środa, 9 września 2020

#19 Pochylmy się nad... 2 Krl 11 i 12

Joasz - płomyk Bożej obietnicy


Zapraszam Was serdecznie na kolejny odcinek w ramach najstarszej serii Biblijnego Rabanu - Pochylmy się nad... >>>. W tym wpisie pochylamy się nad 2 Księgą Królewską, a konkretnie dwoma jej rozdziałami - 11 i 12. Jak zawsze bardzo gorąco Was zachęcam do uprzedniego przeczytania tekstów, nad którymi się pochylamy, zanim przejdziecie do czytania tego tekstu. Ad rem!
 
Prawdopodobnie w latach 848-841 p.n.e. w Królestwie Judy rządził Joram, syn Jozafata. Poślubił on Atalię, córkę Achaba, króla Izraela, i jego żony Izebel. Z tych wszystkich postaci  najbardziej możemy kojarzyć Achaba, który pojawia się jako główny antagonista w dość popularnych czytaniach o proroku Eliaszu (o tym proroku możesz przeczytać też >>>). Tak czy inaczej dwory w Jerozolimie i Samarii połączył ślub dzieci królewskich.
 
Po śmierci Jorama Judzkiego królem Judy został jego syn Ochozjasz. Pewnego razu młody 22-letni monarcha udał się do Jizreel, na ziemie swojego wuja - króla Izraela. Trafił akurat na czas, kiedy w tzw. północnym państwie doszło do przewrotu i rządy objął Jehu, obalając władzę linii dynastycznej reprezentowanej wcześniej przez Achaba. Oberwał też Ochozjasz Judzki i na skutek odniesionych ran zmarł w Megiddo. Na dodatek Jehu rozprawił się też z innymi członkami rodu Ochozjasza. Klęska rodu Achaba związana była w dużej mierze z wielką nieprawością jakiej dopuszczali się monarchowie tej dynastii.
 
Joasz Judzki, fot. wikimedia w domenie publicznej

Tragiczna wieść o klęsce Ochozjasza dotarła do uszu jego matki Atalii. Ta wiedziona jakimś szaleństwem zaczęła mordować wszystkich pozostałych członków rodziny, obwołując się pierwszą i jak się okazało jedyną kobietą-królem w Judzie. Byłaby kobita pewnie wymordowała wszystkich, gdyby nie przytomność umysłu Joszeby, siostry Ochozjasza, która wzięła syna zabitego króla - niemowlę o imieniu Joasz, i ukryła go z mamką. Ukryty przebywał 6 lat w świątyni Pańskiej, a w kraju rządziła jego babka Atalia.

Nie będziemy w tym miejscu dalej szczegółowo opowiadać tej historii; znacie ją, bo jak wierzę przeczytaliście sobie rozdziały 11 i 12 2 Księgi Królewskiej. W każdym razie później Atalia została zamordowana, a Joasz dorósł i został królem Judy. Przez pewien czas rządził całkiem nieźle, instruowany przez arcykapłana Jojadę - męża wspomnianej wcześniej Joszeby. Po latach Joasz całkiem się jednak pogubił i doszło nawet do tego, że kazał ukamienować następcę Jojady, jego syna Zachariasza, który ośmielił się zwracać uwagę królowi. Wreszcie zginął sam Joasz, zamordowany przez rozgoryczonych poddanych.

A teraz od tych wątków kronikarsko-historycznych przejdźmy do tego co najważniejsze, czyli nauki duchowej, bo to ona w przypadku Biblii jest kluczowa (w tej kwestii odsyłam Was też do mitołamacza >>>). Król Joasz, cudownie uratowany z rzezi, jaką urządziła jego babka Atalia, jest jednym z przodków Pana Jezusa. Ciekawostką, do dziś całkowicie nierozwiązaną, jest jego nieobecność w genealogiach Pana Jezusa, zwłaszcza tej z Ewangelii św. Mateusza (Mt 1,1-17). Tam jego dziadek Joram jest uznany za ojca jego wnuka Ozjasza. Ewangelista Mateusz z jakichś względów pominął zatem trzech królów Judy - Ochozjasza, Joasza i Amazjasza. Niektórzy bibliści tłumaczą to tym, że byli to najbardziej niegodziwi spośród władców Judy, dlatego ich pominięcie w rodowodzie może być uzasadnione. Nie zmienia to jednak faktu, że Joasz i tak był jednym z przodków Pana Jezusa. A gdyby tak jednak zginął? Co by się stało z linią dynastyczną króla Dawida? Ta jednak przetrwała i to z niej wywodzi się sam Zbawiciel.

Tu dochodzimy do sedna tego pochylenia się nad Słowem Bożym. W pewnym momencie na włosku zawisła realizacja Bożej obietnicy danej Dawidowi: "Przede Mną dom twój i twoje królestwo będzie trwać na wieki. Twój tron będzie utwierdzony na wieki»" (2 Sm 7,16). Dla nas chrześcijan ta obietnica odnosi się najwymowniej do Pana Jezusa i jego wiecznego panowania, no ale przecież, żeby On mógł się narodzić, musiał mieć także ziemskich przodków. Dlatego też ta historia Joasza, bardzo dramatyczna, jest dla mnie jednym z jakże licznych wspaniałych przejawów Bożego Miłosierdzia. Jest nawet dość rozczulające, że w okresie burzy wywołanej przez szalejącą królową Atalię, przy Bogu, w jego świątyni, rósł prawowity następca tronu, który był jakby tlącym się płomykiem Bożej obietnicy. To prawda, że Joasz koniec końców nie był monarchą pozytywnym, ale nawet pomimo jego słabości i grzeszności, stał się ogniwem Bożej obietnicy. To jest właśnie ogromne Miłosierdzie Boga względem nas ludzi.
 
Przenieśmy to teraz na grunt Kościoła. Słyszy się wiele utyskiwań, drwin i krzywdzących uogólnień względem Chrystusowego Kościoła. To prawda, że kościelna wspólnota przez nas tworzona nie jest wolna od mniejszych i większych wad, ale jednocześnie jest w niej nieskończenie więcej dobra. Pomimo najróżniejszych przeciwności Kościół jednak żyje, Chrystus w nim żyje i go ożywia, bo Kościół jest trwały w myśl tego, co obiecał Pan św. Piotrowi i w konsekwencji Kościołowi wszystkich czasów: "Ty jesteś Piotr [czyli Skała], i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą" (Mt 16,18). Proste, jak nie wiem co.

Przejdźmy jeszcze na płaszczyznę jednostki. Myślę sobie, że dzieje Joasza Judzkiego uczą nas też tego, żeby pod żadnym pozorem nikogo i nigdy nie potępiać. Jasne, że mamy potępiać grzech, ale NIGDY człowieka. Podobnie, a nawet jeszcze bardziej niż Naród Wybrany, do którego należał Joasz, każdy z nas jest umiłowanym i wybranym do świętości dzieckiem Boga. W pewnym sensie wszyscy jesteśmy dziećmi obietnicy, bo w naszych żyłach płynie królewska krew i jesteśmy przeznaczeni do Nieba. Jeśli nawet życie duchowe kogoś przypomina czasy panowania Atalii, kiedy odbywa się rzeź tego co święte i zdaje się, że taki grzesznik maksymalnie zatracił w sobie obraz Boga, zawsze jednak, nawet na samym dnie jego jestestwa, ukryty jest taki mały "Joasz", który jest płomykiem Bożej obietnicy i tkwi gdzieś w zakamarkach Bożej świątyni w takim człowieku, zbudowanej na chrzcie świętym. Tylko i wyłącznie sam szatan raz na zawsze na mocy swojej wolnej woli jednoznacznie i na zawsze pozbawił się Nieba, ale o NIKIM z ludzi tak powiedzieć nie możemy.
 
fot. pixabay.com
 
Czy ja potrafię dostrzec "Joasza" w każdym człowieku i nie skreślać go definitywnie, czy widzę w nim potencjalnego, nawet wielkiego, świętego; także w sobie?

A to wpis z drugiego bloga, poniekąd inspirowany historią Joasza >>>

Poprzedni odcinek z serii Pochylmy się nad: Przyznaję się pokornie do tego, drodzy Czytelnicy >>>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz