Mówiliśmy sobie już o poszukiwaniu Pana Boga w niedomaganiach ciała. Dzisiaj poszukajmy Go w niedomaganiach ducha.
Chyba najbardziej jaskrawym przykładem na jaki można się powołać, jest św. Matka Teresa z Kalkuty. Przez bardzo, bardzo wiele lat pogrążona była w duchowej pustce. Może nas to dziwić, bo przecież często kojarzymy świętych jako takich, którzy już za życia przeżywali jakieś duchowe ekstazy i doświadczali bliskości Boga. Okazuje się, że to nieco wypaczony obraz świętych.
Mówiąc o niedomaganiach duchowych mam na myśli nie tylko grzechy, ale też jakieś stany wewnętrzne człowieka, kiedy dusza jak gdyby tkwi w mroku, wątpliwościach; nie odczuwa Bożej obecności. W takiej sytuacji człowiek może żyć całkiem porządnie, nawet może budować coraz bardziej zażyłą relację z Panem Bogiem (bo jeśli nie stara się w ogóle o taką relację to sam sobie jest winien :), może być zdrów na ciele i psychice, ale jednocześnie coś go tam może gdzieś w środku uwierać.
fot. 3402744 (Pixabay.com)
Gdy sięgniemy po żywoty świętych to raz po raz, o ile nie we właściwie wszystkich przypadkach, napotkamy wzmianki o krótszych albo dłuższych pustkach i ciemnościach duchowych, w jakich pogrążeni byli ci, którzy później zostali świętymi.
Chyba najbardziej jaskrawym przykładem na jaki można się powołać, jest św. Matka Teresa z Kalkuty. Przez bardzo, bardzo wiele lat pogrążona była w duchowej pustce. Może nas to dziwić, bo przecież często kojarzymy świętych jako takich, którzy już za życia przeżywali jakieś duchowe ekstazy i doświadczali bliskości Boga. Okazuje się, że to nieco wypaczony obraz świętych.
Oto przykładowe zdanie św. Matki Teresy:
„Jeśli kiedykolwiek będę świętą – na pewno będę świętą od «ciemności». Będę ciągle nieobecna w Niebie – aby zapalać światło tym, którzy są w ciemności na ziemi” (źródło).
Wydaje się, że niedomagania duchowe mogą być uświadomione (lepiej) i nieuświadomione (dramat). To pierwsze dobrze ilustruje przypadek właśnie świętej z Kalkuty; to drugie dotyka bardzo wielu tych, którzy może i czują się pozornie szczęśliwi i zdaje się, że niczego im nie brakuje ale jednak ich wnętrze zionie przeraźliwą pustką. Są to już nawet nie tyle niedomagania, co już raczej śmiertelna choroba duszy.
No dobra, a jeśli właśnie taki stan przeżywamy, to jak się ratować, jak odnaleźć Pana Boga. Przede wszystkim trzeba w sobie zdiagnozować niedomagania duchowe. To jest absolutna podstawa. Jeśli już ten etap będziemy mieć za sobą, pozostaje właściwie tylko jedno – kurczowo trzymać się Pana Boga i po prostu Go szukać. Wiem, to brzmi infantylnie i wręcz ironicznie. Nie ma jednak innej rady, jak nieustannie karmić swoją wiarę i modlić się, choćby nawet aktami strzelistymi.
Wspominana uprzednio św. Matka Teresa, przechodząc agonię duchową i tęskniąc za Panem, którego nie czuła, była w stanie wypowiadać jedynie słowa:
„Najświętsze Serca Jezusa, ufam Tobie – będę zaspokajać Twoje pragnienie dusz”.
Można by tu pewnie sypnąć garścią jakichś pięknych słów, motywacji, ale gdy udręki duchowe stają się faktem niejednokrotnie naprawdę bardzo trudno zdobyć się na coś innego, prócz zwyczajnej ufności i wiary, że to wszystko rzeczywiście ma sens. Bo ma, czego najbardziej wyrazistym przykładem były także duchowe udręki Pana Jezusa, choćby w Ogrodzie Getsemani. Z Jego największych niedomagań zrodziły się niewyobrażalnie piękne owoce.
W ramach naszej wakacyjnej lektury Biblii przeczytajmy i rozważmy w kontekście dzisiejszej refleksji Rdz 32,25-33.
Czy w swoich niedomaganiach duchowych i poszukiwaniu Boga mam choć trochę takiej determinacji, z jaką patriarcha Jakub zmagał się z Panem Bogiem?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz