sobota, 1 sierpnia 2020

#37 Pan Bóg a wielka kara za małe przewinienie

Przyszedł czas na drugi tegoroczny odcinek wakacyjnej serii Pan Bóg na wakacjach. Jak być może pamiętacie z pierwszego odcinka tego sezonu >>>, w tym roku zajmujemy się przykładami najtrudniejszych fragmentów Pisma Świętego. Dzisiaj z Księgi Sędziów przenosimy się do Drugiej Księgi Królewskiej. Zachęcam teraz do zapoznania się z 2 Krl 2,23-25.

Mamy tam trzy wersety ukazujące proroka Elizeusza zmierzającego do Betel. W trakcie marszu ku niemu wybiegło kilkudziesięciu małych chłopców, którzy przezywali go "łyskiem". Ta niewinna, do pewnego momentu może nawet nieco zabawna, historyjka przeradza się w budzący grozę dramat. Oto prorok przeklina urwisów w imię Pańskie, po czym z lasu wybiegają dwa niedźwiedzie i zagryzają 42 dzieciaków. Jak rozumieć tę dziwną perykopę...?

fot. Steppinstars, Pixabay.com

Przygotowując się do tego wpisu zerknąłem do wyjaśnienia o. Jacka Salija OP. Dominikanin wychodzi od tego, że szczególnie w tego typu tekstach najważniejszy jest przekaz symboliczny, a nie dosłowna wymowa. Popełnilibyśmy wielki błąd, zawężając tę historyjkę jedynie do prostego wytłumaczenia w stylu: stary człowiek został obrzucony inwektywami przez dzieciaki, po czym się zezłościł i wymierzył im niewspółmierną do winy karę i to jeszcze z Bożą pomocą. Zdecydowanie nie o to chodzi! Musimy pamiętać, że prorok zmierza w kierunku Betel. Znajdowało się tam sanktuarium imitujące autentyczne miejsce wybrane przez Boga, czyli Jerozolimę. Był to zatem ośrodek wypaczający kult Boga, mówiąc brzydko: małpujący ten kult. Kara wymierzona dzieciom jest symbolem zła, które czynią i jednocześnie któremu podlegają ludzie odpowiedzialni za sanktuarium w Betel.


Odczytując powyższy fragment na pewno musimy uwzględnić ówczesne realia i mentalność ludzi Wschodu, dla których symbolika była bardzo ważna. W tym kontekście warto sięgnąć po wpisy z serii "Mitołamacz" >>>.

A może ta historyjka jest dobrym obrazem tego, jak w człowieku, we mnie i w Tobie, wyglądają relacje między dobrem i złem? Większość z nas, a chyba nawet każdy, ma w sobie taką Jerozolimę i takie Betel. Jerozolimą jest wszystko, w czym rzeczywiście Bóg jest najważniejszy, gdzie Jego stawiamy na pierwszym miejscu. Niestety mamy w sobie również Betel, czyli te przestrzenie, gdzie małpujemy przynależność do Boga. Zauważmy, że największa perfidia Betel polegała tak naprawdę nie tyle na jawnym oddawaniu czci nieprawdziwemu Bogu albo co gorsza demonom, ale było to właśnie wypaczone naśladowanie kultu jerozolimskiego, gdzie jednak nie Bóg, ale Jego wypaczona podobizna znajdowała się w centrum kultu.

To jedno, a teraz druga sprawa. Popatrzmy, że naprzeciw Elizeusza nie wychodzą jacyś dorośli mężczyźni lub starcy, lub ktoś w tym rodzaju, ale zadawałoby się - niewinne dzieci, takie trochę urwisy, ale w gruncie rzeczy niegroźne. Jak się jednak okazało, te dzieciaki mogą symbolizować całkowite zepsucie i wypaczenie ideałów, tyle że pod płaszczykiem dziecięctwa. Czyż wielokrotnie zło w nas nie działa w ten sposób? Jestem takie niewinne, sympatyczne, może troszkę dokuczliwe, ale tak "naprawdę" niegroźne. W gruncie rzeczy mam Cię jednak gdzieś - zdaje się mówić zło. Te drwiny chłopców dobrze wyrażają najbardziej perfidne działanie zła, pod płaszczykiem dobra lub czegoś wcale nie tak bardzo złego, epatuje największą nienawiścią do człowieka, jaką tylko istota ludzka może sobie uzmysłowić i jeszcze większą.

A czego w tym kontekście uczy nas prorok? Przede wszystkim bezkompromisowości. Jedyną odpowiedzią człowieka wobec zła jest zdecydowane odrzucenie jego zakusów. Nikt z nas nie może się zgadzać na zło, choćby było z pozoru niewinne: udające dobro (jak sanktuarium w Betel) i/lub niegroźne jak dzieciak.

Ta historyjka pokazuje też pewną autodestrukcję sił zła. Zło w postaci niedźwiedzi niszczy zło symbolizowane przez urwisów. Podczas gdy dobro zawsze rodzi dobro, zło rodzi zło; parafrazując znane powiedzenie: zło pożera własne dzieci.

Podsumowując: opowiadanie o Elizeuszu, dzieciach i niedźwiedziach nie może być interpretowane tylko dosłownie ani tym bardziej jako przejaw wielkiego zła, które rzekomo uczynił Bóg za stosunkowo niewielką przewinę. Historyjka opisuje raczej przejaw myślenia starotestamentowego, które w trosce o Boże sprawy (w tym wypadku cześć Boga Prawdziwego i godność Jego pomazańca - proroka) odwoływało się od czasu do czasu do czegoś, co dzisiaj napiętnujemy jako złorzeczenie. Wiele może nam wyjaśnić Łk 9,51-56. Jest tam mowa o tym, jak Apostołowie Jan i Jakub chcieli zniszczyć ogniem z nieba niegościnne miasteczko samarytańskie. Jezus kategorycznie im tego zabronił. Metodą działania Boga, a Jezus był Bogiem-Człowiekiem, nie jest korzystanie z argumentów siły, ale argumentów Miłości Miłosiernej. Zdecydowaną postawą sprzeciwu trzeba zawsze się wykazywać w kontekście zła i grzechu (które, przypomnijmy, symbolizują w opowiadaniu urwisy), ale nigdy wobec ludzi.

Na koniec możemy powiedzieć, że analizowana dziś opowieść to być może jeden z najsubtelniejszych, a jednocześnie najokrutniejszych opisów walki dobra z obrzydliwie przebiegłymi i zakamuflowanymi maksymalnie siłami zła. To jednak Bóg jest Panem i tylko odwoływanie się do Jego mocy, Jego Imienia, może skutecznie przeciwstawić się złu.

Rosyjska ikona z XVIII w. w Cerkwi Przemienienia Pańskiego na Kiży, fot. wikimedia w domenie publicznej

PS. Gdyby prorok zaczął rzucać w chłopców kamieniami albo odpowiadał inwektywami na inwektywy, mógłby srodze przegrać; podobnie jak my, gdybyśmy zdecydowali się na walkę ze złem samodzielnie, bez Boga. Elizeusz wezwał Imienia Pana i my także musimy czynić podobnie w obliczu zła.

Podobnie jak w przypadku innych materiałów na blogu nie uważam, że jest to jedynie słuszna interpretacja. Mało tego: to jest jedynie owoc niefachowych, subiektywnych przemyśleń, choć jak zaznaczam, wierzę głęboko, że Duch Święty ma w tym udział. Nie jestem biblistą, dlatego nie traktujcie moich przemyśleń jak wyroczni, ale na miarę mojej wiedzy i inspiracji jak wierzę pochodzących od Bożego Ducha, dzielę się z Wami owocem lektury Słowa Bożego. Jednym z moich najważniejszych celów w tym względzie jest w niczym nie sprzeciwiać się nauce Kościoła katolickiego, bo ona jest dla nas katolików nieocenioną wartością.

A co Wy o tej sytuacji opisanej w 2 Krl 2,23-25 myślicie? Bardzo jestem ciekaw Waszych opinii i z góry za nie dziękuję.

Jeśli tylko chcecie wesprzeć rozprzestrzenianie się Bożego Słowa, biblijne rabanowanie, polubcie i polećcie tego bloga innym. Dzięki!



Trzy obecnie najczęściej czytane posty na blogu:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz