sobota, 24 marca 2018

Wielki Post 2018 #6 Z głębi tryska świętość – świadkowie ubóstwa Boga; kapłani ubodzy sercem dla świętości ubogich (rozdziały 6 i 7)

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus i Maryja zawsze Dziewica!

Bardzo się cieszę, że właśnie czytasz szósty odcinek naszych minikonferencji wielkopostnych opartych na „Drodze niedoskonałości” André Daigneault. Czas zatem na rozdziały 6 i 7 naszej lektury.


„Boga można dawać tylko przez odbijanie Jego światła”


Marta Robin

W chrześcijaństwie wiele jest bardzo istotnych kwestii. Wiele jest też dróg, wpisanych w jeden świat Ewangelii, którymi ludzie na przestrzeni dziejów zdobywali świętość. Czytając żywoty świętych odkrywamy, że pomimo różnic charakterologicznych, czasowych i przestrzennych mieli z sobą bardzo wiele wspólnego. Jedną z takich najbardziej uniwersalnych i wyrazistych cech jest świadomość własnej nędzy i słabości. Byli oni błogosławionymi ubogimi w duchu, których ubóstwo napędzało postęp duchowy.


Ja, my, często wolimy być bogaczami ducha, żeby zasługiwać, żeby być kimś, żeby przypodobać się Bogu i ludziom. Tymczasem często jest tak, że Pan Bóg musi solidnie trzepnąć człeka w głowę, nieraz musi go doprowadzić do sytuacji, że już wszystko inne zawodzi i pozostaje On sam. Dopiero wówczas można myśleć o świętości. O. Finet, kierownik duchowy Marty Robin, mówił ponoć: „wszystko leży na ziemi – i bardzo dobrze...” (s. 130, „Droga niedoskonałości”).

André Daigneault po raz kolejny podkreśla, że wszelkie dzieła apostolskie chrześcijanina muszą być przepełnione Ewangelicznym duchem pokory i ubóstwa, muszą prowadzić do odkrycia Boga, bo w przeciwnym razie zatraca się to, co najistotniejsze.

Jezus vs faryzeusze – Jezus kontra bardzo porządni ludzie. Ileż razy w Biblii czytamy, że jednak nie układało się między nimi najlepiej. Jak to jest, że ci, którzy powinni jako pierwsi dostrzec w Jezusie Mesjasza, stali w pierwszym szeregu wśród tych, którzy wydali Go na ukrzyżowanie? Oni nie byli świadkami ubóstwa Boga, woleli „boga”, który jest bogaty w sławę, majestat i piękno. Nie podobał im się Bóg, który chodził do ubogich tego świata.

Czy faryzeusze bali się wolności, którą przynosił Jezus? Czy bali się tego, że Jezus może ich zwolnić z kilkuset przykazań, które tak skrupulatnie spełniali, aby się Bogu i ludziom przypodobać? Czy bali się tego, że ci „gorsi” mogą być w jakikolwiek sposób uznani za lepszych? Tak czy inaczej my także często ulegamy presji pewnego autorytaryzmu apostolstwa, pogoni za uznaniem i władzą nad innymi, a tymczasem Jezus umywa uczniom nogi...

Ileż nieraz formalizmu w naszym postępowaniu (znam to z własnego doświadczenia...), ileż paskudnej, antyewangelicznej biurokracji, ileż bogactwa także tego duchowego. A Kościół ma być jak jego Założyciel – ubogi, a wtedy Bóg najpełniej go ubogaci.

W codziennej praktyce Kościoła można generalnie wyróżnić dwa skrajne nurty – daleko posuniętego liberalizmu i zbytnego sformalizowania (sztywności). Ten drugi trąci faryzeizmem, pierwszy natomiast udaje Ewangeliczny styl życia, podczas gdy w rzeczywistości idzie zbyt daleko i rozmywa się z tym, co jest właściwe dla ducha tego świata, nie dla Ducha Bożego. Oba nurty są bardzo niebezpieczne i trzeba szukać optymalnej, wypośrodkowanej, drogi. „Trzeba nam chrześcijan wiernych doktrynie, ale niosących gorejący ogień” (s. 138) – pisze Daigneault.


Pan Bóg najczęściej unika sztywnych struktur i idzie szukać zagubionych. Duch Święty często działa nieszablonowo. Św. Paweł powie: „to, co biedne, słabe, co jest zerem, co jest szalone w oczach świata – właśnie to wybrał Bóg” (s. 138).


„Gdyby dobry Bóg znalazł kapłana biedniejszego ode mnie, postawiłby go na moim miejscu, aby okazać miłosierdzie grzesznikom”

święty Proboszcz z Ars


Rozdział siódmy naszej lektury wydaje się być skierowany bardziej do kapłanów, ale moim zdaniem możemy wyłuskać z niego wiele także w kontekście osób świeckich.

Maurice Zundel powiedział kiedyś, że „prawdziwa misja to dymisja” (s. 141). W posłudze kapłana, ale i każdego wiernego świeckiego to nie ego, nie dzieła, nie bezpośrednia lub pośrednia dominacja się liczą, lecz Bóg. To tak oczywiste, ale dlaczego tak często o tym zapominamy...

Zdarza się i tak, że czasami to kapłan lub człowiek świecki po przejściach, po zaliczeniu wielu wpadek moralnych, okazuje się niesłychanie gorliwym apostołem. Paradoksalnie (pamiętacie o serii Boże paradoksy? :) nawet z ogromu zła, Pan Bóg potrafi wyprowadzić jeszcze większe dobro. Znakomitym przykładem w tej materii jest o. Adam Szustak OP:




Catherine Doherty – kanadyjska Służebnica Boża Kościoła katolickiego pochodzenia rosyjskiego, miała kiedyś wizję nowych kapłanów, ubogich sercem. Po szczegóły odsyłam do „Drogi niedoskonałości”; nadmienię tylko, że ci nowi kapłani mają być niczym biblijny Dawid, ubodzy i bezbronni, bez „rynsztunku”, ale przez to rozbrajający, którzy są w stanie stawić czoła „Goliatowi”. Solo Dios basta! (Bóg sam wystarczy!) – chciałoby się zakrzyknąć za świętą Teresą Wielką.

Ktoś może widzieć w pokorze i prostocie serca jakąś przeciwstawność w stosunku do fachowej wiedzy teologicznej. Mało tego, że te dwie sfery się nie wykluczają, ale ktoś, kto tak naprawdę posiadł prawdziwą wiedzę teologiczną, jest jeszcze bardziej pokorny i ubogi w duchu, bo o tym jest cała teologia, dogmaty, przepisy, itp. Kto jeszcze nie czytał odsyłam do jednego z wpisów w ramach Bożych paradoksów, gdzie o tym pisałem więcej.

Jeśli sami chcemy przyjmować Boże uświęcenie, jeśli chcemy mieć świętych kapłanów, musimy się modlić, ofiarowywać posty i cierpienia w tych intencjach. Jeśli słyszymy lub czytamy, że jakiś tam kapłan upadł moralnie, jak najszybciej chwyćmy za różaniec, a zobaczymy, że Pan Bóg może z tego wyprowadzić ogrom dobra. Musimy też modlić się o nowych, świętych kapłanów. Bardzo podoba mi się zdanie z naszej lektury: „Do „nowej ewangelizacji” potrzebujemy „nowych ewangelizatorów”, „nowych powołań kapłańskich”” (s. 148). Tak dużo mówi się o nowej ewangelizacji, ale ona nie jest jakimś tak bliżej nieokreślonym bytem, ale to ja, ty, my, świeccy i kapłani, mamy być nowymi ewangelizatorami. Bez tego może być lipa...

Ta nowa ewangelizacja nie może być czymś w rodzaju prężenia duchowych muskułów niczym paraewangeliczny maczo, ale winna być wychodzeniem na bezdroża świata, na wszelkie wąskie drogi, do złamanych serc, a nierzadko i z własnym zranionym sercem. W „Drodze niedoskonałości” czytamy kolejne bardzo piękne słowa: „łzy są ostatecznym przyzwoleniem istoty, która wreszcie zgadza się upaść w swoje człowieczeństwo” (s. 149). Głęboki tekst...

„Bóg wybrał właśnie to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców, wybrał, co niemocne, aby mocnych poniżyć” (1 Kor 1,27). Jakże te słowa są „niedzisiejsze”, „obciachowe”, „bez sensu”... A właśnie, że jest dokładnie odwrotnie! Jeśli świat ma Cię za głupiego i niemocnego, to powinieneś na kolanach podziękować za to Bogu i ruszać w świat z Ewangelią na ustach i czynach.

Dalej André Daigneault przytacza marzenie niejakiego o. Henriego Roy (nazywanego czasem wędrownym Proboszczem z Ars), który pragnął, żeby na świecie było coraz więcej kapłanów ubogich w duchu, „maluczkich dla maluczkich” (s. 151), po prostu świętych kapłanów nowej ery wiary, przemawiających do serc, przedstawicieli odnowionego kapłaństwa, „kapłaństwa Zesłania Ducha Świętego” (s. 152).

Czytając powyższe słowa nasunęły mi się dwa skojarzenia. Po pierwsze nie tak bardzo dawno temu spotkałem się po raz pierwszy z nowym filmem pt. „Szare Anioły”. Opowiada on o zatwierdzonym przez papieża Franciszka zakonie braci Franciszkanów Odnowy posługujących wśród najbardziej pogubionych i po ludzku wydawałoby się zupełnie przegranych ludzi. Obejrzyjcie sobie zwiastun. Naprawdę warto! Jakże ten film jest bliski przesłaniu „Drogi niedoskonałości” André Daigneault!



A drugie skojarzenie, bardzo podobne, dotyczyło pracy misjonarzy w ogóle. Po ludzku ich robota nie ma sensu: po co się spalać dla innych i nie mieć żadnego profitu (czysto ludzkiego) z tego tytułu? Jednak to oni wykorzystują życie na maksa, Żyją i pomagają innym Żyć, a nie tylko wegetować. Zerknijcie na poniższy filmik. Gorąco zachęcam!




Zakończmy dzisiaj jeszcze jednym cytatem z André Daigneault: „Chodzi o to, by nowy kapłan stał się „mistykiem”, bowiem dobrem nie jest coś, co należy zrobić, ale dobrem jest Ktoś, kogo należy kochać” (s. 153). Myślę, że te słowa możemy odnieść także do każdego człowieka, także do świeckiego, do mnie i do ciebie.

No, moi Drodzy, przed nami już tylko jedno spotkanie w ramach naszych tegorocznych wielkopostnych minikonferencji. Tutaj bardzo ważna informacja! Ukaże się ono na blogu nie w Wielką Sobotę, ale w Wielką Środę (28 marca). Triduum Sacrum to taki szczególny czas i lepiej spędzić go już offline. A zatem w najbliższą środę ukaże się po jednym tekście na dwóch moich blogach. Na Historii nauczycielce życia też będzie dość świątecznie :) Również i tam zapraszam!
Z Panem Bogiem. Pa :)


PS Moja nowizna na Blasting News:



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz