sobota, 4 listopada 2017

#10 Pochylmy się nad... Rdz 19,1-29

Pochwyceni przez Boga


Wiem, Kochani, że w serii „Pochylmy się nad...” dość często sięgamy po premierową księgę Biblii, czyli Księgę Rodzaju, jednakże chciałbym Was dzisiaj zaprosić do pochylenia się nad 19 jej rozdziałem, konkretnie nad wersetami od 1 do 29. Pewnego razu słuchając tego fragmentu jako czytania mszalnego, szczególnie poruszyło mnie jedno zdanie – jeden wiersz; ale po kolei.

Po pobieżnej lekturze fragmentu 19 rozdziału możemy nawet nieco się zgorszyć. Przynajmniej może pojawić się w naszej głowie jakiś mały niesmak. Ktoś może zapyta: „O takich „brzydkich” rzeczach też piszą w Piśmie Świętym”? (nawiasem mówiąc tego typu zagadnienie nadaje się szczególnie do nowej, powakacyjnej serii Biblijnego Rabanu, czyli „Mitołamacza”, gdzie próbujemy zmierzyć się z zarzutami względem Bożego Słowa i uczymy się jak czytać i rozumieć Biblię). Czytamy tam bowiem, że do Lota, bratanka Abrahama, mieszkającego wraz z żoną i córkami w Sodomie, przybywają starzy i młodzi mieszkańcy miasta i wysuwają niecne żądania – chcą, aby Lot wydał im dwóch gości, którzy nieco wcześniej do niego przyszli, żeby „mogli z nimi poswawolić!” (Rdz 19,5). Chyba wiemy, o jakie swawolenie chodzi... To obrazuje totalne zepsucie moralne mieszkańców Sodomy. Jednakże owi goście bratanka Abrahamowego nie są zwykłymi ludźmi, lecz wysłannikami Pana (aniołami) i przybyli do miasta w bardzo konkretnym celu – aby dokonać na nim pomsty Bożej. Moglibyśmy tutaj strzelić mały wykładzik na temat wszelkich wynaturzeń moralnych, szczególnie seksualnych, w kontekście analizowanego fragmentu, ale dzisiaj wczytajmy się w opis... Bożego Miłosierdzia.

Ktoś może teraz chciałby zwrócić mi uwagę: „Zaraz, zaraz, my chyba mówimy o dwóch różnych tekstach. Gdzie Ty masz napisane o Miłosierdziu Bożym w tekście, który aż niemal przeraża strasznością kary Bożej względem Sodomy i Gomory”. Spokojnie, ciągle mam na myśli 19 rozdział Księgi Rodzaju.
Bóg zawsze pragnie uchronić człowieka przed wielką ruiną, przede wszystkim moralną...

Otóż goście Lota w cudowny sposób zażegnali niebezpieczeństwo ze strony mężczyzn sodomskich (porazili ich ślepotą), ale bratanek Abrahama znajdował się w jeszcze większym niebezpieczeństwie – przecież niebawem miasto, w którym przebywał z rodziną, dosięgnie straszliwa kara. Toteż Boży wysłańcy przynaglali go do ucieczki. Co ciekawe, już zaczynało świtać, a Lot zwlekał, nie spieszyło mu się. I w tym momencie pojawia się moim skromnym zdaniem, jeden z najpiękniejszych opisów Bożego Miłosierdzia w Biblii, a już przynajmniej w Starym Testamencie. W wierszu 16 czytamy: „Kiedy zaś on (tj. Lot) zwlekał, mężowie ci (tj. goście-aniołowie) CHWYCILI go, jego żonę i dwie córki za ręce – Pan bowiem litował się nad nim – i wyciągnęli ich, i wyprowadzili poza miasto”. Gdybym to ja sobie ubzdurał taką interpretację moglibyście polemizować, jasne, ale to sam Duch Święty subtelnie nakłania nas do takiego toku rozumowania we wspomnianych słowach – „Pan bowiem litował się nad nim”. Czyż to wszystko nie jest piękne? Pan nie zapomina o jednym człowieczku i jego rodzinie; Jego wysłańcy do rana zwlekają z wymierzeniem kary miastu; do świtu robią wszystko, żeby Lota uratować. I gdy nawet to nie przynosi zamierzonego skutku, siłą wyprowadzają ich z miasta zagłady. Pan już wcześniej mógł powiedzieć: „Ach, ty Locie. Co cię będę namawiał i namawiał. Giń razem z innymi”. Nie, nie, nie!!! Ekonomia Bożej Miłości Miłosiernej jest inna – On robi wszystko, żeby nas ratować z najgorszych opresji, szczególnie tych najpoważniejszych – duchowych. W tym opisie ukryta jest też jakoś tajemnica wolnej woli człowieka i Bożej Opatrzności. Może tu jest klucz do zrozumienia tego zagadnienia? Może czasami Bóg musi mocniej zainterweniować pozornie łamiąc wolność człowieka, ale to wszystko dla jego dobra?

Słuchając tego fragmentu tak sobie pomyślałem, jak to dobrze, że Pan Bóg czasami wkracza niemal siłą w życie człowieka, dla jego dobra. Niejednokrotnie może się wydawać, że nie potrzebujemy Boga i Jego Miłości, sami sobie poradzimy i tak siedzimy do upadłego w „Sodomie”, która lada moment się zawali. Czasami w takich sytuacjach Pan wkracza z wielką mocą i niejednokrotnie może dopiero w Niebie okaże się, z jakich opresji uratował nas Bóg, posługując się pozornie dziwnym i niezrozumiałym zdarzeniem. Czasami jedni doświadczają przykładowo jakiejś poważnej choroby, inni tracą nagle pracę, a jeszcze innym np. upada dobrze prosperujący biznes. Są to zdarzenia, na które trudno nie zareagować wyrzutami i gniewem w stronę Pana Boga. A może dzięki tej chorobie Pan sprawia, że osoba zbliża się do Niego, a będąc zdrową utraciłaby życie wieczne, brnąc w grzechy (rzecz jasna w żadnym wypadku choroby nie uznaję tylko i wyłącznie jako wyraz kary Bożej, bo to byłoby absolutnie niedorzeczne i sprzeczne z nauczaniem Kościoła)... A może osoba pozostając dalej na stanowisku pracy, poznałaby kochankę lub kochanka, i zgubiła swoją duszę... A może wielki biznes przerodziłby się w pasmo oszustw i nieczystych zagrań (choć oczywiście biznes może i powinien służyć pięknym celom i oby tak pięknie zawsze było; bynajmniej nie zniechęcam, ale zachęcam do rozpoczynania własnej działalności gospodarczej i przedsiębiorczości, oczywiście na etycznych zasadach:)... Tylko Pan to wie.


Lot i jego córki uciekają z Sodomy (z tyłu żona Lota), Rdz 19,17, ilustracja z "Sunrays" opublikowana w 1908 r. przez Providence Lithograph Company;

Słyszałem raz na kazaniu o pewnym małżeństwie, w którym mąż został uprowadzony przez Niemców w czasie II wojny światowej. Żona rozpaczała i wprost nie mogła w to uwierzyć. Po latach mąż wrócił. Okazało się, że na kolejny dzień po uprowadzeniu planował... zostawić żonę; już był nawet spakowany. To dziwne na pozór wydarzenie sprawiło, że jego miłość do żony odżyła. Nie chodzi tutaj rzecz jasna o to, że Niemcy okazali się nagle aniołami z Księgi Rodzaju...To jest może nie do końca związane z dzisiejszym tematem, bo akcentuje poniekąd to, że Bóg nawet z wielkiego zła może wydobyć większe dobro (o tym na moim drugim blogu w stosownym wpisie), ale widzimy, że Pan posługuje się czasem pozornie niezrozumiałymi wydarzeniami, aby nas ustrzec przed czymś jeszcze gorszym...

Na koniec odsyłam Was do przepięknego kazania o. A. Pelanowskiego (to jest dopiero jeden z Mówców przez duże „M”), gdzie jest mowa o nieco podobnym zdarzeniu:

Odsyłam też do lektury słynnego targowania się Abrahama z Panem Bogiem, które także dotyka tajemnicy wielkiego Bożego Miłosierdzia (Rdz 18,22-33).

I jeszcze refleksja ukryta w pytaniach:

Czy modlę się czasami, żeby Pan Bóg poprzez swoich wysłanników lub jakieś zdarzenie, „chwycił mnie, wyciągnął i wyprowadził” poza obszar/sferę grożącą wielkim niebezpieczeństwem zwłaszcza dla duszy? Czy pozwolę „chwycić się” Bogu?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz