A my ciągle swoje...
Trzeba przyznać, że trzy lata to dość długi odcinek czasu. Ważny jest oczywiście kontekst, w jakim analizujemy ten konkretny wycinek historii. Jeśli chodzi o trzy lata spędzone przez Apostołów u boku Pana Jezusa wydaje się, że w tym okresie mogli raczej nieźle poznać swojego Mistrza. Widzieli przecież całe mnóstwo cudów i znaków, wysłuchali szereg przepięknych kazań (chociaż nie mieli YouTube'a z konferencjami :), przebywali niemalże dzień w dzień w ogromnej bliskości Boga. Jak pamiętamy, św. Jan Ewangelista kończąc swoją Dobrą Nowinę zapisał m.in. takie słowa: "I wiele innych znaków, których nie zapisano w tej księdze, uczynił Jezus wobec uczniów" (J 20,30), a nieco dalej zanotował: "Jest ponadto wiele innych rzeczy, których Jezus dokonał, a które gdyby
je szczegółowo opisać, to sądzę, że cały świat nie pomieściłby ksiąg,
jakie trzeba by napisać" (J 21,25). Logicznie rzecz ujmując nie powinno być ani cienia wątpliwości, że Apostołowie po tym wszystkim winni być już duchowymi gigantami, dla których nie ma już jakichś większych zagadek w Bożej perspektywie. Tymczasem okazało się coś zgoła odmiennego. Zerknijmy teraz do prologu Dziejów Apostolskich. Tradycyjnie proszę Was o uprzednie przeczytanie tekstu, który omawiamy; w tym przypadku Dz 1,1-11.
Czytamy tam m.in., że krótko przed swoim Wniebowstąpieniem, Jezus udzielał ostatnich rad swoim uczniom. Wcześniej przez 40 dni ukazywał im się i mówił o Królestwie Bożym. Zapowiadał także przyjście Ducha Świętego. I wtedy, jak zanotował Dziejopisarz, pytali go zebrani: "Panie, czy w tym czasie przywrócisz królestwo Izraela?" (Dz 1,6). Tak patrząc czysto po ludzku, Panu Jezusowi mogłaby w tym momencie opaść szczęka: tyle nauk, tyle cudów, a przede wszystkim Zmartwychwstanie wskazujące najdobitniej na sprawy duchowe i pozaziemskie, a tu uczniowie wyskakują z tekstem-zapytaniem o datę przywrócenia królestwa ziemskiego. Czyli niebo niebem, ale ziemskie królestwo Izraela musi być. A przecież Chrystus przez 3 lata publicznej działalności tłoczył uczniom do opornych nieraz głów istotę swojej misji, że przecież On przyszedł nie po to, żeby załatwić ziemskie, polityczne sprawy Izraela, ale uporać się z duchową materią ludzkości. Pewien ksiądz zauważył, że Judasz zdradził Jezusa nie przez chciwość, ale z uwagi na to, że widział w Chrystusie politycznego przywódcę i jego wizja się nie ziściła. Możemy się zastanowić czy przypadkiem pozostali uczniowie nie żyli w podobnym nurcie i to jeszcze nawet po Zmartwychwstaniu...?
Odpowiedź Chrystusa na faux pas uczniów jest jednak pełna miłości i zrozumienia dla ludzkich bolączek; zawiera dodatkowo delikatne napomnienie i wskazówkę, na czym powinni przede wszystkim skupiać uwagę Jego następcy: "Nie wasza to rzecz znać czasy i chwile, które Ojciec ustalił swoją władzą, ale gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi" (Dz 1,7-8).
fot. krystianwin, Pixabay.com |
Jak to wszystko ma się do naszego życia? Z jednej strony może być i zapewne często tak bywa, że dużo się modlimy, pościmy, słuchamy bardzo pobożnych rekolekcji, czytamy nabożne książki, piszemy i czytamy Biblijny Raban ;), a jak przychodzi co do czego, to naszą głowę zbytnio zaprzątają najbliższe zakupy, wizyta ciotki z pobliskiego miasteczka, zakończenie studiów i przyszła praca, itp. Czy niepotrzebnie zaprzątamy sobie głowę tymi sprawami? No jasne, że są to najczęściej naprawdę ważne kwestie i warto, a nawet trzeba się nimi zajmować. Oczywiście, że tak! Wydaje się jednak, że nierzadko trochę rozmijamy się z Bogiem i trochę "nie czaimy" Jego woli i Jego działania w naszym życiu i świecie. Potrzeba nam właściwej hierarchii wartości, bo to już jest taką naszą swoistą słabością, że często bardziej ciągnie nas ku ziemi, niż ku niebu. Chrystus dobrze zna te nasze troski i patrzy na nasze bolączki z miłością, ale na pewno bardzo cierpi, jeśli już zbyt słabo dostrzegamy Jego obecność spod sterty codziennych spraw. Nierzadko naszym bożyszczem stają się sprawy ziemskie.
Jest coś jeszcze: często może nam się wydawać, że jedynie słusznym przejawem Bożego działania w naszym życiu będą np. udane zakupy, bezproblemowa wizyta nielubianej ciotki, szczęśliwe ukończenie studiów i znalezienie dobrej pracy, itp. A zatem na modlitwie możemy pytać Pana: czy wreszcie uda mi się kupić niedrogie meble? Czy ciotka sobie pojutrze pojedzie, czy jeszcze będzie nas dręczyć dwie niedziele? Czy za rok będę już miał ulubioną i dobrze płatną pracę? Czy są to pytania z gruntu fałszywe? No jasne, że nie! Jest tylko przynajmniej jeden warunek: jeśli we wszystkim będziemy szukać Bożej woli i dbać przede wszystkim o Jego sprawy, to wówczas nasze sprawy będą się nam jawić inaczej, w sposób właściwszy i proporcjonalny do ich rzeczywistej wagi.
Musimy unikać też drugiej skrajności. Grozi nam ona wtedy, kiedy nasza wiara byłaby tylko nieustannym chodzeniem w chmurach, bez najmniejszej troski o sprawy doczesne. To również nie jest do końca właściwa postawa, o czym przypomina interwencja dwóch mężów w bieli z powyższego fragmentu Dziejów. Chrześcijanin to taki trochę "Mistyk w kąpieli" jak zatytułowano jedną z książek o. Joachima Badeniego OP. Chrześcijanin jest osobą wzrastającą duchowo, ale jednak nader praktyczną, która ma świadczyć o Jezusie w swojej codzienności, poprzez swoje obowiązki zawodowe i relacje rodzinno-koleżeńskie; te bardziej wzniosłe, ale i zupełnie prozaiczne.
A zatem tak to już jest, że Pan Bóg swoje, a my ciągle swoje. Trzeba nam prosić, żebyśmy wreszcie spróbowali popatrzeć na świat oczami Boga, bo "nie tak bowiem człowiek widzi <jak widzi Bóg>" (1 Sm 16,7).
Gdzie w moim życiu ciągle jeszcze działam i patrzę na sprawy zbytnio po swojemu?
Zachęcam również do lektury chociażby poprzedniego "Bożego paradoksu", gdzie jest mowa w sumie o podobnych kwestiach jak dzisiaj, ale tam przyglądamy się im pod nieco innym kątem >>>.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz