sobota, 8 grudnia 2018

Adwent 2018 #1 Adwent ostateczny (Łk 21, 25-28. 34-36)

Wszystko się wali? Głowa do góry!


Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus i Maryja zawsze Dziewica!


W tamtym roku były Cztery spotkania” (np. pierwsze o synu marnotrawnym), w tym roku zapraszam na „Cztery Adwenty i jeden Pan Bóg”. Będą to krótkie zamyślenia, do których czytania zachęcam Was przy podkładzie muzycznym - przepięknym chorale gregoriańskim. Jak sama nazwa wskazuje, dotkniemy kwestii czterech okresów adwentowych, dwóch bardziej oczywistych, dwóch może nieco mniej.



Niektórzy może nieco dziwią się, dlaczego przez dużą część Adwentu w liturgii słuchamy o czasach ostatecznych. Listopad to rozumiem, ale grudzień? W grudniu powinniśmy się zajmować już tylko szopką, wołkiem, osiołkiem i pastuszkiem, który gra na fujarce. Okazuje się, że ci, którzy ustalali jakie teksty będą czytane w poszczególne dni Adwentu wcale nie przysnęli pociągając tematykę listopadową do połowy grudnia. To jak najbardziej świadoma decyzja; i bardzo dobrze.

„Adwent”  wywodzi się od łacińskiego „adventus” (przyjście). Tak naprawdę w tym okresie to oczekiwanie na przybycie Pana Jezusa nie tyle odnosi się do Jego narodzin w Betlejem, ale właśnie Jego przyjścia na końcu czasów. W I niedzielę Adwentu w tym roku czytaliśmy fragment Ewangelii wg. św. Łukasza. Zapraszam Was raz jeszcze do lektury tej perykopy: Łk 21, 25-28. 34-36.

Są tam opisane dość przerażające katastrofy, które będą towarzyszyć przyjściu Pana na końcu czasów. Tym bardziej zaskakujące wydają się słowa Chrystusa: „gdy się to dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie”. Następnie Pan Jezus przestrzega przed popadaniem w szereg podłości i zachęca do czuwania. Na końcu fragmentu czytamy:„Czuwajcie i módlcie się w każdym czasie, abyście mogli uniknąć tego wszystkiego, co ma nastąpić, i stanąć przed Synem Człowieczym”. Mówiąc prościej: jeśli będziemy starać się, aby podążać drogą Bożych przykazań i miłości, to wtedy może rzucić się na nas całe zło, może grzmieć, wiać i woda nas zalewać, ale nam nic się nie stanie.

W kontekście tego fragmentu i kilku innych w Biblii chodzi za mną taka myśl (bardzo oczywista, ale chyba często nam umyka), że jeśli jesteśmy blisko Pana to NIC, absolutnie NIC nie może nam się stać. Jest jakąś tajemnicą fakt, że tam gdzie zło zdaje się rzucać do boju wszystkie swoje siły, Pan przychodzi z mocą jeszcze nieskończenie większą od całych zastępów zła, a nawet ze zła potrafi wyprowadzić dobro, choć nie On jest sprawcą zła. Gdzie jednak wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska (Rz 5,20). Z perspektywy zła wygląda to trochę tak, jakby rzucało bumerangiem, a on z jeszcze większa siłą wraca i zło dostaje pstryczka w nos.

W tym właśnie duchu przeżywajmy Adwent i patrzmy dalej, ku czasom ostatecznym. Nie z lękiem, ale podniesioną głową, bo nadchodzi nasze wybawienie.

W intencji takiego przeżywania czasu oczekiwania na ostateczne przyjście Pana odmówmy z wiarą i dziecięcą ufnością: Ojcze nasz...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz