sobota, 14 lipca 2018

#19 Pan Bóg w niedomaganiach ciała


Ostatnio zajmowaliśmy się poszukiwaniem Pana Boga czy raczej już nawet jego obecnością w radości wynikającej ze zdrowia na ciele, duszy i psychice oraz sprzyjającej sytuacji zewnętrznej. Dzisiaj zapraszam do przyjrzenia się sytuacji, kiedy psychika i dusza są w porządku, ale występują jakieś problemy z ciałem. Chodzi o najrozmaitsze kłopoty ze zdrowiem ciała począwszy od tych najmniej poważnych do tych najcięższego kalibru, takich jak np. nowotwory złośliwe.



fot. unclelkt (Pixabay.com)


W zasadzie podobnymi kwestiami zajmowaliśmy się w jednym z wpisów „Boże paradoksy” pt. „PALUSZEK I GŁÓWKA TO...NIEEWANGELICZNA WYMÓWKA”. Nie jest przecież żadnym zaskoczeniem to jeśli powiemy, że cierpienia cielesne, szczególnie te najpoważniejsze, są czymś co może być niezwykle trudnym stanem, niesprzyjającym poszukiwaniu Pana Boga. Jak tu Go szukać, skoro wszystko zdaje się przeczyć temu, że On jest, że jest Miłością, że jest kochającym Bogiem? Wiadomo, że o cierpieniu łatwiej się mówi w pięknych słowach, nawet bardzo Ewangelicznych, ale praktyka w tej kwestii to już nieraz zupełnie inna bajka. Czasami nie można nawet znaleźć żadnych słów, żeby wyrazić ból, cierpienie, niedowierzanie.

Kiedyś w jednej z rozmów ze znanym dziennikarzem Szymonem Hołownią jakaś uczestniczka spotkania wspominała o pewnym młodym człowieku pochodzącym z pobożnej rodziny, który uległ poważnemu wypadkowi. Został w jakiejś części sparaliżowany, nie mógł chodzić. To feralne zdarzenie sprawiło, że chłopak radykalnie przestał wierzyć. Mało tego – robił wszystko co w jego mocy, żeby zanegować istnienie Boga. W tym celu m.in. czytał książki, w których doszukiwał się potwierdzenia swoich racji. Bliscy nie mogli już dać sobie z nim rady.

Może i Ty, która/który przypadkowo czytasz ten tekst masz ochotę postąpić podobnie, może masz kogoś bliskiego lub znajomego kto znajduje się w podobnej sytuacji? Jak w tym wszystkim znaleźć, a przynajmniej nie zgubić Pana Boga? Wydaje się, że branie tego wszystkiego na logikę, stosowanie tutaj racjonalnych argumentów najczęściej w takich sytuacjach jest nieskuteczne, choć trudno definitywnie przesądzać; to zależy. Ale co zamiast tego? Może po prostu trwanie przy takiej osobie, może wspólne łzy, może cisza?

Wydaje mi się, że ważne, być może kluczowe, jest tutaj szukanie Boga lub usiłowanie pozostania przy nim mimo wszystko. Wiem, ktoś powie – niewykonalne. Ale mimo wszystko, wbrew wszystkiemu – trwać przy Bogu, szukać Go. Zamiast całkowitego zwątpienia – pytanie, nawet krzyczenie do Boga – dlaczego, w jakim celu, po co to właśnie mi się przytrafia? Zamiast zupełnej negacji – wołanie – czy jesteś Boże, odezwij się, pomóż.

Nie da się jednak zaprzeczyć, że cierpienie wbrew pozorom może okazać się łatwiejszą drogą znalezienia Boga niż stan pełnej radości, kiedy wszystko się układa. Są przecież przypadki, nawet liczne, kiedy ktoś właśnie w cierpieniu odnajduje sens życia i łączy się jeszcze ściślej z Bogiem albo w ogóle po raz pierwszy Go odnajduje.

Jest takie powiedzenie: „kogo Pan Bóg miłuje, tego krzyżuje”. Wielu neguje prawdziwość tych słów i poniekąd mają rację. Jeśli myślimy, że Panu Bogu sprawia wielką radość wkładanie różnych krzyży na ramiona, szczególnie ludziom przez Niego umiłowanym, to jesteśmy w okropnym błędzie. Tak nie jest! To Jezus wziął krzyż na swoje ramiona – dla naszego zbawienia. Z drugiej jednak strony czasami jest i tak, że Pan dopuszcza cierpienie w takich sytuacjach, gdzie z tego może wypłynąć jeszcze większe dobro. Doświadczyć go mogą dusze szczególnie rozwinięte duchowo, których cierpienie jest w stanie zrodzić owoce, dzięki którym ktoś przykładowo nawraca się albo zyskuje jakieś inne niezwykłe łaski.

A jak wytłumaczyć przypadki stygmatyków, np. św. o. Pio, św. Franciszka z Asyżu i innych?

W tym roku zamiast opowieści wakacyjnych czytamy sobie jakiś fragment Biblii. Dzisiaj w kontekście cierpienia polecam przejmujący tekst 2 Krl 20,1-11.

Do następnego poczytania już za tydzień. Trzymajcie się ciepło.


Czy w swoich mniejszych i większych krzyżach wynikających z chorób ciała ufam Panu mimo wszystko i absolutnie wbrew wszystkiemu?


Zachęcam do dzielenia się w komentarzach refleksjami na temat naszych dzisiejszych rozważań. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz