środa, 26 lipca 2017

#7 Pan Bóg na niebie, czyli we wszechświecie

Ostatnio wybraliśmy się w góry, aby tam poszukać śladów Pana Boga. Dziś powędrujemy jeszcze wyżej...

Wyobraźmy sobie, że leżymy pod gołym niebem i to niemal dosłownie, bo nie ma żadnej chmurki; spędzamy noc na biwaku w górach. No właśnie, jest noc. Nad nami, gdzieś tam hen daleko, migoczą miriady gwiazd. My tutaj tacy mali i bezbronni, a tam otchłań, niezbadane przestworza, nieprzebrane kilometry tajemnych dróg i kosmicznych ścieżek. Nad tą całą rzeszą niebiańskich bytów zdaje się panować Księżyc, który dodatkowo będąc w pełni, wydaje się potężnym „panem” nieba. Celowo użyłem tutaj cudzysłowu, który nie miałby racji bytu, gdybyśmy żyli ponad 1050 lat temu na naszych ziemiach. Wtedy nasi przodkowie nieoświeceni jeszcze światłem Ewangelii utożsamiali różne obiekty na niebie i ziemi z siłami boskimi. Wiele z nich, jak choćby Księżyc i Słońce, jawiły im się jako pełne majestatu bóstwa, którym trzeba oddawać pokłon. Do dzisiaj ślady tych dawnych wierzeń zachowały się w astrologii, horoskopach i dziwacznych, magicznych przesądach, nadających niejako gwiazdom i bytom kosmicznym rzekomą moc panowania nad człowiekiem i jego losem. My jednak wiemy Kto jest prawdziwym Panem „tego, co w górze” (Kol 3,1) i tego, co na Ziemi.

Nie wiem jak wy, ale ja strasznie lubię nocną porę. Może wbrew pozorom noc jest szczególnym czasem objawiania się Pana Boga. To nie siły zła ukryte są w mroku, którego poniekąd mamy prawo się bać, ale moim zdaniem to właśnie w tej nocnej porze można niemal namacalnie dotknąć odwiecznej tajemnicy i, tak pół żartem, pół serio, można zajrzeć do Nieba przez okno, jakim jest nieboskłon usiany gwiazdami. To wspaniała okazja, aby wejść w bardzo intymną relację ze Stwórcą, który troszczy się o nas nie tylko w dzień, ale i nocą. Gdy milknie gwar i dzienna krzątanina, wtedy chyba najłatwiej doświadczyć Boga i tak naprawdę szczerze z Nim porozmawiać choćby na jakiejś „górze”, nawet w dosłownym znaczeniu, o czym mówiliśmy sobie więcej ostatnio (#5 Pan Bóg na górze; #6 Pan Bóg na górze – opowieść wakacyjna).

Kiedyś, gdzieś (chyba w komentarzu pod jednym z filmików o. A. Szustaka, do których zachęcam) w Internecie znalazłem taką fajną myśl wyrażoną przez jedną (lub jednego) z komentujących. Otóż napisano, że Pan Jezus największych rzeczy dokonywał nocą, bo urodził się w nocy, a przede wszystkim nocą zmartwychwstał (ewentualnie tuż nad ranem); wszak gdy kobiety przybyły do grobu wczesnym rankiem Pana już tam nie było. To daje do myślenia, nieprawdaż?

Tu dochodzimy do kwintesencji i sedna naszych dzisiejszych rozważań jakie nam się nasuwają w trakcie leżenia na górze, nocą, pod gołym niebem, w porze wakacji, wpatrując się w niebo. W tym kontekście pobrzmiewa mi w uszach pewna śliczna pieśń, która bardzo mi się podoba. Jest taka bardzo ludzka, trochę nawet rozczulająca... Przytoczę jej fragment, który najpewniej kojarzycie: „Kiedy w jasną, spokojną, cichą noc spoglądam na niebo pełne gwiazd, wtedy myślę, czy życie to ma sens i wołam do Ciebie, Ojcze nasz. O Boże, o Boże, Panie mój, nie pamiętaj, że czasem było źle. Wiesz dobrze, że zawsze jestem Twój i że tylko Twoją drogą kroczyć chcę” 
(tekst za: https://www.gloria.tv/video/SC3W6DeHjm3K3jhzyp6uYGjSi). Piękne, prawda?

Tak sobie myślę, że leżąc na górze i wpatrując się w to „niebo pełne gwiazd” powinniśmy zachwycić się szczególnie nad jedną prawdą o Bogu. Oczywiście możemy sobie myśleć o wielu pięknych sprawach, ale mnie zwłaszcza jedna nasuwa tu się jako ta pierwsza: to prawda o Bożym miłosierdziu. Myśląc po ludzku możemy się zastanawiać jaki interes ma Pan Bóg w tym, że stworzył wszechświat i nam, małym, powierzył odpowiedzialne zadanie czynienia sobie ziemi poddaną (por. Rdz 1,28). Odpowiedź jest prosta – żaden! To my często jesteśmy interesowni i pytamy nazbyt często: za ile, po co, czy się opłaci. Bóg nie pyta, On kocha i to na maksa, aż do końca. Dla nas stworzył świat i mówi do nas często bardzo subtelnie, a czasem z wielkim rozmachem, także poprzez świat widzialny: poprzez te gwiazdy, i ten księżyc i... tego małego robaczka, który może akurat wędruje sobie po tobie, gdy ty leżysz i wpatrujesz się w niebo.

Na koniec zanućmy jeszcze trzecią zwrotkę pieśni: „Życie ludzi przebiega krętą drogą, hen w górze cel mej wędrówki tkwi i choć czasem sił braknie moim nogom, to ja dojdę, dojdę, gdy zaufam Ci”.


Czy mnie patrzącą/patrzącego tam, gdzie „hen w górze cel mej wędrówki tkwi” przepełnia radość i nadzieja osiągnięcia nieba? Czy ufam Bogu, że „ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują” (1 Kor 2,9)?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz