„Jezu, Ty się tym zajmij!”
Witajcie! Dzisiaj spotykamy się dość nietypowo, bo już w piątek, a to z racji jutrzejszego Święta Niepodległości. Przy okazji zapraszam Was i zachęcam do lektury wpisu z tej okazji na moim drugim blogu #10 Historia nauczycielką życia | Wszystkie drogi prowadzą do...niepodległości?
Św. Jan Apostoł i Ewangelista jest jak wiemy autorem czwartej Ewangelii oraz Apokalipsy zamykającej Biblię. Napisał również trzy listy. Dwa wiersze zaczerpnięte z epilogu pierwszego z nich będą dzisiaj wstępem do naszych rozważań na temat kolejnego Bożego paradoksu.
Św. Jan pisze, że „ufność, którą w Nim [Synu Bożym] pokładamy, polega na przekonaniu, że wysłuchuje On wszystkich naszych próśb zgodnych z Jego wolą. A jeśli wiemy, że wysłuchuje wszystkich naszych próśb, pewni jesteśmy również posiadania tego, o cośmy Go prosili” (1 J 5,14-15). Słowa te przywołują nam na pamięć zapewnienia Pana Jezusa, jak choćby to zaczerpnięte z Janowej Ewangelii: „Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, poproście, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni” (J 15,7). Nie jest to oczywiście jedyny przykład zachęty skierowanej przez Pana do Apostołów i ludzi wszystkich czasów (por. np. Mt 7,7-11; J 16,20-23).
Na bazie tego co zostało powiedziane, ktoś może już wyłowił zagadnienie mieszczące się w kategorii Bożych paradoksów – Jak to w końcu jest? Pan Jezus obiecał, że spełni wszystko o cokolwiek go poprosimy? A jeśli to o co proszę nie jest zgodne z Jego wolą, to mnie nie wysłucha... A zatem Bóg zaspokaja wszystkie prośby czy nie?
Zarysowana sprawa w swej istocie jest niezwykle głęboka i tajemnicza, a z drugiej strony fascynująca poprzez swą prostotę. Wielu z nas może ciągle jeszcze postrzega Boga jako kogoś, kto spełni wszystkie zachcianki i zrealizuje każdą potrzebę. Przykładowo ja mu dziś w swojej łaskawości odstąpię pięć minut czasu z mojej doby na modlitwę, a On automatycznie (?) sprawi, że wygram pięć milionów złotych na loterii. Ja mu to, On mi to – taka ziemsko-niebiańska transakcja. Zauważmy jednak, że Jezus, oprócz swojej woli, stawia też inny warunek, z którym już powyżej się spotkaliśmy: „jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was...” – wtedy dopiero możemy liczyć na przychylność Boga w stosunku do naszych próśb. Jeśli staramy się na co dzień żyć w bliskości z Jezusem (nie znaczy to bynajmniej, że musimy być doskonali) i dokładamy starań, aby żyć w zgodzie z Jego przykazaniami, jeśli coraz bardziej poznajemy Jezusa, wówczas także nasze prośby przybierają nieco inną, bardziej dojrzałą postać. Wtedy już nie jesteśmy jak dzieciaki, które dąsają się na Tatusia, bo ten nie chciał im kupić worka cukierków. Wtedy już wiemy, że Tatuś przewidział przyszłe problemy z zębami z powodu nadmiaru cukru i następnym razem nie nalegamy na zakup cukierków, ale zdajemy się na wolę Tatusia, który wie co nam kupić, co jest w danym momencie dla nas najlepsze. Poznając Tatusia coraz bardziej i kochając Go mocniej prosimy, żeby może kupił nam świeże jabłka, co bardziej wyjdzie nam na zdrowie. I o dziwo Tatuś się zgadza...
Takie „o dziwo” towarzyszy nam może nieraz, gdy czytamy żywoty jakichś świętych, którzy może gdzieś się tam pomodlili i właśnie o dziwo ktoś odzyskał zdrowie lub Pan Bóg w wyjątkowy sposób zadziałał na skutek ich modlitwy. Z czego to wynika? Otóż wydaje mi się, że taka święta lub święty opierali swoją modlitwę na trzech głównych fundamentach, co i dla nas jest doskonałą wskazówką. Po pierwsze wierzyli, że to, o co proszą, jest dobre (np. modlili się o czyjeś zdrowie, a nie o to, żebym miał lepsze auto niż sąsiad...); po drugie prosili z dziecięcą ufnością i wiarą, że zostaną wysłuchani, o ile (po trzecie) ich prośba zgodna jest w Bożą wolą. Zauważmy, że jeśli podchodzimy do modlitwy w takiej właśnie postawie, ZAWSZE jesteśmy wysłuchani, bo zawsze poddajemy się w modlitwie Bożej woli.
Spośród wszystkich próśb, jakie możemy zanosić do Pana Boga, jest jedna szczególna – to modlitwa za grzeszników i, co się z tym wiąże, o zbawienie wieczne dla siebie i innych. Czy może być coś bardziej zgodnego z wolą Bożą jak zbawienie dusz? A skoro jeszcze prosimy o nie w pokorze i z wiarą, że otrzymamy, cóż stoi na przeszkodzie, abyśmy zostali wysłuchani? Jedynie nasza wolna wola...
Słyszałem, jak pewien ksiądz wspominał w kazaniu, że modlitwa o czyjeś nawrócenie jest zawsze wysłuchana. Potwierdził to najwyższy Autorytet, sam Pana Jezus Miłosierny, mówiąc do św. s. Faustyny: „Zawsze Mnie pocieszasz, kiedy się modlisz za grzeszników. Najmilsza Mi jest modlitwa – to modlitwa o nawrócenie dusz grzesznych; ... ta modlitwa jest ZAWSZE wysłuchana” (Dz 1397). Taka obietnica może się komuś wydać dziwna, bo mąż nadal wraca do domu nietrzeźwy i robi awantury pomimo kilku lat modlitwy żony; syn stacza się na dno, pomimo usilnych błagań i modlitw matki; córka nie chce zerwać znajomości z żonatym mężczyzną... Na te wszystkie bolączki jest jeden bardzo prosty sposób – Jezu, Ty się tym zajmij!
Na koniec dzisiejszych rozważań proponuję zatrzymanie się nad tą prostą modlitwą serca – Jezu, Ty się tym zajmij. Została ona przekazana przez samego Jezusa niejakiemu ks. Dolindo Ruotolo, o którym z wielkim szacunkiem wypowiadał się nawet św. o. Pio. Znam słowa tego krótkiego aktu zawierzenia już od dość dawna, ale na fragmenty pism wspomnianego kapłana natknąłem się w najtrudniejszych chwilach mojego życia, gdy odchodziła z tego świata moja ukochana Mamusia... Gorąco zachęcam do zapoznania się przynajmniej z wycinkiem pism Sługi Bożego ks. Dolindo Ruotolo (http://www.parafiaolszanka.pl/?akt-zawierzenia,63).
Generalnie w przesłaniu do ks. Ruotolo Jezus kładł nacisk na bezgraniczne zawierzenie się Jego woli, szczególnie w chwilach największych doświadczeń. Paradoksalnie (nasze ulubione słowo serii), największe pole do działania dla Jezusa otwiera się nie wtedy, gdy pełni trwogi i żalu przedstawiamy Panu na modlitwie bardzo długą listę naszych bolączek, gdy niemal rozkazujemy Bogu by uczynił tak i tak, a jednocześnie modlimy się „bądź wola Twoja, jako w niebie tak i na ziemi”... Jezus może działać największe cuda dopiero wtedy, gdy wszystko mu oddajemy i zawierzamy i prosimy, by On się tym zajął (pamiętacie, jak Bóg działał, gdy król Jozafat udawał się na wojnę?). Taka postawa jest z jednej strony pełna dziecięcej prostoty i zaufania, a z drugiej, nie łudźmy się, wymaga nie lada heroizmu... Sam z doświadczenia wiem, jak trudno jest poddać się Bożej woli, bez granic i zastrzeżeń, zwłaszcza w obliczu wielkiego cierpienia. Pamiętam, jak trudno było mi tak po prostu zawierzyć Jezusowi, gdy umierała Mamusia... Czysto po ludzku człowiek zrobiłby właściwie wszystko, żeby ukochana osoba żyła... Jakże trudno tak na maksa zaufać Bogu, a tylko wtedy może wstąpić w serce prawdziwy pokój i radość... Wtedy Bóg może zrobić wszystko, nawet sprawić cud... On wie najlepiej, co jest najlepsze w danej sytuacji...
Pamiętamy, że nawet Jezus, Bóg-Człowiek, prosił Ojca w Ogrójcu o oddalenie kielicha cierpienia. Jednakże poddał się woli Bożej z miłością i uległością. I rzeczywiście wtedy dokonał się największy cud w historii, cud odkupienia człowieka. Wtedy ujawniła się w pełni Boża moc. Autor listu do Hebrajczyków napisał nawet: „Z głośnym wołaniem i płaczem za dni ciała swego zanosił On [Pan Jezus] gorące prośby i błagania do Tego, który mógł Go wybawić od śmierci, i został wysłuchany dzięki swej uległości” (Hbr 5,7). Jak to został wysłuchany? Tak, choć to Boży paradoks, został wysłuchany, bo przecież pomimo prośby doraźnej o oddalenie cierpienia modlił się przede wszystkim, żeby stała się wola Ojca, nie Jego, i tak też się stało. Poza tym ostatecznie Jezus przez zmartwychwstanie pokonał śmierć, odnosząc bezwzględne zwycięstwo nad cierpieniem.
Czy potrafię się modlić z ufnością i poddaniem się woli Bożej nade wszystko? Kim jestem na modlitwie: rozkapryszonym dzieciakiem czy kochającym dzieckiem Boga, które całkowicie ufa Tatusiowi? Co we mnie przeważa: lęk o siebie, o bliskich, o jutro czy pokój i radość z faktu, że czuwa nade mną Ten, Który wie czego mi potrzeba (por. Mt 6,25-34)?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz