Jednym z kluczowych wydarzeń w dziejach ludzkości, osadzonym niemal na początku biegu tychże dziejów, jest grzech człowieka, tzw. pierworodny, do czego już wyżej pośrednio nawiązaliśmy. Stosunki między Bogiem i ludźmi oraz między samymi ludźmi, ale także między człowiekiem z samym sobą, uległy dramatycznemu popsuciu. Widać to dobitnie na kartach Biblii oraz w naszym życiu. Ten rozdźwięk, między zamysłem Boga, a trudną rzeczywistością po grzechu, pięknie widać we fragmencie Ewangelii św. Mateusza: "1 Gdy Jezus dokończył tych mów, opuścił Galileę i przeniósł się w granice Judei za Jordan. 2 Poszły za Nim wielkie tłumy, i tam ich uzdrowił. 3 Wtedy przystąpili do
Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, i zadali Mu pytanie: «Czy
wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» 4 On odpowiedział: «Czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich jako mężczyznę i kobietę? 5 I rzekł: Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. 6 A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela». 7 Odparli Mu: «Czemu więc Mojżesz polecił dać jej list rozwodowy i odprawić ją?» 8 Odpowiedział
im: «Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych pozwolił wam Mojżesz
oddalać wasze żony; lecz od początku tak nie było. 9 A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę - chyba w wypadku nierządu - a bierze inną, popełnia cudzołóstwo. I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo»". (Mt 19,1-9)
 |
fot. KlausHausmann, pixabay.com
|
Myślę, że powyższy fragment jest dla nas szczególnie ważny pod kątem niewolnictwa. Zarówno chrześcijanie jak i niechrześcijanie zgodzimy się chyba, że w raju, w początkowych rozdziałach Biblii Bóg stworzył pierwszych ludzi na zasadzie zupełnej równości. NIE BYŁO tam mowy o jakimkolwiek stworzeniu niewolnictwa przez Boga. Czytamy: "Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem" (Rdz 2,24). Ważne w tym kontekście jest szczególnie sformułowanie "jednym ciałem". Nie ma tu zatem mowy o jakimkolwiek podleganiu, bo jedno ciało nie może sobie podlegać. Zobaczmy, co się stało na skutek nieposłuszeństwa człowieka. Czytamy: "Do niewiasty (Bóg) powiedział: «Obarczę cię
niezmiernie wielkim trudem twej brzemienności, w bólu będziesz rodziła
dzieci, ku twemu mężowi będziesz kierowała swe pragnienia, on zaś będzie
panował nad tobą»" (Rdz 3,16). I tu się zaczyna! Zaczyna się stosunek panowania i uległości. Nie mamy żadnego prawa mówić, że stosunek podległości wyszedł z inicjatywy Boga i jest czymś przez niego chcianym. NIC PODOBNEGO! To zawaliliśmy sami, my ludzie, i to się za nami ciągnie po dziś dzień.
Osobiście bardzo lubię koncepcję porównującą dzieje ludzkości do rozwoju człowieka. Wydaje mi się, że możemy porównać pierwszych ludzi do człowieka dojrzałego, powiedzmy ok. 40, 50 lat, który jest już w pełni ukształtowany duchowo, fizycznie i psychicznie. Po grzechu pierworodnym stało się coś niedobrego, zdziecinnieliśmy jako ludzie w najgorszym tego słowa znaczeniu. Wylądowaliśmy w kołysce i zaczęła się mozolna droga ponownego dochodzenia do dojrzałości. "Osiemnastka" ludzkości wydarzyła się z chwilą przyjścia Jezusa na ziemię. My ludzie byliśmy już na tyle przygotowani, że mogliśmy wejść w nową fazę. Może to przykład dość brutalny, ale grzech pierworodny był czymś w rodzaju udaru mózgu, którego doznała ludzkość. Po tym wydarzeniu ludzie na nowo musieli się uczyć chodzenia, mówienia, jedzenia, wykonywania najprostszych czynności. Ten proces będzie zapewne trwać aż do końca świata kiedy w niebie na powrót staniemy się ludźmi sprzed grzechu albo nawet kimś jeszcze bardziej niezwykłym. Oczywiście proszę tej koncepcji nie zestawiać z zachętą Jezusa, żebyśmy stawali się jak dzieci, bo to w ogóle inna sprawa. Bardzo cenię duchowość dziecięctwa Bożego, ale nie o tym dzisiaj. Mnie chodzi o niedobre zdziecinnienie, a w tej koncepcji stanem pożądanym i optymalnym jest dojrzałość.
Powyższy cytat: "Dlatego
to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną
tak ściśle, że stają się jednym ciałem" (Rdz 2,24) dowodzi też, że w zamyśle Bożym jedyną i najlepszą drogą dla człowieka w przypadku małżeństwa, był związek monogamiczny. Wiemy, że po grzechu się to rozjechało i nawet patriarcha Jakub miał dwie żony i dwie niewolnice, z którymi miał dzieci. Zauważmy jednak, że po ustanowieniu arcykapłanów, Bóg polecił, że mogą oni mieć tylko jedną żonę i to w dodatku poślubiali dziewicę. Z kolei jeszcze później św. Paweł w liście do Tymoteusza napisał: "Biskup więc powinien być nienaganny, mąż jednej żony, trzeźwy, rozsądny, przyzwoity, gościnny, sposobny do nauczania" (1 Tm 3,2). A co mamy dzisiaj? Duchownych obowiązuje celibat, a zatem Kościół Chrystusa poprowadził wybranych do najdoskonalszej drogi życia, kiedy człowiek poświęca się tylko Bogu i działa dla innych nie wiążąc się z drugim człowiekiem. To oczywiście bynajmniej nie oznacza, że małżeństwo jest czymś złym. Przeciwnie, to stan pobłogosławiony przez Boga już w raju.
Sprawa małżeństwa jest tylko jedną z dziedzin, poprzez które można pięknie pokazać, jak ludzie w różnych sferach życia na nowo dorastają do stanu sprzed grzechu. W tym momencie może komuś zrodzić się wątpliwość, dlaczego Bóg nie zadziałał od razu i nie ustanowił na przykład pierwszych patriarchów od razu bezżennymi biskupami albo nie nakazał Izraelitom kochać wszystkich wrogich narodów. Tu wchodzimy na grunt, który ściśle wiąże się z tematyką grzechu pierworodnego i tzw. grzechów osobistych; chodzi mianowicie o wolną wolę. Grzech człowieka nie jest czymś, co idzie w próżnię, jak mogłoby się wydawać wielu współczesnym ludziom: "ja sobie grzeszę i nic nikomu do tego!". Czy aby na pewno...? Grzech pierworodny pokazał, że każde zło pociąga za sobą konsekwencję. Bóg w swojej Mądrości odwiecznej nie stworzył maszyn, ale LUDZI. A żeby mogła realizować się Miłość prawdziwa, a nie chory związek czy ubezwłasnowolnienie, potrzebna jest wolność. Zauważmy, że w raju Bóg nie chodził wszędzie za Adamem i Ewą po rajskim ogrodzie, ale zostali oni obdarzeni pewną przestrzenią wolności. Skoro w swej wolności powiedzieli Bogu nie, musieli ponieść tego konsekwencje. Bóg nie jest naiwny, ale sprawiedliwy i nie mógł zaprzeczyć tej sprawiedliwości, więc ludzie musieli ponieść konsekwencje swoich grzechów. Nie pozostawił ich jednak samym sobie. Już w raju Bóg ogłosił tzw. Protoewangelię, czyli pierwszą zapowiedź Zbawiciela. Oto ona: "Wprowadzam nieprzyjaźń (mówi Bóg) między ciebie i niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej: ono zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę». Swoją drogą czyż to nie jest wprost niezwykłe, że mamy już tu odniesienie do Maryi, która bez udziału mężczyzny poczęła Boga, który poprzez swój Kościół (potomstwo niewiasty) pokona siły zła? Mowa jest o niewieście, a nie o jakimś bohaterze czy supermanie. Zastanówmy się nad tym dobrze, ale to nie jest wiodący temat tego wpisu.
 |
fot. Redleaf_Lodi, pixabay.com
|
Pamiętajmy przy tym wszystkim, że wiele opowieści biblijnych, w tym ta o stworzeniu świata i grzechu pierworodnym, nie stanowi zapisów kronikarskich, ale pewne symbole. Przekaz i ich sens jest w nich najistotniejszy i taki właśnie staraliśmy się wydobyć powyżej. A przy okazji raz jeszcze polecam inny tekst z tej serii o tym jak czytać Biblię >>>. Idźmy dalej.
A zatem po grzechu pierworodnym wiele spraw się popsuło. Jedną z nich było właśnie owo sporne niewolnictwo. Wiemy już, że Bóg NIE CHCIAŁ niewolnictwa. Człowiek jednak uwikłał się w te trudne relacje nadrzędności i podległości. Wiemy, że niewolnictwo kwitło przez wieki. Wiele narodów w starożytności dopuszczało się na tej niwie obrzydliwych wynaturzeń. I tu są tacy, którzy gorszą się rzekomym przyzwoleniem Boga na niewolnictwo. Przeciwnicy chrześcijaństwa czasami sięgają po fragment "Kto by pobił kijem swego niewolnika lub niewolnicę, tak iżby zmarli pod jego ręką, winien być surowo ukarany. A jeśliby pozostali przy życiu jeden czy dwa dni, to nie będzie podlegał karze, gdyż są jego własnością" (Wj 21,21). Oczywiście: z naszego współczesnego punktu widzenia takie podejście do sprawy nie wydaje się szczególnie sprawiedliwe i po pobieżnej lekturze i bez zrozumienia kontekstu, może budzić niepokój. Wiemy jednak, że na skutek pogmatwanych losów ludzkości Bóg pewne rzeczy dopuszczał, ale nie oznaczało to, że je chciał. Jeśli poczytamy dobrze całą Biblię i wszystkie te fragmenty, gdzie jest mowa o niewolnictwie zorientujemy się, że podobnie jak w wyżej opisanej sytuacji małżeństwa tak i w przypadku niewolnictwa następował pewien rozwój podejścia do niego. Widzimy, że wbrew fałszywym pozorom Bóg brał w obronę niewolników (którzy w różnych zakątkach ówczesnego świata mieli o wiele gorzej niż w Izraelu), ale szanując wolną wolę i ówczesny stan rozwoju człowieka, nie powiedział jasno i jednoznacznie: nie wolno ci mieć niewolnika! Gdyby już wtedy tak zrobił to byłoby tak, jakby powiedział czterolatkowi: "podaj mi proszę wzór na pole koła". Dziecko niechybnie odpowiedziałoby: "hę? Ja chcę do zabawy! Tata, ja chcę do piaskownicy!".
Wraz z upływem stuleci, a już szczególnie po przyjściu Pana Jezusa, sytuacja zmieniała się raptownie, choć oczywiście nie padło jednoznacznie hasło: "koniec z niewolnictwem!". Pośrednio (a nawet w sumie bezpośrednio w cytowanym wyżej tekście z Iz, który do siebie odniósł Jezus) i wymownie jednak padło! Zobaczmy, jak czytamy u św. Pawła: "Nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka
wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś
jednym w Chrystusie Jezusie" (Ga 3,28). Czy to "kimś jednym" nie przypomina Wam wyrażenia z Rdz: "jednym ciałem"? Chrystus jest tym, który na nowo zrodził nas przez Maryję do nieba! Z drugiej strony znany jest List św. Pawła do Filemona, gdzie pojawia się zbiegły niewolnik Onezym. Czytamy tam zdumiewające słowa: "Może bowiem po to oddalił się od ciebie (niewolnik Onezym od pana Filemona) na krótki czas, abyś go odebrał na zawsze, już
nie jako niewolnika, lecz więcej niż niewolnika, jako brata
umiłowanego. [Takim jest on] zwłaszcza dla mnie, ileż więcej dla ciebie
zarówno w doczesności, jak w Panu. Jeśli więc się poczuwasz do łączności ze mną, przyjmij go jak mnie! Jeśli zaś wyrządził ci jaką szkodę lub winien cokolwiek, policz to na mój rachunek! Ja,
Paweł, piszę to moją ręką, ja uiszczę odszkodowanie - by już nie mówić o
tym, że ty w większym stopniu winien mi jesteś samego siebie" (Flm 15-19). Doprawdy niezwykłe! Cóż za postęp w duchowości ludzkości, którą znamionuje św. Paweł. Nie dość, że zachęca Filemona do przyjęcia Onezyma już na innych zasadach, to jeszcze zobowiązuje się pokryć szkody, które ten mógł wyrządzić. Jak to mawia pewien ksiądz: "Czaicie to?". Pierwsi chrześcijanie inaczej patrzyli na niewolnictwo niż wtedy, gdy byli jeszcze poganami. Wiedząc, że w Jezusie wszyscy są jednym, zarówno panowie jak i niewolnicy, nie mogli (jeśli oczywiście byli tzw. praktykującymi chrześcijanami) godzić się na upodlenie podwładnych, ale musieli traktować ich z godnością.
To jasne, że na przestrzeni późniejszych wieków świeccy jak i duchowni mają wiele na sumieniu jeśli chodzi o niewolnictwo, to jednak w niczym nie umniejsza faktu, że zrozumienie niewolnictwa w Kościele postępowało coraz bardziej w dobrym, bardziej rajskim kierunku, choć podkreślmy to jeszcze raz: nie brakowało momentów, a nawet okresów, kiedy Kościół się potykał i odchodził od ideałów i wartości, ale ciągle jednak szedł do przodu. W wielu przypadkach wbrew pozorom ludźmi powodowały jednak szczytne intencje i z założenia niewolnictwo nie miało się sprowadzać do poniżania drugiej osoby. Brutalna rzeczywistość najczęściej krwawo obalała jednak szczytne ideały. Czasami nawet dojrzalszemu człowiekowi zdarzy się palnąć jakąś dziecinną głupotę, nawet z rozmysłem, i takimi jesteśmy na przestrzeni wieków: niby dojrzali ludzie, a czasami mamy ciągoty, żeby wrócić do kołyski. Uwaga: tu kluczowy moment! NIE MA już trwałego powrotu do kołyski! Po przyjściu Chrystusa nic już nie jest takie samo. Analogicznie nie możemy powiedzieć, że niewolnictwo możemy teraz kiedykolwiek uznać za coś chwalebnego. Nauczanie Kościoła w tej materii jest jasne. Zacytowałem je w nagłówku. Powtórzę jeszcze raz: KKK 2414 "Siódme przykazanie zakazuje czynów lub przedsięwzięć, które dla jakiejkolwiek przyczyny – egoistycznej czy ideologicznej, handlowej czy totalitarnej – prowadzą do zniewolenia ludzi, do poniżania ich godności osobistej, do kupowania ich, sprzedawania oraz wymiany, jakby byli towarem. Grzechem przeciwko godności osób i ich podstawowym prawom jest sprowadzanie ich przemocą do wartości użytkowej lub do źródła zysku. Św. Paweł nakazywał chrześcijańskiemu panu traktować swego chrześcijańskiego niewolnika nie jako <<niewolnika, lecz... jako brata umiłowanego... w Panu>> (Flm 16)".
Mało tego: Kościół Chrystusowy nie tylko zakazał niewolnictwa, ale wykształcił także niezwykle chwalebną jego postać, którą wręcz... postawił za wzór. Zerknijmy do słynnego 13. rozdziału Ewangelii św. Jana. Widzimy tam Jezusa, który w czasie Ostatniej Wieczerzy, tuż przed swoją męką i okrutną śmiercią, umywa uczniom nogi. On - Bóg-Człowiek - wykonuje czynność... niewolnika właśnie. Pada tam nawet takie oto stwierdzenie z ust Jezusa: "Jeżeli więc Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem wam nogi, to i wyście powinni sobie nawzajem umywać nogi. Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem" (J 13,14-15). Mówiąc językiem młodzieżowym: normalnie szczęka opada. To jest właśnie najwymowniejszy powrót do raju: jeden człowiek w zupełnej wolności służy drugiemu jak niewolnik, ale niewolnik miłości. To jasne, że my ludzie po grzechu pierworodnym jesteśmy niestety skażeni i to niewolnictwo na przestrzeni dziejów w naszym wykonaniu, także ludzi wierzących w Boga, przeradzało się jakże często w wyzysk, poniżanie i upadlanie drugiej osoby. Musimy sobie w takich sytuacjach przypominać znane nam już dobrze słowa: "lecz od początku tak nie było".
Jezus powiedział też: "Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić" (Mt 5,17). W komentarzu czytamy: "wypełnić - tzn. udoskonalić; ale, jak wskazują następne przykłady, może to również
odnosić się do wypełnienia proroctw, zawartych o Nim jako Mesjaszu w
Prawie i Prorokach" (por. Łk 24,44). No właśnie, sprawa niewolnictwa w
tym kontekście rysuje się nader klarownie: Chrystus w czasie choćby
wspomnianej Ostatniej Wieczerzy udoskonalił, tudzież wypełnił także i to
prawo.
W nawiązaniu do powyższego powinniśmy jeszcze podkreślić, że Jezus miał właśnie m.in. tę niezwykłą cechę, że nie obalał ówczesnych porządków polityczno-społecznych, ale przypominał o ich właściwej hierarchii i istocie. Można podawać wiele przykładów. Wielu ludzi, łącznie z uczniami Jezusa, uważało, że przyszedł on po to, żeby wyzwolić ich naród spod okupacji rzymskiej. Chrystus natomiast kładł nacisk na wolność ducha, wolność od grzechu. A jeśli chodzi o fizyczną wolność narodu to wręcz przeciwnie: zapowiedział jeszcze większą katastrofę - zburzenie Jerozolimy. Ale przecież nie ta wolność fizyczna była najważniejsza! Gdy przyszli do Jezusa światli ludzie z zapytaniem czy trzeba płacić podatek dla cezara, wiemy co On odpowiedział: nakazał oddawać Bogu to co Boskie, a cezarowi to co cesarskie. Gdy przyszli do Jezusa z kobietą cudzołożną, On najpierw zapytał o czystość ich własnych serc, co dopiero dałoby im prawo do ukamienowania grzesznicy. Znowu Jezus wskazał na istotę. To tylko nieliczne przykłady, z których jednym może być też sprawa niewolnictwa. Od zniesienia fizycznego niewolnictwa ważniejsze było zniesienie niewolnictwa ludzkich serc. Bo jeśli ludzkie serca niewoli grzech to na nic zda się jakiekolwiek usuwanie niewolnictwa: człowiek tak czy inaczej byłby niewolnikiem. Niejednokrotnie niewolnik mający wolne serce jest dużo bardziej wolny od jego pana, który ma serce zniewolone. To jest esencja Ewangelii, bez której zrozumienia chyba nigdy nie zrozumiemy nauczania Biblii o niewolnictwie.
 |
Giotto di Bondone, Chrystus przekonuje Piotra, wikimedia w domenie publicznej
|
Chciałbym jeszcze podkreślić, że niezwykle piękną i godną polecenia praktyką w Kościele jest tzw. niewolnictwo Maryi. Do tego aktu można się przygotować odbywając specjalne 33-dniowe rekolekcje według przesłania św. Ludwika Marii Grignon de Montfort. Człowiek wierzący tym samym oddaje się Maryi na wyłączną własność i jest to najwspanialsza i najprostsza droga do Nieba, droga do prawdziwej wolności.
Podkreślmy jeszcze, że najwłaściwsze podejście chrześcijaństwa do sprawy niewolnictwa reprezentowała też św. Matka Teresa z Kalkuty. Żyła wedle maksymy - być "niewolnikiem" wszystkich. Jej niewolnictwo nie odstraszało, niewolnictwo rozumiane już w sposób pełny, wedle zamysłu Bożego, a nie tego wykrzywionego, ludzkiego.
Na koniec podzielę się z Wami refleksją zasłyszaną od teologa Mikołaja Kapusty, który prowadzi kanał Dobra Nowina. Vloger podkreślił, że zanim Jezus Chrystus na krzyżu wziął na siebie całe zło i konsekwencje grzechu, spadały one często właśnie na ludzi, stąd nierzadko tyle rozlewu krwi i brutalności nawet wobec kobiet i dzieci w Starym Testamencie. Pod to można śmiało podpiąć także niewolnictwo, w którym w krwawy sposób rysowało się także zepsucie człowieka, o czym już sobie powyżej mówiliśmy. Dopiero właśnie na mocy zbawczej męki Pana naszego Jezusa Chrystusa oddaliły się od nas straszne skutki naszych grzechów i zostaliśmy usprawiedliwieni przez Zbawiciela, o czym tak często pisze w swoich listach św. Paweł. Grzech, choćby najmniejszy, nigdy nie idzie w próżnię, o czym tak dobitnie przekonujemy się choćby patrząc na krzyż lub rozważając mękę Jezusa - On to wszystko wziął na siebie.
Czy masz jeszcze jakieś wątpliwości co do tego, że Bóg Cię kocha? Odpowiedz sobie szczerze.