Tak
się składa, że dziś czwarta sobota miesiąca, a w dodatku Dzień
Ojca. Przy tej okazji naszło mnie, żeby wystukać kolejną
niespodziankę tym razem wpisaną w ten dzień. Zacznę od pewnej
historii, do której już dawno chciałem nawiązać na Biblijnym
Rabanie.
fot. nightowl (Pixabay.com)
Pewnego
razu, gdzieś na kuli ziemskiej, w okresie letnich wakacji na kolonii
zgromadziły się dzieci. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie
fakt, że po jakimś czasie zaczęły się tam dziać dziwne sprawy,
ale po kolei.
Wśród
obozowiczów było też rodzeństwo – bliźniaki John i Dawn. Była
tam również ich przyjaciółka Christy. Uczestnicy kolonii od czasu
do czasu brali udział w zawodach sportowych. Zwycięzca zostawał
mistrzem obozowym. Ten tytuł najczęściej (żeby nie powiedzieć
zawsze) przypadał w udziale pewnemu chłopakowi, który przechwalał
się swoimi umiejętnościami. Z kolei John, Dawn i Christy zazwyczaj
kończyli zawody na szarym końcu. Dochodziło nawet do tego, że w
czasie biegu bliźniaki i ich przyjaciółka zahaczali nawzajem o
siebie i przewracali się. Łatwo się domyślić jak deprymujące to
dla nich było...
W
końcu Christy nie wytrzymała i postanowiła coś z tym zrobić.
Zdecydowała się... uciec. John i Dawn pobiegli za nią, żeby ją
powstrzymać, ale Christy udała się w innym kierunku niż oni.
Zdarzyło
się, że gdy uciekinierka siedziała sama w ciemnym lesie i
rozmyślała, stanął przy niej chłopak ubrany na czerwono z
dziwnie połyskującymi również na czerwono źrenicami oczu.
Okazało się, że dowiedziawszy się o jej problemie zaoferował
pomoc pod jednym warunkiem, o którym miał powiedzieć w swoim
czasie. Zaznaczył tylko, że przysługa teraz, za przysługę
później. Christy początkowo nie dowierzała jego możliwościom,
ale ostatecznie zgodziła się. Obcy pstryknął palcem i ni z tego
ni z owego, dziewczyna potrafiła wykonywać najróżniejsze
akrobacje i dostała zapewnienie, że odtąd będzie raz za razem
zostawać mistrzynią obozową.
Wtedy
chłopak odszedł, a przybiegli John i Dawn, którzy opowiedzieli
Christy o swoim niezwykłym spotkaniu z misiem o imieniu Szczeruś w
trakcie gdy szukali przyjaciółki. Był on jednym z dwójki
najważniejszych tzw. Troskliwych Misiów, które zamieszkiwały
Królestwo Troskliwości. Jeśli tylko tzw. troskliwomierz dawał im
znać, że na ziemi gdzieś spadał poziom troskliwości, któryś z
nich udawał się na ziemię, żeby zaoferować bezinteresowną
pomoc. Co więcej, miś zabrał bliźniaków do królestwa (polecieli
specjalnym autkiem w kierunku chmur, bo gdzieś tam znajdowało się
to królestwo :). W czasie, gdy Szczeruś i drugi miś Prawuś udali
się z kolejną misją na ziemię, John i Dawn zaopiekowali się całą gromadą małych misiów i ich kuzynów (to były
istoty przypominające różne zwierzątka, np. szop pracz czy
słonik). Początkowo opieka nad rozbeczaną ekipą malców wydawała
się dzieciom czymś niemożliwym, tym bardziej że jeszcze niedawno
stwierdzili sami, że nie potrafią nawet uciec porządnie (szukając
Christy błądzili i chodzili w kółko w to samo miejsce). Koniec
końców, gdy Szczeruś i Prawuś powrócili zastali smacznie śpiące
i nakarmione maluchy w towarzystwie odpoczywających i również
śpiących bliźniaków. Misie przyznały, że może i John oraz Dawn
nie są mistrzami obozowymi, ale na pewno są mistrzami świata w
opiece nad misiątkami, a to wielka sztuka.
Tak
więc bliźniaki opowiedziały przyjaciółce o swoim pobycie w
Królestwie Troskliwości. Zaobserwowali jednak dziwną zmianę w
zachowaniu Christy. Ta nagle oznajmiła, że już wcale nie ma
zamiaru uciekać i jest gotowa powrócić do obozu. John i Dawn byli
zaskoczeni, ale wrócili wspólnie do pozostałych dzieci.
Czas
w Królestwie Troskliwości płynął inaczej niż na ziemi. Małe
Troskliwe Misie szybko dorosły w ciągu kilku dni ziemskich.
Tymczasem Christy zdążyła już kilkukrotnie zdobyć tytuł
mistrzyni obozowej właściwie we wszystkich dyscyplinach.
Pewnego
razu po którymś z kolei triumfie spotkała znów tego samego
chłopaka, który sprawił, że w tak szybkim czasie zdobyła
niezwykłe umiejętności sportowe. Przyszedł po przysługę, którą
zapowiedział uprzednio. Przyznał się kim jest. Nazywał się
Ciemne (złe) Serce i był wielkim wrogiem troskliwości i
Troskliwych Misiów. Chciał zaangażować Christy w swój plan
schwytania wszystkich misiów, aby zniknęła na świecie cała
troskliwość i dobroć. Ona spytała co się stanie, gdyby odmówiła,
a wtedy Mroczniak (tak też nazywano Ciemne Serce) przypomniał jej
co teraz robił dawny mistrz obozowy – chłopak sprzątał obóz,
bo to była kara dla przegranych. Na dodatek Mroczniak swoją
sztuczką wrzucił go potajemnie do kosza na śmieci, żeby go
jeszcze bardziej upokorzyć. Christy wiedziała już, co ją czeka w
razie ewentualnej odmowy. Wreszcie zgodziła się wziąć udział w
niecnych zamiarach Ciemnego Serca.
Okazało
się, że gdy małe misie jeszcze nie do końca znały różne
wcielenia Mroczniaka (przybierał on rozmaite postacie, ale zawsze
czerwone, np. żaby, łasicy, wilka, chłopaka czy też po prostu
deszczowej, siejącej piorunami chmury), ten odwiedził je pod
postacią młodzieńca i przedstawił się jako mechanik
troskliwomierzy. Przy okazji go popsuł... Tak czy inaczej w trakcie
zabawy w chowanego chciał schwytać misie, ale nie dał rady.
Wreszcie ujawnił kim jest, ale w porę przybyli Szczeruś i Prawuś.
Z pomocą światełek umieszczonych na ich brzuchach misie
„poczęstowały” Mroczniaka dawką promieni troskliwości. Ciemne
Serce tym razem dał za wygraną, ale już przygotowywał się do
potężnej zemsty, w którą właśnie zaangażował Christy.
Jego
plan był bardzo przebiegły i losy troskliwości na świecie zawisły
na włosku.
Troskliwe
Misie zaczęły znikać jeden po drugim, aż w końcu została już
tylko garstka...
Ciąg dalszy nastąpi :) fot. geralt (Pixabay.com)
Jak
na Niespodziankę przystało będzie teraz mała
niespodzianka. Przyznam, że w tym momencie zaskoczyłem też samego
siebie, bo nie planowałem takiego manewru, ale jednak – teraz
potrzymam Was w niepewności do przyszłej soboty :) Za tydzień w
kolejnej niespodziance dokończę tę opowieść i wyznam, skąd ją
zaczerpnąłem. Zaznaczę teraz tylko, że nie jest ona moim pomysłem
(jeśli chcecie poczytać opowieści mojego autorstwa zachęcam do
lektury serii Pan Bóg na wakacjach). W następnym wpisie
poczynimy też aluzje do Słowa Bożego, które tak jasno wyłaniają
się z tej opowieści. Może mało komuś niespodzianek? Proszę
bardzo :) Za tydzień w tekście niespodziankowym (i nie tylko)
znajdą się jeszcze dwie inne niespodzianki :)
Do
poczytania zatem za tydzień. Jeśli ktoś jeszcze nie czytał,
zachęcam też do lektury poprzedniej, rocznicowej niespodzianki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz