środa, 23 sierpnia 2017

#15 Pan Bóg we mnie

Szczerze mówiąc dzisiejszy wpis miał być poświęcony szukaniu Pana Boga w Internecie, na przeglądaniu którego też zapewne spędzamy miej lub więcej czasu w te wakacyjne dni i nie chodzi tu wcale tylko o gry komputerowe. Sierpień zbliża się jednak nieuchronnie ku końcowi, dlatego postanowiłem te dwa wpisy w tym tygodniu poświęcić na nieco inne zagadnienie. Jeśli chodzi o Internet, to nie jest niczym odkrywczym gdy powiem, że znajduje się tam bardzo wiele naprawdę interesujących treści, mogących pogłębić naszą wiarę. Przykładowo w zakładce Wokół Biblii zamieszczam treści szczególnie poświęcone Biblii i niezmiennie zachęcam Was do prezentowania tam swoich własnych godnych uwagi propozycji. Poza tym zawsze można poczytać posty na Biblijnym Rabanie i zachęcić do tego innych :) To reklama nie mojego bloga, ale Biblii, Słowa Bożego; nie pozwólmy, moi Drodzy, aby egzemplarze Biblii leżały sobie spokojnie, zakurzone i zapomniane, na domowych półkach. Do tego między innymi ma się przyczyniać nasze biblijne rabanowanie.

W trakcie naszych tegorocznych wakacyjnych wojaży w poszukiwaniu śladów Bożej obecności odwiedziliśmy wiele różnych miejsc. Jak zapewne pamiętacie, wyszliśmy od świątyni (#1 Pan Bóg w kościele), czyli Domu Pana Boga, a potem przemierzyliśmy m.in. góry, łąki, lasy, tereny położone nad wodą. Tak sobie myślę, że w obliczu kończących się pomału wakacji przyszedł czas na wyprawę zgoła odmienną od tamtych. Podczas gdy tam skupialiśmy się raczej na tym, co zewnętrzne (choć oczywiście staraliśmy się dotknąć głębi znaczeń i treści), dziś zapraszam na wędrówkę do własnego wnętrza, bo przecież tam także jest obecny prawdziwy Bóg. To także doskonała okazja, żeby poniekąd podsumować dotychczasowe poszukiwania, które ogniskując się wprawdzie na tym co zewnętrze, miały przede wszystkim tak naprawdę pomóc w odnalezieniu Pana Boga we własnym wnętrzu, a czasami to okazuje się najtrudniejsze...

Jeśli nasze wakacyjne wędrowanie pozwoliło Ci choć trochę stanąć w Bożej obecności w trakcie wakacyjnego wypoczynku, chwała Panu za to, że pomógł Tobie i mnie doświadczyć Siebie w pięknie przyrody, modlitwie, w drugim człowieku, a nade wszystko w Eucharystii. Poniższe słowa kieruję jednak szczególnie do tych, którzy może nie czują Boga w sercu; może nawet się starają, ale jakoś tak to wszystko nie przynosi zamierzonego efektu; może nie odkryli Stwórcy ani na górze, ani nad wodą, ani na łące, ani w lesie...

Jeśli Ty, droga Czytelniczko lub Ty, szanowny Czytelniku, masz właśnie takie poczucie bezsensu i pustki, Tobie dedykuję słowa św. Ojca Pio, zasłyszane niegdyś przeze mnie; będzie to parafraza: „Nie martw się i nie trap długim poszukiwaniem Boga; On jest przecież w Twoim wnętrzu”. To jest bardzo jasna wskazówka, gdzie najłatwiej, a z drugiej strony paradoksalnie najtrudniej znaleźć Boga.

Czasami zdarza się, że Boża obecność w człowieku jest do granic możliwości zamazana i prawie niedostrzegalna. Może nawet sumienie, Boży głos w sercu, już się całkiem rozregulowało. Ludzka dusza nierzadko jest takim wrakiem statku, który poobijał się, a w końcu rozbił na wzburzonych falach życia. Może Ty właśnie czujesz się jak statek, który lada moment się roztrzaska na drobne kawałki, a może nawet już się to stało i czujesz się jak taki wrak leżący na samym dnie.

Nie jestem żadnym teologiem ani nie kreuję się na specjalistę w tej materii i możecie mi wierzyć albo nie, ale jakoś tak czuję w sercu, że dopóki człowiek żyje, NIE JEST w stanie znaleźć się w sytuacji kompletnie rozbitego wraku; innymi słowy – nie ma takiej sytuacji, w której Pan nie mógłby cię wyprowadzić na spokojniejsze wody, choćbyś już był prawie na dnie... Może wydaje się to wbrew prawom fizyki, ale Bóg działa przede wszystkim w oparciu o prawo miłości.

Co w takiej sytuacji należy zrobić? Trzeba obudzić Jezusa, który może śpi w jakiejś „kajucie” na dnie Twojego serca i tylko czeka, kiedy wreszcie przestaniesz polegać tylko na sobie, a poprosisz właśnie Jego, aby uciszył burze Twojego życia.

A może trzeba niczym tonący św. Piotr zawołać: „Panie, ratuj mnie!” (Mt 14,30) i w ten sposób i tak na 100% zaprosić Jezusa do łodzi swojego życia, bo może do tej pory płynąłeś zdając się tylko na własne siły i tym samym nie dostrzegałeś w sobie Bożej obecności?


Czy przeczytałem już i tak na serio rozważyłem w kontekście własnego życia Mt 8,23-27 oraz Mt 14,22-32?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz