Przyznaję się pokornie do tego, drodzy Czytelnicy...
Po Wielkim Poście i okresie wielkanocnym wracamy do najstarszej serii Biblijnego Rabanu. Trwająca obecnie Wielka Światowa Nowenna Pompejańska skłoniła mnie do pewnych wynurzeń, ale po kolei.
Być może wiecie, że intencją wspomnianej nowenny, która kończy się 5 lipca, jest nawrócenie grzeszników, "z których ja jestem pierwszy" (tak na marginesie dodam, że ciągle można jeszcze do niej dołączyć >>>, tyle że skończy się modlitwę oczywiście odpowiednią ilość dni później). Ten dopisek - "z których ja jestem pierwszy" - to bardzo ważna informacja, że jeśli decydujesz się wejść w nowennę to modlisz się w pierwszej kolejności za siebie, a nie za jakichś tam mniej lub bardziej określonych "ich" - najgorszych grzeszników, cudzołożników i całe nieciekawe towarzystwo. Przyznam, że ulegałem pokusie, żeby to hasło traktować jako taki kurtuazyjny zwrot grzecznościowy, bo niby formalnie uznaję, że jestem pierwszym z grzeszników, ale w głębi serca czuję, że bez przesady - są inni o wiele gorsi ode mnie. Tak sądziłem do momentu, gdy olśniło mnie w kontekście 20 rozdziału Księgi Liczb.
Lb 20 to chyba najtrudniejszy rozdział w historii niezwykłego rodzeństwa jakim byli Mojżesz, Aaron i Miriam. Na jego początku mamy wzmiankę o śmierci Miriam w Kadesz, a kończy się on opisem śmierci Aarona na górze Hor. W jego środku natomiast czytamy o nieposłuszeństwie Mojżesza i Aarona, które poskutkowało ukaraniem tych braci przez Boga. I to jakim ukaraniem: za jedno nieposłuszeństwo nie będą mogli wejść do Ziemi Obiecanej. Na pierwszy rzut oka to może być jeden z najtrudniejszych fragmentów w Biblii - dlaczego Bóg tak dotkliwie karze tych, którzy prowadzili jego lud? Dlaczego karze szczególnie Mojżesza, który do tej pory starał się naprawdę wiernie trwać przy Panu i realizować jego polecenia i przykazania?
Być może wiecie, że intencją wspomnianej nowenny, która kończy się 5 lipca, jest nawrócenie grzeszników, "z których ja jestem pierwszy" (tak na marginesie dodam, że ciągle można jeszcze do niej dołączyć >>>, tyle że skończy się modlitwę oczywiście odpowiednią ilość dni później). Ten dopisek - "z których ja jestem pierwszy" - to bardzo ważna informacja, że jeśli decydujesz się wejść w nowennę to modlisz się w pierwszej kolejności za siebie, a nie za jakichś tam mniej lub bardziej określonych "ich" - najgorszych grzeszników, cudzołożników i całe nieciekawe towarzystwo. Przyznam, że ulegałem pokusie, żeby to hasło traktować jako taki kurtuazyjny zwrot grzecznościowy, bo niby formalnie uznaję, że jestem pierwszym z grzeszników, ale w głębi serca czuję, że bez przesady - są inni o wiele gorsi ode mnie. Tak sądziłem do momentu, gdy olśniło mnie w kontekście 20 rozdziału Księgi Liczb.
Lb 20 to chyba najtrudniejszy rozdział w historii niezwykłego rodzeństwa jakim byli Mojżesz, Aaron i Miriam. Na jego początku mamy wzmiankę o śmierci Miriam w Kadesz, a kończy się on opisem śmierci Aarona na górze Hor. W jego środku natomiast czytamy o nieposłuszeństwie Mojżesza i Aarona, które poskutkowało ukaraniem tych braci przez Boga. I to jakim ukaraniem: za jedno nieposłuszeństwo nie będą mogli wejść do Ziemi Obiecanej. Na pierwszy rzut oka to może być jeden z najtrudniejszych fragmentów w Biblii - dlaczego Bóg tak dotkliwie karze tych, którzy prowadzili jego lud? Dlaczego karze szczególnie Mojżesza, który do tej pory starał się naprawdę wiernie trwać przy Panu i realizować jego polecenia i przykazania?
File-Tintoretto, Jacopo - Moses Striking Water from the Rock, wikimedia w domenie publicznej |
Zauważmy, że Bóg polecił, aby Mojżesz wypowiedział polecenie do skały, a ona miała dać wodę spragnionemu i sfrustrowanemu ludowi, jak to często w ich przypadku bywało. Czytamy jednak, że przywódca Izraelitów zapytał lud: "Słuchajcie, wy buntownicy! Czy potrafimy z tej skały wyprowadzić dla was wodę?", po czym uderzył laską dwukrotnie w skałę i rzeczywiście woda wypłynęła. Z jednej strony zdarzył się cud, ale z drugiej Mojżesz w sumie po raz pierwszy w swoim dotychczasowym życiu postąpił inaczej niż polecił mu Bóg: miał przemówić do skały, a on nie dość, że zamiast tego uderzył laską w skałę, to jeszcze uczynił to dwukrotnie. Jak pamiętamy, kiedyś (Wj 17) Bóg polecił Mojżeszowi uderzyć w skałę i wódz wtedy tak uczynił, ale teraz polecenie było inne. Czyżby Mojżesz zaufał tym razem bardziej sobie, swojej lasce, chciał się zaasekurować, aby przypadkiem nie zbłaźnić się przed ludem, gdyby samo słowne polecenie wydane skale nie zadziałało? Zastanawiające jest też to, że tuż przed tym wydarzeniem Bóg sam polecił Mojżeszowi zabrać z sobą laskę, ale jak wiemy nie kazał mu z niej korzystać. Dużo jest pytań.
No dobra, a jak to się ma w kontekście nowenny pompejańskiej i grzeszników? Jak już o tym napomknąłem, Mojżesz przez właściwie całe swoje życie postępował Bożymi drogami. Bezsprzecznie należy do najwybitniejszych postaci Starego Testamentu, a nawet całej Biblii. Słowo "grzesznik" jakoś tak zupełnie nie pasuje do Mojżesza. Jeśli jednak przyjmiemy, że Ziemia Obiecana to raj, robi się niewesoło - Mojżesz jednak tam nie wszedł... W trakcie tego olśnienia, o którym Wam wcześniej wspominałem, jakoś tak dotarło do mnie, że pojęcie grzeszności nie jest sprawą do końca bezwzględną; nie mierzy się jej bezwzględną ilością grzechów i ogólnym stanem człowieka. Okazuje się, że w Bożej logice postawa Mojżesza może prezentować się gorzej niż choćby tzw. Dobrego Łotra. Popatrzmy: Mojżesz harował całe życie dla Boga, ale ostatecznie nie wprowadził Izraelitów do Kanaanu, a Dobry Łotr kończył marny żywot w sposób równie marny na krzyżu, a Jezus obiecał, że jeszcze tego samego dnia wejdzie z Nim do nieba. Boża logika, Boże paradoksy...
Żeby dobrze zrozumieć sytuację z Mojżeszem trzeba sięgnąć do Ewangelii wg św. Łukasza. Jezus mówi tam w tzw. przypowieści o słudze wiernym i niewiernym: "Sługa, który zna wolę swego pana, a nic nie przygotował i nie uczynił zgodnie z jego wolą, otrzyma wielką chłostę. Ten zaś, który nie zna jego woli i uczynił coś godnego kary, otrzyma małą chłostę. Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie; a komu wiele zlecono, tym więcej od niego żądać będą" (Łk 12,47-48). To bardzo wiele wyjaśnia, prawda?
No dobra, a jak to się ma w kontekście nowenny pompejańskiej i grzeszników? Jak już o tym napomknąłem, Mojżesz przez właściwie całe swoje życie postępował Bożymi drogami. Bezsprzecznie należy do najwybitniejszych postaci Starego Testamentu, a nawet całej Biblii. Słowo "grzesznik" jakoś tak zupełnie nie pasuje do Mojżesza. Jeśli jednak przyjmiemy, że Ziemia Obiecana to raj, robi się niewesoło - Mojżesz jednak tam nie wszedł... W trakcie tego olśnienia, o którym Wam wcześniej wspominałem, jakoś tak dotarło do mnie, że pojęcie grzeszności nie jest sprawą do końca bezwzględną; nie mierzy się jej bezwzględną ilością grzechów i ogólnym stanem człowieka. Okazuje się, że w Bożej logice postawa Mojżesza może prezentować się gorzej niż choćby tzw. Dobrego Łotra. Popatrzmy: Mojżesz harował całe życie dla Boga, ale ostatecznie nie wprowadził Izraelitów do Kanaanu, a Dobry Łotr kończył marny żywot w sposób równie marny na krzyżu, a Jezus obiecał, że jeszcze tego samego dnia wejdzie z Nim do nieba. Boża logika, Boże paradoksy...
Żeby dobrze zrozumieć sytuację z Mojżeszem trzeba sięgnąć do Ewangelii wg św. Łukasza. Jezus mówi tam w tzw. przypowieści o słudze wiernym i niewiernym: "Sługa, który zna wolę swego pana, a nic nie przygotował i nie uczynił zgodnie z jego wolą, otrzyma wielką chłostę. Ten zaś, który nie zna jego woli i uczynił coś godnego kary, otrzyma małą chłostę. Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie; a komu wiele zlecono, tym więcej od niego żądać będą" (Łk 12,47-48). To bardzo wiele wyjaśnia, prawda?
Mojżesz został wybrany przez Boga do naprawdę wielkiego dzieła; Pan bardzo wiele zdziałał przez jego ręce. W związku z tym niewierność popełniona przez Mojżesza była znacząca. Być może gdyby ktoś mniej obdarzony rozlicznymi talentami i łaskami zachowałby się podobnie jak przywódca Izraelitów, nie doświadczyłby aż tak surowej kary. Analogicznie: najprawdopodobniej mniej surowe cięgi zbierze zawodnik trzecioligowca, który nie strzelił gola z bliskiej odległości niż reprezentant Polski.
Czy zatem lepiej być mniej obdarowanym przez Boga? Czy to bezpieczniejsze? Zdecydowanie nie! Jeśli Pan Bóg wybiera człowieka i powołuje do czegoś, obdarza go wszelkimi potrzebnymi łaskami do podołania misji. Tylko od wolnej woli człowieka zależy na ile będzie chciał współpracować ze Stwórcą.
A zatem przyznaję się Wam, drodzy Czytelnicy, że jestem grzesznikiem. Ba, jestem pierwszy wśród grzeszników. Jestem nim przede wszystkim ze względu nie tyle na to czy zostałem mniej lub bardziej obdarowany przez Boga, ale dlatego, że często marnuję łaski, talenty, okazje do unikania zła i czynienia dobra, nie podążam za natchnieniami Ducha Świętego. Jak każdy z nas jestem osobą niepowtarzalną przed Bogiem, więc każdy mój grzech jest niepowtarzalnie wielkim złem w stosunku do kochającego Boga. I dlatego przede wszystkim jestem największym grzesznikiem. I nie mówię tego tylko kurtuazyjnie i dla szpanu. Taki jest fakt.
Jaki jest na to ratunek? Pokora i uniżenie przed Bogiem. W tym wszystkim nie chodzi o to, że Bóg jest Kimś, kto tylko czyha na nasze potknięcie. Przeciwnie: On czeka na choćby najmniejszą oznakę dobrej woli z naszej strony. Panie, zmiłuj się nade mną grzesznym...
Jak często modlę się za siebie i innych grzeszników? Może warto jeszcze dołączyć do Wielkiej Nowenny Pompejańskiej za grzeszników?
Poprzedni odcinek z serii Pochylmy się nad: Kamyki Dawida, czyli sięgnij do torby >>>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz