środa, 10 kwietnia 2019

Wielki Post 2019 #11 Stacja XI - Milena przybita do krzyża

Stacja XI - Milena przybita do krzyża



Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus i Maryja zawsze Dziewica!

"Droga Krzyżowa pisana życiem, czyli 15 historii z życia wziętych", wpis jedenasty. Dziś stajemy przy stacji jedenastej wraz z Mileną - bohaterką dzisiejszego rozważania.

Kłaniamy Ci się, Panie Jezus Chryste, i błogosławimy Tobie. Żeś przez krzyż i mękę Swoją świat odkupić raczył.


Milena ma 83 lata. Od blisko 60 jest przykuta do łoża boleści. Zanim nieszczęśliwy wypadek spowodował, że w bardzo krótkim czasie straciła władzę w nogach i rękach, była piękną kobietą. Pomimo trudnych czasów, w jakich przeżyła swoją młodość, była szczęśliwą panną, przed którą mimo wszystko rysowała się wcale nie najgorsza przyszłość. Jednak stało się. To było jak wyrok - reszta życia w łóżku, z jedynie bardzo ograniczonymi możliwościami poruszania zniekształconymi rękami. To było niczym ukrzyżowanie - choć bez widocznych gwoździ, to jednak z odczuciami podobnymi do fizycznego krzyżowania.

Bunt, rozpacz, obwinianie wszystkich dokoła? Tego typu reakcje mogły stać się udziałem Mileny. Patrząc tak czysto po ludzku, miała do nich prawo. Ona jednak przyjęła z godnością ten krzyż, do którego została przybita do końca swoich dni. Choroba postępowała. Choć ciało z roku na rok coraz bardziej odmawiało posłuszeństwa, wnętrze Mileny paradoksalnie stawało się coraz piękniejsze - wzrastała, szybowała duchowo. Zachwycała wszystkich swoją postawą.

Życie przyniosło jej jeszcze kilka innych krzyży: śmierć matki, a następnie ojca. Została sama z bratem, który nie wstąpił w związek małżeński. Opiekował się siostrą, choć z każdym kolejnym rokiem ta opieka stawała się coraz bardziej wymagająca. Od czasu do czasu ktoś z rodziny przychodził, żeby wesprzeć mężczyznę w posługach.

Brat miał w zwyczaju, że gdy wchodził do jej pokoju z pokorą zdejmował nakrycie głowy, gdy wcześniej zapomniał tego uczynić. Widział w swojej siostrze świętą za życia.

Milena z biegiem lat częściej niż dawniej traciła pełną świadomość, ale jeśli tylko te okresy mijały, zachowywała świeżość i bystrość umysłu. Niektórzy nawet przychodzili do niej po rady i... pociechę, gdy zmagali się z jakimiś problemami. Milena swoje cierpienia i modlitwy ofiarowała w bardzo wielu intencjach, głównie tych, które jakże często polecano jej pamięci.

Gdy wreszcie przyszedł koniec jej życia nikt nie miał wątpliwości - to była święta osoba, której życie było jak gdyby rozłożoną w czasie stacją XI Drogi Krzyżowej Chrystusa, stopniowym konaniem. Bez złączenia z męką Jezusa jej cierpienia byłyby kompletnym bezsensem, jednakże w zjednoczeniu z Mistrzem, jej ofiara przyniosła niezliczoną ilość dobrodziejstw, które w pełni poznamy zapewne po drugiej stronie życie - ile zawdzięczamy osobom takim jak Milena.

Jaki jest mój stosunek do ludzi pokroju Mileny - uważam ich za niepotrzebny balast dla "zdrowych" czy też widzę w nich cichych bohaterów świata? Czy odwiedzam chorych i cierpiących, szczególnie tych z mojej rodziny lub mieszkających w pobliżu? A może kimś powinienem się zaopiekować...?


Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami. I Ty, któraś współcierpiała, Matko Bolesna, przyczyń się za nami.


PS Dzisiejszą historię oparłem na życiu pewnej osoby, którą znałem nieosobiście, ale wiedziałem od innych o jej świątobliwym życiu. Pozmieniałem tylko imiona i osoby oraz niektóre szczegóły. Podajcie dalej tę historię, żeby inni też mogli przeczytać. Bóg Wam zapłać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz