Miłosierdzie czy ofiara?
Po przerwie pochylmy się znów nad Drugą Księgą Kronik (poprzedni wpis jej dotyczący można znaleźć klikając w: #2 Pochylmy się nad... 2 Krn 20).
W trakcie tylko pobieżnej lektury Ksiąg Kronik lub tym bardziej bez zaglądania do nich mogłoby się wydawać, że nie mają one w swej treści nic szczególnego; autor opisuje jakichś tam królów, dużo jest imion, miejsc; poza tym księgi powtarzają wiele treści obecnych na kartach Ksiąg Królewskich. Jednakże jednym z głównych celów serii „Pochylmy się nad...” jest właśnie wykazanie poważnego błędu w takim krzywdzącym sposobie rozumowania. Ów cel realizuje się m.in. poprzez cotygodniowe pochylanie się nad jakimś mocno „zakurzonym” fragmentem przede wszystkim Starego Testamentu. Okazuje się, że również w 30 rozdziale 2 Krn znajduje się taka perełka, z pozoru mało znaczący epizod, który mnie do głębi poruszył podczas mojego pierwszego zetknięcia się z tym tekstem.
Akcja dzieje się w drugiej połowie VIII w. przed Chrystusem. Królestwem Judy włada Ezechiasz, trzynasty następca bardziej znanego króla Salomona. Biblia opisuje go jako jednego z najlepszych władców judzkich m.in. ze względu na sukcesy gospodarcze, kulturalne i religijne, objawiające się głównie intensywnym zwalczaniem kultów pogańskich w państwie. Wymownym świadectwem działań władcy na tym polu jest właśnie wydarzenie opisane w 2 Krn 30. Otóż po bardzo wielu latach dopiero król Ezechiasz poczynił wszelkie starania, aby w Judzie odbyto uroczyście święto Paschy, znacznie zaniedbane na przestrzeni dziesięcioleci, a nawet ponad dwustu lat. Pamiętajmy, że w okresie rządów Ezechiasza nie istniało już Królestwo Izraelskie podbite przez Asyrię ok. 722 r. p.n.e., gdy wspomniany władca zaczynał dopiero swoje panowanie w Królestwie Judzkim. Wielu Izraelitów zostało uprowadzonych, ale na podbitych terenach pozostała część ludności wiejskiej i ubogiej, która potem stopniowo wtapiała się w przesiedlone tam w miejsce deportowanych Żydów pogańskie ludy z imperium asyryjskiego (jedna z hipotez mówi, że to właśnie potomkami tych mieszanych małżeństw byli znienawidzeni przez Żydów Samarytanie).
Portret Ezechiasza w Promptuarii Iconum Insigniorum;
źródło: By This image was produced by (...), David Castor (user:dcastor). (...) - Praca własna, Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=7773390
W takich oto warunkach społeczno-politycznych król Ezechiasz wysyła gońców, aby poszli na dawne ziemie upadłego Królestwa Izraelskiego i spraszali garstkę pozostałych tam Żydów na uroczystą Paschę. Trzeba przyznać, że odzew był marny. Przeważnie wysłannicy spotykali się z szyderstwami ze strony zagubionych i zaniedbanych moralnie rodaków. Mimo to kronikarz pisze, że „jedynie niektórzy mężowie z pokolenia Asera, Manassesa i Zabulona upokorzyli się i przyszli do Jerozolimy” (2 Krn 30,11). Za to Żydzi z Południa, z Judy, niemal jednomyślnie dostosowali się do poleceń króla i w konsekwencji zgromadził się w stolicy wielki tłum.
Dalej znajdujemy opis bezpośrednich przygotowań do święta (m.in. rytualne oczyszczanie się kapłanów i lewitów) i centralnych uroczystości. W tym momencie następuje opis szczególnie przejmujący i jakże wymowny: „Wielka (…) część narodu, zwłaszcza wielu z pokolenia Efraima, Manassesa, Issachara i Zabulona nie oczyściła się, jedli bowiem baranka paschalnego niezgodnie z przepisami. Modlił się wówczas za nich Ezechiasz tymi słowami: «Panie, w dobroci swej racz przebaczyć tym wszystkim, którzy szczerym sercem szukali Pana, Boga swych ojców, choć nie odznaczali się czystością wymaganą do [spożywania] rzeczy świętych». Wówczas Pan wysłuchał Ezechiasza i przebaczył ludowi” (2 Krn 30,18-20).
Tak wiele się mówi i pisze, że Bóg Starego Testamentu jest mściwy, nielitościwy, nieskory do okazywania miłosierdzia, niemal bombardujący swój lud niezliczonymi wręcz nakazami i zakazami, od których niewielkie nawet odstępstwa są przez Niego karane nad wyraz surowo. Powyższy fragment mówi jednak coś zupełnie innego. Formalnie lud spożywający baranka niezgodnie z Prawem powinien być ukarany. Bóg patrzy jednak w pierwszej kolejności nie na literę prawa, ale serce człowieka. Oczyma wyobraźni można dostrzec biednych Izraelitów z Północy, którzy w odróżnieniu od wielu braci, szukali Boga, pragnęli Go spotkać, dlatego przyszli na Paschę; spożywali baranka świątecznego, choć nie byli do tego rytualnie przygotowani. Nota bene nie chodzi o to, że specjalnie byli nieprzygotowani, ale pomimo swojej biedy duchowej i zaniedbania moralnego (wynikającego nie do końca z ich winy) pragnęli zbliżyć się z pokorą do Pana. Ten biedny lud był niczym owce bez pasterza (por. także Mk 6,34-44), dlatego Bóg ulitował się nad Nimi. W oryginale „przebaczył” znaczy dosłownie tyle co „uleczył” (inni tłumaczą też „zachował w zdrowiu”, „ocalił”). Zatem Bóg nie tylko nie karze ludu, ale raduje się z otwartości ich serc, które obdarza uzdrowieniem.
Czy moje życie religijne opiera się tylko na przestrzeganiu prawa czy za najważniejszą uznaję szczerość i otwartość serca? Jak postrzegam Boga – jako drobiazgowego księgowego czy jako Pana, który chce „raczej miłosierdzia niż ofiary” (por. Mt 12,1-7)? Czy zbyt pochopnie nie potępiam tych, którzy nie postępują tak „nienagannie” jak ja? Na ile jestem szczery przed Bogiem, przed bliźnimi i przed samym sobą? Czy moja wiara rodzi we mnie radość z bliskości Boga, czy jest raczej schematem złożonym jedynie z nakazów i zakazów, zza których nie widać już Pana?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz