sobota, 1 września 2018

#22 Pan Bóg w... pokusach i grzechach

Zastanawialiśmy się już jak i czy można szukać Pana Boga w radości, ale i różnorodnych niedomaganiach: ciała, ducha oraz psychiki. Dzisiejszy wpis będzie dość absurdalny, gdyż udamy się na poszukiwania Pana Boga w miejsca, które wydają się zaprzeczeniem Jego obecności: chodzi o pokusy i grzechy. Patrząc na ten temat logicznie możemy dojść do niewątpliwie słusznego przekonania, że szukanie Pana Boga w grzechu jest jak odnajdywanie koloru białego w kompletnie czarnej plamie.



fot. KlausHausmann (Pixabay.com)

W Dzienniczku św. s. Faustyny znajdziemy m.in. takie zdanie: „Nie mogę kochać duszy, którą plami grzech” (1728). Przyznam, że z tym zdaniem miałem przez pewien czas problem – bo niby jak to jest z tą Miłością Pana Boga, który kocha zawsze i wszędzie? Czy zatem skoro Pan nie kocha duszy grzesznej, nie ma już dla niej żadnego ratunku? Trzeba jednak przeczytać jeszcze dalszy ciąg tego fragmentu, gdzie jest napisane: „ale kiedy żałuje (dusza grzeszna), to nie ma granicy dla Mojej hojności, jaką mam ku niej. Miłosierdzie Moje ogarnia ją i usprawiedliwia”.

Powyższy cytat jest zatem podpowiedzią dla nas jak i czy można szukać Pana Boga w grzechu? Nie tylko można, ale nawet trzeba i to bezwględnie! Nie ma chyba żadnego innego stanu, który wymagałby natychmiastowego poszukiwania Pana Boga jak grzech, a szczególnie ciężki. A od czego te poszukiwania zacząć? Od uświadomienia sobie swojego rozpaczliwego położenia i wzbudzenia w sercu szczerego żalu. A dalej co? Resztę zrobi Jezus. Przeczytajmy jeszcze kawałek Dzienniczka: „Miłosierdziem swoim ścigam grzeszników na wszystkich drogach ich i raduje się serce Moje, gdy oni wracają do Mnie. Zapominam o goryczach, którymi poili serce Moje, a cieszę się z ich powrotu”. Z tego fragmentu wynika coś jeszcze: nie tylko poszukiwanie Pana w grzechu jest możliwe i konieczne, ale On sam, gdy przygniatają nas pokusy i grzechy „ściga” nas i szuka.

Bardzo podoba mi się to słowo „ściga”. Zaraz przywodzi ono na myśl Ewangelicznego Dobrego Pasterza, Miłosiernego Ojca, itd., w których odbija się postawa Jezusa „uganiającego” się za grzesznikami i wołającego „Dziecko, pozwól Mi Cię kochać”. A zatem zdanie Pana, że nie może kochać duszy, którą plami grzech trzeba raczej odczytywać jako wyraz wolnej woli człowieka, który nie daje się kochać Bogu niż decyzję Boga. Bóg kocha zawsze i tylko człowiek źle używając swojej wolnej woli może tę miłość odrzucić.

Mówiliśmy sobie już trochę, że rzeczywistość Pana Boga i rzeczywistość grzechu kompletnie do siebie nie pasują. I jest to słuszne spostrzeżenie, to jasne. Jest jednak w Biblii zdanie, które wielu gorszy i brzmi jak herezja: „On (Bóg Ojciec) to dla nas grzechem uczynił Tego (Jezusa), który nie znał grzechu, abyśmy się stali w Nim sprawiedliwością Bożą” (2 Kor 5,21). Prawda, że to naprawdę dziwne sformułowanie? To jeden z największych paradoksów chrześcijaństwa, nad którym już jakiś czas temu pochylaliśmy się na blogu.

Pan Jezus, przeczysty i święty, wziął na siebie na cały ogrom zła, niemalże w jakiś tajemniczy sposób, niezrozumiały dla nas, utożsamił się z całym badziewiem świata, całym syfem, przekleństwem; „Z (...) przekleństwa Prawa Chrystus nas wykupił – stawszy się za nas przekleństwem, bo napisane jest: Przeklęty każdy, którego powieszono na drzewie” (Ga 3,13). W ramach lektury nad najbliższy czas sięgnijmy po 2 Kor 5,11-21 i Ga 3,10-14.

Na koniec chciałbym Was zachęcić do obejrzenia i wysłuchania bardzo interesujących kazań ks. Nikosa Skurasa (linki pod tekstem). Ów kapłan wspominał m.in. o pewnym żydowskim (chodzi o Żydów chrześcijańskich) midraszu (opowiadanie, przekaz), który mówi o tym, że część aniołów była wtajemniczona w śmierć Syna Bożego na krzyżu, reszta nie. I gdy Boży Syn powracał do nieba prowadzący Go aniołowie (wtajemniczeni) krzyczeli na tych w bramach niebieskich, żeby otwarli je dla Bożego Pomazańca. Tamci u góry (niewtajemniczeni), nie wierząc tym na dole, nie chcieli przystać na ich słowa, gdyż mówili: „Co?! On?! Synem Bożym?! Przecież On śmierdzi grzechami!”. Dopiero usilne błagania tych z dołu i wreszcie interwencja Boga Ojca przekonały aniołów, że w ich kierunku zmierzał Syn Boży we własnej Osobie.


Czy ja, w moim grzechu, pozwoliłem się już wreszcie doścignąć Bożemu Miłosierdziu?


Wybrane (bardzo mocne) kazania ks. Nikosa Skurasa:
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz