sobota, 27 października 2018

# 14 Niespodzianka Różańcowa: od zera do milionera z Maryją 2


Poprzednim razem na blogu pojawiła się pierwsza część październikowych niespodzianek poświęcona swego rodzaju rozważaniom różańcowym. Dzisiaj  oddaję w Wasze ręce zapowiadany odcinek nr 2.


fot. jclk8888 (Pixabay.com)

Część bolesna

Matko, co Ty wtedy czułaś? Ja sobie nie umiem wyobrazić... Nie było Cię tam, w ogrodzie Oliwnym, gdy Twój Syn przeżywał katusze rozpoczynającej się już właściwie męki. Ale Ty byłaś jeszcze bardziej! Widzę oczyma wyobraźni, jak Twój Syn, a nasz Pan, w czasie udręk wewnętrznych i zewnętrznych rozmawia z Ojcem, ale i łączy się z Tobą duchowo. Może nawet mówi, woła ze łzami w oczach: "Mamusiu, mamusiu...". A Ty łączysz się z Nim w bólu - On w ciemnościach ogrodu, Ty w ciemnościach może jakiejś izby. Maryjo, jak połączyć troskę o bliskich z poddaniem się Bożej Opatrzności?

Potem smagali biczami Ciało Jezusa, ale każde z uderzeń sprawiało ogromny ból także i Twojemu Sercu, ale nie wyrwało z Niego ufności. A tak naprawdę to te razy zadawałem ja poprzez moje liczne grzechy, za które wtedy cierpiał Pan. Jak możesz, Maryjo, kochać współoprawcę i współmordercę Twojego Syna? Ale Ty kochasz i dzięki Ci za, Matuchno, że Pan we mnie ciągle wierzy. I Ty wierzysz.

Nie mogłaś tak po ludzku widzieć oczyma ciała wszystkich mąk i tortur zadawanych Twemu Synowi. Czy oni Go już teraz nie zamęczą? Jak On się czuje - opuszczony i osamotniony? Pewnie zadawałaś sobie takie pytania. A potem zapewne zobaczyłaś Go, może z oddali, jak wyszedł w koronie cierniowej. Nie mogłaś temu zapobiec; działa się wola Boża. Matko, jak to zrobić, żeby wierzyć, że kiedy kończą się ludzkie środki działania,  Pan jest nieskończenie potężniejszy od tego całego badziewia i ludzkich zdrożności?

Droga krzyżowa. Trudno w kilku słowach opisać ten korowód śmierci. Choć w rzeczywistości prowadził on do eksplozji życia. A w życiu często bywa tak, że zdaje się ono drogą krzyżową bez nadziei. Ale na końcu zawsze jest życie. Ja w to wierzę, Matuchno, i dziękuję Ci, że wszelkie przejawy tego życia, których może często nie dostrzegam i za które nie dziękuję i nie uwielbiam Boga. Przepraszam i dziękuję tym mocniej!

Wykonało się. Właściwie tam, pod krzyżem, nastąpiła kulminacja Twojej wiary, która przechodziła najcięższe chwile aż do momentu zmartwychwstania. Wierzyć, gdy po ludzku nie ma już nic. Wykonało się, ale wykonało się ku życiu. Już chyba o tym zapomniałem. Wybacz, Maryjo, i ucz mnie aktywnego wyczekiwania na zmartwychwstanie.




fot. dimitrisvetsikas (Pixabay.com)

Część chwalebna

No i teraz przyszła nagroda za Twoją ufność i niezłomną wiarę. Tradycja podaje, że to właśnie z Tobą, Maryjo, Syn spotkał się jako pierwszą po Swoim zmartwychwstaniu, choć Ewangelie o tym nas nie informują. Może nie wzmiankują o tym dlatego, żeby zachować niezwykłą duchową intymność tamtego spotkania; a może i dlatego, że w Twoim przypadku nie potrzebne było przekonywanie o prawdzie Zmartwychwstania. Ty nie musiałaś biec do grobu niepewna o los Syna. Ty wierzyłaś, że Pan powstanie z martwych. Ucz mnie, Matuchno, takiej intymności w relacjach z Bogiem.

Tajemnica Wniebowstąpienia jest trudną tajemnicą. Oto Pan odchodzi i odtąd nie widzimy Go już jako człowieka stąpającego po ziemi. Został wprawdzie z Nami, ale uczy nas miłości dojrzalszej, która nie polega już na odbieraniu zmysłami cielesnymi, ale oczyma duszy. Uproś mi, Matko, łaskę otwartości zmysłów mojego wnętrza na Bożą obecność.

Byłaś tam, w Wieczerniku, gdy na pierwszy Kościół zstępował Duch Święty. Na Ciebie zstąpił On już w momencie Zwiastowania, a teraz niejako przez Ciebie, Duch nawiedza raczkujący Kościół. A ja? Jakże często mam opory, żeby iść za natchnieniami Ducha. I chodzę własnymi ścieżkami. Ale gdzieś w głębi serca ja chcę podążać drogami Ducha (łzy...)! Ucz mnie tego, Maryjo.

Nie mogło Cię zabraknąć tam, gdzie był już Twój Syn. Ty, Matko, łączyłaś doskonale w życiu ziemskim postawę nieustannego wpatrywania się w Niebo i bardzo praktycznego, realistycznego przeżywania swojego życia tu i teraz. A ja albo za bardzo zagłębiam się w to, co mnie otacza, albo gapię się w niebo zapominając, że osiąga się je przez dostrzeganie obok mnie drugiego człowieka. Uff, Maryjo. Ile jeszcze pracy przede mną. Ale z Tobą się uda, jestem tego pewien!

Kończy się droga Różańca Świętego. Kończy się Twoja droga zapoczątkowana w Nazarecie - prostej i pokornej dziewczyny, która stała się "milionerką", "miliarderką" Bożych łask. Ale nie kończy się Twoja jakże żywa obecność w naszym życiu: La Salette, Lourdes, Fatima, Mediugorje, Częstochowa, Gietrzwałd, Święta Lipka, Litmanowa - to tylko przykłady miejsc, gdzie szczególnie czuć Twoją obecność. Ty jesteś także przy każdym z nas, każdego dnia. Dziękuje Ci za to i proszę - prowadź mnie i nas wszystkich niedoścignioną drogą Twojego życia, abyśmy też kiedyś stali się "miliarderami" osiągając chwałę Nieba i wieczną bliskość z Panem.


W Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz