sobota, 17 listopada 2018

#13 Pochylmy się nad... Hi 42

Biblijny da Vinci



Księga Hioba (lub Joba, bo tak też się ją czasami nazywa) jest chyba jedną z najbardziej znanych ksiąg Starego Testamentu. Pojawia się nie tylko na lekcjach katechezy, ale obszerne jej fragmenty znajdziemy również m.in. w podręcznikach do nauki przedmiotów poświęconych kulturze, literaturze, językowi, itp. Sięgali i sięgają po nią wszelakiej maści artyści.

Wszyscy, którzy choć trochę orientują się w tematyce tej księgi, bez wahania powiedzą, że jej przewodnim motywem jest niezasłużone cierpienie. I bardzo dobrze powiedzą. Przyznam, że do niedawna postrzegałem historię Hioba niemal wyłącznie właśnie przez pryzmat cierpienia. Jednakże ostatnimi czasy ta księga na nowo mnie zafascynowała. Żałuję, że do niedawna była ona dla mnie dość monotonna: cierpienie, cierpienie i jeszcze raz cierpienie. Tymczasem ostatnio Duch Święty dał mi łaskę głębszego spojrzenia na pewne kwestie. Ich kwintesencją jest ostatni rozdział - Hi 42.



fot. Ilja Riepin, Hiob i przyjaciele (domena publiczna)


Myślę, że nie ma potrzeby szczegółowego omawiania tutaj dziejów Hioba - zapewne ogólnie je znamy. Ograniczmy się do kilku, kilkunastu zdań. Wiemy, że ten majętny człowiek z ziemi Us stał się pewnego razu przedmiotem tajemniczego zakładu Pan Boga z szatanem. Na jego skutek bohater stracił dobytek, dzieci i zdrowie - zachorował na trąd. Nie utracił jednak wiary. Przybyli do niego trzej przyjaciele (Elifaz, Bildad i Sofar) i na różne sposoby próbowali go przekonać, że powinien się nawrócić i uznać swoje grzechy, gdyż to, co go spotyka, jest skutkiem jego niewierności. Skoro cierpi, doświadcza słusznej kary za grzechy. W końcu do rozmawiających dołączył jeszcze niejaki Elihu, bardzo tajemnicza postać, który nie potępiał Hioba tak jednoznacznie, a jego wypowiedzi nie były tak surowe jak poprzedników. Mimo wszystko również i on zachęcał Hioba do pokory i nawrócenia, aby mógł uzyskać Boże przebaczenie. Hiob pozostawał nieugięty tłumacząc, że szczerze badając swoje sumienie, nie jest w stanie wskazać na żaden grzech, który miałby popełnić - cierpi po prostu zupełnie niezasłużenie. Nie jest to jakieś wymigiwanie się od odpowiedzialności, ale stwierdzenie stanu faktycznego. Już po wszystkich do akcji wkracza Bóg i nie odpowiadając na żadne pytanie, jakie pod Jego adresem padło w czasie rozmowy podkreśla swoją wszechmoc i wszechwiedzę - Boże działania, w tym cierpienie, wymykają się jakimkolwiek ludzkim kalkulacjom; Bóg jest poza tym wszystkim.


W ostatnim 42 rozdziale Księgi Hioba znajdujemy odpowiedź głównego bohatera skierowaną do Pana Boga, w której wyraża on swój zachwyt i małość wobec Bożego majestatu. Bohater przyznaje, że nie rozumie Bożych zrządzeń i żałuje wszystkich słów, którymi nieudolnie próbował zgłębiać tajemnice Boże.

Odnosimy wrażenie, że Hiob był najbliżej prawdy o Bogu, ale i tak nie zgłębił jej. Natomiast jego przyjaciele przeciwnie - mieli bardzo zafałszowany obraz Boga i było im bardzo daleko do zrozumienia Bożych prawd. Uniknęli Bożej kary dzięki wstawiennictwu Hioba.

Postawa Hioba została sowicie nagrodzona. Czytamy o tym w ostatnich wersach księgi.

Jak sobie już powiedzieliśmy, Księga Hioba nie jest tylko dziełem o niezawinionym cierpieniu. A o czym jeszcze? Może moje spostrzeżenia nie będę jakoś nad wyraz odkrywcze, ale w trakcie pobieżnej lektury historii Hioba możemy nie zwrócić na to uwagi. Nie wiem jak dla Was, ale dla mnie ta księga opisuje, jeśli tak można powiedzieć, starcie między Starym i Nowym Testamentem. Jest streszczeniem odwiecznych zmagań człowieka, który na przestrzeni dziejów poznawał Boga coraz dogłębniej. Trzej przyjaciele głównego bohatera reprezentują podejście zbyt logiczno-matematyczne w swoim postrzeganiu Stwórcy. Dla nich cierpienie = kara za grzech; zawsze i wszędzie. Innymi słowy: czynisz dobrze - Pan Bóg cię nagradza, czynisz źle - karze. Idąc tym tokiem myślenia rozumujemy, że trwanie w bezgrzeszności zapewnia szczęście, a grzech sprowadza nieszczęścia. Mężowie trzymali się swojej wizji i wszelkie próby obalenia ich wizji bardzo ich irytowały. Nie wiedzieli jak wyjaśnić sytuacje, gdy ktoś żyjąc w grzechach miał się dobrze, a wielu sprawiedliwych cierpiało. To nijak się miało do ich zero-jedynkowych poglądów. W związku z powyższym trzej przyjaciele reprezentują Stary Testament, który odpowiada pewnemu etapowi dziejów ludzkości, jeszcze przed Objawieniem, jakie przyniósł Pan Jezus.

Tajemniczy Elihu to z kolei ktoś z pogranicza. Jak wiemy jego poglądy nie były już tak surowe i jednoznaczne jak trzech pozostałych mężów. Niemniej jego wizja Boga nie była jeszcze tak głęboka jak ta, którą reprezentował Hiob. To właśnie Hiob był najbliżej prawdy o Bogu. Choć główny bohater żył w czasach bardzo odległych w stosunku do Nowego Testamentu, to jednak wyprzedzał ziomków w poznaniu Pana. Pewnie to nieadekwatne porównanie, ale Job to ktoś w rodzaju Leonarda da Vinci, tyle że na płaszczyźnie wiary i duchowości - trochę nie pasował do epoki, w której żył, był kimś z przyszłości.

Mimo to i tak nie dotknął istoty Boga. Któż w ogóle może to uczynić? Pan Bóg wymyka się wszelkim ludzkim kategoriom myślenia i pojmowania - to jest główne przesłanie księgi. To prawda, że Pan Bóg nagradza za dobre czyny; to prawda, że karze za grzechy, ale nie można tego opisać prostym równaniem 2+2=4, jak chcieli przyjaciele Hioba. Bo w takim razie jak zrozumieć scenę z Dobrym Łotrem, jawnogrzesznicą, Zacheuszem i wiele innych. Jak zrozumieć tajemnicę Bożego Miłosierdzia. W tym kontekście mieści się również niezawinione cierpienie, Boże przyzwolenie na działania zła w świecie (z którego Pan i tak potrafi wyprowadzić jeszcze większe dobro), itd. Tego wszystkiego tu na ziemi nie jesteśmy w stanie zrozumieć i trzeba nam powtórzyć za Hiobem: "O rzeczach wzniosłych mówiłem. To zbyt cudowne. Ja nie rozumiem" (Hi 42,3); "kajam się w prochu i popiele" (Hi 42,6). Powinniśmy zgłębiać Boże tajemnice (co staramy się z Bożą pomocą czynić także i na Biblijnym Rabanie), ale nie w postawie pychy, lecz uniżenia i pokory, bo gdy nawet wielu spraw nie rozumiemy, staramy się trwać przy Bogu i ufać mu bez granic.

Dzisiejszy temat mógłby też znaleźć się w odcinku serii Mitołamacz. Dlaczego? Pięknie ilustruje prawdę o tym, że Biblia nie jest dyktatem Pana Boga, ale dziełem Bosko-ludzkim, toteż na przestrzeni Starego i Nowego Testamentu widzimy ludzkość, która nie od razu poznała Pana Boga w pełni, ale która dopiero krok po kroku uczy się Go, a On odsłania stopniowo coraz więcej prawd o Sobie. Kulminacją tego procesu było oczywiście Wcielenie Słowa Bożego.


A jak jest ze mną - na jakim etapie poznawania Pana Boga jestem i co robię, aby Go lepiej poznać?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz