sobota, 2 marca 2019

#14 Boży paradoks Mk 6,7-13 i 30-44

"Nieco", czyli ile?



W 6 rozdziale Ewangelii św. Marka znajdujemy fragment o tym, jak Pan Jezus rozesłał 12 Apostołów po dwóch, aby szli i uzdrawiali, nawoływali do nawrócenia, głosili Dobrą Nowinę. Oni poszli i postępowali zgodnie z poleceniem, jakie otrzymali od Mistrza.

Kilka wersetów dalej czytamy o powrocie uczniów, którzy entuzjastycznie opowiadali Panu o tym, co udało im się wykonać. Przyznam, że ta scena mnie trochę rozczula. Wyobrażam sobie 12 dorosłych mężczyzn, zachowujących się jak dzieci w najbardziej pozytywnym tego słowa znaczeniu. Apostołowie przypominają trochę małych chłopców, którzy chwalą się tacie, co udało im się zrobić: "tata, tata, ja to zrobiłem to i to", "popatrz, a mnie się to udało", "a mnie, a mnie, patrz, tata, to mi się udało". Naprawdę piękna scena. Oczywiście zapewne nie wyglądała dokładnie tak, ale lubię sobie ją w ten właśnie sposób wyobrażać.

I potem następują słowa Pana Jezusa, które są głównym tematem naszych dzisiejszych "paradoksalnych" rozważań: "Pójdźcie wy sami osobno na miejsce pustynne i wypocznijcie nieco!". Od razu nasuwa się pytanie: nieco, czyli tak naprawdę ile?

Kończy się karnawał i już lada dzień wkroczymy w okres Wielkiego Postu. Powyższe fragmenty Biblii jakoś tak dobrze z tym czasem współgrają. Otóż w okresie liturgicznym są tygodnie, kiedy jesteśmy zachęceni do szczególnego wytężenia naszych duchowych pokładów. To np. Adwent i Wielki Post. Nie znaczy to, że tylko na ten czas prężymy muskuły ducha, a potem nie robimy nic i wiotczeją one niczym posylwestrowy lub poweselny balon. Niemniej z tej powyższej perykopy biblijnej płynie jasna nauka: my ludzie nie jesteśmy aniołami i Pan Bóg dobrze wie, że nie wyrobimy, jeśli nie odetchniemy nieco. No właśnie - znów to tajemnicze "nieco"! Gdzie przebiega granica między tym nieco, a zwykłym leniuchowaniem?

W jej wyznaczeniu może nam pomóc dalszy ciąg narracji w tym fragmencie Ewangelii. Zauważmy, że gdy Pan Jezus udawał się z uczniami na ten zasłużony odpoczynek okazało się, że nie tylko dogonili ich interesanci, ale tłumy wiernych uprzedzili ich w miejscu, do którego przeprawiali się łodzią. Wtedy następują znamienne słowa Pana: "Zlitował się nad nimi, byli bowiem jak owce nie mające pasterza". To powiedział na widok niezliczonych rzesz ludzi. Wtedy właśnie nastąpiło słynne rozmnożenie chleba. A zatem zamiast odpoczynku Apostołowie dostali robotę: roznosili kosze z bochenkami, a potem zbierali ułomki.

Gdzie byli pasterze tych ludzi? Może odprawiali wtedy modły w świątyni, może uważali się za doskonałych, ale tak naprawdę byli daleko od tych, którym powinni służyć...? A Jezus był ciągle blisko tych, którzy potrzebowali pomocy na duszy, ciele, psychice, itp.

Reasumując, nasze "nieco" musi być rozpatrywane w kontekście potrzeb innych. Oczywiście Ewangelia nie jest matematyką i nie wyznaczymy absolutnie jednoznacznej granicy od kiedy do kiedy to nieco wytchnienia nam przysługuje. Tu tkwi właśnie pewien paradoks: oczywiście jak najbardziej mamy prawo do wypoczynku, a nawet odsunięcia się od kogoś na pewien czas, żeby naładować akumulatory, ale z drugiej strony musimy być wyczuleni na ludzi i sprawy, którzy i które nie powinny czekać. Trudne? No tak... Ale i fascynujące jak cała Ewangelia.






A ile wynosi moje "nieco"? Czy nie jest zbyt małe albo zbyt duże?

PS Już niebawem Wielki Post. Chciałbym w tym czasie publikować na Biblijnym Rabanie minikonferencje, tak jak uprzednio. Nie wiem jeszcze jak często i ile tych postów się ukaże. Proszę zatem o cierpliwość i serdecznie zapraszam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz