Nie jest łatwo szukać Pana Boga w niedomaganiach ciała, ducha i psychiki. Nie jest też łatwo, gdy przygniatają człowieka pokusy i grzechy. Żadna z tych sytuacji nie jest czymś komfortowym, choć w poprzednich wpisach staraliśmy się szukać Pana Boga także i w tych arcytrudnych rzeczywistościach. Chciałbym jednak, żebyśmy dzisiaj w naszych ciągle jeszcze wakacyjnych refleksjach poszli dalej. Czym jest owo „dalej”? Mam na myśli sytuację, gdy powyższe tragedie występują naraz, a tak przecież może się zdarzyć. Wtedy po ludzku jest to coś z gatunku kompletnej beznadziei. Nieprzypadkowo jednak w tytule tego posta pozwoliłem sobie użyć cudzysłów. Jeśli wierzymy Bogu to przecież wiemy, że dla Niego nic nie jest kompletną beznadzieją. On może wszystko.
fot. Counselling (Pixabay.com)
Ci, którzy śledzili „Niedoskonałe minikonferencje” na Biblijnym Rabanie publikowane w Wielkim Poście 2018 mogliby w tej kwestii szczególnie dużo na ten temat powiedzieć. Nie chodzi o to, że ja tam sam z siebie jakieś mądrości prawiłem, ale starałem się tylko zachęcać do lektury genialnej książki autorstwa André Daigneault pt. „Droga niedoskonałości. Świętość ubogich”. W którymś z tamtych tekstów wspominałem już chyba, że w trakcie lektury „Drogi niedoskonałości” byłem do głębi wzruszony i przejęty, ze łzami w oczach śledziłem kolejne linijki.
Szczególnie jeśli ktoś jeszcze tamtej książki i tekstów nie miał przed oczyma, gorąco do tego zachęcam. Generalnie autor w bardzo logiczny sposób, na bazie Pisma Świętego dowodzi, że to paradoksalnie nie w dążeniu do moralnej doskonałości i nieskazitelności czy też bezgrzeszności jest prawdziwa siła oraz piękno chrześcijanina. Nie na tym chrześcijanin tak naprawdę powinien się skupiać. Przynajmniej nie na tym w pierwszej kolejności. Istotą Ewangelii jest miłość. I jeśli nawet przygniatają chrześcijanina setki słabości, grzechów, niedomagań i gdy przez ludzi jest już spisany na straty, to... jest to doskonała okazja do rozpoczęcia drogi największej świętości. I w tym wszystkim nie chodzi o to, że nie warto dążyć do doskonałości moralnej ani nie o to, że można grzeszyć ile wlezie, bo i tak zawsze można powrócić do Boga. Nie! W tym wszystkim chodzi o to, że w sytuacji „kompletnej beznadziei" ZAWSZE jest nadzieja. ZAWSZE!
Oczywiście kiedy człowiekowi naprawdę brakuje nadziei dobrze się innym mówi i pisze, a realia zdają się przerastać resztki dobrej woli. Ale czy tego chcemy, czy nie, Pan Bóg daje nadzieję! I gdy po ludzku nie ma już żadnych szans, nawet obiektywnie i praktycznie, Pan Bóg zawsze, ale to zawsze jest w stanie wyprowadzić dobro. Proszę Was, abyście poprzez udostępnianie tego posta byli apostołami nadziei, apostołami Dobrej Nowiny. Może Wy albo ktoś Wam znany pogrążony jest w takiej beznadziei, może jest o krok od skończenia z własnym życiem - to właśnie do tych osób zwraca się z całą miłością Bóg - „Uwierz, zaufaj Mi, jestem z Tobą i wyprowadzę z twojej sytuacji wielkie dobro!!!”. Przepraszam za może nieodpowiednie porównanie, ale gdy jest Ci naprawdę źle, trzymaj się Boga, jak pijany płotu. Trzymaj się i nie puszczaj. Choćby Ci grozili, że odetną Ci tę rękę, żebyś się już Go nie trzymał - Ty trwaj. Zrób wszystko co po ludzku możesz, żeby poprawić swoją sytuację, a resztę złóż w rękach Pana.
Tak się składa, że dzisiaj świętujemy Narodzenie Najświętszej Maryi Panny. Lepiej złożyć się nie mogło. Dlaczego? Bo to Ona, Maryja, jest najpewniejszą drogą do Pana. Trzymając się powyższej analogii ośmielę się porównać Matkę Bożą do swoistego spoiwa, które pomoże Ci się trzymać płotu; po prostu przyklei Cię do niego. Jeśli już nawet trzymać się nie możesz postaw na Maryję, a z Nią nie możesz przegrać życia. To jest zwyczajnie niemożliwe.
Kończąc ten tekst chciałbym jeszcze przywołać myśl wyrażoną przez Szymona Hołownię. Wspominał on, że nawet jeśli w jego życiu bywało różnie i czasami nie mógł przystępować do Komunii Świętej, po prostu i tak starał się uczestniczyć we Mszy Świętej. To jest nauka dla każdego, kto jest na totalnym dnie. Nie wolno Ci oderwać się od Jezusa. Po prostu nie!
I jeszcze jedna wskazówka z objawień Maryjnych: „Dusza, która poleca mi się przez Różaniec – nie zginie” – powiedziała Matka Boża. Czy wierzysz Jej?
Czy ja, w mojej „kompletnej beznadziei” ufam jeszcze, że „dla Boga (...) nie ma nic niemożliwego” (Łk 1,37)?
Szczególnie jeśli ktoś jeszcze tamtej książki i tekstów nie miał przed oczyma, gorąco do tego zachęcam. Generalnie autor w bardzo logiczny sposób, na bazie Pisma Świętego dowodzi, że to paradoksalnie nie w dążeniu do moralnej doskonałości i nieskazitelności czy też bezgrzeszności jest prawdziwa siła oraz piękno chrześcijanina. Nie na tym chrześcijanin tak naprawdę powinien się skupiać. Przynajmniej nie na tym w pierwszej kolejności. Istotą Ewangelii jest miłość. I jeśli nawet przygniatają chrześcijanina setki słabości, grzechów, niedomagań i gdy przez ludzi jest już spisany na straty, to... jest to doskonała okazja do rozpoczęcia drogi największej świętości. I w tym wszystkim nie chodzi o to, że nie warto dążyć do doskonałości moralnej ani nie o to, że można grzeszyć ile wlezie, bo i tak zawsze można powrócić do Boga. Nie! W tym wszystkim chodzi o to, że w sytuacji „kompletnej beznadziei" ZAWSZE jest nadzieja. ZAWSZE!
Oczywiście kiedy człowiekowi naprawdę brakuje nadziei dobrze się innym mówi i pisze, a realia zdają się przerastać resztki dobrej woli. Ale czy tego chcemy, czy nie, Pan Bóg daje nadzieję! I gdy po ludzku nie ma już żadnych szans, nawet obiektywnie i praktycznie, Pan Bóg zawsze, ale to zawsze jest w stanie wyprowadzić dobro. Proszę Was, abyście poprzez udostępnianie tego posta byli apostołami nadziei, apostołami Dobrej Nowiny. Może Wy albo ktoś Wam znany pogrążony jest w takiej beznadziei, może jest o krok od skończenia z własnym życiem - to właśnie do tych osób zwraca się z całą miłością Bóg - „Uwierz, zaufaj Mi, jestem z Tobą i wyprowadzę z twojej sytuacji wielkie dobro!!!”. Przepraszam za może nieodpowiednie porównanie, ale gdy jest Ci naprawdę źle, trzymaj się Boga, jak pijany płotu. Trzymaj się i nie puszczaj. Choćby Ci grozili, że odetną Ci tę rękę, żebyś się już Go nie trzymał - Ty trwaj. Zrób wszystko co po ludzku możesz, żeby poprawić swoją sytuację, a resztę złóż w rękach Pana.
Tak się składa, że dzisiaj świętujemy Narodzenie Najświętszej Maryi Panny. Lepiej złożyć się nie mogło. Dlaczego? Bo to Ona, Maryja, jest najpewniejszą drogą do Pana. Trzymając się powyższej analogii ośmielę się porównać Matkę Bożą do swoistego spoiwa, które pomoże Ci się trzymać płotu; po prostu przyklei Cię do niego. Jeśli już nawet trzymać się nie możesz postaw na Maryję, a z Nią nie możesz przegrać życia. To jest zwyczajnie niemożliwe.
Kończąc ten tekst chciałbym jeszcze przywołać myśl wyrażoną przez Szymona Hołownię. Wspominał on, że nawet jeśli w jego życiu bywało różnie i czasami nie mógł przystępować do Komunii Świętej, po prostu i tak starał się uczestniczyć we Mszy Świętej. To jest nauka dla każdego, kto jest na totalnym dnie. Nie wolno Ci oderwać się od Jezusa. Po prostu nie!
I jeszcze jedna wskazówka z objawień Maryjnych: „Dusza, która poleca mi się przez Różaniec – nie zginie” – powiedziała Matka Boża. Czy wierzysz Jej?
Czy ja, w mojej „kompletnej beznadziei” ufam jeszcze, że „dla Boga (...) nie ma nic niemożliwego” (Łk 1,37)?
Myślę że bycie dobrym człowiekiem jest dużo ważniejsze. Dbanie o to by dawać coś od siebie i dbać o bliźniego jest bardzo ważne, szczególnie teraz. Każdy z nas ma chwile słabości, jednak wszystko można zwalczyć :)
OdpowiedzUsuńTak, słuszna uwaga. Jeśli skupiamy się na innych, pomaganiu im, ich problemach, wtedy nasza "beznadzieja" może okazać się mniej straszna. Dzięki za komentarz. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń