sobota, 16 grudnia 2017

Adwent 2017 #3 Spotkanie z ubogą wdową (Łk 21,1-4)

Opory, czyli radykalizm potrzebny od zaraz



Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus i Maryja zawsze Dziewica!


Zachęcam do podjęcia naszych tradycyjnych adwentowych kroków przygotowujących do kolejnych spotkań.

A zatem, jeśli tylko masz taką możliwość wyłącz wszystkie inne źródła światła lub pozostaw tylko lampkę i zapal świecę. Pamiętaj, że to pomoże wejść w intymną relację z Panem i sprawi, że mniej będziesz się rozpraszać.



Już jutro zostanie zapalona w kościele trzecia świeca adwentowa...

Teraz modlitwa o światło Ducha Świętego: Duchu Święty, który oświecasz serca i umysły nasze, dodaj nam ochoty i zdolności, by to nasze adwentowe spotkanie z Twoim Słowem było dla nas pożytkiem doczesnym i wiecznym. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen. Przyjdź, Duchu Święty!

Czas na ewentualne przypomnienie sobie treści poprzedniej minikonferencji lub przeczytanie jej po raz pierwszy, jeśli jeszcze tego nie uczyniłaś/nie uczyniłeś.

A teraz zbierz myśli i postaraj się na bazie tego, o czym mówiliśmy przed tygodniem, odpowiedzieć sobie na pytanie: Czy udało mi się przynajmniej minimalnie wcielić w życie refleksje z minionego tygodnia i chociaż o centymetr zbliżyć się do Boga?

Teraz otwórzmy Pismo Święte ponownie na Ewangelii wg św. Łukasza – dziś interesuje nas szczególnie Łk 21,1-4. Te krótkie 4 wersety zawierają w sobie wielką głębię. Możesz też znaleźć ten tekst w Internecie, ale gorąco zachęcam Cię do sięgnięcia po Biblię tradycyjną, papierową; to pomoże zbudować uroczysty klimat rozmyślania i medytacji. W czasie lektury skup się przede wszystkim na postaci ubogiej wdowy, bo to ona jest główną bohaterką naszych dzisiejszych rozważań. Gdy już powoli odczytasz te wersety powróć do poniższej minikonferencji.

🔻

3 czerwca br. opublikowałem na blogu wpis z serii Boże paradoksy poświęcony spotkaniu Jezusa z pewnym bogatym młodzieńcem. Jeśli tylko macie czas, zajrzyjcie tam dla przypomnienia lub po raz pierwszy (#3 Boży paradoks Mk 10,17-31). Początkowo myślałem, że posłużę się tamtym tekstem przy opracowywaniu tej minikonferencji, ale jednak w międzyczasie słuchając Ewangelii traktującej o wdowim groszu postanowiłem, że to właśnie owa uboga wdowa może być również doskonałym przykładem cechy, o którą spróbujemy w tym tygodniu Adwentu zawalczyć, a której tak bardzo często (wiem to z autopsji) brakuje.

Może się wszak zdarzyć i zdarza się chyba dość często, że z Bożą łaską udaje się nam pokonać w sobie wrogość, letniość i obojętność w wierze, a nawet potrafiliśmy już zafascynować się Bogiem. A mimo to czujemy, że czegoś nam brakuje. Niby żyjemy bardzo uczciwie, wypełniamy przykazania, rozczulamy się nad fenomenem Boga, ale to jeszcze nie jest to; wygląda na to, że jeszcze paradoksalnie czegoś brakuje. Ale czego?

Przyjrzyjmy się postawie ubogiej wdowy z Ewangelii. Pomyślmy, co mogła czuć? Może kątem oka zerkała na tych, którzy przed nią rzucali pieniądze do skarbony. I może było jej głupio, gdy tamci, bogaci jegomoście, szpanowali swoją pokaźną ofiarą. Nie wiemy czy i na ile obnosili się ze swoją pobożnością i ofiarnością, ale możemy przypuszczać, że zdarzały się jakieś postawy pełne wyższości, skoro Jezus przypatrując się przechodzącym, zagadnął: „Prawdziwie powiadam wam: Ta uboga wdowa wrzuciła więcej niż wszyscy inni. Wszyscy bowiem wrzucali na ofiarę z tego, co im zbywało; ta zaś z niedostatku swego wrzuciła wszystko, co miała na utrzymanie” (Łk 21,3-4). W tym kontekście może rodzić się w Twojej głowie myśl-pytanie: No więc jak, mam teraz całkowicie opróżnić konto (konta?) bankowe, wydać całą gotówkę, którą mam przy sobie? Co ciekawe, zestawienie perykopy biblijnej o bogatym młodzieńcu i ubogiej wdowie pozwala wyciągnąć wniosek, że Jezus tak naprawdę miał na myśli coś znacznie bardziej pojemnego niż pieniądze. Nie zawsze chodzi o pieniądze, do rozdania których został zachęcony młodzieniec; nie chodzi o majątek, ale „dwa pieniążki”. Celowo użyłem cudzysłowu, bo nie o materialne monety tutaj w pierwszej kolejności może się rozchodzić, ale Twoje serce.



Zauważmy, że często mamy w życiu nawet jakieś małe, niepozorne obszary, do których jeszcze nie zaprosiliśmy Jezusa. To nawet nie do końca może być jakiś grzech (choć może być i tak, że jakiś niewyznany grzech gryzie, co raczej nie dotyczy skrupulantów :), ale nieprzebaczenie komuś w sercu, żywienie urazy, niepodjęcie jakiejś ważnej decyzji, która pozwoli rozwinąć się duchowo; to może być też brak odpowiedzi na powołanie życiowe, unikanie Bożej woli. I w takich przypadkach wszystko inne może być OK, naprawdę w porządku i pobożnie, ale coś jednak nie gra. I wtedy Jezus zdaje się mówić: „To oddaj mi, proszę, te „dwa pieniążki”, które tam chowasz i myślisz, że bez nich nie dasz rady żyć. Oddaj mi je, odważ się, a ja już z resztą sobie poradzę. Ale czy Ty mi ufasz?”.

Reasumując, odpowiedzią na pewnie większość oporów w wierze, jest radykalizm, wejście w życie Ewangelią tak na maksa, tak na 100%. Nie chodzi o radykalizm wojujący, jak to może nam się nieopacznie skojarzyć, lecz o życie prawdziwą, nieudawaną wiarą na co dzień.

Na koniec dzisiejszych rozważań chciałbym przypomnieć krótkie opowiadanie, które mi się nasunęło. Może już się z nim spotkałeś, ale to nie szkodzi. Ja je może trochę nawet sparafrazuję. Otóż pewien człowiek dostał od przyjaciela przepis na bardzo smaczne ciasto. W domu zabrał się za jego wykonanie. Okazało się, że niektóre ze składników w jego odczuciu były podane w zbyt dużych ilościach. Postanowił użyć takie trochę mniejsze ilości, ale poza tym wszystko elegancko wykonał, dokładnie tak, jak widniało w przepisie. No, prawie wszystko... Pomyślał bowiem, że pewien składnik, taki „niepozorny” nie jest tu potrzebny. Obejdzie się...

Gdy ciasto było już gotowe, nagle zjawili się jacyś goście. Człowiek ucieszył się i zaserwował im owoc swoich kulinarnych prac. Niestety, efekt nie był taki, jakiego się spodziewał. Niby wszystko było smaczne, ale mężczyzna poznał, że gościom nie bardzo smakowało. Sam też nie zachwycił się swoim wypiekiem. Pomyślał: „Gdybym z tymi składnikami poszedł na całość, wtedy by się udało... No i gdybym nie pominął tamtego składnika...

🔺

Pytania do przemyślenia: Czy moje życie religijne nie przypomina czasem takiego ciasta pieczonego z dobrych składników, ale w zmniejszonych ilościach? A może pomijam jakiś składnik i nie dodaję go do ciasta? Czy wierzę, że Ewangelia, brana na serio i bez pójścia na kompromisy, jest przepisem od Jezusa na najpyszniejsze „ciasto” jakim jest Niebo? A może w moim życiu jest tak, że daję „Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek”? Czy tak naprawdę, na 200% ufam Jezusowi czy tylko udaję, tak dla fałszywej pobożności i spokoju sumienia? Czy mam odwagę odpowiedzieć Jezusowi „TAK!!!” czy tylko „tak, ale...”?

A teraz małe zadanie na nadchodzący tydzień: Zapraszam Ciebie i siebie, żebyśmy w tym tygodniu dali wreszcie Panu Bogu te „dwa pieniążki” które skrywamy przed Nim skrzętnie pod pazuchą może już ładnych parę lat. To może być wiele spraw, o których sobie dziś mówiliśmy: niewyznany grzech, brak przebaczenia, żale do kogoś głęboko skrywane, mała pycha, która nie pozwala żyć radością, smutek i wiele, wiele kwestii. A może to dobry czas, żeby porozmawiać ze spowiednikiem albo kierownikiem duchowym i wreszcie odpowiedzieć na skrywane przez lata powołanie: do kapłaństwa, do życia zakonnego, do założenia rodziny, a może do wyjazdu na misje (już kiedyś o tym trochę pisałem (zobacz #3 Pan Bóg w Kościele (czyli w drugim człowieku), ale np. tutaj – pigmeje.pl – możesz poczytać o prawdziwych misjonarzach i prawdziwej Misji; a może chciałbyś tam dołączyć albo w jakiś sposób wesprzeć to dzieło) lub poświęcenie życia dla innych... Pomyśl i odważ się! Jezus jest z Tobą i po Twojej stronie!!!



Przyszedł czas, żeby podziękować Duchowi Świętemu za światło i prosić Go, aby to, nad czym medytowaliśmy, udało nam się owocnie wcielić w życie: „Dzięki Ci Boże za światło tej nauki, pragniemy, abyśmy nią oświeceni, mogli Cię zawsze wielbić i wolę Twoją wypełniać. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen”.


Dzięki za dzisiaj, że mogliśmy wspólnie zatrzymać się nad Słowem Bożym. Za tydzień już nasze ostatnie, czwarte spotkanie w ramach adwentowego rabanowania, w tym roku pod hasłem „Cztery spotkania”. Trzymajcie się ciepło. Za tydzień będzie już Wigilia wigilii i wtedy będę miał też dla Was mały prezent :) Co Wy na to?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz