdy wchodziła do sanktuarium nie dreptała już gorączkowo naczerpać wody ze źródełka, ale dziękowała i witała się najpierw z Panem i Maryją. Dopiero potem szła po wodę i stosowała tylko kilka kropli, ale z taką wiarą i miłością, że czuła Boga namacalnie w swoim sercu, który obdarzał ją wieloma łaskami.
Komu bardziej ufam: Panu Bogu czy materii widzialnej?
Podobne zagadnienia znalazły się w dawniejszym wpisie, pierwszym z serii Pochylmy się nad... – Ufamy bardziej Bogu Osobowemu czy przedmiotowi?. Kto jeszcze nie czytał, gorąco zachęcam, aby to uczynić.
A tymczasem dzięki za dzisiaj i mam nadzieję spotkać Was na Biblijnym Rabanie przy okazji następnego wpisu. Oczywiście możecie wpadać tu tak często, jak tylko chcecie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz