Stacja XI - Milena przybita do krzyża
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus i Maryja zawsze Dziewica!
"Droga Krzyżowa pisana życiem, czyli 15 historii z życia wziętych", wpis jedenasty. Dziś stajemy przy stacji jedenastej wraz z Mileną - bohaterką dzisiejszego rozważania.
Kłaniamy Ci się, Panie Jezus Chryste, i błogosławimy Tobie. Żeś przez krzyż i mękę Swoją świat odkupić raczył.
Milena ma 83 lata. Od blisko 60 jest przykuta do łoża boleści. Zanim nieszczęśliwy wypadek spowodował, że w bardzo krótkim czasie straciła władzę w nogach i rękach, była piękną kobietą. Pomimo trudnych czasów, w jakich przeżyła swoją młodość, była szczęśliwą panną, przed którą mimo wszystko rysowała się wcale nie najgorsza przyszłość. Jednak stało się. To było jak wyrok - reszta życia w łóżku, z jedynie bardzo ograniczonymi możliwościami poruszania zniekształconymi rękami. To było niczym ukrzyżowanie - choć bez widocznych gwoździ, to jednak z odczuciami podobnymi do fizycznego krzyżowania.
Bunt, rozpacz, obwinianie wszystkich dokoła? Tego typu reakcje mogły stać się udziałem Mileny. Patrząc tak czysto po ludzku, miała do nich prawo. Ona jednak przyjęła z godnością ten krzyż, do którego została przybita do końca swoich dni. Choroba postępowała. Choć ciało z roku na rok coraz bardziej odmawiało posłuszeństwa, wnętrze Mileny paradoksalnie stawało się coraz piękniejsze - wzrastała, szybowała duchowo. Zachwycała wszystkich swoją postawą.
Życie przyniosło jej jeszcze kilka innych krzyży: śmierć matki, a następnie ojca. Została sama z bratem, który nie wstąpił w związek małżeński. Opiekował się siostrą, choć z każdym kolejnym rokiem ta opieka stawała się coraz bardziej wymagająca. Od czasu do czasu ktoś z rodziny przychodził, żeby wesprzeć mężczyznę w posługach.
Brat miał w zwyczaju, że gdy wchodził do jej pokoju z pokorą zdejmował nakrycie głowy, gdy wcześniej zapomniał tego uczynić. Widział w swojej siostrze świętą za życia.
Milena z biegiem lat częściej niż dawniej traciła pełną świadomość, ale jeśli tylko te okresy mijały, zachowywała świeżość i bystrość umysłu. Niektórzy nawet przychodzili do niej po rady i... pociechę, gdy zmagali się z jakimiś problemami. Milena swoje cierpienia i modlitwy ofiarowała w bardzo wielu intencjach, głównie tych, które jakże często polecano jej pamięci.
Gdy wreszcie przyszedł koniec jej życia nikt nie miał wątpliwości - to była święta osoba, której życie było jak gdyby rozłożoną w czasie stacją XI Drogi Krzyżowej Chrystusa, stopniowym konaniem. Bez złączenia z męką Jezusa jej cierpienia byłyby kompletnym bezsensem, jednakże w zjednoczeniu z Mistrzem, jej ofiara przyniosła niezliczoną ilość dobrodziejstw, które w pełni poznamy zapewne po drugiej stronie życie - ile zawdzięczamy osobom takim jak Milena.
Jaki jest mój stosunek do ludzi pokroju Mileny - uważam ich za niepotrzebny balast dla "zdrowych" czy też widzę w nich cichych bohaterów świata? Czy odwiedzam chorych i cierpiących, szczególnie tych z mojej rodziny lub mieszkających w pobliżu? A może kimś powinienem się zaopiekować...?
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami. I Ty, któraś współcierpiała, Matko Bolesna, przyczyń się za nami.
PS Dzisiejszą historię oparłem na życiu pewnej osoby, którą znałem nieosobiście, ale wiedziałem od innych o jej świątobliwym życiu. Pozmieniałem tylko imiona i osoby oraz niektóre szczegóły. Podajcie dalej tę historię, żeby inni też mogli przeczytać. Bóg Wam zapłać.
Bunt, rozpacz, obwinianie wszystkich dokoła? Tego typu reakcje mogły stać się udziałem Mileny. Patrząc tak czysto po ludzku, miała do nich prawo. Ona jednak przyjęła z godnością ten krzyż, do którego została przybita do końca swoich dni. Choroba postępowała. Choć ciało z roku na rok coraz bardziej odmawiało posłuszeństwa, wnętrze Mileny paradoksalnie stawało się coraz piękniejsze - wzrastała, szybowała duchowo. Zachwycała wszystkich swoją postawą.
Życie przyniosło jej jeszcze kilka innych krzyży: śmierć matki, a następnie ojca. Została sama z bratem, który nie wstąpił w związek małżeński. Opiekował się siostrą, choć z każdym kolejnym rokiem ta opieka stawała się coraz bardziej wymagająca. Od czasu do czasu ktoś z rodziny przychodził, żeby wesprzeć mężczyznę w posługach.
Brat miał w zwyczaju, że gdy wchodził do jej pokoju z pokorą zdejmował nakrycie głowy, gdy wcześniej zapomniał tego uczynić. Widział w swojej siostrze świętą za życia.
Milena z biegiem lat częściej niż dawniej traciła pełną świadomość, ale jeśli tylko te okresy mijały, zachowywała świeżość i bystrość umysłu. Niektórzy nawet przychodzili do niej po rady i... pociechę, gdy zmagali się z jakimiś problemami. Milena swoje cierpienia i modlitwy ofiarowała w bardzo wielu intencjach, głównie tych, które jakże często polecano jej pamięci.
Gdy wreszcie przyszedł koniec jej życia nikt nie miał wątpliwości - to była święta osoba, której życie było jak gdyby rozłożoną w czasie stacją XI Drogi Krzyżowej Chrystusa, stopniowym konaniem. Bez złączenia z męką Jezusa jej cierpienia byłyby kompletnym bezsensem, jednakże w zjednoczeniu z Mistrzem, jej ofiara przyniosła niezliczoną ilość dobrodziejstw, które w pełni poznamy zapewne po drugiej stronie życie - ile zawdzięczamy osobom takim jak Milena.
Jaki jest mój stosunek do ludzi pokroju Mileny - uważam ich za niepotrzebny balast dla "zdrowych" czy też widzę w nich cichych bohaterów świata? Czy odwiedzam chorych i cierpiących, szczególnie tych z mojej rodziny lub mieszkających w pobliżu? A może kimś powinienem się zaopiekować...?
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami. I Ty, któraś współcierpiała, Matko Bolesna, przyczyń się za nami.
PS Dzisiejszą historię oparłem na życiu pewnej osoby, którą znałem nieosobiście, ale wiedziałem od innych o jej świątobliwym życiu. Pozmieniałem tylko imiona i osoby oraz niektóre szczegóły. Podajcie dalej tę historię, żeby inni też mogli przeczytać. Bóg Wam zapłać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz